Las Goj (cz. 4)
Las Goj (cz. 4)
Gdy niemal każdy już ledwo trzymał się na nogach od tego ogłuszającego hałasu, rozległ się straszliwy grzmot, zasłona rozdarła się na pół, oślepiający blask przeszył wnętrze kościoła i oto ujrzeli komedianta – nowego kapłana – wspartego w martwym grymasie o ołtarz. Wytrzymałość ludzi zdawała się dobiegać kresu, lecz koszmar jeszcze się nie skończył. Coraz straszliwiej skrzyły się błyskawice i uderzał grzmot, po czym zjawiska te się powtarzały, jak gdyby przyroda straciła tu dzisiaj swego przewodnika. Wtem pomiędzy wszystkich tych umęczonych, przerażonych i na poły martwych ludzi wkroczył sędzia ostateczny – Skarbnik. Oczy jego miotały potworne błyskawice, zaś głos jego rozbrzmiewał straszliwiej jeszcze aniżeli grzmoty, na co lud gwarków padł bez sił na ziemię, by przyjąć każde jego słowo niczym obezwładniające uderzenie maczugą.
„Wszetecznicy, bluźniercy, świętokradcy! Chciwcy i okrutnicy! O zatwardziałym i butnym sercu! Występek wasz woła o pomstę już od setek lat! Wystarczająco długo już Bóg, nasz Pan, zsyłał wam łaski i czas do nawrócenia, lecz nie uczyniliście nic, by się z nim pojednać! Setki zamordowanych przez waszą chciwość czeladników górniczych krzyczą do niebios o zemstę! Błogosławieństwo, jakim przed wiekami obdarzyłem waszych ojców za sprawą wszechpotężnego Boga, staje się oto waszym przekleństwem. I klątwa ta ciążyć będzie na was, teraz i na wieki! Pan zgniecie was niczym plewy na wietrze, zaś wasze domy i cały dobytek wraz z przeklętym Mamonem wichry me zrównają z ziemią! Poczynając od dziecka w kołysce a skończywszy na psie na łańcuchu nie pozostanie po was nic żywego, pogrzebią was zgliszcza po waszych skarbach, które zbieraliście w swej chciwości! Srebro w ziemi ponownie przemieni się w kamień, jak wszystko, co z niego powstało. Aby ochronić kolejne pokolenia przed waszym przeklętym błogosławieństwem, ziemia nie obrodzi już w srebro. Dopiero wtenczas, gdy wszyscy przemienicie się w proch, wyrośnie na nim, lecz wieki później, czarne złoto, a będzie go wtedy jeszcze większa obfitość – lecz stan ów trwać będzie jeno dopóty, dopóki ludzie pozostaną dobrzy i szlachetni! W przeciwnym razie spotka ich ten sam los! Was zaś wytępi Pan, zsyłając potop! W tej świątyni, którą tak zbezcześciliście, nie stanie już ludzka noga! Gińcie! Zapadnijcie się w głębinach ziemi, głęboko pod wasze sztolnie, wstąpcie na drogę do piekła, gdyż niebiosa są dla was już zamknięte – po wieki!”
Straszliwe trzęsienie ziemi przeszyło powietrze. Zaś w miejscu trzęsienia powstał staw, nazwany przez późniejsze pokolenia Okiem Boga, przez który przepływa dzisiaj potok Iserbach. I tak oto dobiegła kresu historia starego, srebrnego Goju i jego mieszkańców! Cóż to za upiorny koniec!
Ocaleli jeno czeladnicy! Tak oto Bóg nagrodził cnotę i dał wszystkim przykład.
Nimfy, co śpiewały mi ową słodką pieśń o rodzinnych stronach, powoli znikają. Dziękuję wam, miłe sercu istoty, czy może znacie też inne piosnki? Nie każdy śmiertelnik pojmie ten cud, co wydarzył się w tym miejscu! Jak dobrze, że mój dobry duch zaprowadził mnie dziś właśnie tutaj! Spędzam jeszcze chwilę w głębokiej dolinie, otoczony niezwykłymi w swych kształtach grzbietami pagórków, przede mną zaś rozpościera się – staw! Jest cichy, tak cichy, jakby niemal chciał zaprosić mnie, abym spojrzał w dół i zstąpił w głębiny…
Mówi się, że kto ma czyste serce, ten w pogodny, letni dzień ujrzy być może w stawie dawny kościół i jego wieżę, i jeszcze wiele innych rzeczy. Jakże często robiłem to jako dziecko, zaś serce me drżało. Oczy mnie jednak nie mamiły: ów cud rodzinnej ziemi objawił mi się nie raz. Azaliż taka próba nie jest dla każdego. Oby nikt daremnie nie wypatrywał tego spektaklu, co ciąży na nim klątwa, gdyż rozwiązanie owej zagadki, co tchnie grozą, nie leży w mocy człowieka.
Gdy ruszam do domu, opuszczając tę ziemię, co tak wiele musiała doświadczyć, pryska podniosły nastrój, gdyż wysoko, wysoko na nasypie w wielkim pędzie przejeżdża właśnie pociąg, przenosząc mnie ze świata duchów na powrót do szarej rzeczywistości. Lecz stój! Tak przecież nie jest! Przecież to pociąg z czarnym złotem, z naszym rodzimym – węglem! Czy prawdą jest zatem, co przepowiedział ów dobry duch? Niechaj zachowa nas w łasce i obdarzając błogosławieństwem chroni nas bezustannie, my zaś będziemy pamiętać o nim z nieustającą miłością!
Szczęść Boże!
Przełożyła Nina Nowara-Matusik
Źrodło: Viktor Beck: Der Gojwald. Historische Erzählung aus der oberschlesischen Heimat. Kattowitz, o. J. Selbstverlag
Nina Nowara-Matusik, literaturoznawczyni, germanistka, tłumaczka, profesorka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Redaktorka naczelna otwartego czasopisma naukowego „Wortfolge. Szyk Słów”. Mieszka w Bytomiu.