Górnośląska Meluzyna
Górnośląska Meluzyna
Jedna z najbardziej fascynujących baśniowych istot, na wpół kobieta, na wpół smok lub syrena, pojawia się także w literaturze ludowej Górnego Śląska. Meluzyna, bo o niej mowa, ma swój pierwowzór w europejskiej literaturze wieków średnich, nazywanej również jarmarczną. Niesiona na skrzydłach literackiej imaginacji pojawiła się wpierw we Francji, potem w Niemczech, skąd prawdopodobnie przybyła na Śląsk i do Polski.[1] W oryginalnej wersji to piękna i bogata księżniczka o czarodziejskich mocach, która pomaga swemu przyszłemu mężowi – szlachetnemu rycerzowi Rajmundowi – w chwili próby, żądając w zamian, aby pojął ją za żonę, oddał jej skrawek ziemi (by postawić na nim w magiczny sposób wspaniały zamek) oraz, co najważniejsze, jeden dzień w tygodniu nie zaglądał do jej komnat. Zazwyczaj jest to sobota lub niedziela. Lecz jak to zwykle bywa, ukochany małżonek nie jest w stanie poskromić ciekawości, do tego wszystkiego spokoju nie daje mu jego własna rodzina (zazwyczaj brat), w efekcie czego łamie daną małżonce obietnicę. Gdy podgląda ją w kąpieli, odkrywając, że za żonę wziął sobie potwora z wężowym (także smoczym albo rybim) ogonem, rodzinne szczęście pryska niczym bańka mydlana. Meluzyna opuszcza Rajmunda (ulatuje przez okno, przemieniając się w smoczycę, wiatr lub inną magiczną istotę), by pod osłoną nocy powracać przez pewien czas do dzieci, które wciąż jeszcze karmi. Potem pojawia się nad zamkiem w chwilach przełomowych lub w momencie zagrożenia.
Zazwyczaj w opowieści o Meluzynie pojawia się również wątek trzech sióstr – obok studni, gdzie Meluzyna spotyka po raz pierwszy Rajmunda, odpoczywają jeszcze jej dwie siostry. Gdzie indziej natomiast dowiadujemy się, że druga z nich zwie się Sybillą (Subellą, Zebellą), podczas gdy miano trzeciej pozostaje zazwyczaj nieznane. Sam zaś wątek małżeństwa istoty fantastycznej – nimfy, syreny, rusałki itd. – z człowiekiem, dzięki któremu istota owa może zyskać duszę, ma swe źródła w przekazach mitologicznych, które do dzisiaj z upodobaniem eksploatowane są przez popkulturę oraz w mizoginicznych opowieściach różnych kultur i języków, dehumanizujących kobiety władcze, mądre i piękne.
Co natomiast wiemy o górnośląskiej Meluzynie? Jak pisze Paul Drechsler, na początku XX wieku można było rzekomo podziwiać jeszcze ruiny jej wspaniałego zamku, położonego niegdyś na wzniesieniu na lewo od drogi między Głubczycami a Bernacicami (Wernersdorf).[2]
Podobno gdzieś w tych okolicach miała się znajdować legendarna siedziba Meluzyny…
A czy owa górnośląska Meluzyna była podobna do swych antenatek? Już pobieżny rzut oka na literaturę ludową pozwala stwierdzić, że Meluzyna jest na Górnym Śląsku przede wszystkim zrozpaczoną matką, kojarzoną zazwyczaj z żywiołem powietrza. Nazywana bywa także wiatrową panną, wietrznicą lub narzeczoną wiatru, która huczy na dworze i zawodzi, poszukując swych utraconych, głodujących dzieci. Aby ją uspokoić, należy wyłożyć na parapet nieco chleba i mąki.
W polskojęzycznych opowieściach z regionu Meluzyna występuje zaś jako istota poszukująca wybawienia.[3] Tego może dostąpić, gdy jeden ze śmiałków przejdzie cało trzy próby, związane każdorazowo z różnymi żywiołami. Ciekawe, że u Brunona Strzałki, w tekście zapisanym językiem śląskim, śliczna czarodziejka to „robotna dzioucha”[4], podczas gdy w niemieckojęzycznych zbiorach górnośląskich podań ukazywana jest w nieco odmienny sposób:
Meluzyna
Pewien chłop z folwarku w okręgu Oppeln zakochał się w nadzwyczaj pięknej dziewczynie. Miał ogromną posiadłość, konie, krowy i inny dobytek, lecz w domu brakowało mu jeszcze kobiety, która musi być w chłopskim majątku, jeśli gospodarka ma rozkwitać. Nie dociekając zbyt wiele, rozpoczął starania o rękę pięknej Meluzyny. Gdy tylko wieść o tym rozeszła się po wsi, przyszli do niego przyjaciele, odradzając mu taki wybór.
– Rozumie się, że dziewczyna jest piękna – rzekli. – Ale nie jest gospodynią. Popatrzcie tylko na jej dłonie, a zauważycie, że nie pracuje w obejściu.
Chłop nie słuchał jednak tej gadaniny i wprowadził Meluzynę do swego domu, robiąc z niej gospodynię. Lecz już wkrótce miał tego kroku pożałować. Młoda nie kobieta robiła na gospodarstwie nic. Pozwała, aby parobkowie i dziewki rządzili się sami, spała do południa i siedziała godzinami przed lustrem.
Powoli dały odczuć się tego skutki. Gospodarka podupadła, bo gospodarz sam nie dawał sobie rady. Zmitrężył z żoną kilka lat. Ale teraz to wszystko go już przerosło i on sam był bardzo nieszczęśliwy. Gdy nie robił tak, jak chciała tego jego żona, to ta krzyczała i przeklinała tak straszliwie, że można było ją usłyszeć we wsi. Sprzedała potajemnie zboże siewne i kupiła sobie za to świecidełka, a gdy chłop wpadł w gniew, tylko się śmiała.
Pewnego dnia do wioski przybył wędrowny Włoch, co handlował pomarańczami i cudnymi, jedwabnymi szalami. Zawitał też do gospodarstwa owego nieszczęśnika. Ten akurat był w stodole i młócił. Ale piękna Meluzyna siedziała przed lustrem i stroiła się. Natychmiast zażądała więc, aby kramarz pokazał jej swoje rzeczy, po czym kupiła prześliczny szal z barwnego jedwabiu. Był bardzo szeroki i tak długi, że niemal sięgał ziemi.
Odtąd idąc przez wieś, Meluzyna zakładała szal, a jego końce unosiły się za nią w powietrzu. Tak było też pewnego słonecznego dnia, gdy na niebie nie było ani jednej chmurki. Lecz nagle dmuchnął silny wiatr, zrywając z ramion próżnej kobiety jej szal. Podnosząc krzyk kobieta pobiegła za woalem, po czym oddalała się dalej i dalej. Chłop zaś, co stał w stodole i wszystko widział, z radości klaskał w ręce.
Meluzyna pędzi za swym welonem do dzisiaj. A gdy wiatr śwista i gwiżdże w przestworzach, to starzy ludzie powiadają:
– Posłuchajcie tylko, jak Meluzyna płacze, a chłop się śmieje![5]
Źródło: Volkssagen aus Oberschlesien. Auswahl und Zusammenstellung von Dr. Karl-Ernst Schellhammer. Berlin 1938, s. 7.
Jeszcze inną wersję tej historii przedstawia Elisabeth Grabowski:
Baśń o pięknej Meluzynie
Minęło chyba sto lat, albo i więcej, jak w pewnej wsi obok Beuthen żył sobie sołtys, co miał tylko jedno dziecko. Piękną i zdolną dziewczynkę. Nadał jej pogańskie imię Meluzyna, ku zgorszeniu całej wsi.
Meluzyna rosła i stawała się coraz to piękniejsza. Była pracowita, przędła i tkała z delikatnej przędzy cudowne płótno.
Gdy utkała i wybieliła płótno o długości tysiąca łokci, wycinała z niego koszule i szyła je od rana do wieczora. Szyła dzień w dzień, nie świętując ani w niedzielę, ani w święta. Gdy dzwoniły dzwony, wzywając na nabożeństwo, w jej izbie szeleściło płótno, a ona przeciągała nić przez delikatny materiał.
Matka wymyślała jej:
– Wszyscy ludzie idą do kościoła i tylko ty tu siedzisz i szyjesz w dniu świętym. Nikt twej pracy nie pobłogosławi. Uważaj, żeby Bóg cię nie pokarał.
Meluzyna roześmiała się na poważne słowa matki:
– A chodźcie sobie do kościoła, ile chcecie. Ja chcę mieć sto koszul, jak cesarzowa. Gdy je skończę, to też pójdę do kościoła.
Był to pogodny, słoneczny dzień. Okno było otwarte, słońce migotało na błękitnym niebie, zaś z kościoła niósł się dźwięk organów i pobożny śpiew.
– Odłóż swoją pracę i chodź ze mną – rzekła raz jeszcze matka.
Lecz Meluzyna przekornie uniosła głowę, pogardliwie spojrzała na matczyny modlitewnik i szyderczo zawołała:
– Zapytaj, czy pójdę, gdy skończę setną koszulę!
W tej samej chwili zerwał się zawrotny wiatr, wpadł przez otwarte okno do pokoju Meluzyny i fiuuu! Wyrwał jej koszulę z ręki. Ziu-ziu, trrr- trrr, rwał płótno na kawałki, że tylko świszczało. A potem rozległ się głos:
– Jako że nie szanujesz niedzieli, będziesz szyła koszule, aż będzie ich sto!
Meluzyna wrzasnęła tak głośno ze złości, że usłyszano ją w kościele. Lecz na nic to się jej nie zdało. Musi szyć koszule, pewnie do sądnego dnia. Bo zawsze, gdy setna koszula jest już prawie gotowa, rozpętuje się wietrzysko, wyrywa jej koszulę i rwie ją na strzępy, że tylko świszczy. Meluzyna zaś wyje wściekle i wrzeszczy tak, że słychać ją w odległości kilku mil.
A wtedy starzy ludzie żegnają się i szepczą do siebie, przejęci grozą:
– Słuchajcie tylko, jak Meluzyna wyje!
Źródło: Grabowski, Elisabeth: Was mir die schwarze Kar’lin erzählte. Volksmärchen. Priebatsch’s Buchhandlung. Breslau 1918. s. 10-11.
Przełożyła i skomentowała Nina Nowara-Matusik, literaturoznawczyni, germanistka, tłumaczka, profesorka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Mieszka w Bytomiu.
[1] Jedno ze spolszczeń pochodzi od Józefa Lompy (Historya o szlachetnej i pięknej Meluzynie. Różne przygody, pociechy i smutki, szczęścia i nieszczęścia, przy odmianach omylnego świata przedstawiająca. Dla zabawy i pożytku ludu pospolitego z niemieckiego na polski język przełożona. Mikołów [b.r.p.]).
[2] Por. Paul Drechsler: Mythische Erscheinungen im Schlesischen Volksglauben. Zabrze 1902, s. 10.
[3] Przykładowo u Stanisława Wasilewskiego, w opowieści ideologicznie nieco wykrzywionej i dopasowanej do ducha czasów (Meluzyna, czyli panna ze śląskiego wiatru, Katowice 1966). Warto natomiast nadmienić, że ciekawa przeróbka literacka opowieści o Meluzynie wyszła także spod pióra Gustawa Morcinka (Żałośna historia o Meluzynie to przykład niepotrzebnej chyba orientalizacji i tak już dosyć egzotycznej opowieści).
[4] Brunon Strzałka: Bojka o Meluzynie abo o wiatrowej pannie. W: Godki i bojki śląskie. Opole 1976, s. 56–60.
[5] Podobną wersję tej opowieści zapisała Elisabeth Grabowski w zbiorze Was mir die schwarze Kar’lin erzählte. Volksmärchen. Priebatsch’s Buchhandlung. Breslau 1918.