Aleksander Lubina: Hanek i oni (Mimry z mamrami) – cz. 13

Aleksander Lubina

Hanek i oni

(elwry, lebry, pamponie, soronie, hadziaje i barbary) albo o moich przodkach i zadkach.

Mimrów z mamrami tom I

ilustracje: Grzegorz Chudy

Jabłko na szczycie kościoła to pokusa niby Wieża babilońsko – ciognie do niygo innowierców i barbary od wieków, a że go zdobyć, jeszcze nie zdobyli, to otoczyli je mineratami wyższymi od krzyża i jeszcze wyższymi wieżami telewizyjnymi i satelitami – i tak cyganiom. Do grzychu kuszom i do zmiany wiary, do krzywoprzysięstwa namawiajom. Do zdrady ojcowizny, do wyrzeczynia sie godki i obyczaju.

Chroń jabłko i niech ono cie chroni. Jabłko trzim w rynce lewyj, kole serca trzim. Tam mosz je trzimać i serce nim chronić, a gorść prawo mosz, byś był w prawie i mocy serce chronić.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Nikt niy może ci do gardła skoczyć. Mosz nowe pokolynia płodzić w cieniu jabłoni. Someś jako strom. Jak jabłoń, lipa albo brzoza i dąb – nie jak wierzba, bo wierzby w korzyniach niyszczyńscia kryjom.

Potym ślimtajom, a na ostatek gorejom. Niydaleko iskry wierzbowe lecom, niydalego dzwony żałobne bijom, niydaleko chopy kole kościołka piwo słepiom. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jakie jabłko, taka skórka, jaka matka, taka córka. Jabłko to zdrowie, to zasługa cystersów z Pfort, to eporty, to windliczki z Augsburga. Jabłko mo swoje miejsce u nos, o mo! Niy ino u Newtona i Demokryta.

Jabłko – balonik, balonik – jabłko, niby niy mo prawa się unieść nad wieżami, nad kościołami, nale kiej spojrzysz w niebo i porzykosz, to sie uniesie i wzleci. Jak chcesz tu być na zawsze, to weź wdech i nadmuchej balonik. Taki mały balonik. To bydzie znak, żeś tu całym sobom – sercem, rozumem, duszom, i ponad tyn cały maras. Niy babrej sie w tym marasie, bo ci balonik uleci i marzynia sie stracom.

Balonik, niby niy mo prawa sie uniyść nad zidlungiem, nad hałdom, nad wieżami, nad kościołami, nale kiej wejrzysz w niebo i porzykosz, to cie uniesie i wzleci wysoko. Taki bydzie twój znak, taki podpis. Tak cie bydom pamiyntać. Mały, dumny balonik – nad familokami, nad szybami, nad klopsztangom… Wesoły i wolny.

Tak to jest z Pankracym.

A terozki z Bonifacym – apostołem Niymców, po kerym kwiat i nasienie rzadko ginie. Arcybiskup Germanii. Germania maior leży miyndzy Łabą, Renem i Dunajem. Pankracy, Bonifacy, Serwacy – zno ich kożdy ogrodnik, a mało wto coś o nich wiy. Wto wiy cosik o tych, co byli i coś zrobili, za co im cześć należyto oddać by trzeba, ale jakoś niyporyncznie. Wiedzieć trza, coby sie niy dać za nos wodzić. Żeby nie wierzyć w sranie w banie, w propaganda, czcze gadanie.

Stwosz, Elsner, Żywny, Kolberg, Matejko, Haller… Mierosławski, Nietsche, Hołowiecki, Ranicki.

Ja, Niymców jest moc i Poloków jest moc – w Polsce i w Niymcach. Ślonzoków – Schlesierów jest moc. Część jest zawsze za, a część jest przeciw. Część to ludzie porządni a część to barbary. Część robić poradzi, część to niyroby.

Gospodarzyć jednak lepiyj po naszymu: Bez grejcara nie bydzie ryńskigo. Grejcar ku grejcaru, aż bydzie czeski, czeski ku czeskimu, aż bydzie ryński. Trza patrzeć na patronów, dobrze gospodarzyć i w Bogu mieć nadzieja, bo co ci po piniondzach, jak ci Ponbóg niy do zdrowia, a widzi Ponbóg z nieba, czego ci trzeba… Bydź z Ponbogiem, a Bóg bydzie z tobom.

Wszystkigo do czasu, Ponbóg na wieki. Bóg jest wszechmocny, a głupota wszechobecna – i choć im wiyncyj ciyrpliwości, tym wiyncyj mondrości, to: Lepszy z mondrym cosi stracić niż z głupim co nońść.

Mondry i dobry, to mondry i dobry – to niy Hanys, niy Gorol – to niy elwry, lebry, pamponie, soronie, hadziaje i barbary. Mondry i dobry, to mondry i dobry – to gryfny.

Być szczyńśliwy jak twój koniec, zadek i przodek – on jest mondry i dobry. Być lepszy i mondrzyjszy niźli twój zadek – bo jest mondry i dobry i niy nastawio sie kożdymu, bo to byłaby gańba do przodków.

Lepszy z mondrym płakać niźli sie z głupim śmioć. Lepij się podobać jednymu mondrymu niż dziesiynciu głupim. Nawet duch świynty nie pomoże, jak próżnow mózgowej komorze.

Dej pozōr tyż:  Katowice: Teatr Korez w kwietniu

Niy na darmo ze Zstąpienia Ducha świętego zrobili Zielone Świątki albo i na odwrót, bo kogo mo oświycić, tego oświyci, a wto niy oświycony, tymu co inkszego daruj – chłopcy dziołchom zielono brzózka pod chałpom niych stowiajom i w głowach bałamucom. Na to som chopcy oświycone i niyoświycone, coby dziołchy psuć troszka, po wierzchu, abo i głymbiyj gilać. Dziołchy po to som, coby sie niy kożdymu dać psuć.  Dziołchy niych sie powodzeniem cieszom, chopców za bozna niych robiom, a kiej przidzie na nie patrzynie z rozwartom gymbom, bicie serca potynżne, libo swyndzynie nieposkromione, niych nabożnie śpiywajom:

Komm, heilger Geist, du Schöpfer du,
Sprich deinen armen Seelen zu.
Erfüll mit Gnaden, süßer Gast,
Die Brust, die du geschaffen hast.
Der du der Tröster bist genannt,
Des allerhöchsten Gottes Pfand,
Des Lebens Brunn, der Liebe Brunst,
Die Salbung, wesentliche Gunst.
Du siebenfaches Gnadengut,
Du Finger Gotts, der Wunder tut,
Du gibst der Erde, daß sie fließt
So mild, als du verheißen bist.
Zünd unsern Sinnen an dein Licht,
Die Herzen füll mit Liebespflicht.
Stärk unser schwaches Fleisch und Blut
Durch deiner Gottheit starken Mut.
Den Feind von uns treib fern hinweg
Und bring uns zu des Friedens Zweck,
Daß wir, durch deine Huld geführt,
Vermeiden, was uns nicht gebührt.
Mach uns durch dich den Vater kund,
Wie auch den Sohn, für uns verwundt.
Dich, aller beider Geist und Freud,
Laß uns verehrn zu jeder Zeit.
Ehr sei dem Vater, unserm Herrn,
Und seinem Sohn, dem Lebensstern.
Dem heilgen Geist in gleicher Weis’
Sei jetzt und ewig Lob und Preis.

A czymuch to po niymiecku napisoł – bo tak napisane było zawdy. Niy byda tłumaczył. Som sie naucz. Piynkne je.

Charta 4. Starka oblecono po ślonsku przy żeleźnioku skrobała wzory zapamiętane z fortuchów i zopasek na kroszonkach uwarzonych w łuskach cebulowych. Pięknie wyglądały jajka z zajączkami, ciplikami i palmami. Dostowali je chopcy przy dyngusie.
W kuchni i izbach woniało migdałami, bo oma robioła marcepan. Lepioła zajączki, kury, jajeczka, koszyczki, no i świńskie łby, które dowano nieusłuchanym dzieciom. Zamiatali my wszyndzie. Bielili chałpa, stodoła, obora, chlywiki, loch i drzewa, zamiatali podwórka, place i rynsztoki.

Kożdy zamiotoł pół ulicy, przy kerej mioł dom. W oknach umytych oma z mamą wieszały wykrochmalone białe, gardiny haftowane lub obszyte koronką wisiały w kuchni. Szydełkowane – w pokojach. Podłogi wypastowane. Dylówki wyszorowane do białości. Na podłogach sztrykowane lojfry. Dzieci przynosiły woda z pompy w konewkach, do piekorza zanosiły w słomionkach chleb i przynosiły upieczony z powrotem, oblizany ze wszystkich stron z mąki. Czasami piyntka była nadgryziono. Woniało kołoczem i wyndzonkom.

Ganś pod stołem wysiadywała jaja i syczała na wszystkich. W Wielki Piątek, z samego rana, dziecka wyciepywano z łóżek myć się w rzyczce. Mycie w okropnym wrzasku – woda lodowata. Wrzucano witki do wody. Miały płynąć Kozielunkom daleko, bardzo daleko, za siedem rzek i wzgórz. W Wielgo Niydziela główne danie to szynka, jajka i chrzan. Jajka gotowane z kminkiem. Po południu kołocz i kawa, a dzieciom kakałszale z mlekiem. Tako to było w rodzinie na wsi w Dobronyndzy. Dla rodzin przykładem zacnym to świynto Anna i świynty Joachim, o których mało w Piśmie Świętym, ale…

Tako to było w rodzinie…, ale już nie jest. Nie jest i nie będzie. Koniec Śląska. Umieramy. Umieramy powoli, uparcie, po naszemu. Czasem ktoś się upiera i umiera dopiero po śmierci.

Fundament wiary chrystusowej zbudowaliśmy na przekazie Lukasa, Markusa, Matsa i Johannesa. Wiele zadziwiających opowieści o rodzicach Maryi snuje pochodząca z II wieku Ewangelia świętego Jakuba, której nie zalicza się do ksiąg napisanych pod natchnieniem Ducha Świętego. Stąd wiemy, że pochodzili z królewskiego rodu Dawida. Jakub pokazuje Annę i Joachima, jak przez długie lata
oczekują dziecka. O dziecko nieustannie się modlą i składają Bogu ofiary w tej intencji. Ich modlitwa została nagrodzona. Bóg obdarza ich dzieckiem, które zostanie matką Jezusa.

Dej pozōr tyż:  Szalony hrabia

Ślązacy widzą w świętej Annie opiekunkę rodzin, a przede wszystkim opiekunkę mężatek i matek.

Za wstawiennictwem świętej Anny modlimy się do Boga o potomstwo i błogosławieństwo w rodzinach. Rodziny są na Śląsku ważne do dziś, jak do dziś istotne są pielgrzymki na Anaberg, na Górę Świętej Anny, obok której prowadzi droga świętego Jakuba.

Święta Anna uchodzi za patronkę kobiet podczas porodu. Artyści malują i rzeźbią ją jako starą matkę siedzącą na tronie trzymającą na kolanach maleńkiego Jezusika. Obok stoi Maryja. Trzy pokolenia obrazują rolę babci w wychowywaniu wnuków – prawdziwą miłość, troskę babciną – troskę omy lub starki o wnuki. Troskę, by wyrośli z nich ludzie spolegliwi, Dzieci odczuwające miłość rodziców i dziadków, przekażą swoim dzieciom to, czego nauczyły się w domu rodzinnym – a tam najważniyjszo jest miłość. Nima bez miłości ani konska kości. Co idzie ze serca, to do serca trefi. Miłość jest świynto. Jezus mioł jedno przykazanie – przykazanie miłości.  Rodzina to świyntość, to miłość na ziemi i na niebie. Potymu się nie trze piekła boć. Piekło, piekłem. Rodzina – rodzinom, a życie – życiem. Z miłościom w rodzinie piekła niy ma.

Rodzina je piyrszo, potym miłość, potym zdrowie, potym piniondze. Wto mo familia – tyn mo komu pszać, czy poradzom to cynić, czy niy. Wto mo miłość, tyn mo serce, bo miłość je w sercu. Serce miłosne krew do gowy pompuje ciepło, to w niyj myśli som cieplejsze.

Kto mo piniondze, tyn mo jak świyntego. Za piniondze ksiondz się modli, za piniondze świat się podli. Piniondz rzondzi światym. Piniondze wszystko zrobiom. Nie wyleziesz z nyndzy, jak niy mosz piniyndzy. Gnoja i piniyndzy dycki mało. Na wsi: Snop do snopa, bydzie kopa. We mieście: Kto maże, tyn jedzie. Lepi mieć więcej wolności i mniej pieniędzy.
O wolność trza dbać – prowdy szukać, ksionszki czytać…

Możesz mieć mynij wolności i wiyncyj piniyndzy. Dobrobyt możesz se wymodlić. Ciotka Ema biydno niy była a zawsze rzykała: Święty Judo Tadeuszu, przyjdź nom z pomocom w naszych obecnych problemach finansowych.

Widzisz, że odkąd znaleźliśmy się w trudnym położeniu, przeżywom wiele upokorzeń, nie moga spłacić dugów. Święty Judo Tadeuszu, wiesz dobrze, że nie prosza o bogactwo. Pragna jedynie, abyś wyprosił mi łaskę zaspokojenia bieżących potrzeb
i wywiązania się z zobowiązań. Błagamy Cię, święty Judo Tadeuszu, uzyskaj dla mnie wsparcie finansowe. Amen.

Wyzwolynie możesz wymodlić, wolności niy możesz wymodlić. Mogesz rzykać, co by ziarynko wzeszło, nale kiej niy bydziesz kwiotka pielongnowoł, niy bydziesz sie o niego staroł, niy bydziesz podlywoł, niy bydziesz chwastów kole niyj plewioł, to kwiotek abo uwiyndnie, abo go chwasty zaduszom – woda mu wysłepiom – słońce mu przysłoniom.

Robisz, to dbej, coby ci zapłacili. Niy rób za darmo – takiego czegoś niy ma. Ty robisz za darmo, a ktoś inny twoja robota sprzedo. Pomogać możesz, ale ino pomogać, a najlepszo pomoć, to nauczyć potrzabujoncego, jak się robi, żeby zarobić na siebie samego. Rób i rzykej, rzykej i rób. Modlitwa to najwiynkszo nagroda.

Beztóż prosza cie, synek, prosza, rzykej za mie, kiej mie już niy bydzie, kiyj mie pochowiom w ziymi zimnyj. Rzykej za mie i za Margott. Widuja jom, kiej oczy zawiyrom. Widziołżech jom na kirhofie, iże mie chowie spolonego w płomiyniach wierzbowych. Idziecie głównom alejom, Margott paradnie oblecono niesie urna se mnom, dzieci trzimiom sie za rynce. One cie niy ujrzały, ty ich niy widzisz. Godosz do mie, pokazujesz mi cosik. Słysza: A z tym co mom zrobić? Co mom zrobić z ksionszkami, mapami, że sygnetem. Godom ci po naszymu: Przidzie czas, przidzie odpowiedź.

Poszołżech po orzechówka. Gorzko, gorzko, gorko, gorko, kiej tak czytom o strachu Hankowym przez tela lot i w dniach jego ostatnich. Śnił mu sie pogrzyb… Margotta – Margotta i małe dzieci? To by padło tak myni wiyncyj na początek 21. stulecio, polynie wierzby jakie dziesiyńć lot przódzi.

Dej pozōr tyż:  Gdzie szumi Opawa… cz. 3 (ostatnia)

Ćwierć wieku boł Hanek od niyj starszy, ćwierć wieku i jom przeżył sztyry lata. Tak se życzyła: Hanku, jo umrza piyrszo. Niy chca cierpieć na twoim pogrzebie. Niy chca. Niy chcą być sama. Tak mi z tobom dobrze, iże piyrszo umrza. Tyś chop, serce mosz mocniyjsze
i mynij mi pszajesz niż jo ciebie.

Charta 5. 23-24 czerwca – 17 lipca – 15 sierpnia. Co mi po kościele, jak żech zdrowy na ciele. O ciało dbać trza, jak o ducha. Bez ciała zdrowego trudniyj Boga chwolić i Bogu świadczyć – tak mi się przinajmniyj zdo. Kożdy boroczek, to dzieło Boże, ale czy doskonałe, to niy wiym. Zdrowy dar tyn człowiek szanować mo i piylyngnować.

Miołech ogródek, żebych mógł dychnonć, coś se wyhodować – jakoś augustka posadzić, bania podloć, fyrzichy pomacać, eli źrzałe.

Takech niy zawdy móg iść do kościoła. Jak wybrać miyndzy kozalnicom, spowiadalnicom, co gorzkie som i prowdom mało smakujom, a zdrowiym, czyli gwizdaniym na gołymbie, piciym nalewek klasztornych i spozieraniymm na cycato cera somsiodki za płotym, kiej Margott kajsi sie smykała. Dzwony bijom, bożyduda gromko woło, a u mnie spokój i cisza – cygara i gołąbek… Bez tego żech chory, a chory… Bez oglondania farorza strzimia, styknie, co pońda do kościółka w Dobronyndzy we Silwestra, we Klymynsa, we świynto Ana i Hedwiżka, ja we Hedwigi unbydingt, we Marcina i we Gody.

Na geburtstag to mie przódzi oma i starka do spowiedzi i na msza poranno goniły. Mamulka w gusła niy wierzyła, nale tysz porzykać kozała. Za to imieniny my fajrowali na całego – w nocy w wilia świyntego Jana polemy se ogień na zdrowie, skokomy przez niego. Świyncymy woda, zioła lecznicze: dziurawiec, macierzanka, kwiotki roztomaite. Rzykomy do świyntego Jana, co przy odchwaszczaniu ogrodów pomogo… Przido się – zielska u nos, iże strach.

No i do Fiakriusza rzykomy – tego tyż czcza. Tak na wszelki wypadek. Fiakrusz patron ogrodników, kwiaciarzy, taksówkarzy, garncarzy, dekarzy, sprzedawców bielizny.

Dobry to świynty i pomocny przi ślepocie, chorobie wenerycznej, hemoroidach, kamieniach w nerkach i przi raku.

Pomogo mu Flora, bogini wiosny, kwiatów, patronka przyjemności. Jej krewniaczka – baba leśno w malinowym chruśniaku koło Emanuelssegen dybała na świętego Klymynsa, kery chrzcił nos kole traktu Wrocław – Kraków. Na polanie smolarzy.

On chrzcił, wędrowcy wypoczywali, usmolone chopy wypolały wongiel do kuźni, w kuźniach żylazo się kuło – miecze i gwoździe, a baby dzieci rodziły, strawa warzyły, w lesie runo, chrust i zioła zbierały, coby je Klymyns poświyncił. Oj, używali my ich z chynciom! Niy jak poganie, niy kiej Germanie, Rzymianie, Grecy czy Egipcjanie – niy do zaklinania duchów i demonów, ale do obrzyndów do zdrowia, spokoju i dobrego humoru.

Tak gospodarzyły zdrowiym i krasotom kobiyty smolarzy kuźniczych od czasów Karola Wielkiego, pierwszego króla, bo on taki zwyczaj nakazał w całym cesarstwie swym. Uczyły się smolarki od Hildegardy i od Wielkiego Alberta się uczyły, do Bambergu chodziły i sufit malowany w kwiecie rajskie podziwiały. Takie smoluchy, baby w lesie, swoich skutecznie leczyły, okolica cało i podróżników strudzonych, którzy w podzięce, niejedno dziecko pozostawili, żeby ród smolarzy dorodny i zdrowy był, jak dęby cztery pośrodku polany – każdy z kobietą w korze wyrzeźbioną: z kobietą z wagą – jeden, z kobietą i lwem – drugi, z kobietą mieszającą wino z wodą – trzeci, a czwarty, ten najmniejszy, ten z liśćmi przyschniętymi i opadającymi, ten z małymi żołędziami, jest z kobietą i smokiem.

Cni mi sie za dzieciństwem, za starzikiem na zidlungu, za opom we Dobronyndzy, za omom, za starkom, za malowanymi karasolami, za fusbalplacym, za szkołom gupiom.







Część pierwsza

Część druga

Część trzecia

Część czwarta

Część piąta

Część szósta

Część siódma

Część ósma

Część dziewiąta

Część dziesiąta

Część jedenasta

Część dwunasta

Aleksander Lubina

Górnoślązak/Oberschlesier, germanista, andragog, tłumacz przysięgły; edukator MEN, ekspert MEN, egzaminator MEN, doradca i konsultant oraz dyrektor w państwowych, samorządowych i prywatnych placówkach oświatowych; pracował w szkołach wyższych, średnich, w gimnazjach i w szkołach podstawowych. Współzałożyciel KTG Karasol.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Górnoślązak/Oberschlesier, germanista, andragog, tłumacz przysięgły; publicysta, pisarz, moderator procesów grupowych, edukator MEN, ekspert MEN, egzaminator MEN, doradca i konsultant oraz dyrektor w państwowych, samorządowych i prywatnych placówkach oświatowych; pracował w szkołach wyższych, średnich, w gimnazjach i w szkołach podstawowych. Współzałożyciel KTG Karasol.

Śledź autora:

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza