KulturaPolecane

Błękitny kwiat

Błękitny kwiat

 Cała kraina tonęła w lecie. Pośród kwitnących drzew z zapałem śpiewał szczęśliwy drozd. Z ziemi unosiła się bezkresna woń. Był dzień świętego Jana. Zdawało się, że w lesie nastało święto. W przestworzach niosły się dźwięki, jak gdyby jakiś grajek dobywał je z drżących strun harfy. Cały świat skrzył się i jaśniał w blasku słońca, zaglądając z radosnym uśmiechem do ludzkich marzeń, co spragnione były serca drugiego człowieka. Przez kwitnącą dolinę, pod zieloną kopułą liści, jechał na białym rumaku Król Lasu. A gdy tylko koń raźniej postawił krok, przy jego uździe rozbrzmiewały srebrne dzwoneczki – niczym najcudowniejsza muzyka. Nieopodal szemrało źródło, połyskując pośród lśniących gałęzi niczym oko Boga. Strumień szemrał w rytm starej melodii, a po lesie niósł się radosny szept harfy.

Jakże inaczej czuł się dzisiaj myśliwy Crispin, gdy tak szedł przez ten las, by jak zwykle tropić i polować, jak dziwnie było mu na duszy. Wydawało mu się wręcz, że każdą kwitnącą gałąź spowija baśń. Z ukrycia spoglądały na niego zaciekawione sarny i zające, ponieważ w ogóle nie zwracał na nie uwagi. Dzisiaj nie bały się jego dwururki. Bo to właśnie jemu przypadła Brendel Lieschen, najpiękniejsza dziewczyna  z całej wioski. Dziewczyna, co miała takie cudowne, delikatne oczy, niczym księżniczka. Skrzyły się tajemniczym blaskiem – jak ów błękitny kwiat rosnący przy leśnym źródle, o którym w takim zachwycie opowiadają podania i baśnie. O owym kwiecie myślał pewnie także Crispin.

I tak właśnie było – myślał o nim, o błękitnym kwiecie szczęścia. Ach, gdyby tylko mógł go mieć! Mówiono, że kwitnie głęboko w lesie, w ukrytym ustroniu, tuż przy leśnym źródle. Kto zaś by go posiadł, temu serce wezbrałoby szczęściem, oczy rozbłysły świetliście, dusza zaś przepełniłaby się błogą melodią, radując się niczym skowronek. Biedny Crispin! Ach, gdyby tylko mógł wejść między góry, dostać się tam, gdzie swych błyszczących skarbów strzegą krasnoludki! Lecz góry stały wokół niego nieruchomo, niczym milczący strażnicy, jaśniejąc kryształowym blaskiem, nieświadome, że jego duszę przeszywa cierpienie. Cóż bowiem mógł podarować Lieschen, jakie skarby tego świata? Nie miał przecież nic, oprócz radosnego serca, bystrych oczu myśliwego i wesołej natury wędrowca. Lecz to wciąż było zbyt mało, by żyć pełnią szczęścia. A jednak – czyż nie miał swojej Lieschen, najpiękniejszej dziewczyny w całej wiosce? Czyż to nie ona była jego największym skarbem?

Zielony las rozpostarł szeroko swe ramiona i oto Crispinowi zdało się, że zmierza ku skąpanemu w zieleni zamkowi z baśni, gdzie radośnie świergoczą ptaszęta. W zamku tym zaś mieszka bogata księżniczka, którą mógłby pojąć za żonę.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

I gdy tak szedł przez las, w koronach drzew pogodnie śpiewały ptaki, a zwinne wiewiórki przemykały prędko przed jego nosem. Przez gałęzie delikatnie prószyło złotem słońce, rozsypując po ziemi – niczym lśniące talary – cały swój blask.

I wtedy rozmarzony i zatopiony w myślach Crispin zauważył, że pośród plątaniny kwitnących pnączy i mchu, obok skalnego zbocza, rosło wiele przecudnych kwiatów: delikatne konwalie, kwiaty runa leśnego, niezapominajki i dzikie róże. Czy był może pośród nich także ów błękitny kwiat, którego tak bardzo pragnął? Przed oczami Crispina roiło się od czarujących, kwietnych cudów i wyzierających z pąków twarzy.

Tymczasem nastał wieczór, tchnący słodkim aromatem. Głośno szemrały ukryte źródła, zaś na harfie delikatnie przygrywał wiatr. Ciemne jodły stały nieruchomo, jak gdyby wstrzymywały oddech. Po skalnym zboczu spływał blask księżyca, rozlewając srebrzyste światło na korzenie, gałęzie i leśny mech.

Zmęczony Crispin położył się przy stromej skale, co wystawała ze zbocza. Wkrótce zapadł w sen. I zaczął śnić. A wtedy Król Snów podarował mu to, czego odmawiało mu życie. W owym śnie wprost kipiało od barw i zapachów.

Nagle przed Crispinem zjawiło się dziewczę odziane w biel, o złocistych włosach i różanych policzkach. Przy boku miało lutnię, przybraną barwnymi wstążkami, z której zdawała nieść się feeria złocistych tonów. Dziewczyna przemówiła do Crispina:

– Chodź za mną!

Ruszyli razem ustronnymi ścieżkami przez wzgórza i lasy. Czyżby była to Angelika – Księżniczka Złota –, o której nie raz czytał w baśniach? Rozmawiali cicho, zamieniając ledwie kilka słów.

Minęli niepozorny olchowy zagajnik i zieloną łąkę. Księżyc wznosił się wysoko, zalewając świat swym blaskiem. Pomiędzy krzewinami cicho kłębiły się mgły. Wtedy Crispinowi wydało się, że coś się porusza. Obok niego poczęły przemykać postacie, skryte za falującymi welonami roślin. Delikatne, smukłe dziewczęta. Magia nimf i taniec elfów. Spośród ich szeregów wzniosła się pieśń – o potędze Pradziada, pięknie i szczęściu, i o bajecznej wiośnie, co nastaje po raniącym, marcowym śniegu.

– Oto moje siostry! – wyszeptała towarzyszka Crispina, wskazując na tańczące wokół spienionej wody postacie.

Crispin zamilkł i nasłuchiwał. Serce drżało mu w piersi, jakby śmiało się z radości. Zawładnęła nim ogromna tęsknota.

Czy mogłaby ją ukoić kąpiel w leśnym źródle?

Od rozkosznych dźwięków niemal postradał zmysły. A przecież wydawało mu się, że wciąż leży na miękkim mchu. Elfy tańczyły wokół niego, wyłaniając się z mgły niczym cienie.

A jednak nie przestał wędrować. Jego towarzyszka wyprowadziła go z migoczącego kręgu rozkosznych świetlistych postaci z powrotem na leśną ścieżkę.

– Poszukajmy go – poszukajmy błękitnego kwiatu! – rzekła, wlewając w myśliwego nadzieję. Powietrze wciąż było ciepłe i przyjemne. Wszędzie wokół rozbrzmiewała muzyka, jakby trwało jakieś wielkie święto. Między gałęziami drzew niósł się łagodny, upojny szept.

I wtedy towarzysząca mu elfka wskazała na tajemniczy, cudowny kwiat, co rósł przy źródle w głębokim, olchowym wąwozie. Na ten widok Crispin krzyknął tak głośno, że zanurzone we śnie sarny zerwały się z przestrachem, zaś echo jego głosu potoczyło się po skalistej ścianie niczym odległy grzmot. To był on – błękitny kwiat! Z kielicha unosił się słodki zapach, a spod ziemi połyskiwało złoto. Lśnił niczym szmaragd.

Grafika wygenerowana przez SI

Crispin wyciągnął rękę. Lecz nim zdążył się zorientować, na jego ustach spoczął pocałunek Królowej Baśni. Myśliwy zachwiał się i upadł. A potem zrozumiał, że leży na czymś twardym i skalistym — i obudził się.

Skały, na których leżał, do dziś nazywane są Kamieniami Śnienia. Rozciągają się na górze Querberg[1], nieopodal miasta Zuckmantel[2]. I podobno właśnie tam, jak głosi podanie, błękitnego kwiatu strzeże wciąż Angelika, Królowa Elfów. Może także ty chciałbyś go poszukać?

 

źródło: Paul Kutzer: Die Blaue Blume. W: Sagen aus den schlesischen Waldbergen. Berlin, b. r. w., s., s. 127–130.

 

Przełożyła Nina Nowara-Matusik, germanistka, tłumaczka, literaturoznawczyni. Profesorka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Ostatnio opublikowała antologię tłumaczeń pt. Po drugiej stronie studni. Górny Śląsk w przekładach. Tłumaczenie powstało w ramach Programu wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych na rzecz stymulowania ich rozwoju (KPO dla Kultury 2025).

[1] Góra Poprzeczna albo Příčný vrch to najwyższy szczyt w Górach Opawskich o wysokości 975 m. n. p. m. Przyp. tłum.

[2] Miasto Zlaté Hory w Górach Opawskich. Przyp. tłum.

 

 

Śląsk Magiczny – wstęp
Czarna studia cz.1
Czarna studnia cz.2
Czarna studnia cz.3
Czarna studnia cz. 4
Polna piastunka
Las Goj (cz.1)
Las Goj (cz. 2)
Las Goj (cz. 3)
Las Goj (cz. 4)
Spacer po Wesołej (cz.1)
Spacer po Wesołej (cz. 2)
Spacer po Wesołej (cz.3)
Narzeczona wodnika. Baśń Eichendorffa
Kobieta z bagien (cz. 1)
Kobieta z bagien (cz. 2)
Kobieta z bagien (cz. 3)
Eichendorff młodzieńczy
O(d)czarowując Górny Śląsk – Arthur Silbergleit
Arthur Silbergleit: Górny Śląsk. Cz. 2
Arthur Silbergleit: Górny Śląsk. Cz. 3 (ostatnia)
Alfred Nowinski: O tym, jak dzieciątko Jezus przybyło na Górę św. Anny
Górnośląska Meluzyna
Wieszczka z wieży czy wietrznica? Górnośląska Subella
O zjawach, odkupieniu i kobiecej sile
Bajka o fynchelkach
Jeszcze o górnośląskich fynchelkach
Sobowtór – cz. 1
Sobowtór – cz. 2
Dzielna młynareczka
Dirszel – cz. 1
Dirszel – cz. 2
Gdzie szumi Opawa – cz. 1
Gdzie szumi Opawa – cz. 2
Gdzie szumi Opawa – cz.3
Szalony hrabia
Trzech martwych górników w kopalni „Łazarz”
Górnośląski utopiec – konteksty może nieco mniej oczywiste
Czarnoksiężnik (1)
Czarnoksiężnik (2)
Czarnoksiężnik (3)
Dlaczego zboże na Górnym Śląsku ma tak drobne kłosy
Podanie o sosnowym źródle w pobliżu Luisental
Podanie o Czarnym Źródełku
Morowa lipa
Skrzatek w butelce

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź