Las Goj (cz. 2)
Las Goj (cz. 2)
I oto pryska czar! „Skąd się tu wziąłeś? Kim jesteś nieznajomy? Jak odnalazłeś drogę pośród kruszców i rud?”, pytają raz po raz gwarkowie.
„Jam jest Skarbnik!”, pada skąpa odpowiedź.
I oto znowu pada na nich blady strach, przeszywając duszę i ciało. A wtedy Skarbnik zaprasza ich, aby zajęli miejsce i tymi słowy zwraca się do nich:
„Jam jest duch sztolni i kopalni! Byłem tutaj pierwszym gwarkiem i podobnie jak wy, wieki temu, zjeżdżałem do tego szybu. Ciężko walczyliśmy o przetrwanie i w pocie czoła pracowaliśmy w ziemi, by zebrać jej plon. Odrabialiśmy pańszczyznę dla miasta, cierpiąc pod jego batem, gdyż nasza sztolnia skąpiła nam swych owoców, i nigdy nie było ich dość, aby zapłacić miastu należną dziesięcinę. Za karę wtrącono mnie, najstarszego z nas wszystkich, do miejskich lochów, gdzie siedzieć musiałem tak długo, póki nie nastąpiłaby nasza poprawa i nie spłacono by całego naszego długu. I tak dogorywałem w samotności, opuszczony przez wszystkich, rok po roku, śmierć zaś zabrała mi żonę i dzieci. Lecz wciąż trwałem przy Bogu. Azaliż pewnego razu Bóg wzmocnił mnie, zsyłając na mnie sen. Gdy pogrążyłem się w modlitwie, zjawiły się dwa anioły, rozświetlając niebiańskim blaskiem mroczną celę i prowadząc mnie do piwnicznej niszy, gdzie, skryta dotąd przed mym wzrokiem, stała figura świętej Barbary. Spłynęło na mnie oświecenie. Wspomniałem na jej cierpienie, tak podobne do mego, prosząc o ratunek za życia i po śmierci. I nagle figura ożyła, by zza krat wręczyć mi laskę. „ Trwałeś oto wiernie w swej mizerności, będzie ci zatem dane dostąpić wielkości! Oto przemawia przeze mnie Pan. Laska wskaże ci skarby twej ziemi: gdziekolwiek ją skierujesz, tam martwa skamielina przemieni się w rudę srebra. Zapłać miastu trybut, resztę zaś wykorzystaj dla zbożnych celów! Laska w twym ręku uczyni ci poddanym świat pod ziemią, a każda ściana, której dotkniesz, rozstąpi się. Nastał kres twej biedy i bólu. Na wszystkich twych drogach błogosławić będzie ci Bóg, nie ustawaj zatem w podzięce, płynącej z głębi serca!”
Na powrót zapadła noc. Gdy zbudziłem się i zmówiłem pacierz, wyczekiwałem jak zwykle na strażnika. Ten jednak nie nadchodził. Ani wówczas, ani potem, ani w kolejne dni, zdaje się, że o mnie zapomniano! Przymierając głodem czekam zatem na nadejście śmierci, życząc sobie jeno, aby po raz ostatni pomodlić się przed ołtarzem w wielkiej katedrze św. Marii Panny[1]. Kiedy tak leżę na posłaniu, przypadkiem dotykam laską kamiennej ściany – a wtedy otwiera się przede mną długi korytarz! Wchodzę więc do niego, odzyskawszy siły i dziwiąc się temu cudowi. Docieram nim do krypty pod katedrą, skąd ruszam w ciemnościach ku domowi. Po trzydziestu latach! I tak oto wróciłem tutaj, obcy między swoich. Żyło jeszcze ledwie dwóch starszych z dawnych lat, lecz również dla nich byłem martwy.
Tego samego wieczora modliłem się z wdzięcznością, pamiętając o cudownym ocaleniu, po czym, zgodnie z wolą św. Barbary, dotknąłem laską skamielin – i nagle w świetle księżyca zalśniły przede mną żyły srebra, a było ich pewnie tuzin. Wraz nastaniem dnia co do grosza opłaciliśmy miastu pańszczyznę, a było tego ze trzy wozy, i tak oto staliśmy się ludźmi wolnymi. Ziemię wzięliśmy w dzierżawę, zbudowaliśmy szyb i wydrążyliśmy sztolnię, zaś moja laska nie przestawała czynić cudów!
I tak żyłem rok po roku ponad sto lat, urobek kwitł, a wszelka skamielina przemieniała się w srebro. Nie było końca szczęściu i bogactwu. Razu pewnego poczułem, że oto zbliża się mój kres. Poprosiłem zatem świętobliwego ojca Jacka[2], aby wezwał mnie w wiekuistą podróż. Usilnie błagałem Boga o zmiłowanie, jeślim zawinił czym w mym długim życiu oraz o łaskę, aby pozwolił mi kiedyś zmartwychwstać z tej ziemi, z którą tak bardzo się zżyłem. I oto – cóż za radość! Na łożu śmierci raz jeszcze ukazuje mi się św. Barbara, mówiąc: „Bóg twój przyjmuje cię w łasce, a że byłeś mu wierny za życia, czerpiąc ze swego bogactwa i karmiąc biednych i sieroty, i dbając o porządek, będziesz tedy duchem kopalni w tej krainie, aż po dzień sądu, abyś zgodnie z wolą Boga nie szczędził łask śmiertelnikom. Szykuj się do ostatniej podróży!”
Anioł zabrał mnie przed tron Wszechmiłosiernego, gdzie znalazłem odwieczną szczęśliwość.
Tutaj, gdzie stoję, jest mój grób, o którym ludzie już dawno zapomnieli!
Dzisiaj zaś zapragnąłem sprawdzić, czy zgodnie z dawnym prawem, mając całe to bogactwo, nie zapomnieliście o niebiosach. Niezauważony przez nikogo przebywałem wśród was od porannej mszy aż po koniec uroczystości. Gdy wy zaś odprowadzaliście gości, przyjrzałem się sztolniom i tam również nie znalazłem niczego złego. Trwajcie tak dalej, a będzie wam się powodzić, lecz mielibyście zboczyć z drogi, czeka was wszystkich zagłada! Łaska odwróci się od srebra, ono zaś przeistoczy się w kamień. Dziś pozdrawiam wasze żony i dzieci, ukazując wam nowe żyły srebra. Szczęść Boże! Szczęść Boże!”
I znów uderzył grom! Czy był to jeno sen?
Sen? Wszak każdego z nich przeszyła groza i tchnienie z innego świata! Patrzą zatem do szybu – lecz tam głęboka noc i mrok! Trwali tak wspólnie jeszcze długo w poruszeniu, chwaląc Skarbnika, dobrego ducha, ojca ich cechu, wybranego przez Boga, na nowo ślubując sobie wierność i oddając siebie i najbliższych Bogu, po czym udali się do domów.
I tak oto toczyło się tu dalej życie i nie ustawała praca.
c. d. n.
[1] Chodzi prawdopodobnie o najstarszą świątynię w Bytomiu, znajdującą się przy dzisiejszym rynku. Przyp. tłum.
[2] Ze św. Jackiem związanych jest kilka bytomskich podań i legend, w tym m.in. te o Rozbarku (obecnie dzielnicy Bytomia) oraz paciorkach świętego. Przyp. tłum.
Nina Nowara-Matusik, literaturoznawczyni, germanistka, tłumaczka, profesorka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Redaktorka naczelna otwartego czasopisma naukowego „Wortfolge. Szyk Słów”. Mieszka w Bytomiu.