Aleksander Lubina: Hanek i oni (Mimry z mamrami) – cz. 5
Aleksander Lubina
Hanek i oni
(elwry, lebry, pamponie, soronie, hadziaje i barbary) – albo o moich przodkach i zadkach.
Mimrów z mamrami tom I
ilustracje: Grzegorz Chudy
Piwiarnie, te wylęgarnie niepokojów nieposkromionych i teatry, gdzie obalono cesarzy, królów i wodzów, spalono lub zamknięto. Piwo jest groźne, oj groźne! W piwiarniach niebezpiecznie jest jak w tawernach. Siedzom, majom czas, godajom. Tyn godo to, a tyn godo tamto. Siedzom, pijom, politykujom. Jedyn łyk i jedna mondrość: Jako mnie ty, tak jo ci tyż. Jedyn łyk i nowo mondrość: Dyby nie było zowiści, nie byłoby i piekła. Łyk i mondrość: Czym myńszo błecha, tym barzij żgo. Milczenie: Dej pokój, mosz pokój. Łyk, bek i zaś: Jaką miarą mierzysz, taką ci będzie odmierzono. I dalyj: Kto wysoko loto, nisko siado. A Erwin na to: Co gupimu po koronkach, kiedy powiado, że to same dziury?
A co byłoby, gdyby w piwiarni górnicy i hutnicy godali: Kiedy przidziesz miyndzy wrony, musisz krakać jak i ony. Każdy na swój młyn woda obraco?
W teatrach nie sposób grać Shakespeare’a i Gogola bez cenzury! Co zrobić z Brechtem i Mickiewiczem? Im mniej teatrów, tym lepiej.
Mógłbym wprost i z faktami. To świadczyłoby o wyjątkowości, a tu nie było nic wyjątkowego. Tak jest zawsze i wszędzie. U nas bolało nas. U nich bolało ich. Myśmy płakali i krwawili, oni też płacili życiem. Najpierw oni – po nich my.
Ino co oni w naszych tyjatrach narodowe dramaty grajom a my ichnie komedyje.
Barbary się dogadały i podzieliły. Nasze barbary, ich barbary, barbary zachodnie i barbary wschodnie. Wszędzie kłamstwo, wszędzie łgarstwo, wszędzie cygaństwo. Dlatego na razie tak. Potem zobaczymy…
Potem jest wtedy, jak coś sie najpierw skończy. Jo końca nie widza, choć piwiarnie się odrodziły i piwo lepsze, ale jeszcze nie dobre… Nie takie dobre jak nasze kiejś. Teraz je dobre jak wszandy. W Czechach, Niymcach i Belgii. Piwo jednakie. Chcesz richtig piwo, to se uwarz.
Piwo my pijymy, oni słepali, słepiom i długo jeszcze bydom walić gorzoła. Gorzoła jak woda święcono służy do zakropienia i fajeru i bezeceństwa. I tak, widzisz, pojawiło się nowych barbarów moc po stole okrągłym. Ręce umyć chcieli i nogi sobie nawzajem, tort podzielić sprawiedliwie, coby każdego zadowolić a konsek najwiynkszy samymu sobie ostawić. To niy torta boła, ino ziemia naszo i dorobek naszych ojców. Kiej dzieli jom chapik, to to wonio kiej jego szłapy zagrzybione.
Śmierdzi, śmierdzi taki tort jak hauskejza. Niby to naprzód bioły syr wymieszany z solą gliwioł na misce przykrytej czystym płótnem, w kuchni blisko pieca. Smród smakuje? Kożdymu się podobo jego własny smród – w smrodzie obcych ciynżko wytrzymać.
Barbary tyż tak dojrzewanie udają – blisko ogniska domowego, blisko pieca, w kuchni, kaj sie z najbliższymi bez tydzień siedzi, nad czystym płótnym, i to niy pod czerwonym, niy brunotnym. Co z tego, że kiedyś lotali dumni z fanami innymi niż żółto-modre. Ostanio jakoś ci sami i ich dzieci i ich wnuki lotajom z fanami żółto-modrymi i innymi.
Po siedmiu dniach smród rozchodził się po domu.
Nowe barbary niy śmierdzom, ale dobrze tyż niy woniajom.
Dla gospodyni był to sygnał do przesmażenia tego sera.
Niy godom, co te pierońskie przechrzty, tych neofitów, smażyć trza – same sie w piekle smażyć bydom.
Pod dupami im trza zapolić, żeby nos nie udowali. Bo mi sie zdo, że chcieliby na nos drwa rąbać. Ino trza zważać, bo czym wiyncyj sie do g.… żgo, tym bardziyj śmierdzi.
W zależności od przeznaczenia hauskyjzy dodawano do niego jajka, masło i z przydomowego ogródka szczypiorek cebulę, kminek, czosnek.
No to należy im pedzieć: Gdzie cie nie proszom, tam niech cie czerci nie noszom. A my ich do nos nie prosili i niy proszymy. I niych pamiyntajom:
Kto sie z otrembami zmieszo, tego świnie zjedzą. Jo sie ich wstydza jak boloka, co wpierw rośnie, puchnie, zanim jak suchy strup odpadnie.
Wszyscy skądś przyszli, tak to już jest. Nie wiadomo, kto 500 000 lat temu zostawił tu u nos narzędzia w Trzebnicy i koło Ostrawy. Obejrzyj na landkarcie, kaj to je. Czy przedtem siedział tam już ktoś? Kto kogo przegnał, podbił albo kto z kim się połączył. Kto tu został. Jaki był jego los? Tego nikt tak na fest niy wiy? Flaszek po bimbrze tam niy najdziesz.
Kto przyszedł albo i nie przyszedł, tu do nas 20 000 lat temu – z Moraw chyba… Celtowie, Scytowie, Bojowiec? Nie Germanie to byli i nie Słowianie. Nazwy rzek, gór i miast zostały i nazwiska.
Celtycki Wielki Kruk, jest pierwszym znanym z imienia władcą Śląska. O ile można już mówić o Śląsku. A więc Celt, być może w Rzymie kształcony. Kruk! Łabędź, lew i orzeł pojawiają się i giną w dorzeczu Odry. Bo Śląsk to dorzecze Odry. Na zawsze albo na jakiś czas. Flaszek po gorzole tam niy nojdziesz.
Następnie dotarli tu Silingowie. Strażnicy szlaków bursztynowych. Niy zapomnij o smykajoncych sie tu przódzi Wikingach. Nie wiem, ile ich krwi w sobie noszę. Chyba więcej niż barbary, ale kto tam wie. Tego wszystkiego w archiwum nie było. Nie ma tego w żadnym archiwum świata. Nie ma odpowiedzi na pytanie, kto był pierwszy, a kto sie przykludził, kto był nami, a kto nimi – ale barbary były zawsze. Barbary to nie my, to nie oni. To barbary. Wśród tych nowych barbarów, już nie brunotnych i niy czerwonych, znojdziesz i naszych zaprzańców i przechrzty nasze…
Tego w archiwach nie ma, bo być tego nie może.
Po wojnie wielkiej, po wielkim mordowaniu, jakimś cudem uchowało się archiwum, a w nim świadkowie historii.
Mapy, ryciny, szkice, obrazy, karykatury, widokówki, listy, książki, dokumenty – po łacinie, po czesku, po niemiecku, po polsku. Wyszło na to, że tu ani Niemcy, ani Polacy – tylko my tutejsi. Wymieszani z czasem z nimi – z Czechami, Niemcami, Polakami i barbarami też. O tym mówią mapy, karty, ryciny, zdjęcia, akta, dokumenty inne. Nazwisko nasze chyba już było, bo w Galii ryba taka jest i Hindusi imiona takie noszą. Po naszemu okoń, okoń morski.
Uchowało się archiwum, a w nim świadkowie historii. Ale co może obraz i słowo przeciw gwałtowi i zniewadze. Co może milczenie uparte przeciw kłamstwu w zaparte. Nie ma śladu w archiwum, w którym języku śpiewaliśmy po pijaku i na trzeźwo. Jest trochę naszych śpiewników, po naszemu, po czesku, niemiecku i po polsku. Nikt nie wie, co było językiem serca, co było językiem modlitwy i spowiedzi. Zostały w archiwum śpiewniki, podręczniki i modlitewniki. Kto jednak czytać potrafi i zrozumieć? Przykazania kto zna? Grzechy miejsca nie znalazły. Nie tylko w archiwum.
Grzechy miejsce miały. Grzechy nasze były ciężkie. Tak ciężkie, jak ich grzechy i jak grzechy barbarów. My musimy nasze grzechy odkupić, oni swoje. Niech oni nam naszych nie wytykają, a my ich im nie wytykajmy. Barbarom wybaczyć należy, ale ja im niczego nie zapominam. Bo to niebezpieczne jest i trudne. Bo to niebezpieczne jest i trudne, kiedy żyje się bez pamięci.
Nic się nie powtarza dokładnie tak samo, ale pamięć pomaga, kiedy coś w trawie piszczy, kiedy nowe barbary owieczki udają i mesjaszy równocześnie.
Łatwiej było i jest przodków szukać wśród barbarów, żeby przydatność potwierdzić dla brunatnych i dla czerwonych, dla na ciężarówkach wyprostowanych, trzepoczących sztandarami strasznymi, niż żeby ludzi uczciwych i prawych znaleźć wśród ojców swoich i dziadów.
Machorkę ci czerwoni palili, aż tytoń spopielony pokrył, co zastali, a czego zniszczyć nie zdołali lub nie zamierzali. Tytoń i spirytus moc myśli daje wspólnej na chwilę a wątpliwość na dłużej zabija. Zwłaszcza, że samotne palenie i picie podejrzane są i śmiertelnie groźne. Pić i palić należy wspólnie. To tradycja i zwyczaj – jak się da, to przy stole okrągłym lub w pobliżu Dworu Artura kontynuowana.
Zanim stół zastawili okrągły, to spalili teatry i kurtyny wyszywane. Spalili piwiarnie. Groby rozgrzebali, zmarłych wywlekli. Dla żartu na rowery przy knajpie wsadzili albo na ławkach posadzili kościotrupy dla Śląska zasłużonych.
Nieważne, czy Szkot tam spoczywał, czy Włoch, czy na grobie krzyż drewniany czy żelazny, czy gwiazda Dawida.
Barbary w mundurach i surdutach pod pachami nam sprawdzali, czy numery mamy. Zdziwieni brakiem dowodów, ołówki z kopiałem poślinili, possali palce
i już było, jak trzeba.
Nam oświadczyli: Wszystko trzeba zapomnieć, żeby nikomu niczego nie pamiętać.
Bez zapomnienia, nie ma przebaczenia. Nie ma czego przebaczać, kiedy się nic nie pamięta. No to udawaliśmy, że nie pamiętamy dziadka w powstaniach, dziadka w Wehrmachcie, że nie pamiętamy zabitego sąsiada i wujka wywiezionego. Sąsiadce w oczy się nie patrzyło, której nowy mąż męża pierwszego w progu zastrzelił. Taki jej los dzieci rodzić – mężowi pierwszemu i mężowi drugiemu.
Pod pachami nam numerów szukali. Nie było? To użyli ołówków poślinionych. Proste działanie ołówka kopiowego na pamięć indywidualną i zbiorową oraz na historię i sprawiedliwość dziejową – a także na świętości narodowe.
Gibko takiego bez pamiynci poznosz – swojego i cudzego. Oni samych siebie w źrzadle nie widzom. Niy wiym poczamu. Nie majom pamiynci, jak i chałpy swoji niy majom. Siedziby cudze zajmujom, domy kradnom, ludzi snich wyciepujom. Wszandy ich nie ciongnie, nale nikaj ich niy chcom.
To inaczyj niźli z gołymbiami. Swój z kożdego lotu do dom przileci, chyba że nie żyje, albo sie doł chycić. Cudzok na dachu siyndzie i go łaps. Jak jest fajny, to samica zostawiosz, no samca czasym tyż, jak sie na co zdo. Czyńściyj samiec do garnca trefi. Łeb mu kryncis i fertig. Na samica pozór dowosz, żeby w niywoli trzimać, bo uciecze do dom.
Do czasu, co niy mo młodych. Kiej na jajach siedzi, to już niy uciecze. Spytosz sie, eli jajca pamiyńć zabijom? To nie gupie, to niy gupie pytanie.
Poznosz pamiyńć we Wielkanoc, pochytosz, wto co pamiynto we Wilija, po tym, co kto jy. My tak po prowdzie ze świynconkom niy lotomy, jajec nie świyncymy i jajcamy sie niy dzielymy.
We Dzieciontko jymy moczka, siymiyniotka. Czasym rybno – oni jedzom barszcz albo grzibowo. Dzielymy sie opłatkiem. Teraz robiom to tyż barbary, ale te rzadziyj robiom znak krziża i prawie wcale nie rzykajom. Majom swoje radia i tam rzykajom o pogoda i świat, jaki chcieliby stworzyć bez Boga prawdziwego. Boga jedynego zastąpili bogiem swoim – narodowym.
Krzyże nosiliśmy już wcześnie od nich. Krzyże prawdziwe – boże, nie narodowe, nie szlacheckie, nie zakonne.
Kiedy nas chrzcił Oslaw albo Klemens, to rzeczka już była o naszym nazwisku. Nie wiem, czy przyszliśmy do Gołaczów i Głupich Głów z Świętopełkiem, czy byliśmy już tam. A może czekaliśmy na nich wśród Opolan, Łużyczan lub Dziadoszan, co też możliwe. Nazwisko stare i krzyże morawskie na to wskazują.
Wszystko jedno, czy władca piyrwiyj był wielkomorawski, czy pierwszy nasz pan później nastąpił i był Czechem. Niewątpliwie nie był ich, bo oni mieli ino swoich abo wybieranych. Tyn ize Moraw wielkich eli ize Czech był nasz! A ziemie, a ziemie czyje były? Ziemi mogom se nakopać wiela chcom i pojechać sniom nazod, skondy prziszli. Nawet święty chrzest poradzili nom zachachmencić, że niby dziypiero Mieszko. Niy godajom na głos, iże Mieszko sie ochrzcił, żeby niewolników bez grzychu dalij sprzedować do Europy już ochrzczonej, do Azji i Afryki pogańskiej.
Taki mioł towar eksportowy tyn Wiking Mieszko – ludzi przedowoł. Chrześcijanin był niby chroniony, nale trefiło sie, co i taki chrzczony na targu za śrzybło eli złoto poszoł. Poganin nie był chroniony wcale.
My downo ochrzczone byli. Barbarom jednym i drugim to wadziło, bo im i Chrystus wadzi.
Chociaż chrzest Mieszkowy prawo ich do ziemi naszej duplikowoł trocha, ale niy do nos, bo my som ludzie same do siebie. Chrzczone ludzie – nie pogany, kerymi Mieszko handlowoł. Mogymy sie dzielić całym sobom, ale przeca nie z nimi. Oni ino bierom.
Terozki, jak tu som z tym ichnim kościołem, ichnimi świyntymi, ichniom Matko Boskom i ichnim papiyżym świyntym, nie możesz nic pedzieć, bo uczucia obrażosz patriotyczne i religijne równocześnie.
Barbary przekazały Polokom w użytkowanie świątynie zreformowane i cerkwie, bo to innowiercom niepotrzebne – jedni to Niemcy, a drudzy to Ukraińcy i Ruscy. Po co zbrodniarzom ołtarze? Żydom synagog nie odbudowali – przecież nie oni je spalili! Może terozki cosik sie zmieni. Zawsze znajdują jakieś usprawiedliwienie, jakąś wymówkę, jakiś ideał. Jakiś świętych, jakiś bohaterów. Wybielało to ich, uniewinniało, przypominając swoje czyny legendarne i równocześnie wytykając sąsiadom łotrostwa krwawe, zamykali usta myślącym i niepokornym. Konstytucja, zabory, insurekcja, powstania, okupacja. AK, AL, Żołnierze Wyklęci. W szkołach tego uczyli różnie i w salkach katechetycznych.
Bez winy własnej, nie za swoje przewinienia, ciemiężeni byli wyłącznie oni – religijnie i narodowo. Podszyli się pod powstania, jakby osobiście w nich walczyli. Tylko nie powiedzą, po której stronie ichnie praszczurzy stały…
Weź takich Lędzian. Lędzian uprowadzono i osadzono pod Kijowem, przez wieki ich nasienie Lachów riezało z Kozakami wolnymi, a potem sami, a jakby nigdy nic, niewinni przybyli do mojego miasta z bohaterami z Leopolis, a po nich też ci, co obuci w łyko wierzbowe prawdziwych narodowców do dziś udają.
Piłami ich chłopstwo ich przodków cięło w wieku dziewiętnastym.
Wmieszali się w masę synowie i córki narodu wybranego jako drugi oraz watażków Budionnego i Bandery. Wymieszali się między sobą i nami – córkom i synom w tym spokojnym czasie nowoczesność i ateizm albo ichni katolicyzm nakazali. Pielęgnowali pamięć narodową i nienawiść, ale tak, żeby o nich zapomniano, skąd przyszli i po co.
Dobrali się do mównic, do mikrofonów i powoływali się na słowa wodza ze wschodu i wodza z zachodu. Proste słowa wcisnęli nam do gardeł i milczenie świętowali nasze. Nie mówiliśmy, nie czytaliśmy o tym, jak granice się przesuwały, jak władza się zmieniała – króle, książęta i cesarze. Jak oni o wolność walczyli. Jak o niepodległość. I dziś trudno prawdy dociec.
Górnoślązak/Oberschlesier, germanista, andragog, tłumacz przysięgły; edukator MEN, ekspert MEN, egzaminator MEN, doradca i konsultant oraz dyrektor w państwowych, samorządowych i prywatnych placówkach oświatowych; pracował w szkołach wyższych, średnich, w gimnazjach i w szkołach podstawowych.