Tomasz Kamusella: Niemieckie zaniechania

Niemieckie zaniechania

Tomasz Kamusella
University of St Andrews

Zgodnie z rozporządzeniami polskiego Ministerstwa Edukacji i Nauki od 1 stycznia 2022 roku obowiązuje niższa subwencja na naukę języka niemieckiego dla uczniów mniejszości niemieckiej.[1] Dlatego, począwszy od kolejnego roku szkolnego, czyli od 1 września 2022 roku zostanie zmniejszona liczba godzin szkolnych (45 minut) przeznaczonych na te zajęcia z obecnych trzech do jednej w tygodniu.

 

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Dyskryminacja dziś

Oczywiście to jawna dyskryminacja, bowiem takiego obniżenia subwencji oraz liczby godzin nauki języka mniejszościowego nie zastosowano względem innych uznanych w Polsce mniejszości narodowych czy etnicznych. Dlaczego wzięto właśnie mniejszość niemiecką „na celownik”? Po pierwsze, to numerycznie największa uznana mniejszość we współczesnej Polsce. Po drugie, przez ostatnie trzy dekady po upadku komunizmu, przywódcy i parlamentarzyści mniejszości niemieckiej lojalnie wspierali działania wszystkich polskich rządów (w tym i PiSu), nawet jeśli skutkowało to naruszeniem najważniejszych interesów kulturowo-etnicznych polskich Niemców. Po trzecie, w pełnej zgodzie z polskim interesem narodowo-etnicznym, liderzy mniejszości niemieckiej wspierali i wciąż wspierają nieuznawanie największej mniejszości, czyli Ślązaków. I to pomimo ścisłych związków rodzinno-społecznych pomiędzy górnośląskimi Niemcami a Ślązakami. Paradoksalnie, nie niemiecki, a właśnie śląszczyzna stanowi język dnia codziennego Niemców w Górnym Śląsku.

Jednobrzmiące protesty obecnych liderów mniejszości niemieckiej,[2] jak i ich poprzedników[3] oraz przedstawicieli RFN[4] są spóźnione o co najmniej 30 lat. Jak jest tak źle, to dlaczego wcześniej nikt nie reagował? Przecież elity mniejszości niemieckiej oraz władze RFN powinny sobie jasno zdawać sprawę, iż na poziomie ideologii rządy postkomunistycznej Polski kierują się zasadami polskiego nacjonalizmu etnicznojęzykowego wypracowanego przez Romana Dmowskiego na przełomie XIX i XX stulecia. To właśnie jego zwolennicy w międzywojennej Polsce przeprowadzili przymusową asymilację mniejszości na niwie edukacji.

 

Trochę historii. Międzywojnie

Do początku lat 20tych ubiegłego wieku polscy Białorusini, Litwini Niemcy, czy Ukraińcy uczęszczali do mniejszościowych szkół podstawowych i średnich z językiem mniejszościowym jako wykładowym. Polski był wtedy wykładany, li tylko jako przedmiot w wymiarze paru godzin lekcyjnych. Jednak faktycznie już w 1918 roku zakazano używania języka ukraińskiego jako wykładowego na uniwersytetach w Polsce, chociaż ta tradycja rozwijała się w habsburskiej Galicji od połowy XIX stulecia. Ponadto w 1924 roku zakazano używania innych języków wykładowych niż polski na poziomie szkolnictwa wyższego, co głównie uderzyło w ukraińskie szkolnictwo wyższe we Lwowie i Krakowie. Dwa lata później, zniesiono polsko-niemiecką dwujęzyczność w administracji autonomicznego województwa śląskiego. Poczynając od roku 1926, na obszarze całego kraju administracja stała się wyłącznie polskojęzyczna.

Następnie, zwłaszcza po autorytarnym przewrocie z roku 1926, wszystkie państwowe szkoły mniejszościowe zostały zmuszone do przejścia na nauczanie bilingwalne z polszczyzną jako obowiązkowym drugim językiem wykładowym. Stopniowo więcej przedmiotów nauczano po polsku niż w języku mniejszościowym. Tych zmian nie można było formalnie narzucić mniejszościowym szkołom prywatnym niezależnym od subwencji z polskiego budżetu. Dlatego stosowano pozaprawne i bezprawne metody nacisku, aby osiągnąć ten cel.

W pierwszej połowie lat 30tych XX wieku zaczęto ograniczać asymetryczny bilingwizm w szkolnictwie mniejszościowym na rzecz polszczyzny jako jedynego języka wykładowego w szkołach mniejszościowych. Cel ten osiągnięto w okolicach roku 1935, a języki mniejszościowe zdegradowano do poziomu przedmiotu szkolnego. Tych ograniczeń nie narzucono jedynie szkolnictwu mniejszości żydowskiej. Było to wynikiem dyskryminacyjnej kalkulacji antysemitów, żeby ograniczyć możliwość asymilacji kulturowo-językowej Żydów polskich z etnicznymi Polakami-katolikami. Owi antysemici mieli nadzieję, że sytuacja ta wzmoże wrogość „prawdziwych Polaków” do Żydów, tym samym zmuszając tych drugich do wyjazdu z Polski.

Tuż przed wybuchem II wojny światowej, w latach 1938-1939 nacjonaliści-antysemici osiągnęli cel wyłącznie polskojęzycznego szkolnictwa dla wszystkich mniejszości (za wyjątkiem Żydów). Pomocne ku temu były wspomagane przez policję i wojsko akcje podpaleń i niszczenia cerkwi, likwidacje wielu organizacji mniejszościowych, czy też wtrącanie czołowych polityków mniejszościowych do obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej. Narastająca wrogość między Niemcami i Polską doprowadziła w końcu do likwidacji mniejszościowego szkolnictwa niemieckiego w Polsce i jego polskiego odpowiednika w Niemczech.

 

Dej pozōr tyż:  Propozycja wytycznych programowych nauczania języka śląskiego i kultury śląskiej

Za PRLu

Po II wojnie światowej przesunięto granice Polski 300 kilometrów na zachód. Z terenów wschodnich zagarniętych przez ZSRS przewieziono większość etnicznych Polaków (wraz z polskimi Żydami) do powojennej Polski. Z niemieckich terenów wschodnich przekazanych Polsce przez Aliantów wysiedlono Niemców na zachód od linii Odry i Nysy. Dlatego wedle władz komunistycznej Polski w powojennej Polsce nie było i nie mogło być żadnej mniejszości niemieckiej.

W PRL wykonano w pełni plan Dmowskiego, czyli stworzenie etnicznojęzykowo jednorodnej Polski. W okresie Odwilży (1956-1960) odtworzono szkolnictwo mniejszościowe dla Białorusinów, Litwinów czy Ukraińców. Od końca wojny istniało mniejszościowe szkolnictwo żydowskie. Lecz powojenne pogromy i wyjazdy doprowadziły do jego likwidacji, zwłaszcza po antysemickiej czystce etnicznej z roku 1968.

Oczywiście, w Górnym Śląsku, w 1945 na potrzeby przemysłu zatrzymano większą część obywateli niemieckich jako „autochtonów”, czyli „etnicznych Polaków nieświadomych własnej odwiecznej polskości.” Aby ich polskość „rozbudzić” zakazano im wyjazdów do rodzin w RFN, a nade wszystko w drugiej połowie lat 40tych ubiegłego stulecia zaprowadzono system szeroko zakrojonych represji w celu przerwania międzygeneracyjnego przekazu języka niemieckiego w rodzinach i społecznościach lokalnych. Opornych karano mandatami, zwalniano z pracy, a ich dzieci usuwano ze szkół. „Przestępców językowych” arbitralnie aresztowano, odbierano im mieszkania i gospodarstwa rolne. A najbardziej zatwardziałych „kryminalistów językowych” wtrącano do specjalnego obozu koncentracyjnego w Gliwicach, który działał aż do roku 1949.

Nie powinno więc dziwić, że od początku lat 50tych XX wieku w powojennej Polsce nie było już nawet najmniejszej wioski, miasteczka czy dzielnicy wielkomiejskiej gdzie mówiłoby się po niemiecku. Niektórzy rodzice rozmawiali po niemiecku z dziećmi, lecz tylko w domu, aby sąsiedzi się nie dowiedzieli i nie donieśli bezpiece.

W okresie luzowania rygorów systemu totalitarnego w czasie Odwilży, za wczesnego Gierka po roku 1970, czy też za pierwszej Solidarności (1980-1981), i za późnego komunizmu (czyli podczas gorbaczowowskiej pierestrojki po 1985 roku), niektórzy górnośląscy Niemcy ważyli się ujawniać. Starali się zakładać własne organizacje mniejszościowe i gazety, zwracali się też do władz z prośbami o szkoły z niemieckim językiem wykładowym. Bezskutecznie. Dlatego większość starała się wyjechać do RFN, po śląsku popularnie zwanego „Efem” lub „Rajchem”. Co jakiś czas władze przystawały na to ostatnie rozwiązanie, aby ograniczać narastanie napięć społeczno-etnicznych w województwie opolskim i katowickim.

W okresie od 1950 do 1989, około 0.8 miliona osób wyjechało z Górnego Śląska do RFN. Po przekroczeniu granicy autochtoni stawali się Aussiedlerami („przesiedleńcami”), tracili obywatelstwo polskie a odzyskiwali niemieckie, z odwiecznych Polaków stawali się Niemcami etnicznymi.

 

Wolność i lojalność

W roku 1989 skończył się komunizm. Następnego roku, jednoczące się Niemcy i postkomunistyczna Polska podpisały układ ostatecznie uznający, w świetle prawa międzynarodowego, powojenną granicę polsko-niemiecką. Dlatego w tym samym roku 1990 Warszawa zdecydowała się uznać istnienie mniejszości niemieckiej w Polsce, która głównie się koncentrowała i wciąż się koncentruje w Górnym Śląsku. Rok później, w 1991, Berlin i Warszawa podpisały bezprecedensowy w powojennej historii Europy traktat o dobry sąsiedztwie, w którym Polska formalnie gwarantuje ochronę mniejszości niemieckiej w Polsce.

Takie rozwiązanie nie spodobało się nacjonalistom niemieckim, którzy wciąż pragnęli powrotu byłych niemieckich obszarów na wschód od linii Odry i Nysy do zjednoczonych Niemiec, lub proponowali utworzenie wspólnego polsko-niemieckiego kondominium nad nimi. Liczyli, ze nie dojdzie do ratyfikacji układu granicznego, i w tym okresie prowadzili w Górnym Śląsku akcję propagandową na rzecz tych celów wśród mniejszości niemieckiej. Jednak nowouznana mniejszość nie dała się wciągnąć do tej awantury. W 1992 Bundestag ratyfikował zarazem układ graniczny i traktat o dobrym sąsiedztwie.

Tu trzeba nadmienić, że sytuacja mogła potoczyć się zgoła inaczej. Na przykład po ogłoszeniu niepodległości przez Litwę w roku 1990, polska mniejszość w tym kraju – za poduszczeniem słabnącego Kremla – wystąpiła przeciwko owej decyzji. Ponadto mniejszość ta zażądała autonomii, czyli utworzenia Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego wokół litewskiej stolicy. Mniejszość niemiecka w Polsce stała przed podobnym dylematem, lecz wybrała lojalność wobec kraju zamieszkania. Dało to solidne podstawy do rozwoju struktur i szkolnictwa mniejszości niemieckiej.

 

Zaniechania

W roku 1990, po całym Górnym Śląsku mieszkało jeszcze setki tysięcy osób w wieku 52 do 61 lat, które ukończyły choć parę klas niemieckiej szkoły podstawowej przed rokiem 1945. W pierwszej połowie lat 90tych zaczęto tworzyć niemieckie szkolnictwo mniejszościowe. Wtedy również na emeryturę zaczęły przechodzić ostatnie roczniki osób (urodzonych w 1931 i 1931), które zdążyły skończyć pełną niemiecką szkołę podstawową. Wiele osób w wieku od lat 60 do 70, nie tylko z ukończoną niemiecką szkołą podstawową, ale także średnią było wciąż w pełni sił. Co więcej, z otwarciem granic, wielu górnośląskich Niemców – zwłaszcza na emeryturze – chciało powrócić do Hajmatu z dłuższą wizytą lub nawet na stałe.

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: W cieniu wyborów

To był ogromny potencjał, na bazie którego można było utworzyć pełne szkolnictwo mniejszościowe z niemieckim językiem wykładowym. Wtedy wielu takich emerytów podjęło się pracować za darmo lub za symboliczną opłatę jako nauczyciele (native-spakerzy) języka niemieckiego. W tamtym okresie rząd Niemiec przekazywał około DM50 milionów (czyli $31 milionów, lub €25 milionów) rocznej subwencji na rzecz mniejszości niemieckiej w Polsce.

Jak ogromne były to środki można zrozumieć porównując je z ówczesną polską średnią wypłatą miesięczną, która z zaledwie $10 w 1990 roku wzrosła do mizernych $280 w roku 1995. W cenach z roku 1995, za powyżej wspomnianą subwencję z RFN można było zatrudnić 9,200 nauczycieli języka niemieckiego, gdyby im zaoferować średnią polską wypłatę, która przecież była znacząco wyższa od wypłat w niedoinwestowanej polskiej oświacie.

Niestety, liderzy mniejszości niemieckiej zdecydowali się przeznaczyć gros otrzymanej subwencji na drogi, wodociągi i kanalizację na obszarach zamieszkanych przez mniejszość. Szlachetna decyzja, na której skorzystali wszyscy mieszkańcy bez względu na pochodzenie etniczne. Jednak najbardziej stracili na niej sami Niemcy, bo wiązało się to za zaprzepaszczeniem ostatniej szansy na odtworzenie międzygeneracyjnego przekazu języku niemieckiego w Górnym Śląsku.

Po dziś dzień nie utworzono w Polsce ani jednej mniejszościowej szkoły z niemieckim jako językiem wykładowym. Dzięki aktywności własnej rodziców podczas ostatniej dekady otwarto tylko trzy małe mniejszościowe szkoły bilingwalne, w których praktykowana dwujęzyczność jest asymetryczna, czyli ze znaczącą przewagą polszczyzny. Liderzy mniejszości zadowalają się bałamutną statystyką, która w Rocznikach GUSu oznajmia, że w postkomunistycznej Polsce istnieje pół tysiąca niemieckich szkół mniejszościowych. Rzadko który badacz międzynarodowy dotrze do GUSowskiej definicji takiej placówki, wedle której niemiecką szkoła mniejszościową jest każda w jakiej naucza się niemczyzny jako języka mniejszościowego, czyli co najmniej w wymiarze trzech godzin lekcyjnych w tygodniu.

Utworzone przez mniejszość niemiecką Deutsche Bildungsgesellschaft (Niemieckie Towarzystwo Oświatowe) nigdy nie protestowało ani dokładnie nie przedstawiało tego obrazu faktycznego niezaistnienia mniejszościowego systemu oświaty dla polskich Niemców. Co zakrawa na ironię, materiały i strona internetowa tego towarzystwa jest prowadzona głównie po polsku.

 

Porównania

Gdyby porównać obecną sytuację niemieckiego szkolnictwa mniejszościowego z okresem międzywojennej Polski, to przez ostatnie trzy dekady, znajdowała się ona na poziomie roku 1935. Wtedy to język mniejszościowy został w pełni zdegradowano do poziomu przedmiotu szkolnego w szkołach mniejszościowych. A obecna zmiana wymiaru nauczania języka mniejszościowego z trzech godzin lekcyjnych w tygodniu do jednej oznacza faktyczną likwidację niemieckiego szkolnictwa mniejszościowego w „wolnej” Polsce. Taki „skok jakościowy” w niezmiennej polityce przymusowej asymilacji odpowiada sytuacji za lata 1938-1939 w międzywojennej Polsce. Wzrost ówczesnych tendencji autorytarnych i ksenofobicznych, choć może nie w takim natężeniu, także jest zbieżny z rozwojem polskiej polityki pod władzą PiSu.

PiSowscy politycy oznajmiają, że ograniczanie nauczania niemczyzny jako języka mniejszościowego w Polsce jest retorsją na ciągły brak polskiego szkolnictwa mniejszościowego w dzisiejszych Niemczech. Tylko, po pierwsze, w świetle ogólnej definicji mniejszości narodowej, przyjętej w dokumentach Rady Europy, w Niemczech nie ma żadnej polskiej mniejszości. Definicja ta, przyjęta też w polskiej Ustawie z dnia 6 stycznia 2005 r. o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym stanowi, iż mniejszość może być uznana za takową tylko wtedy, gdy „jej przodkowie zamieszkiwali obecne terytorium Rzeczypospolitej Polskiej [lub danego kraju] od co najmniej 100 lat”.[5]

W zgodzie z tą definicją polska mniejszość narodowa istniała w Niemczech do roku 1945 na obszarze południowych Prus Wschodnich (dzisiejsze Mazury) oraz w Górnym Śląsku. Po 1945 tereny te znalazły się w granicach powojennej Polski. Oczywiście, po 1945 etniczni Polacy znaleźli się na terenie RFN jako wojenni pracownicy przymusowi, którzy po wojnie postanowili nie wracać do PRLu. Za czasów komunizmu, wielu etnicznych Polaków „uciekło” z PRLu do RFN z powodów politycznych i ekonomicznych. A ostatnio, polskie członkostwo w UE otwarło wrota do nieograniczonych migracji z Polski do RFN. Lecz polscy (e)migranci jako grupa etniczna przebywają w dzisiejszych Niemczech nie dłużej niż od roku 1939, czyli najwyżej 83 lata. Tak więc przekroczą oni definicyjną barierę jednego stulecia dopiero w 2039 roku. A na razie stanowią nieuznawaną mniejszość migrancką, tak jak Wietnamczycy w Polsce, czy Turcy w Niemczech.

Dej pozōr tyż:  Przegląd Kina Bułgarskiego - rozmowa z reżyserką Janą Lekarską

Tym niemniej, język polski jest nauczany dla chętnych uczniów w szkołach po całych Niemczech.[6] Oczywiście (i niestety!), w Polsce Ministerstwo Edukacji i Nauki nie gwarantuje nauczania języka wietnamskiego dla emigrantów z Wietnamu.

Lepsze porównanie dla obecnej sytuacji Niemców w Górnym Śląsku stanowi mniejszość polska we współczesnej Litwie. Obie mniejszości są podobnych rozmiarów demograficznych, każda liczy po około 150,000 członków. Od momentu odzyskania niepodległości przez Litwę po rozpadzie ZSRS, Warszawa podkreśla, że polska mniejszość w tym kraju jest źle traktowana, a nawet dyskryminowana. Nie pamięta się o nielojalności polskiej mniejszości wobec państwa litewskiego w roku 1990. Jednak system mniejszościowego szkolnictwa z polskim językiem wykładowym, zapoczątkowany w okresie sowieckim, trwa do dzisiaj. Nie tylko uwzględnia on szkoły podstawowe i średnie, ale również polskojęzyczne przedszkola, technika, szkoły policealne i kolegia nauczycielskie. Co więcej, w 1998 roku otwarto w litewskiej stolicy Uniwersytet Polski w Wilnie jako oddział terenowy Uniwersytetu Białostockiego. Chociaż podczas ostatnich 30 lat liczba członków mniejszości polskiej zmniejszyła się o prawie połowę z 260 do 150 tysięcy, liczba szkół i instytucji oświatowych z polskim językiem wykładowym zmniejszyła się tylko nieznacznie, ze 150 do 110.

 

Przyszłość

Wedle polskich mediów i komentatorów polska mniejszość w Litwie przeżywa ciężkie chwile. Litwa ją dyskryminuje, a sami Polacy litewscy wolą mówić i czytać po rosyjsku niż po polsku, nie mówiąc już o litewskim. Za to w Polsce śląskojęzyczna mniejszość niemiecka ponoć wspaniale się rozwijała i kultywowała własna tradycje i kulturę – a nawet język – aż do momentu obcięcia subwencji na szkolnictwo niemieckie z początkiem 2022 roku.

Jeśli było tak dobrze, to dlaczego teraz jest tak źle? Zmiana to przecież niewielka. Jeśli nie ma żadnych szkół mniejszościowych z niemieckim językiem wykładowym, to ograniczenie nauczania języka niemieckiego jako mniejszościowego z 2 godzin 15 minut w tygodniu do 45 minut de facto mało co zmienia, nic nie narusza w status quo. Każdy metodyk specjalizujący się w nauczaniu języków, wie że aby nabyć język w miarę bliski temu jakim dana osoba się posługuje na co dzień, trzeba z nim aktywnie spędzić około 600 godzin w okresie nie dłuższym niż dwa lata. Tak więc tak samo jak nauczanie niemieckiego w szkołach mniejszościowych przez trzy godziny lekcyjne w tygodniu nie zapewniało nabycia tego języka, to zmniejszenie wymiaru nauczania do jednej godziny niczemu w tym względzie nie zaszkodzi.

Jednak, dzięki szkolnictwu polskojęzycznemu polska mniejszość w Litwie będzie trwała, a polszczyzna będzie tam nabywana przez następne pokolenia. Z kolei mniejszość niemiecka w Górnym Śląsku bez oświaty niemieckojęzycznej i bez przekazu generacyjnego niemczyzny od prawie 80 lat przez to jest skazana na asymilację. No chyba, że Niemcy górnośląscy przebudują swą tożsamość grupową na innej osnowie niż językowa. Pomocnym ku temu może być śląszczyzna, jako znak etnicznej nie-polskości i zarazem górnośląskiej niemieckości.

Jednak nie ma co ukrywać. Po upadku komunizmu sprawę reaktywacji międzygeneracyjnego przekazu języka niemieckiego zawalili liderzy i elity mniejszości niemieckiej w Polsce. Cierpią na tym nie tylko nowe pokolenia Niemców górnośląskich w ten sposób pozbawionych możliwości nabycia własnego języka etnicznego, ale także polska demokracja.

February 2022

[1] https://samorzad.pap.pl/kategoria/edukacja/rozporzadzenie-ws-sposobu-podzialu-czesci-oswiatowej-subwencji-ogolnej-w-2022

[2] https://natemat.pl/395687,mniejszosc-niemiecka-oburzona-rozporzadzeniem-czarnka-ws-nauczania-jezyka

[3] https://wachtyrz.eu/bartodziej-kroll-soika-zakazany-jezyk/

[4] https://www.dw.com/pl/pe%C5%82nomocnik-rz%C4%85du-rfn-w-opolu-o-redukcji-godzin-niemieckiego-to-dyskryminuj%C4%85ca-decyzja/a-60693595

[5] https://zpe.gov.pl/a/przeczytaj/DdLYA6kKw

[6] https://www.dw.com/pl/sejm-obcina-fundusze-dla-mniejszo%C5%9Bci-niemieckiej/a-60174138

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

11 kōmyntŏrzi ô „Tomasz Kamusella: Niemieckie zaniechania

  • 21 lutego 2022 ô 14:38
    Permalink

    Pozwalam sobie zabrać głos, ponieważ w powyższym artykule wymienia się z nazwy Niemieckie Towarzystwo Oświatowe i czuję się tym wywołany do tablicy, a ja już kończę drugą kadencję jako przewodniczący zarządu tegoż stowarzyszenia. Piszę po polsku, ponieważ autor pisze po polsku artykuł i myślę, że tak będzie stosownie i pozwoli dotrzeć do szerszego grona zainteresowanych.
    Bardzo sobie cenię Pana Tomasza Kamusellę zarówno jako naukowca, ale również jako człowieka z kręgosłupem, co dziś nalży raczej do rzadkości. Wciąż mam żywo w pamięci nagonkę medialną zorganizowaną na pana prof. Tomasza Kamusellę po wydaniu w 2004 r. „Polsko-angielsko-niemieckiego glosariusza regionalnego województwa opolskiego”. Wtedy w sejmiku województwa opolskiego rządziła koalicja postkomunistów z mniejszością niemiecką. Dla mnie było to bolesne doświadczenie, że zaatakowano kogoś brutalnie za napisanie zwykłych faktów, co do których każdy specjalista prawa międzynarodowego nie miał wątpliwości, a jedynie w propagandzie PRL przemilczano te fakty. W nagonkę wpisał się również ówczesny wicemarszałek województwa opolskiego reprezentujący mniejszość niemiecką, a za kuriozum uważam fakt, że nakład glosariusza został zmielony, a pozostałe egzemplarze przesłanie do Biblioteki Narodowej były objęte zakazem wypożyczenia, jak „Mein Kampf”. Na szczęście Narodowa Oficyna Śląska wydała „inkryminowany” Glosariusz Regionalny w 2006 r.
    Wróćmy do artykułu. W większości podzielam tezy tego artykułu, jakkolwiek są one boleśnie, to przytoczona diagnoza znana jest nam już od ponad 15 lat. Podczas mojego spotkania z profesorem Kamusellą w Opolu, które według moich zapisków miało miejsce 06.09.2007 r., mieliśmy okazję wymienić się poglądami. Można powiedzieć w pewnym uproszczeniu, że tematy naszej rozmowy zostały teraz powtórzone w tymże artykule i podzielam taką opinię. Ze swojej strony chcę jedynie dodać, że postanowiłem wtedy bardziej zaangażować się w działalność społeczną, bo nie było mojej zgody na taki stan rzeczy. W 2013 roku zostałem wybrany przewodniczącym zarządu NTO. Niestety szybko dał mi się we znaki fakt, że funkcja ta jest społeczna a czas poświęcany NTO, to czas kosztem pracy zawodowej, rodziny i prywatnych hobby. Jednak jeden etat w biurze – bo na tyle dostawaliśmy zawsze dotacji, pozwalał na działania korzystnie wpływające na naszą rzeczywistość, dlatego muszę zabrać głos, aby oddać sprawiedliwość wielu aktywistom, ponieważ kilka twierdzeń jest moim zdaniem dużym i krzywdzącym dla wielu uproszczeniem. Odniosę się tylko do tych twierdzeń, które w sposób rażący są na bakier z faktami.
    Mniejszość niemiecka nie jest monolitem, jak można wyczytać w tym tekście między wierszami, i zawsze występowały i występują w niej różne frakcje. Ja piszę tylko w swoim imieniu. Jak pan profesor był jeszcze w Polsce, to były takie osoby, które parły do koalicji z postkomunistami nawet tam, gdzie to było niepotrzebne i takie, które się temu sprzeciwiały, jak w przypadku pana Joachima Czernka, posła, samorządowca, starosty, który też został zaatakowany, a nawet wydalony z szeregów organizacji TSKN, bo był przyzwoity, mówiąc wprost. Przedstawione w tym artykule, czy raczej eseju, tezy są znane i podzielane od wielu lat nie tylko przeze mnie, ale przez wielu innych działaczy mniejszości niemieckiej młodszego pokolenia, którzy doprowadzili do zmiany pokoleniowej i wdrażają różne środki zaradcze i różnimy się w wielu sprawach, ale są też kwestie bezdyskusyjne.
    Po zmianie pokoleniowej nikt nie oddawał się iluzji co do skutków akcji – że tak uproszczę – „kanalizacja w gminach zamiast szkoły po niemiecku”. Już po roku w funkcji prezesa NTO dałem wywiad do Wochenblattu pod tytułem redakcyjnym „Paranoja na punkcie subwencji”, w którym mówiłem między innymi o tym, co teraz się na naszych oczach dzieje w sprawach oświaty, ale również o nie zawsze uczciwym wykorzystywaniu subwencji oświatowej przez samorządy, o braku zainteresowania organów prowadzących doskonalenie zawodowe dla nauczycieli, o innej rzeczywistości, czyli, że uczy się w wielu szkołach niemieckiego metodami nauki języka obcego i takim de facto jest ten przedmiot dla wielu uczniów, o braku przekazywania elementów tożsamości i pielęgnacji tradycji w szkołach (Wochenblatt nr 33/2014 z 15.08.2014 r.). Naraziłem się takimi wypowiedziami niektórym samorządowcom. Choć są samorządy, które sobie szanuję i z którymi układa się bardzo dobrze współpraca, że wspomnę tylko Leśnicę i Reńską Wieś. Cały szereg działań podjętych wtedy i podejmowanych cały czas przynosi zauważalne efekty. Nie ma tu miejsca, aby na kilkudziesięciu stronach opisać te działania, ale proponuję prześledzić ewolucję postaw i wypowiedzi działaczy mniejszości niemieckiej i nie tylko, porównać reakcję na wspomniany „Glosariusz” z 2004, na list Norberta Rascha, lidera mniejszości niemieckiej, jaki tenże wystosował w 2010 r. do ówczesnego marszałka województwa opolskiego w sprawie obchodów rocznicy powstań polskich na Śląsku, z reakcją i stanowiskami oraz doniesieniami prasowymi mniejszości niemieckiej przy okazji uroczystości setnej rocznicy wydarzeń nazywanych w polskiej historiografii III postaniem śląskim. Wystarczy też zauważyć stanowczą postawę obecnego lidera Rafała Bartka w kwestii nadania tytułu „Honorowego Obywatela Województwa Opolskiego” dla prof. Franciszka Marka w świetle jego publikacji i poglądów. Myślę, że takie sprawy były nie do pomyślenia w 2004 r. Tak więc nie jest całkiem tragicznie, a postęp jest zauważalny gołym okiem.
    Nie jest też tak, jak pisze autor o Niemieckim Towarzystwo Oświatowe, że „nigdy nie protestowało ani dokładnie nie przedstawiało tego obrazu”, bo kłam temu zadają wywiady prasowe, moje i nie tylko wystąpienia na konferencjach naukowych, seminariach i szkoleniach. Na ironię może co najwyżej zakrawać fakt, że autor nie zapoznał się ze stroną internetową NTO, ani z żadnymi innymi materiałami, skoro utrzymuje, że „materiały i strona internetowa tego towarzystwa jest prowadzona głównie po polsku”. Ta strona prowadzona jest dwujęzycznie. Tak jest pole wyboru i wystarczy kliknąć. W pozostałej działalności medialnej i edytorskiej przeważa język niemiecki. Wystarczy wejść na stronę na Facebooku, aby się przekonać, że w ponad 90% są tam materiały tylko w języku niemieckim. Historia NTO nie jest usłana różami. Już na samym początku były problemy z rejestracją. Sprawa rejestracji oparła się o Sąd Apelacyjny we Wrocławiu i było pod górkę. Wtedy nawet opolski kurator oświaty podnosił, że NTO w praktyce przejmie kompetencje ustawowe należne kuratorom oświaty, co pokazuje o skali histerii antyniemieckiej. Temat NTO trafił nawet do książki Ryszarda Surmacza: „Znów tracimy Śląsk” (Lublin 1999). No ale dodam, że są też i tacy członkowie zarządu, którzy nic nie zrobili, a „zalajkowanie” postu NTO na Facebooku przerasta ich. Tak więc wszystko zależy od ludzi.
    Niestety nie mogę też zgodzić się z tezą, że „ostatnie trzy dekady po upadku komunizmu, przywódcy i parlamentarzyści mniejszości niemieckiej lojalnie wspierali działania wszystkich polskich rządów (w tym i PiSu), nawet jeśli skutkowało to naruszeniem najważniejszych interesów kulturowo-etnicznych polskich Niemców”. Wprawdzie autor nie podpiera tej tezy żadnym wywodem i nie przytacza faktów i jest to tylko twierdzenie, to jednak zauważę, że tylko w ostatnich dniach było wiele działań posła Ryszarda Galli, które dowodzą czegoś wręcz przeciwnego, czyli liczne wystąpienia i interpelacja w sprawie poprawki do projektu ustawy budżetowej na 2022 r. zmniejszającej wydatki o kwotę 39.800 tys. zł w części oświatowej subwencji, głosowanie przeciwko ustawie budżetowej zabierającej środki na naukę jeżyka niemieckiego, jako języka mniejszości, działalność w senacie w tej sprawie, głosowanie przeciwko rządowej ustawie dotyczącej odbudowy Pałacu Saskiego, czym w licu 2022 rok poseł Ryszard Galla naraził się obozowi władzy i naraził się na krytykę medialną ze strony polityków Solidarnej Polski. Jeden z polityków ugrupowania Zbigniewa Ziobry napisał w tweecie: „Skrajnie przekroczono granice przyzwoitości. Ryszard Galla, przedstawiciel Mniejszości Niemieckiej zagłosował przeciw odbudowie Pałacu Saskiego, który Niemcy wysadzili w powietrze. Pora odebrać Mniejszości Niemieckiej nienależne przywileje wyborcze”. Takich przypadków jest cała masa. Nie chcę nadwyrężać cierpliwości czytelników długimi wyliczankami.

    Jeszcze kilkanaście lat temu faktycznie można było znaleźć dużo przykładów na podparcie tezy prof. Kamuselli, jednak to się zmieniło. Sam też wiem, że złe wiadomości i krytyczne bardziej zostają w naszej świadomości i goszczą przez lata, a tym dobrym wiadomościom i faktom trudniej dotrzeć do naszej świadomości, co ma wpływ na to, jak postrzegamy rzeczywistość. Przypomina mi się zdanie, jakie pada w ostatnio czytanej przeze mnie tragedii „Samson Agonistes” napisanej przez Johna Miltona: „For evil news rides post, while good news baits.” Żeby pozostać przy Miltonie zakończę konstatacją, że opisywane zaniedbania to faktycznie już „raj utracony” i należy skupić się na wyciąganiu lekcji z błędów i zmienianiu rzeczywistości, tam, gdzie do możliwe.

    Dziękuję za cierpliwość dobrnięcia do końca mojego komentarza

    Waldemar Gielzok, jeszcze prezes zarządu NTO

    Ôdpowiydz
  • 20 lutego 2022 ô 21:26
    Permalink

    Jakoś wybiórczo na tymat poczontku lot dziewyńćdziesiontych. Wtedy w Gemeindach in Oberschlesien SB miało dużo do godanio, ażeby blokować nauka niymieckiego, bo za SB stoły WSI. Ani słowa o WSI jak wszystko kontrolowało.

    Ôdpowiydz
  • 20 lutego 2022 ô 10:24
    Permalink

    Ja bym chciał, abyśmy przez chwilę skupili się na tym fragmencie z tekstu Pana Kamuselli:

    Po drugie, przez ostatnie trzy dekady po upadku komunizmu, przywódcy i parlamentarzyści mniejszości niemieckiej lojalnie wspierali działania wszystkich polskich rządów (w tym i PiSu), nawet jeśli skutkowało to naruszeniem najważniejszych interesów kulturowo-etnicznych polskich Niemców. Po trzecie, w pełnej zgodzie z polskim interesem narodowo-etnicznym, liderzy mniejszości niemieckiej wspierali i wciąż wspierają nieuznawanie największej mniejszości, czyli Ślązaków. I to pomimo ścisłych związków rodzinno-społecznych pomiędzy górnośląskimi Niemcami a Ślązakami. Paradoksalnie, nie niemiecki, a właśnie śląszczyzna stanowi język dnia codziennego Niemców w Górnym Śląsku.

    No ja… nale winne sōm sztyjc aji dycki ino Polŏki…

    Ôdpowiydz
  • 18 lutego 2022 ô 14:43
    Permalink

    To je typowe do Polokow. Jyncom i biadolom jacy to niy dyskryminowani, ale sami z tolerancjom do innych we wlasnym kraju majom wielki problym. Chyba zapomnieli czym sie takie zagrania mogom skonczyc..

    Ôdpowiydz
  • 17 lutego 2022 ô 13:34
    Permalink

    W sumie dobrze, co Niymce zawalyły tak nauka niymieckigo, bo jak by wszyjski miejscowe Niymce a Ślōnzoki tak by rychtyk dobrze po nimiecku szprechały, to by wiynkszo tajla sie do Rajchu przekludziyła a w regionie boło by eszcze mynij Ślōnzŏkōw….

    Ôdpowiydz
    • 18 lutego 2022 ô 11:30
      Permalink

      Niy trop sie karlusie . Dzisiok juz ze tych co ostali , zodyn sie niy przekludzi. Bo na to , to zdziebko uodwagi trza miec.

      Ôdpowiydz
    • 19 lutego 2022 ô 13:58
      Permalink

      Zwingend by tak niy musiało być, keby skoncyntrowali niymiecke firmy we RP na gebietcie Oberschlesien, a jynzyk managementu by był niymiecki… To by i to klaplo we kombinacyji ze porzōndnym szkolnictwie niymieckomŏwnym. Tak było we latach 1920’tych We polskim Gōrnym Ślōnsku. Gŏdka niymieckŏ je cynnŏ i to niystety czyńścij Polŏki wiedzōm kej zakōmpleksiōnd Ślōnzŏki… Bez porzōndnego szkolnictwa myńszosciowego (3 godźiny wiyncyj we tydniu, to lagodno polinizacyjŏ a niy ôchrōna J. Myńszościowego…) niy ma żŏdnych elit, ftore by bez ôstatnie 30 lŏt szafły wkludźić szkoły ze niymieckōm mŏwōm wykladowym, a bez tego ciynżko by tyż niymiecke firmy patrzaly potwŏrzić masowo swoje Standorty we Oberschlesien.

      Ôdpowiydz
  • 16 lutego 2022 ô 20:43
    Permalink

    Ci gornoslascy Niemcy , mieli az trzy pokolenia czasu , zeby sie na wlasnej skorze przekonac , ze polskosc niewiele warta jest , zas polska nietolerancja wobec obcych ma sie doskonale . Maja jedno wyjscie. Opuscic terytorium Polski i nigdy do niej nie wracac. Zostana , to po kolejnych trzech pokoleniach nie bedzie juz nikogo kto bedzie umiec rozumiec po niemiecku . O mowieniu nawet nie wspominam . Polskosc niezdrowa jest dla mniejszosci . Wiem , ze ten tekst nigdy sie nie ukarze na lamach Wachtyrza . Za to ktos w redakcji bedzie musial go przeczytac. I to jest wlasnie intencja mojego pisania gorzkiej prawdy.

    Ôdpowiydz
  • 16 lutego 2022 ô 17:27
    Permalink

    Ein Artikel, der zur Reflexionen zwingen sollte, vor allem die vor allem in dem medialen Diskurs polnischsprachigen Vertreter der deutschen Minderheit, die ich persönlich – aufgrund ihres oft unauthentischen Auftretens und gesetzten Narrative – nicht ernst nehmen kann. Ein deutschsprachiges Bildungswesen fehlte, fehlt und wird wahrscheinlich fehlen, so lange in Polen die Demokratie nicht gereift ist und die kommunistisch geprägten Gemüter nicht zu Verantwortung gezogen werden, um Platz für eine Offenheit der jungen Generation zu schaffen.

    Ein Mitglied einer nationalen Minderheit zu sein, sollte nicht ein Anzeichen von Schwäche oder Minderwertigkeit darstellen, sondern ein Plusfaktor sein, der das in seiner monolingualen Perspektive zu erstickende Polen aus dem selsbt gebrühten Sumpf der nationalen Einbildung herauslockt. Polen seien keine Gense, hieß es doch einst, doch ob sie zwischenzeitlich zu Menschen gewandelt sind, bleibt weiterhin unbeantwortet, denn ein diskriminierendes Verhalten, wie das des heutigen Polens, das jeder schlaue Kopf mit Leichtigkeit erblicken kann, und dennoch keine Veränderungen hervorruft, lässt darin keine christliche Haltung erblicken…

    Ôdpowiydz
    • 26 lutego 2022 ô 19:39
      Permalink

      Ich finde nach wie vor, Polen wird für die deutsche Minderheit keine Minderheitenschulen gründen. Wieso sollte Polen das machen? Die Minderheit muss selber den Hintern bewegen und, wie die drei bereits existierenden Schulen mit führenden Deutsch gegründet wurden, auch weitere (weiterführende?) Schulen, diesmal richtig zweisprachig, gründen.

      Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza