Zbigniew Rokita: Wybaczyć nie znaczy zapomnieć
Czy gdyby to Polacy byliby mniejszością w Rzeczpospolitej Śląskiej, Ślązacy nie robili by tego samego Polakom, co Polacy robią Ślązakom, nie dyskryminowaliby ich? Dlaczego wtedy mielibyśmy zdobywać się na wielkie gesty tolerancji, jeśli dziś często z trudem przychodzą nam gesty malutkie?
Piotr Zdanowicc napisał polemikę do mojego tekstu Śląski internet pełen hejtu na Polaków. Z wieloma tezami się zgadzam. W jego polemice znalazłem liczne echa komentarzy (jeśli pozostać w poetyce internetowej), wypisywanych na Facebook w związku z moim tekstem. Komentujący zadawali pytanie: czy napiętnowani przez Polaków Ślązacy mają teraz prawo sami w drodze rewanżu piętnować? Wielu odpowiadało: „tak, mamy”. Nic nowego, takie głosy buksują po śląskim internecie nieustannie i część ich autorów ociera się o hejt lub się nim para.
Skupię się na jednym tylko wątku polemiki Zdanowicca, być może najważniejszym.
Zdanowicc pisze: „Uważam, że Ślązacy nie są w stanie czegokolwiek Polakom wybaczyć, z tego prostego powodu, że Polska i Polacy takiego wybaczenia nigdy nie potrzebowali i nie potrzebują”.
Otóż wybaczenie nie ma być ani prezentem dla Polaków, ani zaspokojeniem ich potrzeb. Być może Zdanowicc ma na myśli pojednanie – w tym przypadku do tanga rzeczywiście byłoby trzeba dwojga, ale wybaczać można bez udziału drugiej strony. Na przykład nieboszczykowi. Ogrom roboty można wykonać samemu, bez czekania na cokolwiek i kogokolwiek. Może to być dobre wykorzystanie czasu w oczekiwaniu na to, aż druga strona się śląską wrażliwością bardziej zainteresuje.
Oczywiście, nikt nie ma obowiązku wybaczać, niemniej zrzucenie z siebie balastu bywa kojące. Wybaczyć nie oznacza natomiast zapomnieć o krzywdzie. Wręcz przeciwnie. Tym Ślązakom, którzy chcą budować odrębność etniczną czy narodową od Polaków, świadomość doświadczonych krzywd nawet się przydaje. Ich śląskość jest dziś nierzadko budowana na krzywdzie, co jest i szansą, i zagrożeniem.
Krzywda konturuje Ślązaków i pozwala im łatwiej znaleźć linie demarkacyjne między sobą a Polakami. Dla Polaków odrębność od Niemców, Rosjan czy Litwinów zawsze była oczywista, bo posiadali wystarczająco dużo cech dystynktywnych. Ukraińcom sporo czasu zajęło wyrysowanie linii między sobą, a Polakami i Rosjanami (w wielu sferach jak religijnej czy językowej proces ten wciąż trwa), a Białorusini będą się z tym męczyć jeszcze długi czas. Ślązakom tych cech wobec Polaków brakuje. W tej sytuacji jedną z rzeczywistości, na których najłatwiej można oprzeć swoją odrębność, jest właśnie krzywda.
Profesor Zbigniew Kadłubek mówił kilka lat temu o okupionej krwią powojennej Akcji „Wisła”, w wyniku której wysiedlono 140 tysięcy osób, głównie Ukraińców i Łemków: „Ślązakom przydałaby się Akcja »Wisła«. Nie mieliśmy takiego momentu. One się rozkładały pewną symfonią różnych złych chwil, różnych akcji, ale być może gdybyśmy mieli jeden graniczny moment, może łatwiej byłoby coś zdefiniować i działać wspólnotowo”. Być może Kadłubek miał na myśli to, że rozproszenie śląskich krzywd w czasie i przestrzeni utrudnia dziś znalezienie tożsamościowego rdzenia. Bo cierpienie osadza, jest jednym ze sposobów na znalezienie między sobą różnic w tej naszej słowiańskiej ummie, ale też lubi obezwładniać, zasysać w przeszłość. Wówczas napastnik odnosi wielokrotne zwycięstwo – ofiara (jeśli już tak chcemy tę dychotomię budować) buksuje w cierpieniu, czekając aż „Polska i Polacy będzie potrzebowała wybaczenia”. Polska i Polacy prędko niczego takiego potrzebować nie będą.
W cierpieniu miło się rozsmakować, dając sobie jako poszkodowany prawo do wendetty – na przykład bloczek talonów na hejt, którego już drugiej stronie się odmawia. Popierający hejtowanie Polaków i nazywający ich „nędznymi polaczkami” Ślązacy uznają w ten sposób podwójne standardy. Na dyskryminację pozytywną przyjdzie może kiedyś czas, ale jeszcze nie nadszedł. Wierzę, że póki co trzeba działać w drugą stronę: pokazać Polakom, że Ślązacy są im równi pod każdym względem.
Przepraszam za moje niedouczenie, ale nie przypomnę sobie, kto wypowiedział słowa – przywołuję je z pamięci – że pytanie o śląskość to pytanie etyczne. Tak. Uważam, że jeśli Ślązacy chcą osiągnąć swoje postulaty, muszą więcej myśleć o etyce (nie mylić broń boże z religią), mniej o tym, czy „bez nich Polacy byliby gołodupcami”, „że Polacy są głupsi od Ślązaków” itd. Ślązacy muszą uważać, żeby nie upodobnić zbyt do polskich nacjonalistów, nie używać tych samych matryc pojęciowych.
Dziś Ślązacy nie są w Polsce nawet opozycyjną grupą, są za słabi na trudny los opozycjonistów. Bycie opozycją zakłada jakąś moc sprawczą i wpływ na to, co się dzieje w kraju. Ślązacy są dysydentami jak dysydenci za Leonida Breżniewa w ZSRR i mają coraz mniej instrumentów by walczyć o swoje. Rozmawiałem z kilkoma radzieckimi dysydentami tamtych czasów jak Władimir Bukowski, Siergiej Kowaliow czy Aleksandr Podrabinek. Wszyscy tak dużo mówili o moralności i niezłomnej postawie. Wiele więcej nie mogli w owym czasie zrobić. Ślązacy być może po kilku latach tłustych, są dziś skazani na kilka chudych, właśnie na los dysydentów i dawanie przykładu. Jeśli roztrwonią tę możliwość, przypieczętują swoją w oczach wielu „gębę” buców.
Polacy też mieli trudną historię i teraz też odreagowują. W bólach, czasem krzywdząc innych. Ślązakom się na to patrzy trudno, bo zazdroszczą Polakom instrumentów, którzy ci mają by sobie cierpienia oswajać: moc tworzenia podręczników szkolnych, własną flagę państwową powiewającą na obchodach, instytucje badające przeszłość itd.
Zdanowicc pisze: „Połowa przekazu medialnego traktuje o cierpieniach Polaków i niegodziwości ich wrogów, a oficjalna propaganda historyczna ukazuje Polskę jako zawsze szlachetnego i zawsze pokrzywdzonego »mesjasza narodów«”. Zastanawiam się jednak, jakby to było w tym przekazie medialnym, gdyby ziściła się historia alternatywna z Krauz Łukasza Buszmana i to Polacy byliby mniejszością w Rzeczpospolitej Śląskiej. Czy wówczas Ślązacy nie robili by tego samego Polakom, co Polacy robią Ślązakom, nie dyskryminowaliby ich? Nie mam pojęcia, to wróżenie z fusów, ale też istotne ćwiczenie intelektualne. I jasne, można się oburzać, że „czyści, pracowici, szlachetni” Ślązacy by Polakom przyznali autonomię, status mniejszości narodowej i dwujęzyczne tabliczki. Ale jeśli wówczas potężni Ślązacy mieliby być tak wielkoduszni, to czemu dziś jako słabi Ślązacy bywamy tak pozbawieni skrupułów dając sobie prawo do obrażania innych? Dlaczego wtedy mielibyśmy zdobywać się na wielkie gesty tolerancji, jeśli dziś często z trudem przychodzą gesty malutkie – na przykład powstrzymywanie się od wyzywania Polaków od „nędznych polaczków” czy (vide jeden z komentarzy pod dyskusją o tekście o hejcie) deklaracje zachowania czystości krwi poprzez niedopuszczanie do mieszanych małżeństw?
Zbigniew Rokita jest reporterem, współpracuje m.in. z Tygodnikiem Powszechnym i Polityką. Autor książki “Królowie strzelców” (Wydawnictwo Czarne 2018). Kończy pracę nad książką reporterską o Górnym Śląsku. Pochodzi z Gliwic.
Dzień dobry,
Jestem po lekturze tej wspaniałej książki o naszej śląskiej tożsamości .Chcę bardzo podziękować, z całego serca, za ten niezwykły tekst. Jestem już w wieku przedemerytalnym i dopiero teraz lektura ta wywołała
szereg emocji związanych z własnymi korzeniami. W młodości ciągle wpajano nam, że śląskości, gwary trzeba się wstydzić, a ja wewnętrznie czułam zawsze dumę, że jestem Hanyską i lektura ta umocniła mnie w tej dumie. Bardzo się cieszę, że takie pozycje znajdują uznanie na rynku wydawniczym.
Pozdrawiam autora , dziękuję i proszę o więcej.
Lidia
Szynś Boże! Panie Zbugniewie, mie pizło 66, joch je żlonzok ze krwi i kościów. Łociec od amy – powstanieć, Dziadek od łojca – u Niemca był w I wojnie, a łojciec we II wojnie – w Wermachcie. Niych ino mi ftoś spróbuje cos na mego ojca pedzieć!!!!!! Joch je – ślonzok, ze krwi i kości. I ze serca. Ale powiem Panu – dopiero jak żech przeczytoł Pana ksionżka to mi się to jakoś wszystko poukłodało….. Nawet som żech nie wiedzioł, nie kapowół, że tak to richtig było wszysko zakamuflowane, spolszczone, wyłonaczone…… A notabene siostra dziadka, Hyjdla, wyszła za Manka ze Szopienic, co z wermachtem poszoł na Rusa, potem go Ruskie wzienli (upiykło mu si ebo był “Polokiem” i jednemu majorowi nosił kofer połon złoconych pierdołów. A jak mu w jedyn dzien do tego kofra nasroł to go major chcioł zaszczelić. To nie som pierdoły abo bajka, Mankowi się tak ricgtg trefiyło, som mi to opowiadoł jak żech bajtlym do niego przijyżdzoł, siedział na kolanach i wcinoł świyże kołoczki….. Pan wiela takich hostorii opisuje, a to przeca jest cołki nasz Slonsk!!!! Piyknie dziynkuja za ta książka!!!! Jak by Pan ścioł coś wiyncej wiedzieć to prosza do mnie szkryflnonć jakigoś mejla. Pozdrowiom piyknie, Krzysztof Pawlik
Dzień dobry.
Dzisiaj skończyłem czytać “Kajś” Zbigniewa Rokity. Książka jest super, powinna być nagłośniona i przedstawiana wszystkim do przeczytania. Książka porusza wspaniale przedstawioną historią Górnego Śląska i problemami występującymi na Górnym Śląsku. Książka ta porządkuje wiedzę o Górnym Śląsku sprzed wielu lat i współczesnym. Z pewnością należy ją polecić do przeczytania uczniom szkół średnich w całej Polsce. Konstrukcja książki zaskoczyła mnie swoim zakończeniem ( babcia Marysia ). Końcówka książki (lata 2000+) i przedstawione tam sprawy z pewnością nadają się do dyskusji i porozmawiania.
Jeszcze raz: super, super książka. Gratuluję autorowi sprawności w pisaniu, ciekawego przedstawienia prawdy historycznej. Super się czytało, dużo się dowiedziałem i wiele zyskałem. SUPER.
Nie wierzę, że Pan Zbigniew Rajś ma 32 lata. Wyjątkowy młody człowiek o dużej wiedzy i własnych przemyśleniach. Brawo.
Mam 67 lat jestem, poznaniakiem.
Pozdrawiam.
Zbigniew Kałużny
Już dawno żadna książka mnie tak nie zainteresowała i nie wciągnęła jak “Kajś”. Jestem dwa razy starsza od Autora i słyszałam te “wszystkie” informacje od rodziców. Bardzo chętnie bym z Panem Rokitą porozmawiała. Teraz zaczął z zainteresowaniem czytać mój mąż. Pozdrawiam Autora na i wyrażam podziw, że mimo tak młodego tak dobrze rozumie sprawy Śląska. Teresa J.
“Kajś” jest piękną książką, przeczytałam jednym tchem. Podziwiam autora, szukam jego publikacji.
Przyczytol zech dopiero 60 stron lonego Kajs i powim, ze wincej zech sie dowidziol niz zech wiedziol do tej pory. Dobry synek nosz synek ten Rokita i dobro robota zrobiół.