O tym, jak Dzieciątko przyniosło profesorowi Wyrtkiemu z Tarnowskich Gór sławę i uznanie

Co roku w grudniu przez południowy Pacyfik przepływa w kierunku wybrzeża Ekwadoru i Peru łagodny prąd ciepłej wody. Przed wiekami otrzymał on od peruwiańskich rybaków nazwę “El Niño”, bo pojawia się zwykle w okolicach Bożego Narodzenia, a po hiszpańsku “el niño” oznacza “dzieciątko”, płci męskiej rzecz jasna. Z nieznanych wciąż powodów, co kilka lat prąd zyskuje ponadprzeciętnie wysoką temperaturę i utrzymuje się kilkanaście miesięcy. To właśnie zjawisko “zawłaszczyło” nazwę nadaną pierwotnie prądowi morskiemu i ma ogromny wpływ na klimat w rejonie Pacyfiku, a prawdopodobnie również na całej Ziemi. Powoduje intensywne ulewy na zachodnim wybrzeżu Ameryki Południowej, zaś po drugiej stronie – w Azji południowo-wschodniej i północnej Australii – katastrofalne susze. Cyklony, pożary buszu, burze pyłowe, potężne opady deszczu, powodzie, osunięcia mułu – to wszystko przynosi “Dzieciątko” co pewien czas mieszkańcom tej części świata.

Małemu Klausowi wychowanemu na Górnym Śląsku Dzieciątko w grudniu z pewnością kojarzyło się z czymś zdecydowanie bardziej przyjemnym niż te tropikalne okropieństwa, niewykluczone zresztą, że absolutnie nic o nich nie wiedział. Przyjdzie jeszcze na to czas. Klaus Wyrtki pojawił się na świecie 7 lutego 1925 r. w Tarnowskich Górach. Nie wiemy zbyt wiele o jego dzieciństwie, Klaus niespecjalnie lubił wracać do przeszłości. Pisał że jest człowiekiem teraźniejszości, poza tym ma bardzo złą pamięć, co zresztą jest jego błogosławieństwem, bo jak śpiewała mu mama “Mach es wie die Sonnenuhr, zähl die heiteren Stunden nur” (rób jak zegar słoneczny, licz tylko pogodne godziny). Nastoletni Klaus miał dość osobliwe marzenie jak na Ślązaka. Wspominał później, że już w wieku czternastu lat wiedział co chce w życiu robić, a chciał budować statki, konkretnie – projektować lotniskowce. W realizacji tego niezwykłego marzenia był pewien szkopuł natury ekonomicznej. Sytuacja finansowa matki samotnie wychowującej Klausa, bo ojciec umarł gdy ten miał cztery lata, delikatnie mówiąc nie sprzyjała śmiałym planom życiowym. Chłopak wymyślił więc, że zaciągnie się do marynarki i tam postara o skierowanie do odpowiedniej uczelni. W wieku siedemnastu lat zgłosił się więc na ochotnika, ze świadectwem ukończenia szkoły średniej, choć bez matury. Maturę podarowało Wyrtkiemu państwo, ale nie za darmo, bo taki przyspieszony tryb uzyskiwania wykształcenia – a był 1942 rok – władze przewidziały dla narwańców chcących koniecznie wziąć udział w wojnie. Wychodzono zapewne z założenia, że i tak większość z tych chłopców nie rozpocznie kolejnego etapu edukacji. Klaus oczywiście nie zgłosił się do Marynarki Wojennej RP, bo choć nie wiemy czy nasz tarnogórzanin przeżywał jakieś rozterki na tle tożsamości narodowej, to jeśli mieszkając w 1942 r. w Tarnowskich Górach chciał koniecznie wstąpić do marynarki, to jedyną istniejącą w promieniu tych około pięciuset kilometrów była Kriegsmarine.

Dej pozōr tyż:  Szalony hrabia

Rok 1949, Klaus Wyrtki na pokładzie statku badawczego Sudfall

Cokolwiek robił Wyrtki w marynarce, wbrew pierwotnym zamierzeniom nie postudiował sobie. Po klęsce Niemiec drogę powrotną do rodzinnego miasta miał zamkniętą, nie opuściło go jednak pragnienie zdobywania wiedzy. Pod koniec 1945 r. wiele niemieckich uniwersystetów zaczęło ponownie otwierać podwoje, Klaus zaś przemierzał okupowany kraj – co zrozumiałe, za wyjątkiem strefy radzieckiej – w poszukiwaniu uczelni, która gotowa byłaby go przyjąć. Budowa lotniskowców z wiadomych względów przez dłuższy czas nie wchodziła w rachubę, chłopak myślał więc o jakiejś inżynierii wodnej, budownictwie morskim, stoczniowym, czymś w tym stylu. Nie udało się w Karlsruhe, nie udało w Darmstadt, udało się w małym Marburgu, pierwotnie trzydziestotysięcznym, teraz nabitym po brzegi uchodźcami ze wschodu. Kierunek niewiele miał wspólnego z morzem, bo przyjęto Wyrtkiego na ‘Matematykę i fizykę’, ale wybrzydzać w tej sytuacji byłoby niedorzeczne. Niezbyt mu ta matematyka i fizyka była w smak, dlatego gdy już trochę rozgościł się na uczelni zaczął dyskretnie rozglądać się za czymś innym. Zainteresował się geografią, poszedł więc na kilka zajęć, gdzie ze zdumieniem odkrył, że istnieje taka dziedzina nauki jak meteorologia, zaś przeczytawszy podręcznik uświadomił sobie także istnienie oceanografii. I dla tej właśnie oceanografii porzucił w 1948 r. matematykę wraz z fizyką, uzyskawszy jednak wcześniej magisterium, bo nierozsądnie jest nie doprowadzać spraw do końca. Kolejne studia podjął w Instytucie Oceanografii Uniwersytetu w Kiel, u profesora Wüsta. Dziedzina ta pochłonęła go całkowicie i w 1950 r. obronił pracę doktorską na temat zmętnienia wody w Bałtyku.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Instytut Oceanografii Uniwersytetu w Kiel (Kilonia)

Wkrótce po tym zaczął rozglądać się za robotą, bo z kasą było krucho. Nie szukał zbyt długo, przez przypadek pierwszym pracodawcą Klausa została sama Jej Wysokość Elżbieta II. Na przełomie lat 40/50 aliancki drenaż wszelkiej wiedzy będącej w posiadaniu Niemców trwał w najlepsze, a jednym z wielu jego elementów było “zabezpieczanie” przez Brytyjczyków danych Niemieckiego Instytutu Hydrograficznego. Zadanie to nadzorował admirał Carruthers. Aby cokolwiek zrobić, admirał potrzebował niemieckiego asystenta i go miał, ale po czterech latach współpracy z Carruthersem asystentowi udało się uchwycić etat na uniwersytecie. Wakatu nie udawało się zapełnić przez ponad pół roku, dlatego ostatecznie Wyrtki jako najmłodszy z oceanografów w Instytucie został życzliwie wypchnięty na to niechciane stanowisko. Klaus wspomina, że dostał piękne biuro piętro nad biurem dyrektora Instytutu, który nawiasem mówiąc był ojcem jego kumpla, i zdarzało się, że ów dyrektor dzwonił ze słowami: “Herr Wyrtki, proszę zejść do mnie na dół, musi pan coś podpisać w imieniu Jej Królewskiej Mości”. Po sześciu miesiącach fundusze przeznaczone na stanowisko asystenta admirała skończyły się, ale szczęśliwie Klaus niemal natychmiast wskoczył na staż podoktorski finansowany przez coś w rodzaju narodowego funduszu nauki. Następne trzy lata strawił więc na zgłębianiu kwestii związanych z wymianą wód między Bałtykiem i Morzem Północnym.

Dej pozōr tyż:  Katowice: Teatr Korez w kwietniu

Rok 1953, świeżo upieczony doktor oceanografii

Po zakończeniu stażu przyszło stawić czoła bezrobociu, rzeczy należącej do codzienności w Niemczech wczesnych lat powojennych. Pewnego dnia kolega meteorolog otrzymał list z ofertą pracy w Indonezji, ale stwierdził że wolałby już Biegun Północny od tropików. Wyrtki nie był tak wybredny i kilka miesięcy później siedział już w Indonezji i pracował jako dyrektor Instytutu Badań Morskich. Dostał całkiem niezły stateczek “Samudera”, niestety słabo wyposażony w sprzęt badawczy, był też jedynym naukowcem w ekipie. Wiele zdziałać więc nie mógł, ale skompletował tyle informacji ile się dało i napisał książkę, która do dziś jest podstawowym źródłem wiedzy oceanograficznej dotyczącej tego regionu. Następnym etapem była Australia, gdzie naukowiec brał udział w szeroko zakrojonym programie pomiarów zasolenia z użyciem pionierskiej aparatury. Takich programów, badań, eksperymentów było jeszcze kilka, m.in. w jednej z instytucji Uniwersytetu Kalifornijskiego, ostatecznie jednak osiadł Klaus na Hawajach decydując się przyjąć w 1964 r. ofertę Uniwersytetu Hawajskiego w Mānoa, który zaproponował mu stanowisko profesora na nowo utworzonym Wydziale Oceanografii.

Rok 1955, na pokładzie indonezyjskiego statku “Samudera”

I tu na scenę wchodzi wspomniane na wstępie Dzieciątko, El Niño. Wchodzi nie tak od razu, bo nim weszło, Klaus zdążył wraz ze współpracownikami m. in. stworzyć od podstaw nowy wydział, zmapować prądy morskie wokół Hawajów i wydać atlas oceanograficzny Oceanu Indyjskiego. El Niño gwałtownie nawiedziło region w 1972 r., co zwróciło uwagę Wyrtkiego na ten fenomen i dało początek budowie ogromnej sieci punktów badawczych umożliwiających monitorowanie poziomu wód Pacyfiku. Monitorowanie w czasie bliskim rzeczywistemu było o tyle istotne, że pozwalało stworzyć system powiadamiania z wyprzedzeniem o nadchodzącej katastrofie. Oczywiście zbieżność początków prac z wystąpieniem El Niño w 1972/73 nie była przypadkowa. Wiadomo, że katastrofy dość skutecznie odblokowują kurek z pieniędzmi na zapobieganie im – kurek, na którym rękę trzymają instytucje państwa – zaś bez pieniędzy nie ma nic, w tym badań.

Wydział Oceanografii w Mānoa

Postawienie tezy o El Niño – który do tej pory postrzegany był jako zjawisko wyjątkowe i niedające się przewidzieć – jako fenomenie możliwym do przewidzenia na kilka miesięcy przed wystąpieniem oraz wyjaśnienie mechanizmu powstawania tego zjawiska stanowią największe dokonanie życiowe profesora Wyrtkiego. Jak to możliwe, że Wyrtki wpadł na to wszystko, skoro dysponował tak bardzo ograniczoną liczbą danych, sieci badawczej wszak jeszcze nie było, pieniądze na nią dopiero się załatwiały? Otóż Klaus był niedoścignionym mistrzem w analizowaniu danych, współpracownicy mówią o nim do dziś “data wizard” – czarodziej danych. Ale nie tylko to. Sam Klaus wspominał, że gdy szukał wyjaśnienia, uświadomił sobie iż kiedyś, na długo zanim w ogóle usłyszał o El Niño, zetknął się z czymś nieco podobnym. Pewnego dnia w Kiel, w 1952 roku, morze zalało promenadę ciągnącą się wzdłuż przystani. Profesor Wüst polecił Klausowi, jako ćwiczenie intelektualne, zebrać dostępne informacje i przekonująco wyjaśnić co się właściwie wydarzyło. A cóż się wydarzyło? Na Bałtyku trwał sztorm. Burza niezwykle szybko przesunęła się nad Skandynawią, a południowo-zachodnie wiatry u czoła burzy pchały wodę w kierunku Finlandii. Dwanaście godzin później kierunek wiatru zmienił się i teraz wiatr północny zawrócił te masy wody z powrotem w kierunku Kiel, więc poziom morza w tej miejscowości podniósł się o ponad metr, co jest zjawiskiem bardzo rzadko tam spotykanym. Kiedy więc pewnego dnia, wiele lat później i wiele tysięcy kilometrów dalej, analityk przyniósł Klausowi dane z dwóch bardzo oddalonych od siebie stacji pomiarowych na Pacyfiku – jednej na Wyspach Galapagos, drugiej na Wyspach Salomona – okazało się że w roku 1972, gdy zaczął się El Niño, poziom wody na Galapagos gwałtownie wzrósł o 20 cm, zaś na Wyspach Salomona obniżył się w ciągu roku o około 25 cm. Wyrtki, wiedząc jak zmieniał się kierunek wiatru, skojarzył to ze starą historią z Kiel i zorientował się na zasadzie analogii, że El Niño po prostu zawraca masy wody. Formuje się wtedy wielka fala, która przesuwa się na wschód wzdłuż równika, ciepła woda pojawia się we wschodniej części oceanu, a poziom wody w części zachodniej się obniża. Tak to Dzieciątko, El Niño, przyniosło Klausowi uznanie w świecie nauki oraz sławę.

Dej pozōr tyż:  Alexis Langer - architekt, budowniczy wizytówki Kattowitz-Katowic

Profesor Wyrtki w sędziwym już wieku

Klaus Wyrtki był człowiekiem pełnym pozytywnej energii, humoru i zapału. Oprócz ogromnej wiedzy i niezwykłej zdolności wyciągania z suchych danych rzeczy najistotniejszych i łączenia ich ze sobą zależnościami przyczynowo-skutkowymi, miał niezwykły głód przygody. Był również utalentowanym pedagogiem, skutecznie zaszczepiał swoją wiarę w wielką wartość dokładnej obserwacji, uważnej analizy i dbałości o szczegóły. Dzięki swej wiedzy, doświadczeniu, talentowi i pomysłowości wniósł ogromny wkład we współczesną oceanografię. Odszedł w 2013 roku, dwa dni przed swoimi 88. urodzinami w Mānoa na Hawajach, 12 tysięcy kilometrów od Tarnowskich Gór – miejsca, gdzie przyszedł na świat i z którym związana była jego młodość. Zostawił żonę Erikę, córkę Undine, syna Olivera oraz trójkę wnucząt.

Arkadiusz Poźniak-Podgórski – gebürtiger wie auch überzeugter Tarnowitzer, letzter Untertan Seiner Majestät Kaiser Wilhelms. Ingenieur, Unternehmer, Schlesier, Deutscher, Pole, Böhme, und beim intensiveren Nachforschen sogar Ruthene. Ein Mensch des Grenzlandes.

 Polecamy także inne teksty autora na blogu „Na krańcu królestwa”.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Tarnogórzanin z urodzenia i przekonania, ostatni poddany cesarza Wilhelma. Inżynier, przedsiębiorca, Ślązak, Niemiec, Polak, Czech, nawet Rusin, jak dobrze poszukać. Człowiek pogranicza. Polecamy także inne teksty autora na blogu „Na krańcu królestwa”.

Śledź autora:

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza