Przemiany ideologiczne, polityczne, narodowościowe na Górnym Śląsku 1871-1922 (cz. 7)
Ks. Carl Ulitzka ewidentnie inaczej kalkulował możliwości uzyskania przez Górny Śląsk szerszych kompetencji. Choć był inicjatorem konferencji partii politycznych w Kandrzinie, podczas której to wstępnie ustalono o tymczasowym utworzeniu niezależnego państwa górnośląskiego, do czasu wypracowania na konferencji pokojowej realnego rozwiązania co do tych ziem. Sama postawa księdza ciągłe ulegała zmianom w zależności od następujących okoliczności. 16 grudnia 1918 roku w skutek utworzenia nowego odłamu partii Centrum, ks. Carl Ulitzka został przewodniczącym górnośląskiej Katolickiej Partii Ludowej. Już w tym momencie zaczęły się pierwsze zmiany w nastawieniu ks, Ulitzki. Partia, której przewodził w znacznej mierze opowiadała się za przekazywaniem Górnemu Śląskowi szerszych kompetencji w ramach państwa Niemieckiego. Jednak nadal w ramach tej partii można było dostrzec głosy opowiadające się za niepodległością Górnego Śląska. Tak też jeszcze latem 1919 roku sam Carl Ulitzka na wizytach dyplomatycznych w Paryżu, Londynie i Rzymie starał się przekonać wpływowych polityków do poparcie dla niepodległości Górnego Śląska. Jednak jednoznaczna postawa dyplomacji francuskiej zniechęciła go do dalszego działania w tym zakresie. Popularność ks. Ulitzki jednak zaczęła stopniowo rosnąć. W 1920 roku został posłem do Reichstagu, a w trakcie kampanii plebiscytowej jednoznacznie opowiadał się za niepodzielnością Górnego Śląska w ramach Niemiec. Pozwoliło mu to też na odgrywanie coraz to bardziej znaczących ról w regionie, w latach 1922-1924 pełnił przykładowo rolę starosty krajowego. Dorobił się także przydomku „Niekorowanego Króla Górnego Śląska”. Jego przyjazne nastawienie również wobec Polaków spowodowało okrzykiwaniem go przez swoich przeciwników politycznych mianem „przyjaciela Polaków”. Przy okazji warto dodać, że w 1933 roku naziści nie potrafili na Górnym Śląsku zdobyć większości, głównie właśnie za sprawą centrystów. Dlatego też ks. Carl Ulitzka został później poniekąd pod czujną uwagą władzy nazistowskiej, w konsekwencji czego najpierw w 1939 roku został wygnany z Raciborza do Berlina, a w 1944 roku osadzono go w obozie koncentracyjnym Dachau. Po wojnie wschodnioniemieckie władze komunistyczne nie pozwoliły mu na odbudowanie swojego autorytetu. Zmarł w 1953 roku.
Żywot ks. Ulitzki poniekąd nakłada na się z żywotem Wojciecha Korfantego, poczynając od tego, że oboje urodzili się w 1873 roku oraz że oboje większość swojego dorosłego życia oddali się zaangażowaniu w życie polityczne. Jednak od razu nasuwają się ich sprzeczne wizje co do Górnego Śląska. Trzykrotny poseł do Reichstagu Wojciech Korfanty, dyktator powstania oraz jak rzekomo nazwał go kanclerz von Bülow „niebezpiecznym fanatykiem”. Znaczną część życia poświecił na domaganiu się niepodległości dla Polski, a następnie działalności mającą na celu poszerzenie terytorium jak i zaplecza gospodarczego II Rzeczpospolitej. Choć słusznie przypisuje się mu czołową rolę w przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski, tak jednak od momentu zainstalowania się polskiej administracji na Śląsku, dla Wojciecha Korfantego przybywało coraz to więcej problemów. Wojewoda Grażyński sprawując swój urząd, nie miał pojęcia o złożoności śląskiego społeczeństwa, dlatego też między innymi doszło między nim a Wojciechem Korfantym do politycznej rywalizacji. Wojciech Korfanty choć z początku uważał autonomię za element które tylko opóźni integrację z Polską, tak od 1926 roku, po przewrocie majowym oraz objęcia urzędu wojewody przez Michała Grażyńskiego starał się bronić statut autonomiczny za wszelką cenę. Jeszcze przed przyłączeniem części Śląska do Polski W. Korfanty w lipcu 1920r. stwierdził, że autonomia jest potrzebna na pierwszym miejscu ze względu na przyszły plebiscyt. Z czasem stawiano mu coraz więcej zarzutów, aż ostatecznie osadzono go w twierdzy brzeskiej. Tam poddawano go torturom, a jak później sam mówił, takich doświadczeń nie zaznał nawet w pruskim więzieniu, gdzie nie okaleczano go. W 1935 roku usłyszał kolejne zarzuty, jednak chcąc uniknąć więzienia wyjechał do Pragi. W tamtym okresie jak twierdzi dr Guido Hitze, wymieniał się listami razem z ks. Carlem Ulitzką. Co w gruncie rzeczy nie jest aż tak niedorzeczne jak by się mogło zdawać, ponieważ oboje w tym czasie znajdywali się w swoim politycznym kryzysie. Wojciech Korfanty wrócił jednak jeszcze na Górnym Śląsk za sprawą obietnicy jego nietykalności, jednak w 1939 roku złamano tą obietnicę. Po raz kolejny osadzono go w więzieniu, gdzie najprawdopodobniej otruwano go arszenikiem. Z racji jego już poważnego osłabienia, zwolniono go z więzienia wynosząc go na noszach i umiejscawiając w lecznicy św. Józefa. Niespełna miesiąc po zwolnieniu z więzienia, Wojciech Korfanty umiera 17 sierpnia 1939 roku. W trakcie jego pobytu w lecznicy odwiedził go poeta Juliusz Żuławski. Podczas ich rozmowy były polityk wyznał mu: „No i widzi pan, jak mi Polska zapłaciła”.
Przytoczone przez ze mnie streszczone życiorysy polityczne są konieczne, jeżeli chcemy przeanalizować konsekwencje poszczególnych nurtów politycznych które przebiegały przez górnośląskie ziemie. Choć te życiorysy wybiegają częściowo poza ramy tytułowego zakresu czasu, tak jednak przedstawiają pełniejszy obraz konsekwencji decyzji politycznych na Górnym Śląsku. Co do Józefa Kożdonia, to jego życiorys po wydarzeniach opisanych w drugim rozdziale przebiegał w spokojniejszej (choć nie spokojnej!) formie od przykładów wyżej wymienionych. W 1923 roku został burmistrzem Cieszyna znajdującej się po Czechosłowackiej stronie i funkcję tą pełnił aż do 1938 roku (od 1927 roku rolę burmistrza w Cieszynie po polskiej stronie, pełnił jego były rywal ks. Józef Londzin), zapisał się w historii tego miasta jako dobry gospodarz. Po zajęciu Zaolzia przez Polaków Józef Kożdoń jako burmistrz wyszedł podarować wojewodzie M. Grażyńskiemu symboliczne klucze do miasta. Wojewoda odmówił jednak przesądzony wobec Ślązaków. W czasach II Wojny Światowej, naziści starali się wykorzystać autorytet byłego burmistrza to przysposobienia sobie popularności na terenach Śląska Cieszyńskiego, jednak Józef Kożdoń sprytnie wykorzystał ten fakt i używał swojego autorytetu, aby za plecami władzy nazistowskiej pomagać osobom represjonowanym przez ten system. Nie zdecydował się na ucieczkę po II Wojnie Światowej, zmarł 7 grudnia 1949r.
Konkluzje
Uważam, że podziały powstałe na Górnym Śląsku poczynając od wojen Śląskich, a kończąc na wydarzeniach skupionych we wczesnym dwudziestoleciu, to bolesny cios dla Górnego Śląska i Ślązaków. Nowe granice przyniosły za sobą całą masę nowych nieznanych do tej pory problemów. Tereny które niegdyś były domem dla Niemców, Polaków, Czechów, Morawiaków, wielu innych, ale i samych Ślązaków nagle stały się miejscem, w którym jeden na drugiego potrafił patrzeć z przezornością.
Z jednej strony upadający zastany porządek w Europie, z drugiej strony możliwości które niegdyś były nie do pomyślenia. Dążenia niepodległościowe Ślązaków, którym w tej pracy poświęciłem istotną ilość, uważam za słabo wprowadzane w życie, aby mogły przynieść realne skutki. Problemem nie było tylko nastawienie Ententy, z opinią francuską na czele, ale także same organizacje górnośląskie oraz ich przedstawicielstwo. Zarówno Józef Kożdoń jak i ks. Carl Ulitzka, czyli osoby z cieszącym się autorytetem regionalnym, zbyt szybko się zniechęciły do starania o niepodległość Górnego Śląska, aby wizja ta faktyczna miała szansę na zaistnienie. Druga zasadnicza kwestia to czas, w którym owe dążenia wychodziły do przestrzeni publicznej. Pierwsze wyraźne głosy o niepodległość tego terytorium wychodziły dopiero pod koniec 1918 roku, bez dobrze przygotowanej struktury politycznej. To było zdecydowanie za późno oraz zbyt chaotyczne. Polacy czy Czesi zadziałali dynamiczniej oraz dużo sprawniej. Jednak opóźniona reakcja Ślązaków nie powinna specjalnie dziwić, wysoki jak na tamte czasy standard życia przeciętnego mieszkańca Górnego Śląska, za sprawę drugorzędną traktował przynależność państwową. Nie miał potrzeby wywalczania nowego systemu czy rzeczywistości, kiedy ta zastana spisywała się jak na swoje czasy bardzo dobrze. Po stronie Śląska Cieszyńskiego, z kolei Śląska Partia Ludowa była do samego końca lojalna wobec monarchii Habsburskiej, co również w efekcie opóźniło tworzenie podstaw do walki o niepodległość. Gdyby organizacje głoszące niepodległość Górnego Śląska powstały dużo wcześniej, a w dniu zakończenia I Wojny Światowej miały już opracowany plan działania, sytuacja mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. Jednak, historia potoczyła się inną drogą – tą którą znamy, choć często znamy ją bardzo mylnie.
Co do Wojciecha Korfantego, nie potrafiłbym nazwać go bohaterem Śląskim, jednak oczywistym wydaje się być fakt traktowania go za bohatera przez Polskę i Polaków. Był jedną z osób dzięki której utracona przez Polaków niepodległość znów stała się rzeczywistością. Zupełnie nie dziwi mnie również, jak jego osobą lansują się dzisiejsze polskie organizacje czy instytucje na Śląsku. W tym nie tak dawne przemianowane przez sejmik województwa śląskiego Regionalnego Instytutu Kultury na Instytut Myśli Polskiej im. Wojciecha Korfantego. Jego pierwotne instrumentalne podejście do autonomii oraz istne piekło, które rozpętał na Górnym Śląsku przy pomocy tzw. powstań śląskich, decydująco przeważa w jego życiorysie abym jednak traktował go za postać pozytywną dla Górnego Śląska. Mimo, że w ostatnich latach swojego życia, był postacią bardziej śląską w moim mniemaniu. Starając się praktycznie do końca, aby autonomia, która dawniej rzekomo miała opóźniać integrację z Polską, w ostatnich latach nie uległa stopniowym umniejszaniu.
Zarówno Józefa Kożdonia jak i ks. Carl Ulitzkę uważam za osoby, które dobrze służył Śląskiej ziemi, w polityce jak i sferze społecznej. W ich działaniach było widać racjonalność jak i dostosowanie się wobec najbardziej realnych możliwości.
Zarówno statut prowincji jak i województwa śląskiego (z czasów II Rzeczpospolitej), były tworami które w teorii zdawały się rozwiązywać wszelkie najistotniejsze spory na Górnym Śląsku. Dzisiaj jednak spoglądając na wydarzenia tamtych latach, łatwo zauważyć, iż zostały one wprowadzone w życie tylko po to by utwierdzić lub przekonać nowych do sztucznej dbałości o tereny przez Niemcy czy Polskę. Jednak za najgorszy epizod wszystkich tamtych wydarzeń uważam właśnie pogwałcenie zdania 60% większości, która opowiedziała się za pozostaniem w ramach państwa Niemieckiego. Z pewnością inaczej bym to oceniał, gdyby ostatnie powstanie a w konsekwencji podział, dobył by się bez wcześniej przeprowadzonego plebiscytu. Jednak, gdy się przystaje na pewne warunki tak trzeba brać ich konsekwencje na swoją odpowiedzialność. Szczególnie w przypadku, kiedy mówimy o tak istotnych kwestiach jak zmiana granic.
Co jednak wydaje mi się kluczowym do zaznaczenia to fakt, że dzisiaj te wydarzenia mają zupełnie inne przełożenie na rzeczywistość niż wtedy. Nie żyjemy już w ładzie zastanym po zakończeniu I Wojny Światowej, a w ładzie zastanym po II Wojnie Światowej i upadkiem komunizmu w Europie.
Arnold Reinhold Langer – ur. 1997 r., właściciel geszeftu “Ajncla”. Człōnek Ślōnskij Ferajny, Gōrnoślōnski aktywista. Absolwynt Uniwerzytetu Ślōnskiygo i Ślōnskich Technicznych Zakładōw Naukowych.
Józef Kożdoń (notabene urodzony w tym samym roku, co Korfanty i Ulitzka) nie zrezygnował z niepodległości, o czym świadczą jego kontakty ze Związkiem Górnoślązaków i spotkanie w Cieszynie z jego liderem Ewaldem Lataczem. Ulitzka faktycznie zrezygnował, ale masa członków 70-tysięcznej Katolickiej Partii ludowej z dwoma członkami posłem Józefem Musiołem i Henrykiem Skowronkiem jej 7-osobowego zarządu na czele należała do 400-tysięcznego (w momencie plebiscytu, w grudniu 1921 półmilionowego) Związku Górnoślązaków. Fakt, że organizacja powstała dosyć późno, bo dopiero w styczniu 1919, ale nie za późno. Latacz zdążył zgłosić w Wersalu “w imieniu setek tysięcy Górnoślązaków” postulat niepodległości, oczywiście storpedowany przez Francję identycznie jak wcześniej przedstawiony w Wersalu memoriał niepodległej Republiki Śląsk Wschodni, autorstwa Kożdonia, Richter i Fuldy. Błędem ZG było niewykorzystanie potencjału i brak choćby jednej masowej demonstracji na rzecz niepodległości Górnego Śląska. Niemniej rację miał Ewald Latacz, gdy w broszurze “Górnoślązacy ratujcie się sami” napisał, że chyba tylko znaczące zwycięstwo Niemiec w plebiscycie mógłby przekonać Francję do poparcia niepodległości Górnego Śląska. Poparcie Francji dla Polski i Czechosłowacji było tu kluczowe. Litwa niepodległość wówczas miała, a została przez Polskę pozbawiona połowy terytorium łącznie z jej stolicą Wilnem. Zachodnia Ukraina niepodległość miała, ale została zaanektowana przez Polskę. Łemkowie proklamowali Republikę Floryncką i zgłosili akces do Czechosłowacji, ale również zostali zaanektowani przez Polskę. I obie te aneksje dzięki Francji zostały przez aliantów zaakceptowane. Zresztą sama Francja zrobiła to samo z Alzacją, która przed francuską aneksją też zdążyła ogłosić niepodległość. Zdecydowała geopolityka, a przede wszystkim interesy Francji, która potrzebowała na wschodzie silnych sojuszników, którzy mogliby jej zastąpić targaną rewolucją i wojną domową Rosję. Jedyną opcją, która mogła się udać, byłaby proklamacja Republiki Górnośląskiej i zgłoszenia jej akcesu do wielonarodowej Czechosłowacji (na wzór Łemków), również popieranej przez Francję, ale to widać dopiero ze współczesnej perspektywy. W Czechosłowacji też różowo by nie było, ale śląskie organizacje nie byłyby zwalczane (vide Śląska Partia Ludowa i Związek Ślązaków), więc miałyby szansę się rozwinąć i dziś bylibyśmy w zupełnie innym miejscu.
Dziękuje za ten cykl artykułów. Daje pogląd na złożoność sytuacji spoleczo-politycznej w której znalazł się Śląsk po I WW. Warto wspomnieć jeszcze o T(h)eofilu Kupce, zamordowanym na oczach żony i dzieci, w swoim domu, przez dwóch bojówkarzy polskich, jeden z POW dowodzonego prz M. Grazynskiego, drugi z Polskiego Komisariatu Plebiscytowego dowodzonego przez W. Korfantego. Wina Kupki było to, że nie zgadzał się z Korfantym co do roli i sposobu działania osób z Polski w Komisariacie, oraz to, że utworzył pismo „Wola Ludu” w którym nawoływał do pokojowego współistnienia i wzajemnego poszanowania Ślązaków ducha niemieckiego i ducha polskiego. Ilu jeszcze takich ofiar narodowego zacietrzewienia skrywa ziemia śląska ?
To ze Korfanty wierzōl WE nadwislańki Syn, to je jedno bylo minylo, trudno… Martwi zaś to, co zamiast sie na jego blyndach uczyc, to kupa Ślōnzokōw durch w nie wierzi 🙁