Aleksander Lubina: Głos w klasie
W klasie intensywnie pracowałem głosem.
Starałem się mówić mało: góra pięć minut na jednej lekcji. Podczas lekcji mówić powinni przede wszystkim uczniowie. Kiedy już jednak mówiłem, to wykorzystywałem doświadczenia uczestnika kółka recytatorskiego w szkole podstawowej, teatru uczniowskiego w liceum i teatru studenckiego oraz przede wszystkim Wiedzę i sprawności nabyte na studiach podyplomowych.
Po 37 latach pracy nie miałem najmniejszych kłopotów z gardłem. Mówiąc, rzadko siedziałem za biurkiem, raczej przemieszczałem się w klasie. Chodziłem i recytowałem, nuciłem, mruczałem i skandowałem. To formy nowoczesnych technik wspomagających uczniowską memoryzację, to wspomaganie pamięci rytmem lub melodią zdania(wypowiedzi). Kiedyś fascynowałem się zarówno chórem antycznej Grecji jak i haiku – do dziś szukam możliwości głosowych.
Zależnie od potrzeby mówiłem głośniej lub ciszej, czasami wręcz krzyknąłem, podkreślałem komunikat intonacją, melodią, różnorodnymi sposobami wymawiana – nie unikałem wymowy /górnośląskiej czy lwowskiej. Mówiłem szybciej lub wolniej. Głos w klasie umożliwia zmianę tempa, rytmu i klimatu lekcji. Tak, nauczyciel to w jakieś mierze aktor radiowy, teatralny, filmowy i lalkarz…
Mój głos powinien być ułatwieniem, a właściwie zrównoważeniem szans edukacyjnych dla gimnazjalistów płci brzydszej – chłopcy w tym wieku, w przeważającej większości słyszą gorzej od dziewczynek. Co niewątpliwie jest jedną z przyczyn złego zachowania chłopców – często w ostatnich ławkach po prostu nie słyszą szepczącej z przodu pani nauczycielki. Gdyby podczas moich lekcji, dziewczynki siedziały z przodu, a chłopcy z tyłu, to dziewczynki by ogłuchły.
Taki drobiazg przemawiający przeciwko nauczaniu frontalnemu. Przeciw nieustannemu, monotonnemu, niezmiennemu gadaniu od tablicy. Jeden gada – reszt śpi, a reforma jeno się śni.
Do tej pory w tej serii ukazały się: