Aleksander Lubina: Hanek i oni (Mimry z mamrami) – cz. 19 (ôstatniŏ)
Aleksander Lubina
Hanek i oni
(elwry, lebry, pamponie, soronie, hadziaje i barbary) – albo o moich przodkach i zadkach.
ilustracje: Grzegorz Chudy
Ufam, że z Bożą pomocą rychło uda się wyjść naprzeciw potrzebom ludzi ciężkiej pracy. Z serca błogosławię wam i waszym najbliższym. Szczęść, Boże!”.
Usłyszałem: Widzę, skończył Pan z felietonami. Uśmiechnęła się. Nawet jeżeli nie, to teraz czas na herbatkę. Panowie proszę zdjąć wszystko ze stołu, zmieniam obrus. Przyniosła z wertiko w sypialni lniany, biały, krochmalony, wyprasowany jeszcze przez Margott. Zdjęliśmy ze stołu popielniczkę, cążki do cygar, długie zapałki, szklaneczki i filiżanki ze spodkami. Dzbanek do kawy. Podniosłem dekielek. Na dnie fusy w cukrze i mleku bez śladu pleśni. Rozłożyła biały, lniany obrus. na pustym stole. Mała czarna szykownie opinała półdrzistki. Pieszczotliwie wyrównała zagięcia.
Działała na mnie, że lepiej zrozumiałem Hanka!
Podeszła do Karolka: Najpierw ty. Co oglądałeś?
Nie będę się przed nim popisywał. Opowiem, kiedy sobie stąd pójdzie.
Hedwiżka: Dobrze, później. A teraz Pan – jutro podpisze Pan akt sprzedaży domu. Ja go kupuję.
Za co? – wyrwało mi się pytanie w istocie niezbyt mądre.
Hanek boł szporobliwy. Przedoł jei dom za piyniondze ze wspólnego konta.
Zrobię przelew – odpowiedziała oszczędzając mi pytania: Co to Pana obchodzi?
Niczego proszę nie wywozić. Zamieszka Pan w tym domu. Pieniądze ze sprzedaży domu przeznaczam na jego remont i utrzymanie. Nie, nie, proszę, nie odmawiać. My z Karolem też tu zamieszkamy. Dom jest spory. Pomieści nas wszystkich. Jest trochę roboty.
Ojciec wyremontował stajnię, oborę i stodołę. Mieszkania i kuchnie są super, ale tynk zewnętrzny ma swoje lata. Przy ostatnim przekładaniu dachówki i tynkowaniu urodził się brat. To jakieś dwadzieścia pięć lat temu, myślę. Pan się tym zajmie, dobrze? Przede wszystkim trzeba wydać dorobek Hanka. Pomogę Panu. Proszę się nie martwić, o księgi wieczyste, podatki zatroszczy się brat. Do pana należy redakcja, i tak dalej, są na to pieniądze. Zostawił. Zajmie się pan także końmi, to prezent ode mnie. Umie Pan zaprzęgać i powozić? Jutro pojedziemy nad jezioro, tam, gdzie kiedyś rosła wielka wierzba.
Hankowe definicje:
- barbary – istoty człekopodobne, różnobarwne odmiany nadludzi – brunatne, czerwone, czarne;
- elwry – to inaczej gizdy, karliki, pierony;
- gorole – to są wszyscy inni oprócz Hanysów, to inaczej nie-Hanysy;
- hadziaje – sprowadzeni na śląską wieś chłopi, którym się wydawało, że wszystko samo urośnie;
- Hanysy – to mogom być elwry, lebry, pamponie, soronie, a nawet częściowo oni i barbary. Hanysami nie są gorole, hadziaje, werbusy, władki i wule;
- lebry – to takie mniej udane elwry, nie tak zmyślne, nie tak wesołe i znajom mniej wiców;
- oni – to lepsze gorole, czasami nawet starają się być otwartymi i wyrozumiałymi – często rozróżniają między szklanką, a filiżanką, są wśród nich prawdziwi Polacy i Polacy prawdziwi;
- pamponie – to inaczej bambry, chociaż bambry to też gospodarze, ale bogatsze i lepiej wychowane, pampoń to taki śląski hadziaj, ino czystszy, robotniejszy i lepiej gospodarzący;
- soronie – to simplicissimusy, prostaczki, co se za dużo myślom, wszystko wiedzą, a tak po prowdzie w rz… byli i g… widzieli, co często wykorzystują do robienia kariery – na przykład w polityce albo w kościele;
- werbusy – zwerbowani przez śląskich łowców głów chłopcy ze wsi, którzy przybyli na Śląsk, żeby się wzbogacić. Niewielu to się udało;
- władki – to mieszkańcy terenów za Brynicą, tak ich nazywały Hanysy prawdziwe przed II Wojną Światową – mieszkańcy Starej Rzeszy (Alt-Reichu), a tak w rzeczywistości mieszkańcy tzw. Starego Śląska (Alt Schlesien);
- wule – mieszkańcy hoteli robotniczych w czasach niezapomnianego socjalizmu i rabowania węgla kamiennego.