Trzech martwych górników w kopalni „Łazarz”

Poranne niebo lśniło jeszcze purpurą, gdy nagie szczyty wysokich gór skrzyły się już w blasku złocistego słońca. Mgliste zasłony pokrywały doliny, powoli unosząc się w górę pod wpływem budzącego wszelkie życie słońca.

Podczas gdy przyjazna cisza wczesnego poranka spowijała jeszcze góry i doliny, z cehausu[1] kopalni złota „Łazarz” w miejscowości Dürrseisen[2] poniósł się cicho dźwięk górniczego dzwonka, dając znak, że oto nadeszła godzina, gdy gwarkowie mieli zjechać na szychtę.

W przeciągu kilku minut cechownia, w której znajdowało się wejście do kopalni, wypełniła się górnikami.

Młody sztygar, wyróżniający się wśród zebranych swoją wysoką i imponującą posturą, odczytywał nazwiska gwarków z pergaminowego zwoju. Gdy wszyscy byli już obecni, odmówiono modlitwę. Następnie w blasku lamp zjechano do znieruchomiałego królestwa podziemi.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

A tam, w oświetlonej słabym światłem sztolni, prowadzącej wprost do wnętrza ziemi i rozrastającej się w labirynt rozchodzących się w różne strony chodników, pojawiło się wnet życie i ruch. Wiedziony silną ręką pyrlik z rozmachem uderzał w żelazko, odłupując od skały szlachetny, bogaty w metale kamień.

Bergleute unter Tage – Deutsche Fotothek, Germany – Public Domain

Skrywając się w półmroku, wsparty o skalny filar stał Konrad, młody sztygar. Na jego przystojnym obliczu rysowała się melancholia, zaś gorzki ból zdawał się przeszywać jego duszę. Nie zauważył, że spadły obok niego ciężkie skalne odłamki, które z łoskotem oderwały się od stropu. W myślach przebywał na górze, gdzie w otoczeniu kwitnących lip i pośród blasku złocistych promieni słońca stał niewielki dom burmistrza Wendelina Krausa. Mieszkała w nim Laura, jedyna córka burmistrza Engelsbergu[3], najpiękniejsze dziewczę w całym górniczym mieście.

Sztygar Konrad i Laura znali się i kochali już od roku. Burmistrz Wendelin też miał upodobanie w młodym i obiecującym górniku, traktując go jak przyszłego zięcia.

Radując się swoją miłością Konrad spędzał najszczęśliwsze dni swego życia, nie domyślając się nawet, że nad jego głową zbierają się czarne chmury.

Stary górmistrz[4] Ludwig wycofał się ze służby, a zarząd kopalni przyznał mu emeryturę. Jego miejsce zajął młody jeszcze, obcy mężczyzna, spokrewniony z jednym z wyższych urzędników z okręgu Freudenthal[5], za którego wstawiennictwem otrzymał posadę górmistrza.

Wenzel – gdyż tak nazywał się nowy górmistrz – był ponurym człowiekiem, którego osobliwy charakter nie robił na gwarkach dobrego wrażenia. Dlatego unikali go wszyscy, jeśli tylko się dało, przystając do zawsze przyjaznego i spokojnego Konrada, którego każdy z nich widziałby chętniej na miejscu Wenzela. Jeno dwaj górnicy, co prowadzili próżniaczy styl życia, a których Konrad nie raz już ukarał słowami upomnienia za ich różnorakie występki, byli jego skrytymi wrogami.

Nowy górmistrz przypadkowo zawarł znajomość także z Laurą, ukochaną Konrada, ta zaś tak bardzo przypadła mu do gustu, że w tej samej godzinie postanowił mu ją odbić.

Wenzel rozpoczął więc starania o rękę Laury, składając wizyty w domu jej ojca, burmistrza Krausa. I choć ten okazywał górmistrzowi oziębłe i odstręczające oblicze, to nie przeszkadzało Wenzelowi kontynuować swych starań i odwiedzin w jego domu. I im bardziej Laura unikała jego natarczywych umizgów, tym szybciej w owym nad wyraz pobudliwym człowieku rozpalał się jasny płomień nieokiełznanej namiętności.

Dej pozōr tyż:  Ciepnij geld na ratowanie zōmku Schaffgotschów w Kopicach!

Również Konradowi dążenia Wenzela nie pozostawały tajemnicą. Niechęć, jaką odczuwał początkowo względem owego człowieka, przemieniła się więc w otwartą wrogość. Zazdrość i bezgraniczna nienawiść do rywala, który na domiar złego był jego przełożonym, kotłowały się w jego piersi, gdy tak stał niepomny na swe otoczenie we wnętrzu ziemi, opierając się o jeden z kopalnianych filarów i zadręczając swój umysł poszukiwaniem sposobu, który położyłby kres staraniom Wenzela.

Gdy wtem ktoś zawołał jego imię – był to skrzeczący głos Wenzela, dochodzący do jego uszu z jednego z nieoświetlonych chodników. Po chwili pojawił się przed nim sam górmistrz z lampą górniczą w ręku, w towarzystwie owych dwóch gwarków, którzy nie byli mu przyjaciółmi.

–  A zatem dobrze przypuszczałem – przemówił z szyderczym uśmiechem górmistrz – że sztygar Konrad znów siedzi w jakimś kącie, pogrążając się w boleściach z miłości. Będzie  pan tak łaskawy, panie Konradzie, i pójdzie pan za mną – mówił dalej. – Chciałbym obejrzeć z panem kilka rzeczy. Życzę sobie, aby wyglądały inaczej. Niech pan idzie ze mną.

Nie odzywając się słowem Konrad ruszył za dwoma gwarkami, którzy z lampkami w ręku skierowali się ku starej, już wyeksploatowanej i opuszczonej części kopalni, za nimi zaś szedł Wenzel.

Wędrowali przez wąskie i mroczne chodniki, które groziły zawaleniem, gwarkowie zaś kierowali swe kroki to w jedną, to w drugą stronę. Nie padło ani jedno słowo. Coraz większe i dłuższe stawały się pieczary i korytarze podziemnego labiryntu, by w końcu zbiec się w ogromnej, wysokiej przestrzeni, podobnej do kopuły, której mroczne kształty ledwie majaczyły w bladym świetle lamp. Głębokie, wypełnione wodą zapadlisko, w którego czarnej tafli odbijało się światło górniczych lampek, rozciągało się u stóp mężczyzn, wstrzymując ich kroki.

–  Panie Konradzie, jesteśmy u celu – rozległ się stłumiony głos górmistrza.

–  A czymże miałbym się jeszcze zajmować na tych dawno już wydobytych polach? – odparł zdziwiony Konrad.

A wtedy Wenzel zrobił kilka kroków do tyłu, gwarkowie zaś złapali Konrada i rzucili go na ziemię, a następnie związali sznurami, które owe łotry skrywali do tej pory w swych ubraniach.

–  Co chcecie mi zrobić? – zapytał sztygar, zdjęty trwożnym przeczuciem.

–  Jeden z nas dwóch musi zniknąć z ziemi, a że ja nie mam na to ochoty, los wybrał ciebie – odparł Wenzel.

–  Chcecie mnie zamordować! Lecz Bóg was ukarze za wasz haniebny uczynek – wydusił Konrad, podczas gdy jego ciało wstrząsała groza śmierci.

–  Kończcie – rzekł górmistrz, zwracając się do gwarków – Laura musi być moja.

Podniesiono Konrada w górę – przytłumiony dźwięk spadania – krzyk śmiertelnej trwogi – kilka uderzeń podziemnych wód o nagie, skalne ściany – śmiertelna cisza. Zbrodniczy czyn został dokonany.

Dej pozōr tyż:  Katowice: Teatr Korez w maju

W mroku poczęły nieść się szybkie kroki trzech mężczyzn, którzy uciekali ze sztolni. Gnani jak przez furie mordercy Konrada umykali z miejsca zbrodni.

***

Promienie wieczornego słońca ozłacały wierzchołki gór, gdy dzwonek w cechowni kopalni „Łazarz” po raz kolejny wydawał z siebie żałosne dźwięki. Szychta górników była zakończona. Donośne „Szczęść Boże!” niosło się po mrocznych chodnikach, pyrlik i żelazko odkładano na bok i ruszano w drogę na powierzchnię.

Wszyscy, co zjechali rankiem do kopalni, widzieli znowu światło dnia i blask zachodzącego słońca – tylko nie sztygar Konrad.

–  Gdzie się podziewa Konrad? – zaczęli pytać gwarkowie. Nikt nie wiedział, nikt go nie widział. Odpowiedzieć mogli jeno Wenzel i jego towarzysze w zbrodni – że Konrad spoczywa głęboko w podziemnych wodach, pogrążając się w śmiertelnym śnie w swym mokrym grobie.

Lecz Wenzel udawał zaniepokojenie i troskę, gdy zameldowano mu, że sztygara Konrada nigdzie nie ma i że należy spodziewać się nieszczęścia.

Wiadomość o zniknięciu Konrada błyskawicznie rozniosła się po okolicy. Burmistrz Kraus i jego córka Laura rychło usłyszeli smutne wieści. Dręczona strachem i przerażeniem Laura pospiesznie udała się do kopalni, gdzie wciąż jeszcze zebrani byli gwarkowie. Kilku z nich na powrót zjechało na dół, by szukać zaginionego.

A wtedy w wylocie sztolni stanęła przedziwna postać, która wyłoniła się z wnętrza kopalni. Była to majestatyczna istota w stroju górnika, co lśnił w blasku złota, zaś na jej ramionach spoczywał srebrzący się płaszcz.

W prawej ręce postać owa trzymała górniczą lampę, która płonęła barwnym światłem. Długa broda, okalająca twarz, opadała jej na pierś. Podążało za nią mrowie małych gnomów, zakapturzonych i opasanych skórzanym fartuchem[6].

–  Pradziad, Duch Gór! – zaczęli w strachu krzyczeć gwarkowie.

Górmistrz Wenzel skrzywił twarz, jakby chciał uciec.

–  Stój, górmistrzu! – zadudnił potężny głos króla podziemnych duchów, a przerażony Wenzel stanął w miejscu, jakby rażony piorunem.

–  Gdzie jest sztygar Konrad? – zapytał Pradziad.

–  Nie wiem – z cicha odparł Wenzel.

–  Nie wiesz, tchórzliwy morderco – ciągnął Pradziad – lecz moje gnomy, co stoją tutaj obok, były świadkami waszego podłego czynu. Były tam, gdy ty i twoi pomocnicy wrzuciliście sztygara Konrada w głębiny zapadliska. Lecz to, czego nie widziały ludzkie oczy, widziały duchy podziemi, które pośpiesznie ruszyły na ratunek nieszczęsnej ofierze twej namiętności, wyrywając ją z objęć śmierci.

Przez szeregi gwarków przeszedł szmer i wiele pięści uniosło się w kierunku górmistrza. W tej samej chwili w towarzystwie kilku gnomów ze sztolni wyszedł cały i żywy Konrad. Laura wpadła mu w ramiona.

–  Bądźcie szczęśliwi – powiedział do nich Duch Gór. – Lecz ty, niegodziwcze, nie unikniesz sprawiedliwej kary, tak samo, jak twoi kompani. Grób w głębinach, który umyśliliście dla Konrada, stanie się waszym grobem. Dalej gnomy, wypełnijcie mój wyrok!

Dej pozōr tyż:  Górnośląski utopiec – konteksty może nieco mniej oczywiste

Skrzaty schwytały górmistrza i obu gwarków, a następnie zaciągnęły wyjących ze strachu przed śmiercią łotrzyków w mrok kopalni. Jasny słup ognia wystrzelił z ziemi, potężny grzmot przeszył powietrze, a z wnętrza sztolni wyraźnie dobył się łoskot spadających skał – to zawaliła się opustoszała część kopalni. Pradziad zaś i jego gnomy zniknęły.

***

Gdy następnego ranka gwarkowie zjechali na szychtę, ich oczom ukazał się przerażający widok: stara część kopalni, w której gnomy pogrzebały Wenzela i jego kompanów, była doszczętnie zniszczona.

Od tego czasu na pamiątkę owego straszliwego wydarzenia ową zasypaną część wyrobiska w kopalni „Łazarz” nazywano „Przy trzech nieboszczykach”.

Konrad i Laura zostali szczęśliwą parą, po tym jak w miejsce Wenzela górmistrzem został Konrad.

Z czasem wydobycie złota w Dürrseisen przynosiło coraz większe straty, aż górnictwo doszczętnie zrujnowała wojna trzydziestoletnia. Do dzisiejszych czasów pozostały po nim tylko zawalone sztolnie, chodniki oraz gruzowiska. Górnictwo przestało istnieć, lecz podanie o trzech nieboszczykach w kopalni „Łazarz” przekazywano z pokolenia na pokolenie, by mogło przetrwać aż do dziś.

 

źródło: Die drei Schläfer am Lazarus. W: Josef Lowag: Altvater – Sagen. Freudenthal 1902, s. 101–108.

 

Przełożyła Nina Nowara–Matusik, germanistka, tłumaczka, literaturoznawczyni. Profesorka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Prowadzi autorskiego bloga Perspektywa Bonitki. Ostatnio opublikowała antologię tłumaczeń pt. Po drugiej stronie studni. Górny Śląsk w przekładach.

[1] Cechownia – przyp. tłum.

[2] Wieś Suchá Rudná, okolice powiatu Bruntal, w kraju morawsko-śląskim, we wschodniej części Wysokiego Jesionika – przyp. tłum.

[3] Czeskie miasto Andělská Hora, w kraju morawsko-śląskim, w powiecie Bruntál – przyp. tłum.

[4] Dawniej przełożony górników – przyp. tłum.

[5] Bruntal – miasto powiatowe w Czechach, położone na Śląsku Czeskim – przyp. tłum.

[6] Skórzany fartuch, czyli skóra lub łata, to element średniowiecznego stroju górnika – przyp. tłum.

 

Śląsk Magiczny – wstęp
Czarna studia cz.1
Czarna studnia cz.2
Czarna studnia cz.3
Czarna studnia cz. 4
Polna piastunka
Las Goj (cz.1)
Las Goj (cz. 2)
Las Goj (cz. 3)
Las Goj (cz. 4)
Spacer po Wesołej (cz.1)
Spacer po Wesołej (cz. 2)
Spacer po Wesołej (cz.3)
Narzeczona wodnika. Baśń Eichendorffa
Kobieta z bagien (cz. 1)
Kobieta z bagien (cz. 2)
Kobieta z bagien (cz. 3)
Eichendorff młodzieńczy
O(d)czarowując Górny Śląsk – Arthur Silbergleit
Arthur Silbergleit: Górny Śląsk. Cz. 2
Arthur Silbergleit: Górny Śląsk. Cz. 3 (ostatnia)
Alfred Nowinski: O tym, jak dzieciątko Jezus przybyło na Górę św. Anny
Górnośląska Meluzyna
Wieszczka z wieży czy wietrznica? Górnośląska Subella
O zjawach, odkupieniu i kobiecej sile
Bajka o fynchelkach
Jeszcze o górnośląskich fynchelkach
Sobowtór – cz. 1
Sobowtór – cz. 2
Dzielna młynareczka
Dirszel – cz. 1
Dirszel – cz. 2
Gdzie szumi Opawa – cz. 1
Gdzie szumi Opawa – cz. 2
Gdzie szumi Opawa – cz.3
Szalony hrabia

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza