Jan Hahn: Prehistoria Śląska, cz. 7 (ostatnia)
III i IV wiek to okres rozkwitu Śląska i jako centrum kultury przeworskiej, i jako ośrodek władzy Wandali (którego jednym z plemion byli Silingowie). Tu mieściły się faktorie i centra handlowe, począwszy od Cerekwicy, poprzez Opole-Folwark, Wrocław. W dzielnicy Wrocławia – Partynicach odkryto składowisko bursztynu z IV wieku zawierające 2.750 kilogramów tego „kamienia słońca”. Ilość ta z jednej strony wskazuje na rangę tego punktu handlowego, posiadającego takie zapasy w hurtowni, na atrakcyjność tego towaru i żywotność szlaku bursztynowego, z drugiej zaś sygnalizuje wyraźnie regres tej wymiany, upadek i handlu z cesarstwem rzymskim, i samego cesarstwa. Nie opłacało się już czekać na rzymskich kupców i brać co dają. Nadszedł czas, że można było brać samemu co się chce. Granica na Dunaju nie była już tak szczelna, poza tym pilnowały jej legiony złożone głównie ze współbraci. Plemiona germańskie a właściwie ich „nadwyżka ludnościowa” zaczęły szukać nowej przestrzeni życiowej. Hasło do wymarszu, do rozpoczęcia wędrówki ludów dali Hunowie. W 375 roku uderzyli na plemiona sarmackie i germańskie i albo podbili je, albo wcielili w skład swego rosnącego imperium. Kwadowie, Alanowie i Wandalowie widząc co się stało z Ostrogotami i Wizygotami, wyruszyli na wspomnianą wyżej długą wędrówkę do Afryki. Hunowie wkroczyli także na Śląsk, zmierzając do Galii. O tym, ze wiodła tędy ich główna trasa, a nie droga jakiegoś ich zagonu, świadczą groby z charakterystycznym huńskim pochówkiem (wraz z koniem) i z typową huńską zawartością (tzw. kocioł huński znaleziony w Jędrzychowicach, pow. Oława). Świadczyć to też może o tym, że Śląsk znalazł się krótko w orbicie wpływów i zależności od Hunów.
W VI wieku nie tylko na Śląsku uwolniono się od widma huńskich koczowników. Śląsk jednak opustoszał. Nieliczni wrócili do swych siedzib. Większość wybrała nowe – nawet w Afryce. Do niedawna sądzono, że po najeździe Hunów, ziemie śląskie wyludniły się, że mamy do czynienia z tzw. „pustką osadniczą”. Potwierdzać tę tezę zdawały się słowa Prokopiusza z Cezarei, który opisując powrót Gepidów z Panonii do swych siedzib nad południowym Bałtykiem relacjonował, że przemierzali pusty kraj (zapewne Śląsk) i nie mogli zaopatrzyć się w żywność z powodu braku po drodze jakichkolwiek osiedli ludzkich. Ostatnie archeologiczne badania ratunkowe (takim terminem określa się wykopaliska robione przed podjęciem prac związanych z budową autostrady, fabryki, osiedla mieszkaniowego) dostarczyły aż nadto dowodów na istnienie ciągłości osadniczej. W takich rejonach jak okolice Bramy Morawskiej (Cieszyn, Racibórz), Płaskowyżu Głubczyckiego (Kietrz, Nowa Cerekiew), Opola, Ślęży, Oławy, Wrocławia i Trzebnicy, odkryto osady wraz z cmentarzyskami, w których rozwijało się życie nieprzerwanie od czasów celtyckich, germańskich, wpływów rzymskich po wczesne średniowiecze. W Chwałkowicach pod Ślężą zbadano osadę, która w VI wieku osiągnęła swój „złoty wiek”. W niej wykonywano 50 żaren rocznie (!) z materiału wydobytego w sztolniach w zboczu góry. Były one tak dobre, ze eksportowano je aż nad Morze Północne. Wydobyte w Szlezwiku żarna niemieccy archeolodzy określili jako ślężańskie. W niedalekich Brzęczkowicach istnieje jedyny taki w Europie (w naturalnym, niezmienionym środowisku) skansen ukazujący nam osadę z tych właśnie lat, wczesnego średniowiecza do XIII wieku, cmentarzysko kurhanowe.
Jak wytłumaczyć tę dwoistość interpretacyjną? Po prostu tym, że tak jak było przed setkami lat, ludność zamieszkiwała tereny bogate w urodzajne ziemie i szlachetne kopaliny. Ilość osad zmniejszyła się radykalnie i Gepidzi po prostu obrali złą trasę.

Na początku VII wieku na Śląsk dotarli Słowianie. Czy nazwać ich Praserbami, Prachorwatami, Hrobatami, Wenetami? Naukowcy wiodą spory, Białą Serbię umiejscawiają między Łabą a Odrą, Sudetami a Berlinem (Brenną). Biała Chorwacja utożsamiana jest z Małopolską. Ponieważ była ona wschodnim sąsiadem Serbów, zajmować musiała przeto tereny obecnego Górnego Śląska. W każdym bądź razie jedno jest pewne: władca Serbów (Surbiów) Derwan był na początku VII wieku nagabywany i kuszony obietnicami przez Franków. W międzyczasie Sklawini żyjący na Bałkanach i w Panonii, zerwali zależność od Awarów, wzniecając powstanie. Na pomoc wezwali pobratymców z północy. Wśród tychże znalazł się Frank Samo (Samon), kupiec, jeden zapewne z większych, gdyż cieszący się znaczną popularnością. Razem z okolicznymi Siedmioma Rodami, wyruszył na pomoc powstaniu. Co sprawiło, że wkrótce obwołano go królem? Z pewnością nie umiejętności wodzowskie, czy bohaterstwo. Kroniki wspomniały by o tym. Wydaje się, że wykazał się w czym innym. Słowianie nie używali pisma, a tym samym map. Samon je z pewnością posiadał. Bez jego planów i opisów ziem, plemiona ze Śląska, Czech i Moraw pogubiły by się w drodze za Dunaj. Co jeszcze sprawiło, obok braterstwa broni i wdzięczności za obdarzenie go takim zaufaniem, że zerwał więzi łączące go z Germanami i stał się pierwszym królem Słowian? Mogła go zniechęcić buta i pogarda, z jaką Frankowie traktowali Słowian. Jeden z ich wysłanników stwierdził wręcz, że chrześcijanin (Frank) może psom (Słowianom) tylko rozkazywać, a nie układać się. Na takie dictum Samon wraz z Derwanem i plemionami słowiańskimi z Alp ruszyli i pokonali wojska frankońskiego króla Dagoberta pod Wogastisburgiem w 631 roku. Następnie najechali i podbili Turyngię. Państwo Samona po śmierci założyciela rozpadło się. Mimo, że Samo miał 22 synów, nikt nie widział potrzeby dalszego istnienia tak dużego związku plemiennego. Większość plemion serbskich i chorwackich skorzystała z nadarzającej się okazji (zaproszenie cesarza bizantyjskiego) i udała się na południe. Na Śląsk spłynęła kolejna fala słowiańskich osadników. Czy natrafiła na opór miejscowych? Czy dochodziło do walk? Wyklucza się te możliwości. Ludność miejscowa była w zdecydowanej mniejszości. Słowianie dominowali nad nią jedynie liczebnością. Ich kultura materialna nie mogła się równać z kulturą zasiedziałych tu ludów. Słowianie zamieszkiwali jedynie tzw. półziemianki, wyrobami ceramicznymi zaś były proste, lepione ręcznie, z brunatnej gliny z dużą domieszką piasku, nie ozdobione naczynia. Mieli wszelako na tyle kultury, by nie przepędzać, a broń Perunie, nie zabijać tych, którzy na kołach garncarskich potrafili wykonywać ceramiczne cacka: zdobione bogato i pokryte grafitem. Kupcy (nie tylko Samon) mieli wśród Słowian nieograniczony i nieustający popyt. Każdy oferowany towar wywierał takie wrażenie jak ten z niemieckiego katalogu w epoce średniego Gomułki.
Śląsk od 663 roku, po rozpadzie Państwa Samona, mniej więcej przez dwa wieki przeżywał okres pokoju. W najbliższym sąsiedztwie Frankowie, po zniknięciu Awarów i upadku państwa Samona, zajęci byli ugruntowywaniem królestwa, a od 800 roku cesarstwa. Śląsk dobrze wykorzystał ten okres spokoju. Wznoszono tu domy kwadratowe (wpływy czeskie) lub prostokątne (wpływ kultury awaro-naddunajskiej). Udoskonalono narzędzia rolnicze, po raz pierwszy w tej części Europy zastosowano płodozmian. Obok tzw. „czeskiego pieniądza – chust z lnu, wprowadzono jako środek płatniczy żelazne, płaskie miski (łągwie). Po bardzo długim okresie (cały okres trwania kultury przeworskiej) zamieszkiwania w otwartych osadach, znowu zaczęto stawiać palisady, grody. Jak ten w Lubomii na terytorium Gołęszyców, stanowiący centrum i najważniejszy gród tego ludu. Na bazie otwartej osady ze śladami wpływów rzymskich i awarskich, założono pod koniec VII wieku potężny gród z dużym majdanem, budynkami postawionymi wzdłuż ulic, z trzema dużymi gmachami, interpretowanymi przez archeologów jako sale zebrań, świątynie pogańskie lub zespół zamkowy. Gród ten został w okolicy 880 roku spalony przez Świętopełka i nie został już odbudowany. Jeszcze większy gród powstał w Starym Cieszynie (Cieszynisko). Składał się z trzech części: dwóch podgrodzi i części centralnej z dużą chatą w środku – miejscem odbywania wieców i narad wojennych. Każda część była otoczona trzymetrowym wałem, cały gród zaś fosą. Podobne grody powstały w setkach miejsc. Ich liczbę, przyporządkowaną poszczególnym plemionom podaje Geograf Bawarski. Stopniowo wzrasta kultura materialna, pojawiają się wyroby ceramiczne wytwarzane na kole (obok ręcznie robionych). Pod względem stopnia osiągniętej kultury materialnej górują zdecydowanie na Śląsku obszary północne i zachodnie, będące w nieprzerwanych kontaktach z Frankami i Normanami. Wszak u ujścia Odry tętni życiem Wineta – legendarne miasto, port z latarnią morską, bajecznie bogate, równe wielkością i liczbą mieszkańców Bizancjum, gdzie odlewane były ze srebra nie tylko liczne dzwony lecz i kołyski dziecięce. Wieści o potędze miasta i przyczynach (głównie magicznych) jego upadku mamy już na piśmie – w kronice Adama z Bremy.
Najpotężniejszy związek plemienny został stworzony wokół Ślęży i ziem nad środkową Odrą. Tak jak Celtowie i Germanie, tak i Słowianie byli „pod urokiem” góry. Jest pewnym, że masyw ten, wyróżniający się nie tylko wyniosłością lecz także rodzajem składających się na niego skał (wykorzystywanych od prawieków), odmiennością warunków meteorologicznych, magnetycznych i wielu innych, był centrum religijnym większości śląskich plemion. To tu znajdowały się siedziby głównych pogańskich kapłanów i żerców. Tu znajdował się słowiański Olimp, centrum wszelkich kultów i miejsce głównych uroczystości im poświęconych. Władza religijna prawie zawsze idzie w parze z władzą świecką (i na odwrót). Potężny ośrodek władzy sytuowany w granicach obecnego Wrocławia i znany z „grobów książęcych” z IV wieku, z pewnością dalej pełnił swoją rolę – ponadplemiennego centrum. Wspomagały go (nieobecne w innych rejonach) autorytet ślężańskich świątyń i bogactwo wynoszone z zakładów produkcyjnych pod Ślężą i z opłat branych od kupców podążających jednymi z głównych traktów Europy. W 845 roku raport militarno-zwiadowczy, tzw. Geograf Bawarski, podaje liczbę grodów na ziemiach poszczególnych plemion słowiańskich. Liczby są imponujące, wskazujące na to, że na Śląsku rozkwitło budownictwo obronne. W sam czas, gdyż czas pokoju i spokoju skończył się. Pod bokiem wyrosło nowe państwo: Rzesza Wielkomorawska. Wszystko wskazuje na to, że Śląsk został do tego państwa włączony. Górny Śląsk drogą podbojów jak wspominaliśmy, Dolny zaś raczej dobrowolnie. Wspomniane już grody: Lubomia i Cieszynisko, a także wiele, wiele innych, należały do plemienia Gołęszyców. Grodami granicznymi były grody w Tarnowskich Górach i na Grojcu nieopodal Lubszy. Było to plemię bardzo potężne i zamożne. Posadowienie jego w Bramie Morawskiej, pobór sporych opłat od kupców, pozwalał na budowę solidnego i niezależnego związku. Odrzucali więc propozycje sojuszów ze strony Opolan i Wiślan, a także sąsiadów z południa – Morawian. Ci jednak byli za silni. Świętopełk spalił wszystkie grody dumnych Gołęszyców. Po tej klęsce plemię się już nie odrodziło, grody nie zostały odbudowane.
Wraz z nową władzą (w dużej mierze na sporych obszarach – iluzoryczną) przyszła nowa religia.
Kwestia wcześniejszego od Polan o jakieś 100 lat przyjmowania chrztu przez Ślązaków, wywołała kilka lat temu wiele medialnego zamieszania. Przyjrzyjmy się więc pokrótce jej bliżej.
Dowodów niezbitych na to, że misja chrystianizacyjna w obrządku słowiańskim była na ówczesnym Śląsku prowadzona, oczywiście nie ma. Tak samo zresztą jak na to, że Śląsk należał do Państwa Wielkomorawskiego. Czysta logika podpowiada, że ten zbożny czyn nie mógł nie obejmować ziem śląskich – wtedy już bogatych i ucywilizowanych. Każdy z mnichów wyuczonych przez Cyryla i Metodego wykształcił i wychował po kilka tysięcy braci. Kliment Ochrydzki, który z nimi nauczał na Morawach, miał ich trzy tysiące. Z pewnością spora ich liczba wysłana została na Śląsk. Mówi się o Osławie, który kierował pracą misyjną na Śląsku. Nazwa świętej, lędzińskiej góry Klimont bardziej, wydaje mi się, związana jest z ukochanym uczniem Cyryla i Metodego – Klimentem, niż z papieżem Klemensem, którego relikwie Bracia Sołuńscy przewieźli z Krymu do Rzymu. Znana jest opowieść Jana Długosza o postrzyżynach Siemowita, syna Piasta, pradziadka Mieszka I. Wśród gości pojawiają się nie przedstawieni bliżej Jan i Paweł. Ich imiona wyraźnie wskazują, że są chrześcijanami. Mogli przybyć do kraju pogańskich Polan jedynie ze Śląska. Ochrzczeni albo przez uczniów Cyryla i Metodego, albo przez Franków, od których w 845 roku chrzest przyjęło 14 czeskich książąt, z których co najmniej kilku władało śląskimi ziemiami. W tradycji mieszkańców naszej ziemi leży przekonanie, że w IX wieku chrystianizacja na Śląsku miała miejsce. W dzielnicy Bytomia, Łagiewnikach, przy ulicy św. św. Cyryla i Metodego stoi duży kamienny krzyż. Jest to prawdopodobnie tzw. krzyż pokutny, miejscowa tradycja widzi jednak w nim pamiątkę pobytu apostołów słowiańszczyzny w Bytomiu. Nie wnikając w zakres duchowy i czasowy przeprowadzonej na Śląsku ewangelizacji w „religii Słowian”, można by ukuć powiedzenie, że Śląsk trzymał Polskę do chrztu albo powtórzyć za Jerzym Gorzelikiem: „Nasi młodsi bracia w Chrystusie – Polacy”.
Na początku X wieku Państwo Wielkomorawskie pada pod ciosami Madziarów. Miejsce Morawian zajmują Czesi. Na początku X wieku książę Wratysław podróżuje przez Śląsk do Brennej (dziś Brandenburg) naprzeciw swej narzeczonej – księżniczce stodorańskiej Drahomirze. Swym imieniem nazywa gród wznoszący się nad Odrą, która ma w tym miejscu bród i kilka wysp.
W tym też to wieku doszło do wydarzeń, które na całą przyszłość zaważyły na losach Śląska. Oto niedostrzegane dotychczas i ignorowane plemię pobliskich Polan, błyskawicznie i znacząco wkroczyło na arenę dziejów. Poprzez małżeństwo z córką władcy jednego z potężnych sąsiadów, przyjęcie chrztu i sojusz z drugim, Mieszko I „wszedł do rodziny narodów Europy” i zdominował wszystkie okoliczne ziemie, Śląsk zaś stał się wasalem silniejszych i mało istotną częścią ich oficjalnych historii.
Na zakończenie tego przeglądu historii niezapisanej i nieudokumentowanej, a więc w dużym stopniu hipotetycznej, spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego kraj/region/ziemia, skazany, wydawałoby się, na przywództwo nad ziemiami na północ od Sudetów i Karpat, nie zabiegał o nie i dał się zdominować śródleśnym (z polany) dzikusom?
Odpowiedź, moim zdaniem oczywiście, kryje się w charakterze, usposobieniu, predyspozycjach mieszkających nad Odrą ludzi, a konkretnie ich przywódców. I dziś Ślązacy wyróżniają się roztropnością, do pewnego stopnia nieufnością, rozwagą (nazywaną niesłusznie i bezmyślnie przez Kazimierza Kutza „dupowatością”). Podobnie jak Czesi, kładą nacisk na realia i „tu i teraz”, a nie na ulotne idee i nieuchwytne cele, jak Polacy. Bliższa jest im praca u podstaw niż bohaterszczyzna. Podobnie czuli wczesnośredniowieczni Ślązacy. Takie – po Celtach i Germanach, Serbach i Normanach (tych spokojniejszych), otrzymali geny. A patrzeć i wyciągać wnioski potrafili: wśród najbliższych sąsiadów, niejednokrotnie blisko spokrewnionych, działo się następująco: potężne plemiona słowiańskie nad Łabą, zwycięsko wcześniej walczące z Frankami, znikły z powierzchni ziemi i nic po nich nie zostało. Na południu, za górami, państwa istniały zaledwie kilkadziesiąt lat, wycinane były całe rody, syn zabijał lub oślepiał ojca. Na taką drogę – drogę po trupach, mogły się zdecydować typy wyjątkowo energiczne, brutalne, pozbawione skrupułów. Z takiej drogi nie było odwrotu. Jeśli wyruszyło się już na wyprawę z oddziałem zbrojnych, to trzeba było ich przy sobie utrzymać. Za pomocą łupów i nadań zdobycznych ziem. Potrzeba zdobywania łupów rodzi się wśród tych, którzy nie posiadają nic lub bardzo mało. Przywódcy plemion znad odrzańskich czarnoziem, mający do dyspozycji wydajne, „eksportowe” warsztaty rzemieślnicze, pozostałe po ubiegłych wiekach zapasy bursztynu, kamieni szlachetnych i innych dóbr, czerpiący znaczne zyski z opłat kupieckich i pątniczych, nie zamierzali opuszczać swych miejsc zamieszkania, nie potrzebowali nowej przestrzeni życiowej, nie gonili za nowymi zyskami. Idea stworzenia państwa, królestwa, władztwa, rodzi się w toku ciągłych walk. W szeregu bitew (najlepiej zwycięskich) następuje konsolidacja przyszłej elity władzy, krystalizuje się wizja jej sprawowania, kształtu i wymarzonych granic państwa. Ten proces ominął Śląsk. To wszystko nie leżało w mentalności i w interesie przywódców plemion śląskich. A chyba w odczuciach zwykłych mieszkańców także.
Jan Hahn – Prezes Przymierza Śląskiego. Autor wydawnictw związanych z historią i kulturą Śląska: „Ilustrowana historia Śląska w zarysie”, „Lux ex Silesia”, „Śląsk w Europie”. Pisze artykuły do prasy lokalnej („Gwarek”, „Montes Tarnoviciensis”) i regionalnej („Nowiny Rybnickie”). Z wykształcenia filolog słowiański (serbskochorwacki na UJ). Tłumacz z tego języka.