Dylematy Polaka ze Śląska: „KAJŚ”… czyli gdzie?
Przez wiele dekad po 1945 roku tak bardzo przekłamywano obraz Śląska i tak bardzo przeinaczano jego historię, że wielu współczesnych Polaków, ale też Ślązaków – wie już tylko, że Śląsk jest „kajś”, ale nie potrafi nawet pokazać go na mapie… Wielu wie jeszcze, że Śląsk jest, ale tak naprawdę nie potrafi powiedzieć, jaki jest…
Właśnie skończyłem lekturę „Kajś” Zbigniewa Rokity i muszę przyznać, że to rzeczywiście zasłużyło na Nike. Jako Polak, zostałem już wcześniej nieźle wyedukowany w kwestiach śląskich przez niejakiego Pyjtra oraz jego kamratów, którzy usilnie walczą o zachowanie śląskości. A tutaj Zbigniew Rokita nie tylko porusza te same dylematy, o których nie raz rozmawialiśmy, ale w pewien sposób porządkuje wszystko w mojej świadomości i potwierdza obraz śląskości, który z niewielkich fragmentów poskładał mi się już w całkiem sporą całość.
Ja nigdy Ślązakiem nie będę, choć paradoksalnie być może mam większą świadomość tego, czym jest śląska tożsamość, niż nie jeden tubylec z dziada pradziada, kery zno godka i dziennie jej używa. Pozytywne jest to, że Zbigniew Rokita jest młody – bo świadomość narodowa nie może być tylko nudnym starczym „gderaniem”. Ważne przesłanie wybrzmiało również pod koniec książki, gdzie Autor pisze, że najważniejsze nie jest „biologiczne”, ale kulturowe dziedzictwo.
W takiej perspektywie i ja mogę „nieco” tym Ślązakiem być. Zresztą zdaję sobie sprawę, że choć uważam się za Polaka, to jednak – z tego, co wiem – obok polskiej, płynie we mnie krew ormiańska (to pewnie i rosyjska) i prawdopodobnie żydowska i bóg raczy wiedzieć jaka jeszcze. Ale dla mnie osobiście kwestie „czystości rasowej” są zdecydowanie drugorzędne (a może wręcz mało ważne) i dlatego podoba mi się, kiedy Rokita pisze, że jako Polak był kosmopolitą, ale jako Ślązak – już nie. W jego położeniu czułbym chyba to samo.
Autor Kajś wspomina też, że z 850 tysięcy Ślązaków zadeklarowanych w spisie narodowym z 2011 r., każdy może swoją śląskość inaczej postrzegać i rozumieć. Dotarło więc do mnie, że również moja polskość jest w pewnym sensie uznaniowa. – Zresztą w Europie wielkie państwowości, a nawet „narody” są coraz mniej jednolite etniczne (w sensie „czystości krwi” pojmowanej ortodoksyjnie). Owszem, są grupy zamknięte, gdzie „na oko” widać przynależność wręcz plemienną, jak choćby w przypadku (post)nomadycznego ludu romskiego czyli Cyganów.
Jednak na Śląsku nie może być mowy o „czystej” etniczności, bo historia i położenie tej krainy spowodowało, że wytworzył się na Śląsku swoisty tygiel etniczny i kulturowy. Od czasów bitwy legnickiej (a właściwie od prehistorii) ma tu miejsce (w różnych proporcjach) mieszanie się krwi celtyckiej, słowiańskiej, germańskiej, nordyckiej oraz ludów wschodnich – i to na skalę, jaką później widzimy chyba tylko w USA, gdzie „My naród” mówią jednocześnie „biali”, „czarni” i „żółci”.
„Ja Ślązak” – również może powiedzieć potomek słowiańskich Piastów, ale też potomek germańskich osadników z czasów Henryków Śląskich oraz niemieckich kolonistów z początków rewolucji przemysłowej. Dlatego są na Śląsku (obecnie już tylko na Górnym Śląsku) ludzie czujący się wyłącznie Ślązakami, Polakami lub Niemcami, ale są również takie osoby, które utożsamiając się w różny sposób ze śląskością – jednocześnie postrzegają siebie jako Niemców i Polaków. Oczywiście pozostaje kwestia „czeskiego” Górnego Śląska, gdzie Ślązacy muszą odnajdywać swą tożsamość pośród czeskiej lub morawskiej rzeczywistości.
Być może mój syn Jacek miałby już „prawo” nazywać siebie Ślązakiem? Bo choć mówi po polsku, to na Śląsku urodził się i wychował. – A może dopiero jego dzieci, albo wnuki?.. W każdym razie, jakby nie postrzegać śląskości – jest ona dla mnie wyjątkowa i warta nie tylko zachowania, ale też rozwoju. Popieram i kibicuję również walce o to, aby język śląski zyskał prawną podmiotowość i nie był postrzegany jedynie jako frywolny i zaściankowy, a przy tym często (w wydaniu kabaretowym) prostacki czy wręcz wulgarny. – Może i ja kiedyś choć w części się go nauczę, jeśli nie w piśmie to przynajmniej w mowie.
Mieszkając w Kędzierzynie-Koźlu spotykam autochtonów, którzy nie wiedzą nawet, że obecne województwo opolskie jest nadal (Górnym) Śląskiem. Ja Polak, bywam tą osobą, która im to z uporem maniaka tłumaczy. Protestuję, gdy ktoś z Kędzierzyna chce jechać na Śląsk, bo dawne: Kandrzin i Koźle były od zawsze śląskie – i to jest tak, jakby ktoś z salonu chciał wejść do domu, gdy przecież salon jest jego centralną częścią.
Urodzony na Śląsku Dolnym, a mieszkający na Górnym, mam dość swoiste spojrzenie na cały region. – Moją (jak by nie patrzeć) – ojczyznę. I wracając do „Kajś” – podobnie jak Zbigniew Rokita szukam swej tożsamości, bo choć gros życia spędziłem między Ślężą i Anabergiem, to nadal jestem z Polski, a kiedy przekraczam Prosnę – tam, gdzie dorastałem, to potem wracam… do siebie, na Śląsk.
Hört sich erstmal spannend an, doch wie schaut’s bei der Selbstzuschreibung als Schlesier mit der oberschlesischen Mehrsprachigkeit an? Wird dabei das Deutsche angenommen oder gilt es als verpönte Fremdsprache? Ein Dilemma, das – bei einem Identitätsdilemma wie in der dargestellten Auseinandersetzung – oft ausgelassen wird. Ich drücke jedoch die Daumen: mögen sich Menschen wie dieser Herr der Mehrsprachigkeit annähern und diese auch annehmen – dies wäre zu beherzigen (auch und – vor allem – unter zahlreichen Einheimischen!).
We swojim szrajbōnku starŏcie sie coby miymieckõ godkã była akceptowanŏ na Ślōnsku. Atoli podug mie gŏdka miymieckŏ je durch barzyj akceptowanŏ ôd gŏdki ślōnskij. Jynzyk miymiecki mŏ choć aby gradus gŏdki myńszości, a gŏdka ślōnskŏ je durch uwŏżanŏ za gwarã, we keryj gŏdajōm Ślōnzŏki – lebo ludzie co niy majōm swojij nacyje. Spōminōm Wōm tyż, iże to przecã niy je tak, co Ślōnzŏki bojkotujōm gŏdkã miymieckõ, nale derek ôpacznie – to Miymce (a richtich ferwaltōng gōrnoślōnskij myńszości miymieckij) pospōł z Polŏkami – baji niy akeptuje i niy spiyrŏ Slōnzŏkōw jako nacyje, ani tyż jejich gŏdki. Beztōż jŏ sie miarkujã, iże to Ślōnzŏki, a niy Miymce majōm srogõ utropã ze swojōm gŏdkōm a baji ze akceptacyjōm swoji tożsamości na Ślōnsku – czyli we swojim Muterlandzie.
We praktyce tyn gradus niy je wiela wert, bo RP go niy przestrzygo… Te 1 abo 3 Stundy to je so wie so ino witz a niy schutz minderheitōw, leider…
Die so genannte Deutsche Minderheit aus der Opolszczyzna ist ein Werkzeug der Polonisierung, das seine Mission prinzipiell abgeschlossen hat und nun von der polnischen Regierung entsorgt wird. 30 Jahre wären genug, um die Mehrsprachigkeit in O/S wiederbelebt zu haben. Diese Zeit sowie Gelder wurde anstatt dessen leider in Infrastruktur, Kaffee und Kuchen vergoldet. Hoffentlich begeht man nicht die gleichen Fehler sobald die Oberschlesische Sprache mall als Regionale Sprache anerkannt werden sollte. Es sind ja auch definitiv keine Deutschen, wenn Sie oPolszczyznaschlesien prädigen dort bei der Führung der oPolszczyzna Minderheit.
Nō ja, gynau… Wszyjscy tyż znōmy legynndarnõ polskõ zŏca i reszpekt do myńszosci i inkszości. Atoli gradus ślōnskij myńszości i uzdanie ślōnskij gŏdki za jynzyk regiōnalny to bierã we ćmã – choćby w Polsce 😉
Wozu diese Politisierung? Sprachen sollten in Oberschlesien erstmal von politischen, unzulänglichen Strukturen ferngehalten werden und nicht mit ihnen gleichgestellt werden. Sprachen sind ein Kulturgut und kein politisches Instrument per se. Sie werden natürlich von diesen genannten Organisationen sich zugeschrieben, aber wie wir es aus der eigenen Betrachtung genau wissen, bedient sich die strukturelle deutsche Minderheit gar nicht des Deutschen. Das ist deren größter Fehler.
Auch hierbei erkenne ich die Verwechslung, dass die Benutzung des Deutschen gleichgestellt wird mit einem Mitglied der strukturellen deutschen Minderheit. Seien Sie unbesorgt, es handelt sich hierbei auf gar keinen Fall um ein Mitglied der polnischsprachigen deutschen Minderheit, die – wie Sie zurecht darauf verwiesen haben – nicht dazu beiträgt die (ober)schlesische Sprache als solche anerkennen zu lassen. Mein Eindruck ist, als ob Diskurse in Oberschlesien auf einem Level stehengeblieben sind, das typisch für Polen und eine östlichgesinnte Gedankenwelt sind, die sich nicht dem Westen zuschreiben lassen. Denken Sie bitte moderner. Benutzen Sie alle Sprachen der Region, nicht nur das Polnische, nicht nur das Schlesische, nicht nur das Englische. Denken Sie und gebrauchen Sie die Mehrsprachigkeit. Das Merkmal der sinnhaften Oberschlesiers, nach dem der freie Gedanke gewillt ist zu streben. Fliegen Sie ein wenig mit dieser Welle der Freigeistigkeit mit… Sie werden sehen wie schön sie sein kann.
Politik dient nie dem Zwecke der kulturellen Förderung. Politik ist Geld. Geld jedoch braucht man, um Kultur zu betreiben. Aber Sprache muss nicht immer gleichzustellen mit Politik sein. Sprache kann Philosophie, Kunst, Kultur bedeuten. Etwas, was weder die strukturelle Minderheit der Deutschen noch der Oberschlesier bislang für sich entdeckt hat. Thinking out of the Silesian box helps to develope the cultural and linguistical landscape.
Proszę Pana, ja używam nie tylko języka śląskiego – i bynajmniej nie politykuję (w dwóch poprzednich komentarzach). Jednak jako Ślązak mam prawo i obowiązek dbać przede wszystkim o rozwój własnego języka, który póki co jest uważany przez Polaków oraz przez wielu Niemców za gwarę (tak się o nim wyrażają). Zatem Pan wybaczy – ale pozostanę na razie przy promowaniu śląskiego języka, zostawiając promowanie swojego języka śląskim Niemcom – tym bardziej, że w odróżnieniu od Ślązaków dostają na ten cel pieniądze. Obiecuje natomiast, że jak już będę członkiem uznanego przez państwo polskie narodu śląskiego z własnym językiem regionalnym, to będę niezmiennie (tak jak dotychczas) wspierał również niemiecką kulturę i – jeżli będzie to leżało w mojej gestii – nie wydam wszystkich pieniędzy przeznaczonych na wspieranie śląskiego lub niemieckiego języka na kołocz i kafyj. Na razie na Śląsku oczekiwałbym raczej wsparcia mniejszości niemieckiej dla kultury śląskiej, bo owa polityczność, od której się Pan tak odżegnuje – sprawia, że śląscy Niemcy dostają na swoją kulturę pieniądze od dwóch państw, a Ślązacy zmuszeni są swoją kulturę promować za własne pieniądze, i zapewniam Pana, że jest to bardzo duża różnica w sensie praktycznym. To tutaj tyle. Jeżeli chce Pan szerzej poznać moje zdanie na temat wspierania niemieckości przez Ślązaków oraz śląskości przez Niemców , to zapraszam na przykład do tego artykułu, który napisałem dla Wachtyrza pół roku temu:
https://wachtyrz.eu/piotr-zdanowicz-slazak-czyli-polak-a-wlasciwie-niemiec/
Pyjter, ‘proszę uważać na słowa’: “śląskim Niemcom – tym bardziej, że w odróżnieniu od Ślązaków”. – Śląscy Niemcy tysz som Ślonzokoma, Hopie.
Nie podoba mi się próba dzielenia nas Ślązaków.
A w moim konkretnym przypadku: próba dzielenia Mojej Rodziny
(btw pochodzącej ze wszystkich g.śl. subregionów, też trochę z czeskiej części).
Choćby to były ‘tylko’ slowa. Ale słowa to przecież, znowu, początek podziałów.
Albo lepiej: kontynuacja.
Oczywiscie wiem, że to, prawdopodobnie, nie Pana intencja,
tylko taka mała “niechlujnosc” pojęciowa, sozusagen.
Koleżeńskie pozdrowienia. Peace, pax Nobiscum.