O zjawach, odkupieniu i kobiecej sile
O zjawach, odkupieniu i kobiecej sile
Nie zdziwi chyba nikogo dzielny rycerz, pobożny pastuszek albo inny jeszcze przedstawiciel tzw. płci brzydkiej, który w zamian za odkupienie zaklętej księżniczki otrzymuje jej rękę, pół królestwa i beztroskie życie aż do śmierci. Zdaje się wręcz, że kobiety-potwory muszą być odkupione z męskiej ręki, gdyż same są słabe, inne albo właśnie bez-duszne. Schemat ten utrwalają też śląskie bajki, by wspomnieć tylko strzygi grasujące w kościelnych kryptach, zamkowych wieżach czy na cmentarzach. Na pomoc przychodzą im z reguły bohaterowie, mężnie stawiający czoła różnorakim zadaniom, które wykonać należy zazwyczaj trzy razy. Magia owej liczby działa na ogół za każdym razem. Na gruncie literatury popularnej po temat ten sięgnął też Andrzej Sapkowski, którego Wiedźmin dzielnie stanął w szranki z zaklętą w strzygę królewną. Na szczęście w śląskiej literaturze ludowej znajdziemy także takie przekazy, gdzie role płciowe zostają odwrócone. Oto jeden z nich:
Skamieniały rycerz
Dawno, dawno temu, przy drodze prowadzącej skrótem z Neudorf[1] do Oppeln, stała gospoda. Karczmarz zmarł niespodzianie pewnego dnia, pozostawiając bez opieki żonę i małe dziecko. Kobieta była majętna, bo oberża należała do niej, lecz trudno jej było dalej gospodarzyć i nieustannie musiała się bronić przed złymi ludźmi. Wielu bowiem łaknęło jej majątku.
Pewnego razu do położonego na uboczu domu przybyło dwóch młodych zbirów z zamiarem zabicia gospodyni i przejęcia oberży.
Gdy kobieta to spostrzegła, uderzyła w wielki płacz, prosząc:
– Pozwólcie mi żyć, ze względu na mojego małego Josela. To dziecko nie ma nikogo innego na tym świecie, ani przyjaciół, ani krewnych.
A że kobieta płakała gorzko, chłystki straciły rezon. Nie mogli zamordować kobiety, jakby powstrzymywała ich przed tym jakaś niewidzialna siła. Ale przecież chcieli przejąć oberżę, i to za wszelką cenę. Uknuli zatem jeszcze inny plan.
– A więc niech tak będzie – powiedzieli. – Darujemy ci życie, ale pod jednym warunkiem. Dwie mile stąd, przed drewnianym kościółkiem, stoi szkielet rycerza, który nie może rozpaść się w proch, bo za dużo nagrzeszył za życia. Idź tam i przynieś nam tego kościotrupa, a pozostawimy cię przy życiu.
Kobieta przestraszyła się ogromnie, słysząc to okrutne żądanie.
– Czyż nie wiecie, że grzechem jest zakłócać spokój zmarłych? – zapytała. Bóg nas pokarze za taki niecny czyn.
Młokosy na to uderzyły w śmiech i poczęły wrzeszczeć:
– Jeden grzech więcej, jeden mniej, jak nie zrobisz tego, czego żądamy, zatłuczemy Josela na śmierć.
Myśleli zaś sobie: Gdy zobaczy kościotrupa, i to w środku nocy, umrze ze strachu, a wtedy my, w imieniu małego Josela, przejmiemy oberżę, zaś jego wychowamy sobie na parobka.
Będąc w biedzie, kobieta zrobiła, czego zażądali od niej nikczemni rozbójnicy. Zawierzyła małego Josela opiece Najświętszej Panienki Maryi i ruszyła w swą ciężką drogę. A gdy tak szła, wznosiła do Boga modlitwy:
– Wybacz mi Boże, jeśli czynię zło, bo czynię je dla mego dziecka…
Po długiej wędrówce dotarła do kościoła. Szkielet stał przed drzwiami, lśniąc blado pośród ciemnej nocy. Na myśl, że ma go dotknąć, kobietę przejęła groza.
Zebrała wszystkie swe siły i rzekłszy: „A zatem, w imię Boga”, schyliła się, by podnieść kościotrupa. Do tej pory nikomu się to nie udało. Ku jej przerażeniu szkielet dał się dźwignąć. Nie przestając się modlić, założyła go sobie na plecy, by zanieść go do domu, zgodnie z wolą rabusiów. Gdy wtem kościste ramiona objęły ją mocno, a w uszach zadudnił jej głos:
– Jeśli nie przeniesiesz mnie trzy razy wokół kościelnego ołtarza, uduszę cię.
Kobieta znalazła się we władzy ducha i choć bała się śmiertelnie, to nie pozostało jej nic innego, jak spełnić jego wolę.
– Dla mojego Josela – rzekła z pokorą i wniosła szkielet do kościoła. Gdy tylko weszła do środka, zerwał się lodowaty wiatr, co dziko smagając wywrócił wszystkie ławki.
Kobietę przeszył dreszcz, gdyż czuła bliskość złego ducha. Drżąc na całym ciele, przeniosła skamieniałego rycerza przez cały kościół i wokół ołtarza. Za ołtarzem zaś stała czarna trumna. Siedziała w niej dzieweczka, co czytała księgę, a na głowie miała wianek z czarnych róż.
Wicher huczał coraz mocniej, furcząc i rażąc wdowę zimnem. Kobieta niezłomnie szepcząc modlitwy przeniosła kościotrupa trzy razy wokół ołtarza. Czuła, że przybywa jej sił, jakby jakaś cudowna moc poczęła krążyć w jej w ciele.
– Jakże tam ma się mój Josel? – myślała, gdy po raz trzeci przeszła obok czarnej dziewoi. A wtedy ta rozbłysła nagle jasnym światłem, zaś różany wianek na jej głowie pokrył się bielą i świeżymi pąkami. W tej samej chwili kobieta poczuła, że ciężar na jej plecach staje się coraz to lżejszy. A gdy się odwróciła, stał już przed nią rycerz. Silnym głosem rzekł do niej:
– Otom jest wybawiony – siłą twej matczynej miłości.
Po czym rozsypał się w popiół. Dziewczę za ołtarzem zamknęło księgę i położyło się na spodzie trumny. Ta zatrzasnęła się nad nią, wichura w kościele ustała, a przez wysokie okna zajrzało poranne słońce.
Kobietę przejęła trwoga, podziękowała więc Bogu, że tak szczęśliwie uniknęła tylu niebezpieczeństw. Zlana potem pospieszyła do domu.
Gdy dotarła do karczmy, nikczemne młokosy szorowały stoły. Już myśleli, że oberża jest ich, bo kobiety nie było przez trzy dni. Mówili właśnie o tym, jak zgładzić Josela, gdy otworzyły się drzwi i kobieta weszła do środka. Ze strachu obaj rozbójnicy padli martwi na ziemię.
Odtąd kobieta żyła wraz ze swym dzieckiem w szczęściu i spokoju. Dożyła sędziwego wieku, a oberża stała jeszcze przez sto lat. A potem spaliło ją na popiół uderzenie pioruna.
Źródło: Was mir die schwarze Kar’lin erzählte. Volksmärchen gesammelt und herausgegeben von Elisabeth Grabowski. Breslau 1918, s. 44–46.
Przełożyła i skomentowała Nina Nowara-Matusik, literaturoznawczyni, germanistka, tłumaczka, profesorka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Mieszka w Bytomiu.
[1] Obecnie Polska Nowa Wieś. Przyp. tłum.