Dzielna młynareczka – baśń spod Gliwic
Dzielna młynareczka
baśń spod Gliwic
zapisana przez E. Czmok
Przed wieloma laty, na skraju niezmierzonego lasu nieopodal Raciborza, stał samotny młyn. Mieszkał w nim młynarz z żoną i dwójką dzieci: dwunastoletnią dziewczynką imieniem Hanka i dziesięcioletnim Pietrkiem. Małżeństwo handlowało mąką i kaszą, jeżdżąc kilka razy w tygodniu na jarmark do pobliskich miast i miasteczek. W tym czasie dom pozostawał pod opieką dzieci. A ponieważ w lesie koczowały hordy rzezimieszków, rodzice za każdym razem surowo napominali swoje dziatki, aby pod ich nieobecność nie opuszczały domu i nikogo nie wpuszczały do środka.
Pewnego dnia rodzice jak zwykle wyjechali z towarem na targ, dzieci zaś zaryglowały dom od środka. Lecz gdy spojrzały przez okno, ich oczom ukazała się banda dzikich mężczyzn, która zmierzała przez podwórze do młyna, żądając otwarcia podwoi. Dzieci wpadły w przerażenie i wzbraniały się otworzyć, bo przecież surowo zabronili im tego ojcowie. Bandyci zaczęli więc grozić, że jeśli nie otworzą po dobroci, to stracą życie. Owładnięte wielkim strachem dzieci pobiegły w te pędy do piwnicy, chowając się za rzędami beczek i stosami bierwion.
![](https://wachtyrz.eu/wp-content/uploads/2024/12/mlyn-za-nim-gesty-las-a-w-nim-cienie-rozbojnikow.jpg)
Tymczasem drzwi wejściowe wytrzymały napór zbójców, więc ci zaczęli chodzić wokół domu, szukając innej drogi do środka. Wtedy jeden z nich dostrzegł otwarte okienko piwniczne, umieszczone nisko przy gruncie. Położył się zatem płasko na ziemi i począł przez nie przeciskać. Udało mu się nawet wsadzić do środka głowę i rozejrzeć po wnętrzu piwnicy. A wtedy zdjęta śmiertelnym przerażeniem Hanka złapała leżącą tuż obok siekierę do rąbania drewna, by jednym potężnym uderzeniem odrąbać zbójcy głowę – ta wpadła do środka, lecz tułów pozostał na zewnątrz. Aby inni zbójcy nie zorientowali się, co stało się z ich kompanem, dzieci wciągnęły do piwnicy cały tułów. I tak działo się z drugim, trzecim i kolejnym zbójem, aż do jedenastego, który też w końcu wsadził głowę do środka nieświadom tego, co przydarzyło się poprzedniemu.
Tymczasem osamotnionemu hersztowi zbójców przedłużająca się nieobecność kamratów wydała się podejrzana. Postanowił więc sprawdzić, co też wyczyniają w środku. Myślał sobie bowiem, że rabusie znaleźli w domu wielki skarb i zaczęli go między siebie dzielić, i to w sposób mało elegancki, albo że raczyli się zapasami wina i piwa, jakie młynarz zgromadził w piwnicy.
Herszt wsadził więc głowę przez okienko. Lecz może dlatego, że nabrał podejrzeń i wysunął głowę tylko kawałek do przodu albo też z tej racji, że Hance zdrętwiała ręka, topór nie trafił go w kark, lecz musnął mu tylko czubek głowy, odrąbując płaski kawałek. Wyjąc z wściekłości i bólu, zbójca skoczył na nogi, zaklinając się na wszystkie świętości, że dokona straszliwej zemsty. A potem zniknął w lesie.
Gdy młynarz wraz z małżonką wrócili do domu, lecz na pukanie i walenie w drzwi nikt im nie otwierał, ogarnął ich wielki niepokój o los dzieci. Rodzice wołali i szukali ich po całym domu, lecz wszędzie było cicho i spokojnie, i nikt im nie odpowiadał. Kiedy w końcu zeszli do piwnicy, odnaleźli je skulone trwożnie za wielkim stosem drewna.
Lecz gdy ujrzeli zwłoki, dzieci zaś opowiedziały im, co zaszło, nie umieli wyjść z podziwu, nie szczędząc swym dziatkom pochwał za odważne zachowanie.
Po kilku latach Hanka wyrosła na piękną i smukłą dziewoję, o której rękę ubiegało się wielu chłopskich synów. Lecz młynarz wszystkich ich odprawiał, chciał bowiem dla swej córki czegoś lepszego. Gdy pewnego dnia elegancką dorożką zaprzężoną w cztery kare konie przybył do młyna zamożny kawaler i poprosił o rękę Hanki, młynarz zgodził się skwapliwie, gdyż bogactwo zalotnika kłuło w oczy. Wkrótce więc z wielką pompą odprawiono wesele.
Dzień po ślubie młoda para siedziała sobie razem na osobności. Młody małżonek obejmował żonę, po czym zasnął, położywszy jej głowę na kolanach. Lecz gdy świeżo upieczona małżonka zaczęła wodzić mu dłonią po włosach, ku swemu przerażeniu odkryła, że czubek głowy był płasko odrąbany, a w jego miejscu widniała srebrna płytka. I wtedy rozpoznała w swym małżonku herszta zbójców, którego zraniła przed laty własną ręką, a który wówczas zaprzysiągł jej za to – oraz za śmierć swych jedenastu towarzyszy – straszliwą pomstę.
W tajemnicy pobiegła więc prędko na policję i opowiedziała całą rzecz. Wskutek tego zakamuflowany herszt zbójców został aresztowany, przewieziony do więzienia i jakiś czas potem skazany na śmierć. A cała fortuna rzezimieszka – nie taka znowu mała – przypadła jej. I choć w efekcie znalazło się jeszcze wielu zalotników, którzy pragnęli pojąć ją za żonę, pozostała wdową aż do końca życia. Dużą część bogactwa przekazała ubogim. Zaś czyniąc zadość złym czynom swego małżonka, ufundowała kapliczkę, która podobno jeszcze dzisiaj stoi w Raciborzu.
Przełożyła Nina Nowara-Matusik, germanistka, tłumaczka, literaturoznawczyni. Profesorka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Nakładem wydawnictwa Silesia Progress ukazała się właśnie antologia tłumaczeń pt. Po drugiej stronie studni. Górny Śląsk w przekładach.