Dr hab. Henryk Jaroszewicz: Język – nie dialekt i nie gwara!
Wstępnym warunkiem tego, by śląska mowa stała się prestiżowym medium komunikacji jest trwałe nadanie jej etykiety języka. Oznacza to mniej więcej tyle, że śląszczyzna powinna funkcjonować w obiegu społecznym, a więc również w świadomości przeciętnego Ślązaka jako język śląski, a nie śląska gwara, czy dialekt śląski. Przekonanie o niegwarowym (niedialektalnym) statusie własnej mowy nie jest oczywiście gwarantem podtrzymania jej żywotności. Jest to jednak fundament, na którym można budować społeczny wizerunek śląskiej mowy jako wartościowego i prestiżowego medium komunikacji.
Nazewnicze „ujęzykowienie” śląskiej mowy jest konieczne, jeżeli uświadomimy sobie cały bagaż negatywnych skojarzeń dotyczących takich pojęć jak gwara, czy dialekt. W powszechnym, potocznym odczuciu gwar używać mają ludzie prości i niewykształceni, w najprostszych, codziennych kontaktach, poruszając podczas rozmowy proste i nieskomplikowane tematy. Gwara to „mowa chłopska, prostych ludzi” (Jan Miodek) – takich, którzy nie zdołali nauczyć się mówić dobrze po polsku. Pod terminem gwara kryje się więc w gruncie rzeczy pewne prymitywne i nie do końca rozwinięte narzędzie komunikacji, którym (bo istnieje tu pewnego rodzaju „sprzężenie zwrotne”) posługują się ludzie również do pewnego stopnia prymitywni, „niedorozwinięci” oraz upośledzeni – ekonomicznie, społecznie, kulturowo (może nawet intelektualnie). Gwara stawia osoby jej używające w negatywnym świetle, wywołując następujący ciąg skojarzeniowy: skoro mówisz gwarą, to znaczy, że jesteś z prowincji (ze wsi), brak ci wykształcenia i ogłady, zapewne niedużo zarabiasz, do tytanów intelektu również zaliczyć cię nie można itd. itp. Nie każdy ma odwagę podważyć ten stereotyp myślowy, o wiele łatwiej jest zwyczajnie nie ryzykować i mówić jakimś „niekwestionowanym” językiem – w realiach śląskich po prostu po polsku.
Na negatywne skojarzenia związane z samodzielnie funkcjonującymi pojęciami gwara, czy dialekt nakłada się fakt, że terminy te występują często jako składnik innych wielowyrazowych zestawień, terminologicznych syntagm. Co ważne, mowa o połączeniach wyrazowych, które również niosą ze sobą mało prestiżowe skojarzenia – gwara to grypser, mowa jaką posługują się więźniowie (gwara więzienna), to tajny język złodziei (gwara złodziejska), żargon przemytników i innych przestępców (gwara złodziejska, gwara przestępcza), ostatecznie tworzony dla zabawy slang, jakim mówią wyrostki (gwara uczniowska). Formalne pokrewieństwo tych terminów oraz syntagmy gwara śląska z pewnością nie buduje wokół mowy Ślązaków korzystnej aury – trudno doszukać się prestiżu w czymś, co kojarzy się ze złodziejami, przemytnikami czy więźniami.
Warto też zwrócić uwagę, że wokół pojęcia gwara śląska wytworzyły się specyficzne, ludyczno-żartobliwe konotacje. Za sprawą tego, że śląszczyzna funkcjonuje w ogólnopolskich mediach zwykle w obrębie produkcji kabaretowo-komediowych (występy kabaretu „Rak”, serial „Święta wojna”, śląskojęzyczna wersja „Niewolnicy Isaury”, ostatnio trio „Frele”), zrodziło się i utrwaliło w Polsce (także na Śląsku) przekonanie, że gwara śląska to środek komunikacji niezdatny do wyrażania treści „poważnych”. W powszechnym mniemaniu język różnych Ecików, Bercików, Masztalskich, czy trójki wspomnianych już dziewcząt, śpiewających światowe „szlagry”, dobrze się sprawdza wyłącznie jako tworzywo żartobliwych monologów, komediowych dialogów, śmiesznych przeróbek znanych hitów. Doszło już w zasadzie do sytuacji, że przeciętny Polak słysząc gdzieś w mediach frazę gwara śląska mimowolnie oczekuje usłyszenia żartu, śmiesznego komentarza, zabawnej piosenki. Gwara po prostu ma śmieszyć, szczególnie gwara śląska. Niełatwo zaś być dumnym z czegoś, co w powszechnym mniemaniu jest w naturalny sposób śmieszne, zabawne i kabaretowe.
Biorąc pod uwagę opisany wyżej balast negatywnych, trwałych skojarzeń związanych z pojęciami gwara i gwara śląska, trudno się spodziewać, aby Ślązacy traktowali z szacunkiem coś, co w powszechnym przekonaniu jest uznawane za upośledzony środek komunikacji, prymitywne regionalne narzecze, przy pomocy którego można w zasadzie jedynie opowiadać dowcipy. Nie wydaje się też możliwe, aby Ślązacy postrzegali jako prestiżowe medium komunikacji to, co ich samych sprowadza do roli nierozgarniętych (choć nieco zabawnych) prostaczków ze wsi, którzy szkół nie pokończyli i wskutek tego nie potrafią teraz mówić dobrze po polsku. Mowa Ślązaków, jeżeli utrwali się w świadomości ludzkiej jako gwara śląska bez wątpienia umrze, gdyż nikt nie będzie chciał posługiwać się kodem językowym, który już samą swoją nazwą (gwara) negatywnie stygmatyzuje mówcę. Można nawet postawić tezę, że zgon śląszczyzny witany będzie wtedy przez większość Ślązaków radośnie, ze zrozumieniem i satysfakcją. Bo skoro ich mowa to „mowa chłopska, prostych ludzi”, jej wyparcie przez literacką polszczyznę postrzegać można jako dowód udanego „roznoszenia kaganka oświaty” na Śląsku, wydobywania się mieszkającego tu ludu z mroków ignorancji, rozwoju cywilizacyjnego i kulturowego wszystkich Ślązaków.
Nazewnicza alternatywa, jaką dla gwary śląskiej jest język śląski niesie ze sobą oczywiście całkowicie inne konotacje i konsekwencje. Język to – zarówno w mniemaniu powszechnym, jak i w opinii wielu naukowców – mowa wyższych i wykształconych warstw społecznych. Kod rozwinięty gramatycznie, leksykalnie i stylistycznie, a tym samym pozwalający wyrazić każdą, nawet najbardziej skomplikowaną myśl. Materiał zdatny do tworzenia kultury wysokiej, włączający swoich użytkowników do wymiany dóbr intelektualnych nie tylko w skali lokalnej, regionalnej, ale także międzynarodowej. Biegłe władanie językiem – a więc kodem (z samej swojej nazwy) prestiżowym – sytuuje mówcę w gronie osób posiadających pewien społeczny prestiż. Tak jak gwara stygmatyzuje swoich użytkowników i redukuje ich do statusu „prostych ludzi”, tak też język podnosi społeczną ocenę jego użytkowników, którzy mogą być postrzegani jako osoby wykształcone, posiadające pewną ogładę i wiedzę, a także potencjał intelektualny.
Jak już wspomnieliśmy, prestiż śląszczyzny i jej witalność nie zostaną podniesione jedynie wskutek ugruntowania w świadomości Ślązaków przekonania, że ich mowa to nie jakaś tam gwara, czy dialekt ale prawdziwy język. Śląszczyźnie nie wystarczy tylko przykleić etykietkę z nadrukiem „JĘZYK” – trzeba również sprawić, aby przyjęła ona formę właściwą językom i mogła funkcjonować w takim zakresie, w jakim funkcjonują języki. W praktyce polegać to powinno na wykształceniu w obrębie mowy Ślązaków tych cech, które powszechnie uważane są charakterystyczne dla języków (istnienie normy, zróżnicowanej gatunkowo literatura, różnorodnych stylów funkcjonalnych itd.) oraz wprowadzeniu jej do przestrzeni publicznej – administracji państwowej, szkolnictwa, oficjalnych mediów. Tylko taki język śląski będzie uznawany przez swoich użytkowników za pełnowartościowe, prestiżowe medium komunikacji, którego nie trzeba się wstydzić i którym warto się posługiwać na co dzień. W realizacji tak zaprojektowanego planu „ujęzykowienia” śląszczyzny bez wątpienia bardzo pomogłoby oficjalne podniesienie jej do rangi drugiego, obok kaszubszczyzny, polskiego języka regionalnego. Biorąc jednak pod uwagę aktualną, polską, rzeczywistość parlamentarną nie ma w chwili obecnej zbyt dużych szans na modyfikację zapisów Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz jezyku regionalnym. Fakt ten nie powinien jednak Ślazaków deprymować, ale wręcz przeciwnie – mobilizować do działania. Tylko w ten sposób mogą bowiem zdać „egzamin dojrzałości” i dowieść, że tworzą na terytorium dzisiejszej Polski spójną, silną, bogatą i twórczą wspólnotę językowo-kulturową.
(c.d.n.)
Dr hab. Henryk Jaroszewicz – ur. 1974 r. w Gliwicach slawista, polonista, socjolingwista, kierownik Zakładu Serbistyki i Kroatystyki Uniwersytetu Wrocławskiego.
A po jakiemu mówią niemieccy Ślązacy, albo czescy?
Nie wiem jak w Raciborzu bo ja po tej drugiej stronie granicy z 22 urodziny. Jestem mgr filologii i dr teologii a po wyjeździe do Niemiec skończyłam studia informatyka w administracji. Pracuję jako programista. Polskim posługuję się wyłącznie w korespondencji z przyjaciółmi nieznajacymi śląskiego. Połowa mojej rodziny ma wyższe wykształcenie i mówi po slasku…
To traktowanie śmieszności języka przez Polaków w odniesieniu do nas to jest ch…..oni to robią w stosunku do Czechów!!!!!! To jest tupet i ignorancja . Oczywiście nie są w tym osamotnieni , bo wg . ludzi w Europie zachodniej to po Warszawie niedźwiedzie polarne buszują ….także taka ogólnoludzka to cecha .
Ciekawy artykuł ale jak ktoś kto sie na Ślasku (Racibórz) urodził praktycznie nie znam dobrze wykształconych osób posługujacych się (jak Pan postuluje) językiem ślaskim. Może brak mi szerszego kontekstu ale mam wrażenie że korelacja między wykształceniem a uzywaniem języka ślaskiego nie jest stereotypem
Są tacy, chociaż mało. Generalnie ludzi DOBRZE wykształconych jest mało a bądź co bądź Górny Śląsk w swojej strukturze demograficznej raczej robotnikiem stał a nie naukowcem ( choć to też nie do końca prawda).