Aleksander Lubina: Hanek i oni (Mimry z mamrami) – cz. 11
Aleksander Lubina
Hanek i oni
(elwry, lebry, pamponie, soronie, hadziaje i barbary) – albo o moich przodkach i zadkach.
Mimrów z mamrami tom I
ilustracje: Grzegorz Chudy
Godajom, iże one czytają i czasu na mycie nie majom. My zasi tak sie myjemy, zymby pucujymy, paznokcie obcinamy, przed domami sprzątamy, firanki krochmalimy, że czasu na czytanie i pisanie nie mamy. Czyści ci Ślązacy, ale niewykształceni.
Godajom, że my niy momy literatury, bo niy momy jenzyka. Niy momy jynzyka, bo niy momy literatury. Literatury niy momy, bo niy momy jynzyka. To, co my po niymiecku i po polsku napisali, to sie nie liczy, bo to nie jest literatura śląska. Możno to niy je literatura śląska, nale to literatura Śląska.
Indianery i Eskimosy majom literatura? A oni sami majom literatura? My momy tako samo, trocha inno, bo naszo. Bery i bojki momy. Nasze wice! To po naszymu. Co z „Tkaczami”, czyje to jest?
Boehme, Silesius, Opitz, Grypius, Rozdzieński? Kto dzisiok godo o literaturze polskiej. Lepiej o literaturze Polski i literaturze Śląska. Bo co zrobią z Potockim, Conradem, Szulcem, Singerem…
Trzeba literatura napisać – to sie jom pisze! Jest tego coroz wiyncyj. No i nasze ksionszki nasi ludzie możno czytajom. Bo to niy sztuka napisać, trza jeszcze przeczytać, zrozumieć i wykorzystać.
Naszo kultura, to robota znać, gwoździe robić, znać maszyny parowe, znać elektronika, znać ekonomia w kożdym domie, w rodzinie. Znać jom w kuchni. Nasze jedzynie to my – na beztydziyń i od świynta. Weź tako moczka. Moczka z piernika, warzyw, suszonych owoców i bakalii. W zależności od upodobania podaje sie na ciepło lub zimno. Jest to danie wigilijne, które kończy albo zaczyno wieczerza. Makówki to inksze danie wigilijne, kere podawane było na koniec wieczerzy – na deser. Przekłodosz warstwami mak, bakalie i pokrojoną bułkę, każdą z warstw słodzisz, polewasz gorącym mlekiem.
Siedział Hanek przy maszketach wilijnych i wykorzystując czas refleksji i pamięci pisał imię i nazwisko po imieniu i nazwisku.
Zagubiłem w pośpiechu codziennym Hankowy wykaz pisarzy, muzyków, podróżników, myślicieli, inżynierów i przedsiębiorców ze Śląska, gwarków, braci zakonnych, kuźników, gewerkerów… albo mi się tylko śniło, że tak było.
Pisarzy, podróżników, gwarków, braci zakonnych, kuźników, gewerkerów, muzyków, myślicieli, inżynierów i przedsiębiorców wszystkich nie pamiętam, a smak wspólnie z Hankiem spożywanych potraw świątecznych czuję doskonale, szczególnie siemieniotki – gęstej, jasnej, z mlekiem z szarymi kropkami. Lekko słonawa, a jednocześnie słodka. Do siemieniotki używa się wysuszonych nasion konopi, mleka – najlepiej pełnotłustego oraz słodkiej śmietanki. Do smaku dodaje się cukru oraz soli. Zagęszcza się zawiesiną wody i mąki krupczatki, dodaje się zmielonego ziarna prosa. Za omastę służy masło i zagęstnik z gotowanej kaszy jęczmiennej.
Na deser Hanek podawał jabłka dojrzałe, twarde, pokrojone w plasterki, następnie suszone na piecu kaflowym. Smakują takie jabłka suszone jak świeże owoce. Bo jabłko i u nas posiłek kończy czasem.
Z suchych owoców kompot i przegryzka, że świeżych delicje, że och.
Kiejby jajka i jabłka nie były tak powszechne, były bardziej pożądane niż kawior czy ostrygi.
Spójrz na przykład na to jabłko, które jem. Jabłko jak jabłko? Widzisz: jabłko średniej wielkości, kuliste, spłaszczone, skórka gładka, mocna, zielonożółta z intensywnie czerwonym prążkowanym rumieńcem na połowie owocu – o kwaskowatym smaku i niezbyt silnym aromacie. Ugryź posmakuj! Jabłko jak jabłko? Widziałeś to wszystko, zanim ci tego nie powiedziałem? Wiesz, kiedy się je zrywa? Odmiana późnojesienna. Zbiór w połowie września, dojrzałość owoce osiągają w połowie października. Do czego się nadaje? Jak je jeść? Owoc deserowy, dobry na przetwory. Odmiana odporna na parch jabłoni, mączniaka i mróz. Ceniona ze względu na wczesne i obfite owocowanie. Dlaczego to jabłko niezwykłe? Dlaczego właśnie o nim rozmawiamy?
Ugryź posmakuj! Bo to odmiana śląska, wyhodowana w 1865 przez królewskiego ogrodnika Brauna zatrudnionego w pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim – bardzo popularna na Śląsku.
Kamieniec Ząbkowicki, często mylony z Kamieńcem Śląskim, z Ząbkowicami Śląskimi – kiedyś Frankenstein, koło Münsterberg, koło Góry Klasztornej (obecnie Ziębice), koło Reichenstein (obecnie Złoty Stok)…
Tak, ten Frankenstein, którego z nudów nad szwajcarskim jeziorem napisała Mary Shelley, z domu Wollstonecraft Godwin. Mary Shelley wzięła nazwisko dla nowoczesnego Prometeusza od śląskiej miejscowości. Mary, po mężu poecie angielskim, Shelley, wymyśliła Victora Frankensteina w związku z aferą grabarzy z Frankenstein w 1606. Grabarze z Frankenstein zatroszczyli się o klientelę trując sąsiadów jadem trupim.
No ugryź teraz – jabłko zmieniło smak? To jabłko zwie się Książę Albrecht Pruski – nazwa niemiecka Prinz Albrecht von Preußen, Albrechtsapfel. Albrecht Pruski? Nie to nie jabłko Królewny Śnieżki, co najwyżej Marianny Orańskiej. Marianna Orańska! Żona Albrechta Pruskiego. Nie wiedziałeś? No jasne, że nie! Teraz wiesz i będziesz pamiętał. Tak to jest.
O Mariannie poczytaj albo kiedyś ci opowiem. Musimy to zrobić, bo to ważna kobieta, żeby zrozumieć kobiety u nas. Szkoda czegoś nie robić. Lepiej zrobić chociaż raz. Ale zrobienie tylko raz, to tak, jakby nie robić. Jak pojedziesz tam do Kamieńca Marianny, do jej Międzygórza tylko raz, to jakby wcale. Gorzej, jeżeli w ogóle tam nie pojedziesz i nie zobaczysz, jak wszystko się miesza i przeplata. Nie poznasz porządku
i nieporządku, nierządu i rządu, libo tymże miszmaszu. W Sudetach tajemnic moc, ludzi niesamowitych, opowieść niezmyślonych, tajemnic nieodgadnionych – byłech tam już za bajtla z moim opom i pięknie było i czarownie. W Sudetach za bajtla słuchołech o Rübenzahlu i Frankensteinie i jużech wiedzioł, co mój synek bydzie abo Hiacynth abo Wichtór.
Der Apfel, das Szepter.
„Regalia sunt: arimannie, vie publice, flumina navigabilia, et ex quibus fiunt navigabilia, portus, ripatica, vectigalia que vulgo dicuntur thelonea, monete, mulctarum penerumque compendia, bona vacantia, et que indiguis legibus auferuntur, nisi que specialiter quibusdam conceduntur, et bona contrahentium incestas nuptias, condemnatorum et proscriptorum, secundum quod in novis constitutionibus cavetur: angariarum et parangariarum et plaustrorum et navium prestationes, et extraordinaria collatio ad felicissimam regalis numinis expeditionem, potestas constituendorum magistratuum ad iustitiam expediendam, argentarie, et palatia in civitatibus consuetis, piscationum redditus et salinarum, et bona committentium crimen maiestatis, et dimidium thesauri in loco Caesaris inventi vel loco religioso; si data opera, totum ad eum pertineat. Omnisjurisdictio et omnis districtus apud principem est et omnes iudices a principe administrationem accipere debent et iusiurandum prestare quale a lege constitutum est. Palacia et pretoria habere debet princeps in his locis in quibus ei placuerit. Tributum dabatur pro capite, tributum dabatur pro agro […]. “ Jabłko, berło.
Wszyscy skądś przyszli. Ci co przyszli, to nie jesteśmy my, to są oni. Oni są w miarę w porządku, szczególnie, kiedy przymkniesz oko. Wielu ich udaje, że są w porządku, bo ochrzczeni. Przymykaj ino jedno oko, drugie trzim otwarte. Dej pozór, bo udowoce udajom, iże już nie są barbarami, że w najgorszym razie są już wyłącznie elwrami, lebrami, pamponiami, soroniami, hadziajami.
Zachowywać się jak oni? Mówić jak oni? Modlić się jak oni? To nie jest proste. Oni sami nie wiedzą, czy lotać z pielgrzymkami i procesjami, czy święcić pokarmy, odprawiać odpusty, czy modlić się w sobie i przeżywać każdy dzień jako dzień Pana?
Udają, że znają swoją kulturę. Do teatru i do opery chodzą rzadko. Czytają rzadko. Czytają tych, o których słyszeli, tych, których znają. Nie czytają swoich najlepszych.
Udają patriotów, a historii nie umieją i nieustannie narzekają. Zawsze dzielą się na tych, co potem będą tymi dobrymi i na tych, co potym za ich wybory i działania będą przeklinani. Tak, są wśród nich zdrajcy i zbrodniarze wręcz, ale to ich swojacy i należy ich zrozumieć.
Demokracja? Większość ma rację? To znaczy, że racje mają oceany – mokry i suchy: morza i pustynie, bo jest ich więcej? Do nich mają się upodabniać tereny żyzne i zamieszkane? A może nadal niech korzystają z wiatru i deszczu! Tornada, tajfuny, trąby powietrzne, powodzie niszczą. Jasne, tak często niszczy większość w demokracji, kiedy zamienia swoje prawo do współstanowienia w dyktat demokracji.
Większość? Lepij sie podobać jednymu mondrymu niż dziesiynciu głupim.
Tych onych jest dużo. Wyróżniają się dwa podstawowe rodzaje onych. One sie dzielą. Część, jak naród wybrany, jest zawsze za, a część jest przeciw. Niektórzy z nich są za, a nawet przeciw. Czasami ci, którzy byli za, po latach są przeciw i na odwrót. Są dobrzy, których należy podziwiać i niedobrzy, którzy teraz udają, że nie wiedzieli, co robią.
My nie jesteśmy lepsi. Som u nos ludzie niedobrzy i głupi, wyzywający innych i ponad innych się wynoszący.
Nie wystarczy jeść wodzionki i żuru, fanzolić po ślonsku, przipochlybiać się innym gupielokom, żeby już być Ślonzokiem. My jednak zamiast suchy chlyb wyciepnonć, to go do wrzącej wody dowosz, fet, trocha czosnku, soli, i jak mosz, to pieprz. Do miski albo do talerza. Żur, wodzionka i brołtzupa, to do nos był ratunek na późno jesień i zima, kiej krowy dawoły mynyj mleka, w chlewach, oborach i kurnikach już mało co było. Jedli my na śniadania lub wieczerza postny żur, wodzionka bez omasty i ciyńko brołtzupa.
Do smaku i przyzwoitości wodzionka a broszura – do siły i do roboty żur. Dobry żur, to gęsty żur, z kawałkami grzybów i kartofli. Gotowany na rosole, najlepiej z kury, wołowiny albo warzywny – na kościach, z zakwasem chlebowym.
Do wywaru wcieknij pora grzybów: maśloków, kurków, prawoków – świeżych albo suszonych. Kartofle oraz maślankę i sól, pieprz, magii w płynie, listek laurowy i ziele angielskie.
Żur na kiszce dowoł siły do roboty i chyńć życia. Z żuru – chop z muru. Żur gęsty i żur postny są naszą wizją świata. Na co cie stać, to masz. Raz jest tak, raz jest siak. Słyszałem, jak Hanek mówił: Jedzcie, jedzcie – nie żryjcie. Pijcie – nie chlejcie. Oglądajcie, przeżywajcie. Uczcie się. Wszystko zależy od was samych! My jesteśmy bogaci. Mamy sporo. Mamy Boga. Mamy rodzinę. Mamy przodków. Wiem, wiem, miołech godać o przodkach i zadkach. Ale o tym potym.
Zauważyłem, że Hanek przy powitaniu niektórych pozdrawia serdecznie, czasami tuli do serca, czasami obejmuje jak niedźwiedź, niektórym rękę tylko podaje, a niykierym prawicę mocno ściska. Bywało, że witał ino słowem i koniec. Czasem mówił: Serwus, czasem: Niech bydzie pochwalony, czasem: Dzień dobry albo: Witom. Czasem: Witam.
Zapytałem Hanka, w czym rzecz. To jest tak: nie wszystkim podam rękę i tyle. Musza wiedzieć, wto to je: elwer, leber, pampoń, soroń, hadziaj, chachor albo barbar. Muszę wiedzieć. Czasem czuję. Feromony? Podświadomość? Aura? Może i tak to jest, że czasem znajdzie się jakiś czysty barbar – ale tylko czasem.
Niy oszydza sie. Choć umyty barbar niby nie wonio źle, ale częściej jest tak, że jeżeli ojciec robił przez żerdkę i dziadek, i pradziadek tak robili a słomą się podcierali, to trudno oczekiwać, że teraz taki nawet magister, inżynier czy doktor, ręce po sraniu myje. Nie godom ino o hallu. Udało się im z wielu świątyń zrobić ustępy.
Z uniwersytetów, muzeów, teatrów i kościołów.
Nie wiem, czy musisz wiedzieć skąd idziesz, kiedy wiesz, dokąd idziesz, ale nie wiem też, czy to jest możliwe, żeby dojść dokądś jako nikt z znikąd.
Bez pamięci można żyć, ale tylko wtedy, kiedy nie wiesz, że nie pamiętasz. Pamiętać nie można tylko tego, co się zdarzyło, co miało miejsce, o czym się kiedyś wiedziało.
Czasami, kiedy się przypuszcza, że coś takiego mogło mieć miejsce, że się zdarzyło, udaje się brak pamięci, żeby nie kłamać, żeby się nie wstydzić. Brak pamięci i niewiedza to różne rzeczy. Jedno i drugie ciongnom sie za tobom jak smród.
Możesz obiycywać, przysiyngać się na matka, dować gowa – ale jak sie za tobom smród ciongnie, to rynki ci nikt porzondny niy do, bo się boi, żeś kałem ubabrany. Co najwyżyj powie ci: Witam.
Oni majom kultura…a nawet dwie albo i trzy. Ino do tyj prawdziwej przyznać sie nie chcom albo niy mogom. Bo majom jom po Niemcach, Żydach, Słowianach, no i w ogóle pod wpływem. Tak jak i nazwiska mają często niby wstydliwe. Może być: Speck, może być Fett, Ogórek, Boczek, Cybulski. Twardowski, Durrus, Hartmann, Sacranus, Oświęcimski, Gęś, Hus, Prefticz, Pritwic, Pohl, Pol, Nitsche, Nicki. Nazwisk wstydzić się nie trzeba – to pokazuje, że wymieszanie jest zdrowe, a kiszenie w jednym sosie, to wstyd, ruja i poróbstwo.
Ludzi wymiyszać trza kiej witaminy w szałocie. Według naszej receptury! Szałotu sie sromać nie trza. Jak to szałot jest, to niych bydzie richtig szałotem. To niy jest żodyn Kartoffelsalat. Niy godej też, że to sałatka ziemniaczana.
Szałot kartoflany z boczkiem wędzonym – przygotowywany na chrzciny, komunie, wesela, pogrzeby, kiermasze i odpusty, a także na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Oprócz ziemniaków w skład sałatki wchodziły, wchodzą i będą wchodzić po wieczność całą takie składniki jak: marchewka, pietruszka, cebula, kiszone ogórki i podsmażony boczek. Taki szałot jydz i takiego żondej u nos na Ślonsku – od twojyj i od kelnera w naszych restauracjach i bufetach.
Z twoim życiem twoim losem twoim przeznaczeniem. z twoją wsią, miastem, lasem, drogą, stawem, z lipą i brzozom nie jest tak jak z knajpą.
Nic sie nie do obsztalować, nic się nie da zamówić. Trza brać i dować z tego, co jest.
Życie u siebie to nie jest obsztalowane jadło.
W życiu niy do się zamówić tego, czego się już posmakowało, co richtig echt smakuje – czasym trza brać, co niy pasuje. Choć w gymbie rośnie i sie cofie. Szałot to multi-hajmat. Multi-kulti-hajmat. Etnojadłodajnia. Co mosz, tym sie dziel z gośćmi.
Z porządnymi – ze barbarami niy!
Jaki hajmat? Jaki heimat, jaki Heimat? Zapatrzyli się na Niemców, i tyla. Heimat znaczy po niemiecku swojskość, najbliższe otoczenie. Słowo heim – oznacza: bliskość, tajemność, wręcz tajemniczość. Używanie tego germanizmu w śląskim jest nadużyciem. Po Śląsku to jest: u nos, u mie, stela. Ślązacy nie mają Heimatu, bo na szczęście nie mają Vaterlandu.
Heimat to też żart w języku polskim. Mała ojczyzna, mniejsza ojczyzna? Polacy mają Ojczyznę. Jedną, Wielką Ojczyznę i w świadomości większości Polaków jedną patriotyczną literaturę.
W tej ich ojczyźnie nie muszą nas kochać. Ale kiedy się u nos wkludzom, to niych wiedzom, iże my som u nos i my takiego hajmatu niy momy jako oni, jako te Niymce momy, takij wielgij ojczyzny niy momy, jako oni majom, te Poloki. Niy, niy muszom nos kochać. Nic niy muszom!
W sierpniu 1980 na pociągach z Helu i Gdyni do Katowic było napisane: „Pachołki Gierka, róbcie sobie sami”, albo: „Chcesz zjeść schaboszczaka, zabij Ślązaka”.
Najwięcej jednak obraźliwych haseł, wypisywanych farbą i kredą, było na burtach pustych węglarek wracających wtedy z portów do śląskich kopalń: „Zabić Ślązaka, zamiast świniaka” lub: „Sprzedaj konia, kup Ślązaka”. Koń abo dyć wongla niy ukopie, żylaza niy wytopi, kartofli niy nasadzi, zboża niy nasieje, chleba niy wypiycze – książek rozumnych i książek piynknych a muzyki kościelnyj i blusowej niy napisze, patyntów niy zgłosi i noblów niy dostanie…
Potym był okrągły stół, w rogach którego podzielono wszystko między nowych i starych barbarów. Niy, niy muszom nos kochać! Nic niy muszom! Ale trocha spokoju by dać mogli.
Nikt z naszych przy tym stole nie siedzioł. Nikogo się z nos nie pytali. Z nikim z nos niy godali.
Rządzicie nami, bez nas…?
Stół okrongły boł wieli, coby se przestawić mogli jako wielo torta dzielom. Za mały, coby nom autonomia ize 1922 przywrócić, co jom barbary we 1945 podpiździli. Za mały na naszo godka, na naszo kultura, naszo cywilizacjo. Za mały nawet na tyn konsek, co go dostali po 1922.
Dejcie pokój. Dejcie se pokój! My niby chcemy sie połończyć z Niymcami Niby jak? My przeca z nimi nawet nie graniczymy.
Na tym okrągłym stole za dużo wusztu czosnkowanego i za dużo siwuchy stoło, coby landkarta pomieścić powojynno i konstytucja II RP przedwojynno.
Jedność narodowa jest ważna i państwo jednonarodowe jest ważne. Jest eli boło. Boło eli jest. Pod zaborami bronili wartości najwyższych, tego wymagała racja narodowa. We wojna walczyli z brunotnymi i krasnymi o przeżycie. Na Wschodzieci na Zachodzie. Wśród bohaterów nie było tchórzy i zdrajców. Zdradzali obcy – swoi nie!
Tak ich uczą w szkole i tak ich uczyć będą. Po wojnie liczyła się klasa robotniczo-chłopska i ludowe państwo, w którym tolerowano cukierkowy, zakłamany, socjalistyczny folklor – zespoły Mazowsze i Śląsk oraz Cepelię.
Tak ich uczą w szkole i tak ich uczyć będą. Na niewiele to się zdało. W pamięci ludowej po wsiach było zbyt wiele zdarzeń, które przeczyły teoriom głoszonym przez Bieruta, Gomułkę i Gierka. Ludzie mieli swoja pamiyńć i swoja wiara. Ciynżko było, ale duma była narodowa.
Naszo pamiyńć i nasza duma sie nie liczyła i nie liczy.
Państwo to była ojczyzna, a ojczyzna była jedna. To była ich ojczyzna, rządzona przez barbarów. Barbary były śmieszne i złe, ale były dla swoje własne i były lepsze od sąsiadów ze wschodu i z zachodu. Barbary były do nich lepsze ode Hanysów – tako prowda.
Jedna partia, jedna ojczyzna, jeden naród gwarantowały prawo do ziemi, do domów i kobiet zdobytych dla nich przez armie bohaterskie i swołocz pospolitą. Tak, dla nich zdobyte! Oni się tym podzielili. Barbary zaś teraz pod pręgierzem stawiają.
Państwa wielonarodowe doprowadziły do wojny pierwszej, państwo w zamierzeniu jednonarodowe z rasą panów do wojny drugiej.
Obecnie próbujemy z jednym kontynentem wielu narodów, języków i kultur… Kultura zaś je jedna. Jedna i tela! Jedna i szlus! Prziszli nowi oni i nowe barbary wśród nich – najpierw przez gazety i telewizory, potem pieszo, przez morze. A powinno być inaczej. Es soll anders werden!
Solleier ugotowane na twardo, obrane ze skorupki, ciemne, szarawe w zalewie kminkowej. Jajka gotuje się tak na Święta Wielkanocne w dużej ilości kminku i soli około 3 dni przed świętami. Po ugotowaniu jajka obstukuje się i zalewa ponownie zalewą kminkową. Jajka w kminku po śląsku. To jedyne jaja, kiere możesz robić i jedyny roz, kiej możesz kminić.
Niy ma żodnej wielokulturowości, bo kultura to kult, to kult życia. Kto swego życia i życia bliskich nie szanuje, jest barbarem. Kto innym życie zabiero jest barbarem. Maść nie jest ważno, ani miejsce, ani czas – tego nie wybierosz, na to niy mosz wpływu.
Kolor fany jest ważny, bo go wybiyrosz – świadomie eli bez gupota. Brunotni nie byli wybrykiem, byli downiyj … i są wsółcześnie, choć pod nowymi flagami. Miejsca ich zbrodni to: Ukraina, Syria, Irak, Tybet, Afganistan, Sudan, Kongo, Czeczenia, Bałkany… Bejrut, Tunis, Nowy Jork, Paryż, Moskwa…
Kiedy barbary staną się nami? Nigdy! Kiedy oni staną się nami? Nigdy!
Niech się nie śmieją z świętej Anny i z świętej Jadwigi.
Niech się nie śmieją z naszych pisarzy, malarzy i muzyków. Niech nie godajom, że takich nie ma – że to ino Niymce, Poloki i Żydy. Niech tak nie godajom, bo to śmieszne. Niech otworzą oczy na nasza architektura. Niech się nie śmieją z naszych ancugów i naszej strawy – z naszych fajerów.
Niech sie nie wyśmiywajom, kiedy rzondzymy, prawimy i godomy. Niech nie godajom, że nasze to ich, a ich, że nasze. Kiedy przyjmą naszą wiarę, kulturę, tradycję i język? Nigdy! Kiedy nie będą nam wypominać grzechów, które popełniliśmy, a o wybaczenie których poprosiliśmy i wybaczenie uzyskaliśmy? Nigdy?
Kiedy im wybaczymy, że często szli ręka w rękę z barbarami swoimi i obcymi, żeby tylko się wywyższyć ponad nas? Niy wiym. Niy wiym!
Muszom pamiyntać, że to nasi ojcowie tu wszystko zbudowali, że nasi ojcowie rzykali po naszymu do naszego Boga jedynego, że za ta wiara, niy roz i niy dwa, cierpieli, że jeść niy było co, a ojce tu ostali, niy jechali, ani na saksy, ani do reichu, ani do stolycy – niy wstympowali ani do brunotnych, ani do krasnych barbarów – ani tyż do tynczowych i zielonych. Czasym robili źle, czego się wstydzimy, za co my o wybaczynie prosili. Czasem my błondzili – i dzisiok tyż idymy nie zawsze prostymi ściyżkami.
Nasi ojcowie marzli, mokli, a sie niy poddali i jako grubioże i jako bauery – w familokach i we finach dbali o swoje baby i dzieci. Jak obce tu przichodzom, to po to, żeby se zrobić lepiej. To niych dziynkujom tym, co zrobili tu dobrze. Niech się niy mondrzom, bo sie już namondrzyli. Niych nos nie uczom, bo my sie już nauczyli. Niych nom niy rozkazujom, bo już wielu próbowało.
Niych pamiyntajom – sporo ich tu już było: Celtów, Wandali, Germanów, Czechów, Poloków, Rusów. No i co? No i nic! My tu byli, my tu som i my tu bydymy. Tyla. Ament.
Filozofia? My som my. I tyla. Nie ma się po co skarżyć – nie ma czym chwalić. Urodziłech sie, żyja, potym umra i koniec. Ostanom tukej dzieci i wnuki. Nie wszystkie. Tak to już jest. Wszyndzie u ludzi dobrych i prostych rodzom i chowiom sie tyż barbary.
Niy wiy mama, kogo piersią karmi. Chachara, barbara, czy człeka prostego…
Górnoślązak/Oberschlesier, germanista, andragog, tłumacz przysięgły; edukator MEN, ekspert MEN, egzaminator MEN, doradca i konsultant oraz dyrektor w państwowych, samorządowych i prywatnych placówkach oświatowych; pracował w szkołach wyższych, średnich, w gimnazjach i w szkołach podstawowych.