O śląskich wampirach, Radzie Języka Polskiego i Zenku Martyniuku
Najnowsze stanowisko rządu dotyczące uznania języka śląskiego za język regionalny przyjąłem bez większego zaskoczenia. Trudno było oczekiwać innej odpowiedzi od obecnej polskiej władzy, która przecież w całym szerokim świecie – od Mińska, przez Hawanę aż po Phenian – znana jest z umiłowania wszelkiego rodzaju mniejszości: etnicznych, seksualnych, konfesyjnych. No i z podejmowania wzorcowych wręcz działań na rzecz równouprawnienia płci. Nie wspomnę o szacunku dla wolności prasy, kultywowaniu niezawisłości sądownictwa i prowadzonej na szeroką skalę zażartej walce z globalnym ociepleniem – tutaj także Warszawa od kilku lat nie ma konkurencji.
Ale może skupię się na samej treści oświadczenia oraz zawartej w nim argumentacji. Zastrzegam z góry, że nie mam zamiaru odnosić się do całej treści tego dokumentu, bo formuła niniejszego tekstu wyklucza szczegółowe, precyzyjne i sumienne analizy. Czuję się zwolniony z pisania długiej polemiki, także dlatego, że argumentację przeciwników podniesienia mowy Ślązaków do rangi języka regionalnego opisałem bardzo obszernie w kilku artykułach, które ukazały się w polskich czasopismach naukowych (pod tekstem linki i adresy bibliograficzne). Pozwolę więc sobie skupić się tylko na trzech poruszanych w oświadczeniu kwestiach. Tych, które szczególnie mnie irytują i niezmiennie od lat budzą niesmak.
Autorzy oświadczenia piszą, że „zdaniem wielu językoznawców, w tym etnolingwistów czy socjologów języka (…) nie ma podstaw naukowych, by uznać mowę śląska za odrębny język”. Mimo że zauważam pewną znaczącą zmianę narracji – wszak jeszcze niedawno dowodzono, iż przeciwko językowemu statusu statusowi śląszczyzny są „niemal wszyscy polscy językoznawcy” teraz już tylko „wielu” – dalej uważam, że takie sformułowanie fałszuje obiektywny stan rzeczy. Bo „wielu” to tak naprawdę coraz bardziej topniejąca „mniejszość”. Przecież już sejmowi eksperci, powołani przed dekadą podczas jednej z pierwszych prób podniesienia śląszczyzny do rangi języka regionalnego, w większości poparli wniosek nowelizacji ustawy. Wystarczy zapoznać się z ekspertyzami Sławomira Łodzińskiego, Marka S. Szczepańskiego, Marii Szmeji, Anny Śliz, Jolanty Tambor oraz Bogusława Wyderki. Przeciwnicy nowelizacji ustawy – Jan Miodek, Andrzej Markowski, Franciszek Marek oraz Bożena Cząstka-Szymon – już wtedy byli w mniejszości, choć ówczesna śląszczyzna dawała zdecydowanie mniej argumentów za swoim językowym statusem aniżeli dzisiaj. Istotne jest i to, że proporcje na korzyść zwolenników samodzielności językowej mowy Ślązaków w przeciągu minionej dekady jedynie się powiększały, co wyraźnie zauważam podczas wnikliwej lektury najnowszych naukowych tekstów, w trakcie prywatnych dyskusji prowadzonych w gronie moich kolegów-jezykoznawców, czy uczestnicząc w debatach prowadzonych na naukowych konferencjach w Polsce i za granicą. Mam nieodparte wrażenie, że grono zdeklarowanych zwolenników języka śląskiego postrzeganego jako gwara lub dialekt zawęziło się dzisiaj do wąskiej grupy kilku, może kilkunastu nazwisk, które z różnych powodów nie chcą zrewidować swoich poglądów – w chwili obecnej całkowicie nietrafnych i zdezaktualizowanych.
W rządowym oświadczeniu jednym z koronnych argumentów przemawiającym za dialektalnością języka śląskiego jest opinia Rady Języka Polskiego, w której pada stwierdzenie, że mowa Ślązaków to „część śląskiego dialektu języka polskiego”. Opinia ta, pośrednio traktowana jest w kategoriach ostatecznego wyroku, zamykającego dyskusję i nie podlegającego apelacji, a jej autorzy przedstawiani jako swoistego rodzaju lingwistyczny trybunał konstytucyjny, który wydaje wiążące i jedynie słuszne decyzje. Ale czy aby na pewno Rada jest gremium gwarantującym wydanie trafnej i całkowicie bezstronnej opinii na temat spornej sytuacji, w jakiej znalazły się dwa, pozostające ze sobą w sporze kody: śląski i polski? Obawiam się, że nie. Przede wszystkim dlatego, że trudno sobie wyobrazić, aby instytucja powołana między innymi po to, aby podtrzymywać prestiż polszczyzny, opowiedziała się po stronie kodu, który w pewien sposób z polszczyzną rywalizuje i chce się z niej wyodrębnić. Nie można też bagatelizować faktu, że wśród członków Rady dominują poloniści (również wybitni!), których podstawowe pole zainteresowań badawczych nie mieści się zwykle w obrębie tych gałęzi językoznawstwa, które zajmują się klasyfikowaniem kodów językowych, szczególnie w obrębie świata słowiańskiego. Ba! W ostatnich latach opublikowano w Polsce jedynie dwie monografie naukowe poświęcone w całości językowemu obrazowi współczesnego Śląska. Ich autorzy pozostają jednak poza składem Rady i – co warte podkreślenia – są przychylnie ustosunkowani do podniesienia mowy Ślązaków do rangi języka regionalnego (Artur Czesak i Jolanta Tambor). Na marginesie pozostawiam fakt, że sama Rada odwoływała już swoje niektóre decyzje, co znowu świadczy, że trudno ten organ traktować w kategoriach nieomylnej lingwistycznej wyroczni.
Autorzy rządowego oświadczenia konkludują swój tekst uwagą, że uznanie języka śląskiego za język regionalny wiązać się będzie z koniecznością współfinansowania jego funkcjonowania, zarówno w szkolnictwie jak i administracji publicznej. W tekście padają niedające się zweryfikować horrendalne sumy, których wysokość ma zapewne za zadanie przerażać i budzić przekonanie, że żądania Ślązaków doprowadzą państwo polskie do ruiny i rychłego rozpadu. Nie mam zamiaru wdawać się w dyskusję na temat przepływu pieniędzy budżetowych w naszej ojczyźnie. Wszyscy na swój sposób oceniamy na przykład praktykę przekazywania z kieszeni podatnika milionowych kwot na telewizję, dla której prezesa estetycznym wzorcem kultury wysokiej jest twórczość pana Zenka Martyniuka. Nie wdając się w żadne licytacje i niepotrzebne przepychanki chcę wyraźnie podkreślić jeden prozaiczny fakt – Ślązacy są takimi samymi płatnikami podatków, jak wszyscy inni obywatele Polski. Ba! Jedynie województwo mazowieckie wpłaca do budżetu centralnego więcej niż województwo śląskie. Dlatego hipotetycznego finansowania nauki języka śląskiego nie można traktować w kategoriach aktu dobrej woli albo jakiegoś specjalnego przejawu łaskawości jaśnierządzących. Wspieranie języka śląskiego to po prostu obowiązek państwa polskiego wobec jego własnych, polskich obywateli.
A na koniec chyba powinienem się odnieść do tragikomicznego sformułowania zawartego w oświadczeniu rządu, jakoby mowa Ślązaków zagrażała egzystencji języka polskiego. No cóż, nie mam zamiaru pastwić się nad motywacjami, które przyświecały autorowi tych słów. Traktuję jednak to histeryczne i irracjonalne stwierdzenie jako pośredni dowód, że przeciwnicy śląskiego języka regionalnego stracili grunt pod nogami i nie mają już w zanadrzu żadnych rzeczowych argumentów, które wspierałyby ich stanowisko. Dlatego wcale by mnie nie zdziwiło, gdybym za miesiąc usłyszał w państwowej telewizji, że np. zmarli Ślązacy z okolic Chebzia i Świętochłowic wstają w nocy z grobów i wypijają krew śpiących w Sosnowcu, bezbronnych Polaków. Albo, że regionalny język śląski to wymysł zaborców, tajna broń mrocznej Ukrytej Opcji, taka nowa die Wunderwaffe pogrobowców Adolfa Hitlera. A nie – przepraszam, o tym już było. Propagowany współcześnie język śląski przed kilkoma laty przyrównał do „żargonu członków Hitlerjugend” Franciszek Marek. Nota bene, jeden z sejmowych ekspertów negatywnie opiniujących projekt podniesienia śląszczyzny do rangi języka regionalnego.
Kurtyna.
Jaroszewicz H., 2019, Rozwój języka Górnoślązaków w XXI wieku. Szkic socjolingwistyczny, „Zeszyty Łużyckie”, LIII, s. 25-42,
Jaroszewicz H., 2019, Krytyka prób emancypacji śląszczyzny. Płaszczyzna naukowa (lingwistyczna), „Slavia Occidentalis”, 76/1, s. 21-48
Jaroszewicz H., 2019, Krytyka prób emancypacji śląszczyzny. Płaszczyzna prawno-ustrojowa, społeczno-polityczna i personalna , „Slavica Wratislaviensia”, CLXIX, s. 137-166,
Wszystkie teksty dostępnie bezpłatnie w formacie PDF na platformie academia.edu (na profilu Henryk Jaroszewicz).
Hmm warto dodać, że śląskie jest największym podatnikiem po mazowieckim. Mimo tego że podatek CIT jest drenowany ze wszystkich (nie tylko śląskiego ale i opolskiego dolnośląskiego, poznańskiego itd) województw A państwowe istytucje które generują podatki są nagminnie lokowane w Warszawie (prosze pamiętać że z tych istytucja są dla całej RP! a finansowo korzysta jedynie Warszawa czy niech bedzie mazowieckie!).Trudno dojść do tego ile Śląsk na tym centralizmie traci, bo niestety droga da tych statystyk jest o ile wogóle możliwa, to bardzo trudna, w mediach ich jeszcze nie dostrzegłem, oprócz tych o procentualnym PKB na województwo, które jest mydleniem oczu, że gospodarczo Warszawa/mazowieckie jest najbardziej dochodowe! Gdzie ogólnodostępne statystyki CIT??? Nie są dostępne, bo jasno trzeba by zdegradować woj mazowieckie z Warszawą z pierwszego miejsca, jeśli chodzi o najbardziej dochodowe Regiony czy województwa. Niniejsze stanowisko rządu, jest de facto kolejną kompromitacją a zatem drobnym zwycięstwem na drodze do otrzymania statusu j. reg. śląszczyzny. Traktuje o nierównym traktowaniu obywateli RP. Skoro zespół gwar kaszubskich jest językiem regionalnym a zespół gwar śląskich nie jest, to inaczej tego nazwać nie można! Warto podkreślić, że zróżnicowanie dialektalne języka kaszubskiego jest znaczne. A jak wiemy niema w tym problemu, że język posiada swoje dialekty czy wariancje regionalne dot. to też śląskiego kaszubskiego i często (niestety) pomijanego j. mazurskiego. Dziekuje za Pana stanowsiko!
W punkt Panie Dochtorze!