Monika Neumann: Podziela sie z Tobōm mojōm miskōm makōwki
Wielka żelazna miska westchnęła cicho, gdy czyjeś ręce wyciągnęły ją z ciemnego i chłodnego byfeju i postawiły na dużym drewnianym stole. Rozejrzała się wesoło, po roku w końcu ktoś uznał za stosowne wyciągnąć ją i przetrzeć wilgotną ścierką. Gdy spojrzała do góry ujrzała rozmarzone spojrzenie młodej dziewczyny. Włosy zawiązała w niedbały węzeł z tyłu głowy, nieznacznie zbyt długie rękawy podwinęła pod łokcie i stanęła przy piecu. Ogień podsycał ciepło blachy, ta zaś przymilała się do wielkiego garnka, w którym grzało się mleko z makiem. Dziewczyna dodała słoik miodu i kilka kropelek aromatu migdałowego i uśmiechnęła się. W twarz buchnął jej ten charakterystyczny zapach, tak słodki i przyjemny. Za chwilę miała wlać masę do miski, w której już umieściła pokrajane sztrucle, rodzynki i mielone orzechy.
Przemieszała masę i usłyszała śmiech matki za sobą, która gotowała kapustę. Zamknęła na chwilę oczy, poczuła zapach gotowanych buraczków, choinki, która swój aromat rozniosła po całym domu, usłyszała kolędę z starego radia, które trzeszczało, chrapało, ale mimo to przepięknie śpiewało i nagle poczuła, jak cała się kurczy, jak jej włosy układają się w dwa niedbałe warkocze, sweter maleje, ręce i nogi skracają i gdy otworzyła oczy, spoglądała na świat z wysokości niewiele wyższej od metra. Zobaczyła twarze, na które już tak długo nie spoglądała. Babcia zamaszystym ruchem mieszała dużą drewnianą łyżką makówki, podczas gdy jej matka, taka młoda, przygotowywała rybę. Widziała uśmiech dziadka, który żartobliwie uszczypnął ją w nos i usiadł naprzeciwko.
–Ty wiys, ze dzisiej w nocy wszyskie zwierzynta banōm rozprŏwiać jak Ty i jŏ?- zapytał. Na prośbę dziewczynki, by wziął ją w takim razie z sobą do chlewa, pokręcił wesoło głową i posadził na krześle przy sobie.
–Opa, ale ty mie nie cyganis, ja?
–Tyś to jes mały miglanc, przeca jŏ by cie nie cyganiōł. Dzisiej takŏ dziołska musi ôstać z omōm i mamōm i sykować wieczerza, moze kiedyś indziej- odpowiedział.
Zapach maku i miodu stał się intensywny i dziewczyna ujrzała swoją matkę, mieszającą mleko z makiem i swoje rodzeństwo kręcące się wokoło blachy z ciastem.
–Skludź bliźniakōw do gōry i wejź po drodze kołŏc do lauby, tam jes dojś zima– poleciła, po czym uśmiechnęła się do gromadki dzieci, tejla bajtli ich bōło i z rozmarzeniem w oczach cicho zanuciła kolędę. Dzieci poszły posłusznie do góry, przechodząc obok pokoju z choinką, z dużymi, świecącymi oczami spoglądały na kolorowe, szklane bombki, migotające światełka i zastanawiały się, czy też Dzieciątko pod nią się zmieści…
Dziewczyna otworzyła oczy i znów z góry spoglądała na miskę. Zalała sztrucle mlekiem z miodem i makiem i spojrzała przed siebie. Miskę tę w święta trzymało wiele kobiet z jej rodziny, przekazywały ją sobie, jedna po drugiej, aż trafiła w jej ręce, wielka, żelazna, stara, kochana. Niektórych z tych twarzy, które migały przed jej oczami z każdym cichym biciem serca, już przy stole nie zobaczy, nie cofnie czasu, nie wróci do tych momentów.
Jednak w tą jedną noc w roku, gdy czuła zapach miodu, maku, buraczków, gdy dom pachniał roladami, kaczką, rosołem, smażoną rybą, zielonym igliwiem i lasem, gdy ciemna noc stawała się jasna, gdy oni wszyscy pochylali się nad Nowonarodzoną Dzieciną i łamiąc opłatek, dzielili się nawzajem marzeniami, na ułamek sekundy, czuła w sobie tę radość, czuła obecność wszystkich tych osób, które w życiu tak bardzo pokochała, czuła ciepło i już wiedziała, czemu Boża Dziecina postanowiła przyjść na świat właśnie tego dnia.
I Wam, wszystkim czytelnikom, osobom, które trafiły tutaj z zamysłem albo zupełnie przez przypadek, życzę, by w te Święta odkryli właśnie te uczucie, które pojawiało się w ich sercu w Boże Narodzenie, gdy byli jeszcze dziećmi.
Monika Neumann – Te ôpolske dziołchy, wielkie paradnice, kŏzały se posyć cerwone spōdnice… Monika Neumann czerwonej spódnicy jeszcze nie posiada, ale ôpolskōm dziołchōm jest z krwi i kości. Jest studentką Instytutu Filologii Germańskiej w Opolu i już za bajtla odkryła w sobie szczególne upodobanie do historii o tym, jak na jej małym skrawku Ślōnska bōło piyrwej.