Henryk Jaroszewicz: Rozumiem i czuję, że jestem Ślązakiem
W tegorocznym spisie zadeklaruję narodowość śląską. I nie będzie to aktem kontestacji czegokolwiek, czy też protestu przeciw czemukolwiek. Będzie to po prostu odpowiedź na pytanie, które niegdyś sam sobie często zadawałem – kim jestem, kim byłem i kim się staję? Moja deklaracja śląskości opiera się więc przede wszystkim na drobiazgowej autorefleksji, trwających długo przemyśleniach. Z drugiej jednak strony – co bardzo mnie cieszy – moja śląskość wyrasta też z dalekiego od racjonalności, intuicyjnego przeczucia, drgnienia w sercu. Nie tylko rozumiem, że jestem Ślązakiem. Ale też czuję, że nim jestem. I nie wyobrażam sobie nim nie być.
Fundamentem mojej śląskości jest odczuwanie głębokiego związku ze śląską ziemią – zarówno z Górnym Śląskiem, gdzie się urodziłem i wychowałem, ale także z Dolnym Śląskiem, gdzie założyłem rodzinę, doczekałem się potomstwa, gdzie osiadłem. Tylko tutaj, w krainie, której oś wyznacza wstęga Odry (mniej poetycko pisząc – asfalt i beton zachodniego odcinka autostrady A4) czuję się u siebie, „dōma”. Linie granic państwowych czy urzędowych języków nie stanowią dla mnie istotnych barier. Kiedy jestem w Goerlitz, Jeseniku czy Opawie, nie czuję tej (czasem nawet uroczej i nieco egzotycznej) obcości, którą odczuwam będąc w Krakowie, Częstochowie, czy Kaliszu. Obcości ulic, miejskiego gwaru, ludzkich twarzy.
Mojemu przywiązaniu do śląskiej ziemi towarzyszy też głęboko odczuwane przekonanie, że jestem kolejnym ogniwem w łańcuchu ludzkich istnień, które miały przywilej urodzić się i żyć na Śląsku – „pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy”, jak powiada Kohelet. Jakkolwiek by to górnolotnie nie zabrzmiało, jestem spadkobiercą i dziedzicem wszystkich tych, którzy współtworzyli moją małą ojczyznę przede mną. Nawet jeśli nosili inne mundury niż ja, mówili innym językiem, inaczej modlili się do Boga. Mam pewność, że błąkające się w Szeolu cienie niemieckojęzycznych, legnickich Żydów, w których kamienicy dzisiaj mieszkam, nie poczytają mi za złe publicznej deklaracji, że uważam się za ich adoptowanych prawnuków.
Choć w moim domu słychać język śląski, nie mogę zadeklarować, że jest to dla mnie „język kontaktów domowych”. W tej rubryce, aby być uczciwym, zadeklaruję polszczyznę. Gdyby polski urząd statystyczny pytał (jak przed dekadą) o „język ojczysty” – zadeklarowałbym śląski. Nie czuję jednak żadnego dysonansu pomiędzy moją deklarowaną tożsamością narodową a deklarowanym językiem. Na polszczyznę, która mnie łączy z mieszkańcami polskich miast patrzę chyba tak, jak musi patrzeć mieszkaniec Drezna na swoją językową wspólnotę z mieszkańcem Zurichu – mówimy podobnie, ale cóż z tego?
Dr hab. Henryk Jaroszewicz – ur. 1974 r. w Gliwicach slawista, polonista, socjolingwista, kierownik Zakładu Serbistyki i Kroatystyki Uniwersytetu Wrocławskiego.
Powyższy tekst jest odpowiedzią na ankietę portalu Wachtyrz.eu, w której Kamil Kotas przepytuje znanych Ślązaków czy i dlaczego zadeklarują w nadchodzącym spisie powszechnym śląską tożsamość oraz używanie języka śląskiego.
Dotychczas odpowiedzieli:
Henryk Waniek: Potwierdzę swą śląską narodowość
Alojzy Lysko: Tożsamość jest siłą duchową regionu
Zbigniew Rokita: Zadeklaruję narodowość śląską oraz polską
A czy nie myślal Pan, Panie Doktorze jednak wprowadzic, jezyk Ślaski Jako jezyk kontaktow domowych, chociazby w samej formie gramatyki i fonetyki glywickiej? Które stanowia trzon jezyka. Taka forma nie powinna stanowic chyba bariery komunikatywnej wzgledem polskojezycznych na Dolnym Ślasku a mogla by sie okazac moze pierwszym krokiem do resilesianizacji Dolnego Ślaska. Opanowanie i promowanie w tej kwestii lokalnej (wymarlej) warianty dolnoślaskiego byloby konpletnym JUZ mistrzostwem, Pan Proff. Browarny w tej Ankiecie Pisze np. ze umi Po Dolnoślaskiemu:)