Czarna studnia (cz. 2)
Czarna studnia (cz. 2)
Valerius przecierał oczy, szczypał się po całym ciele, by przekonać się, czy to jawa czy sen, czy żyje jeszcze, czy też może wkroczył już do królestwa cieni, zwątpiwszy we własne zmysły. „Jakże to możliwe, że pośrodku germańskiego lasu wyrasta magiczny pałac? Czy może jestem w pałacu Aurinii[1], o której już od czasów Tacyta krąży tak wiele przyjemnych dla ucha opowieści? Czy może czary pętają me zmysły?”
W tym miejscu jego monolog przerwał powrót dziewczyny, niosącej w kryształowych flaszkach wino z klonu i brzozy, wyborne piwo jęczmienne w kamiennych dzbanach i sycące potrawy w błyszczących misach. Zaprosiwszy głodnego Valeriusa do stołu, oddaliła się cicho. A wtedy, jakby niosąc się z rozświetlonej promiennie kopuły, rozbrzmiał łagodny, melodyjny śpiew wielu kobiecych głosów, co były Rzymianinowi niczym przyprawa dla wyczekiwanej strawy.
Posiliwszy się, Valerius przyjrzał się baczniej komnacie, po czym postanowił opuścić ją przez jedne z bocznych wejść, by przeczesać dalszą część magicznego pałacu pod ziemią. Po wielu daremnych próbach znalazł w końcu otwarte podwoje. Lecz z każdej strony owych drzwi znajdowała się nisza, a w niej porfirowy sfinks, nad drzwiami zaś wisiał nadziany na grot sześcian, na którym widniała następująca inskrypcja: Czuwaj, milcz, walcz.
Cofnął się w konfuzji, nie będąc w stanie odgadnąć znaczenia tych wszystkich zagadkowych zjawisk, tego pałacu, tej gościnności, tego milczenia, tych hieroglifów, przede wszystkim jednak sensu owych słów, zapisanych, na domiar tego wszystkiego, w języku Greków. Trudności piętrzyły się coraz bardziej, gdy porównywał owo miejsce i swoją historię z tym wszystkim, co przydarzyło mu się od chwili, gdy legł w uśpieniu na trawie.
Gdy Valerius wciąż jeszcze zajmował się sobą, nagle z otwartych drzwi wyszedł starzec, odziany w białą szatę. Jego srebrzysta broda spływała aż po czarny pas, zaś twarz, mimo ostrych rysów, nosiła ślady zaawansowanego, szacownego wieku. „Dokąd to, obcy młodzieńcze?”, zagadnął starzec, na co wielce zdumiony Valerius cofnął się kilka kroków. Wysłuchawszy historii Valeriusa, starzec rzekł do niego na to z radosną wdzięcznością: „Młody przyjacielu, los ci sprzyja, zaufaj mu zatem i nie syp piasku w jego tryby, lecz zapisz przestrogę, jaka widnieje na sześcianie – tutaj wskazał na drzwi – płonącymi zgłoskami w swym sercu i –działaj.”
Drzwi, w których zdumionemu młodzieńcowi ukazał się dobrotliwy starzec, ponownie się za nim zamknęły.
Kto kiedykolwiek czuł się rozdartym między letargiczną indolencją a żywą pasją poznania, łatwo pojmie, w jakim stanie znajdował się nasz Valerius. I, podobnie jak jemu, niełatwo będzie mu wybrać. Jakże trudno w takiej chwili znaleźć złoty środek! „Masz działać”, wykrzyknął Valerius, „a nawet walczyć! A mimo to ufnie podążać za losem i na domiar milczeć? Któż uczyni mnie zwycięzcą w owej walce? Tylko ja sam z mą siłą i z tym mieczem! Lecz któż wyjaśni mi to, gdzie jestem? Gdzież jest węzeł, co splata te wszystkie cudowne zjawiska? Milcz!”
Valerius wyraźnie dostrzegał, że wszystko to było próbą, jaką poddawały go istoty wyższego rzędu, znał bowiem tajemnice misteriów eleuzyjskich[2]. Jeśliby nawet znajdował się w królestwie Aurynii i Velledy[3], to musiało istnieć przecież wyjście z tego labiryntu.
Wtem świece zgasły, a otwarte drzwi się zamknęły. Z wysokiego sklepienia poczęły uderzać błyskawice, wijąc się wokół ogłuszonego Valeriusa. Z kamiennego podłoża co rusz wyłaniały się błękitne języki, oplatając młodzieńca roztańczonym korowodem, który na przemian zbliżał się do niego i oddalał. Gdy wtem w stojący na porfirowym ołtarzu biały posąg wstąpiło życie, po czym ten, ukrywając się za zasłoną z czarnych chmur, zstąpił przed naszego rycerza: „Oto widzisz przed sobą, obcy młodzieńcze, władcę potężnego królestwa płomieni! W zamierzchłych czasach, gdy ogień i woda nie były jeszcze osobnymi żywiołami, władzę nad nimi ustanowił mój ojciec. Przed wiekami ojciec podzielił swe królestwo między mnie i mą siostrę, oddając mi ogień, jej zaś wodę, po czym wzniósł się w przestworza, by sprawować pieczę nad nami i władzę nad królestwem eteru. By zapewnić pokój, żelaznym berłem okiełznałem dzikie duchy ognia, zaś królestwo mej siostry rozlało się po ziemi wraz z potężnym prądem wód.”
Valerius nie pojmował przedziwnego zjawiska, nigdy bowiem tak głęboko nie zgłębiał natury, zaś postaci bogów dawno już straciły w jego oczach swoją żywotność, stając się ledwie martwymi tworami fantazji. Nie rozpoznał więc znaczenia owej przemowy, ani tym bardziej nakazu sześcianu, aby milczeć. Lecz postąpił podobnie jak niegdyś, słuchając epoptów[4] w Delfach, zaś książę płomieni, który najwidoczniej przerwał przemowę umyślnie, z furią zwrócił się do niego: „A zatem milczysz? Czy także ciebie opętał zwodniczy sześcian? Czyż nie pragniesz, abym odzyskał należne mi prawa, przez co i sobie przysporzyłbyś chwały? Mów!” Valerius milczał. „A zatem, niech będzie tak: to, o czym nie chcesz mówić i czego nie chcesz widzieć, ukażę ci teraz, ty zaś zadrżysz. Pośrodku gwałtownego sporu żywiołów bezsilny śmiertelnik musi bowiem zginąć!”
Wtem straszliwie uderzył grom i ołtarz zniknął, w jego miejscu zaś, z najgłębszych czeluści ziemi, wytrysnęła czarna woda. Sala wokół rozświetliła się, lecz nie błyskami, a drganiem świateł, które a to ukazywały komnatę w najpiękniejszym blasku, a to znów pogrążały ją w ciemnościach. Oprócz księcia płomieni w komnacie pojawiły się niezliczone rzesze ognistych gnomów, które wrogo unosiły się wokół Valeriusa, zaś z każdej strony owej upiornej sali pełzły ku niemu języki siarki, liżąc go po stopach. Zdawało mu się, że ziemia się zapada, a duszący dym poraża mu zmysły. Woda w źródle kipiała coraz mocniej, a z czarnej otchłani dobywała się biała piana. Naraz przez salę przetoczył się straszliwy grzmot, a jego echo po tysiąckroć odbiło się od granitowych kolumn. Ziemia zadrżała, z czarnego źródła zaś wystrzeliły ogniste promienie, osmalając powietrze. Potężna zjawa uniosła się, jej biała szata przybrała barwę krwistej czerwieni, zaś jej wężowe włosy się zjeżyły. Z obrzydliwym sykiem zionęła naszemu rycerzowi w twarz:
„Zstąp wraz ze mną do źródła rozkoszy! Pokażę ci moje królestwo, pełne wszelakich uroków życia. W objęciach przecudnych dziewcząt upoisz się najsłodszą rozkoszą, by krocząc przez komnaty mego pałacu dotrzeć do światła twego hesperyjskiego nieba i rozpocząć nowe życie w ojczyźnie, w ramionach twych krajan! Chodź za mną!” Valerius jednak milczał, a sześcian-drogowskaz mienił się w mroku sali przyjaznym światłem.
„Nie chcesz? Przekornie trwasz przy swym zamyśle? Zadrżyj więc przed mą siłą! Wciągnę cię w dół wbrew twej woli i cisnę na drugą stronę – w gardziele Hadesu!”
„Walcz”, pomyślał Valerius, „lecz nie błyszczącym mieczem, a siłą twej decyzji! Nie drżyj na myśl o potwornościach podziemnego świata, lecz w obliczu tego, jak koszmarny jest brak decyzji!” I Valerius milczał. Boskie twory natury w swym pierwotnym kształcie przenikały go niesłychaną grozą, przerażające zjawiska, tak nowe i władcze, zbyt mocno pochłaniały jego wnętrze, aby mógł użyć słów. A zatem milczał. Wszystko to bowiem – sześcian z hieroglifami, tajemnicze sfinksy, ów szacowny starzec, wreszcie on sam, Valerius – było zbyt wielkim wyzwaniem, aby przyjąć aktywną postawę i mężnie stanąć do walki. Azaliż większym honorem jest wytrwać w cichości niż dać czynny odpór. Cenniejszym jest wygrać z samym sobą, niż pobić wroga. I tym piękniejsza korona zdobi nasze oblicze, gdy z godnością walczymy z grobem po tej stronie, niż gdy stawiamy czoło grozom podziemnego świata.
c. d. n.
Źródło: Karl Wunster: Oberschlesien, wie es in der Sagenwelt erscheint. Liegnitz 1825, s. 9–29.
Śląsk Magiczny – wstęp
Czarna studia cz.1
Karl Wunster, ur. w 1789 roku w Breslau, zmarły w 1834 w Berlinie. Studiował teologię w Halle, by następnie pełnić funkcję kaznodziei w różnych miejscach na Śląsku (w tym w latach 1816 –1820 w Hołdunowie (niem. Anhalt), obecnie dzielnicy Lędzin) oraz w Poznańskiem.
Nina Nowara-Matusik, literaturoznawczyni, germanistka, tłumaczka, profesorka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Redaktorka naczelna otwartego czasopisma naukowego „Wortfolge. Szyk Słów”. Mieszka w Bytomiu.
[1] Lub Albrina, Albrinia. Germańska wieszczka i prawdopodobnie nekromantka. Przyp. tłum.
[2] Tajemnicze misteria przedchrześcijańskie, których celem było zrozumienie zjawisk nadprzyrodzonych oraz zwycięstwo nad śmiercią. Przyp. tłum.
[3] Także Weleda. Najbardziej znana wieszczka starożytnych Germanów. Przyp. tłum.
[4] Wtajemniczeni w misteria w trzecim i ostatnim stopniu, dopuszczeni do ostatecznego poznania tajemnic natury. Przyp. tłum.
w Poznańskiem kay to je
Dziękuję, bardzo mi miło, takie komentarze uskrzydlają 🙂 Serdecznie pozdrawiam!
Ciekawe publikacje i nowe informacje o postaciach zwiazanych z Anhaltym czy Lyndzinami, kaj miyszkom od kilku pokoleń.
Dzięki i czekom na dalsze opowiadania.