Kultura

Czarnoksiężnik (2)

Czarnoksiężnik (2)

–  Zaiste, tedyż hańba i śmierć przypadły mi w udziale, oto zapłata za trudy mych rąk i szczere zabiegi! Jeno cud niebieski zdoła zmyć ze mnie tę hańbę sromotną, cudem jeno żywot mój ocalę przed mieczem kata! – począł biadać Schaffenberg.

–  Ależ z was głupiec, mistrzu Schaffenbergu, skoro groźby prawe pana waszego, rycerza na zamku Edelstein, w trwogę tak wielką was wprawiają – zadrwił Zdenko. – Dajcie no, niechaj spojrzę, cóż to rycerz ów na pergaminie tym skreślił, iż bladziście niczym sama śmierć.

Podniósłszy z posadzki zwitek, co z rąk Schaffenberga wypadł, Zdenko głośno odczytał jego treść:

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Do Mistrza Górniczego Hansa Schaffenberga!

Niewierność waści względem osoby mej, pana waszego, dowiedziona już została. Skrycie wspieracie biskupa wrocławskiego, a przez to zdradę popełniacie. Przeto wyrok śmierci z ręki kata na was zapada. Miejsce wasze jako górmistrza zajmie Zdenko – w podzięce za jego głęboką znajomość sztuki górniczej. Azaliż łaskę wam jeszcze okażę i miłosierdzia nie odmówię, jeśliby dochód z kopalni w Alt– Hackelsbergu co tydzień tysiąc złotych guldenów przynosił. Wtenczas żywot wasz darowany będzie, a zdrada, którąście przeciw mnie uczynili, w zapomnienie pójdzie.

–  Hm, hm, górmistrzu – ciągnął Czech – pan wasz, rycerz de Linavia, z natury swej dobrotliwy jest i łaskawy. Gdybym ja na miejscu waszym stał, tedy starałbym się, aby dochód tygodniowy do dwóch tysięcy guldenów sięgnął, by znowu w łaskach jego zajaśnieć i gniewu uniknąć.

–  Zamilknijcie, podły oszczerco! – zawołał Schaffenberg, który już nieco jasności w umyśle odzyskał. – Mnie, człeka niewinnego, przed obliczem rycerza o zdradę i niewierność pomówiliście, a potem w ręce kata wydaliście, by posadę moją podstępem przejąć! Wiedzcie, iż krew moja nie na darmo się przeleje – pomści się ona na was, nikczemna istoto!

Na twarz Zdenka na chwilę jedną wypłynęła głęboka powaga. Lecz gdy zaczął mówić, wokół jego ust igrał już demoniczny uśmieszek.

–  Nie traćcie rezonu, Schaffenberg, albowiem jaśnieje wam jeszcze promień nadziei – snadź los waści odmienić się zdoła. Ernsta, brata Ottona de Linavii, rycerza na zamku Koberstein[1], piękność córki waszej tak urzekła, iż najgorętszym jego pragnieniem jest ją zaślubić. Oddajcie mu ją, a żywot i cześć ocalicie.

– Niechaj sczeznę śmiercią najpodlejszą, jeśli dziecko moje oddam temu raubritterowi z Kobersteinu, co z bratem swym Ottonem łupieżcze wyprawy czyni na ziemie należące do wrocławskiego biskupa! A że takich poczynań nie pochwalam, gwarków zaś ręką twardą w ryzach trzymam, jako przystoi mężowi, tedy bracia z Linawii nieprzyjaciółmi mi są i zguby mojej łakną – odrzekł z goryczą Schaffenberg.

– A tedy zguba niechybna was czeka – zakpił Zdenko, nasuwając zadziornie czerwony beret na czoło i oddalając się z izby górmistrzowskiej.

Pozostawszy sam, Schaffenberg pogrążył się w zadumie nad swym groźnym położeniem. U stóp jego spoczywała wciąż nieszczęsna zwitka pergaminowa, co mu zgubę żywota i hańbę imienia zwiastowała. Azaliż był przecie – jako i wszelki inny gwarek – człekiem wolnym. Czyż nie dzierżył listu, co zapewniał mu prawo do wolności, a przed samowolą okrutnego rycerza go strzegł, który traktował go tak, jakby był jego chłopem pańszczyźnianym? Któż rycerzowi prawo nadał, by mężów wolnych na śmierć z ręki katowskiej skazywać, jeno iż udziału w łupieżczych wyprawach odmówili, a mimo trudów swych nie zdołali wydobyć z łona ziemi tyluż skarbów, ilu w swej rozrzutnej zachłanności ów się domagał?

–  Uciekać nam trzeba, i to niezwłocznie! Muszę się ratować, nie ma innego wyjścia, jak tylko rychło opuścić mury tego grodu. Ani chwili nie dadzą mi siepacze tajemnego trybunału – porwą mnie bez litości, zawloką w mroczne podziemia zamku Edelstein, gdzie już snadź czeka na mnie kat, by zgładzić mnie, niewinną duszę!

Rzekłszy te słowa, Schaffenberg otworzył podwoje i zawołał donośnie:

– Johanno!

Dziewoja ukazała się wnet na drugim krańcu ganku, a głosem słodkim jak miód odparła:

– Czego sobie życzysz, ojcze mój?

– Biedneś ty dziecię! Uciekać nam trzeba, uchodzić z tego przeklętego grodu, gdzie czyhają na nas hańba i śmierć! Gotuj się do drogi, albowiem każda chwila może zaważyć na wolności naszej – lub zgubie!

Johanna zbielała niczym marmur grobowy i z trwogą w głosie wyjąkała:

– A co z moim oblubieńcem, Hermannem?

– Onże z nami uchodzić będzie! Idźże tedy, pośpiesz się i zawołaj go czym prędzej! – rzekł Schaffenberg, pakując w tłumok odzienie oraz kosztowności wszelakie.

A gdy godzina minęła, troje jeźdźców opuściło mury grodu Edelstadt, pędząc galopem ku traktowi wiodącemu do Breslau. Byli to mistrz górniczy Schaffenberg, jego córka Johanna, a z nimi gwarek młody, Hermann.

***

Zamek Edelstein wg AI

W jednej z komnat twierdzy Edelstein, strojnej w przepych wschodni, przebywał Otto de Linavia wraz z bratem swym oraz garścią rycerzy, których honor wątłym był wielce – w śląskich górach było ich wówczas całe mrowie. Dźwięk kielichów, pełnych wina przedniego, niósł się donośnie po zamku. Długi stół dębowy, co stał pośrodku komnaty, trzeszczał pod ciężarem potraw przynoszonych w ogromnych misach, których zapach roznosił się po wszystkich pomieszczeniach twierdzy.

Skoczne melodie dobywał z lutni swej minnesinger, śpiewając porywające pieśni o miłości oraz bohaterskich czynach. U szczytu stołu siedział na wpół odurzony pan zamku, Otto. Wysoka to była postać, wątłej postury, z włosem ciemnym, skręconym, a oczyma czarnymi, wyłupiastymi, w których lśniła żądza rozkoszy i zmysłowość nieposkromiona.

–  To, co wam rzeknę, jeno dla waszych uszu przeznaczonem jest, mości panowie – rzekł do swych gości, z trudem słowa dobierając. – Wczorajszego południa zjawił się na zamku dziwak niesłychany, co się mianował czarnoksiężnikiem i magiem, a nawet gwarkiem. Zwie się Zdenko, z pięknej krainy Czechów pochodzi, wszelako zjechał już był cały świat jako wędrowny czeladnik. Postawił stopę na świętej ziemi Palestyny, a i kraj tajemny Egipcjan przewędrował.

– A niechże mnie kule biją! Pragnąłbym go poznać – zakrzyknął jeden z rycerzy, grzmiąc pięścią w stół tak, iż kielichy zadrżały.

Pan zamku porwał na to swój puchar, wychylił go do dna i mówił dalej:

– Jeśli ów osobnik nie jest samym czartem, co z piekielnych czeluści umknął, toć z szatanem zaiste pakt zawarł. Zaofiarował mi bowiem, że jeśli uczynię go górmistrzem w kopalniach złota Alt-Hackelsbergu, to w zamian co tydzień urobek wart tysiąc guldenów wydobędzie. Dał mi na to słowo honoru i uścisk dłoni.

–  Wybornie! Wybornie! To ci dopiero fant! Nie dajcież mu umknąć! – poniosło się od rycerzy, co przy stole siedzieli.

– Zatrzymam go, a jakoż! – ciągnął Otto – wszelako górmistrz Schaffenberg stoi mi na drodze. Zdrajca zginąć musi. Głową swą zapłaci za trzymanie z biskupem wrocławskim. O jego zdradzieckich knowaniach zawiadomiłem święty trybunał, ufając jego roztropnej radzie. Zapadł wyrok śmierci, a ja, jako zwierzchnik owegoż sądu świętego, własnoręcznie go spisałem, pieczęcią moją opatrzywszy i podpisem uwierzytelniwszy. Siepacze trybunału świętego już czyhają na zdrajcę, by go na szafot zaciągnąć. Nie umknie im, nie mam w to wątpienia.

c. d. n.

 

źródło: Der Zauberer. W: J. Lowags gesammelte Schriften. Zweiter Band. Schlesische Volks- und Bergmannssagen. Freudenthal 1903, s. 61–76.

 

Przełożyła Nina Nowara–Matusik, germanistka, tłumaczka, literaturoznawczyni. Profesorka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Ostatnio opublikowała antologię tłumaczeń pt. Po drugiej stronie studni. Górny Śląsk w przekładach.

 

[1] Czeski Koberštejn – w paśmie górskim Wysokiego Jesionika. Ruiny zamku widoczne są do dzisiaj. Przyp. tłum.

Śląsk Magiczny – wstęp
Czarna studia cz.1
Czarna studnia cz.2
Czarna studnia cz.3
Czarna studnia cz. 4
Polna piastunka
Las Goj (cz.1)
Las Goj (cz. 2)
Las Goj (cz. 3)
Las Goj (cz. 4)
Spacer po Wesołej (cz.1)
Spacer po Wesołej (cz. 2)
Spacer po Wesołej (cz.3)
Narzeczona wodnika. Baśń Eichendorffa
Kobieta z bagien (cz. 1)
Kobieta z bagien (cz. 2)
Kobieta z bagien (cz. 3)
Eichendorff młodzieńczy
O(d)czarowując Górny Śląsk – Arthur Silbergleit
Arthur Silbergleit: Górny Śląsk. Cz. 2
Arthur Silbergleit: Górny Śląsk. Cz. 3 (ostatnia)
Alfred Nowinski: O tym, jak dzieciątko Jezus przybyło na Górę św. Anny
Górnośląska Meluzyna
Wieszczka z wieży czy wietrznica? Górnośląska Subella
O zjawach, odkupieniu i kobiecej sile
Bajka o fynchelkach
Jeszcze o górnośląskich fynchelkach
Sobowtór – cz. 1
Sobowtór – cz. 2
Dzielna młynareczka
Dirszel – cz. 1
Dirszel – cz. 2
Gdzie szumi Opawa – cz. 1
Gdzie szumi Opawa – cz. 2
Gdzie szumi Opawa – cz.3
Szalony hrabia
Trzech martwych górników w kopalni „Łazarz”
Górnośląski utopiec – konteksty może nieco mniej oczywiste
Czarnoksiężnik (1)

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź