Moc kultury #37: Kafyj we Łubowicach (List drugi z Ligoty)
Aleksander Lubina
Moc kultury
Cygaro Eichendorffa
W wydawnictwie Silesia Progress ukazała się książka Margarethe Korzeniowicz
o Josephie hr. von Eichendorff
z posłowiem Zbigniewa Kadłubka,
po przeczytaniu którego postanowiłem wysłać autorowi
Siedem listów z Ligoty.
Namawiam do przeczytania książki Margarethe Korzeniewicz
i posłowia Zbigniewa Kadłubka , bo tylko tak może się wywiązać rozmowa.
List drugi:
Ligota, 2 lutego 2021
Szanowny Panie Profesorze,
kochany Zbyszku.
Kafyj we Łubowicach
Nie opuszcza mnie żal niewypitej z Tobą kawy.
Pić kawę w Bibliotece Śląskiej z jej dyrektorem! W miejscu czczonym od lat pięćdziesięciu z intelektualistą podziwianym delektować się kawą – moją ostatnią używką! Niewyobrażalne!
Z kawą wiążą się wspomnienia niepospolite. Od roku 1985 począwszy.
W znamienitym liceum pedagodzy dzielili się na dwie partie – znakomita większość piła kawę (określaną: po turecku – ze szklanek). Mniejszość zaś piła mocnego ulunga lub madrasa przesłodzonego deficytowym w on czas cukrem kryształem – to członkowie i sympatycy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, przydupasy dyrektora siorpiącego herbatę z konfiturą ze spodka, w czym towarzyszyła mu jedynie jego prawa (a raczej lewa?) ręka.
Ach tak, był jeszcze pewien profesor dzięki któremu szkoła utrzymywała poziom i pion – ten pił herbatę (wywar) z owoców dzikiej róży pachnących w eleganckich saszetkach przysyłanych (okrężną drogą) z RFN (Niemiec Zachodnich). Nie jestem pewny, czy pan profesor wiedział, że moi pradziadkowie przyjaźnili się z jego dziadkami w Kattowitz, Katowicach, Stalinogrodzie i znów w Katowicach…
W domu państwa Sikorów od roku 1991/92 (bei den Schikoras) czekała kawa pani Ursuli, pani domu, żony pana Friedricha Schikory współorganizatora Niemców w Polsce po okrągłym stole w Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Niemców Polsce, odznaczonego 24.08.2020 Federalnym Krzyżem Zasługi.
Pani Schikorowa podawała kawę w dzbanku w asyście dzbanuszka mleka i cukiernicy oraz jak się należy in Gesellschaft von Mohn-, Streusel-, und Käsekuchen i uprzejmej rozmowy, na co absolwentka chemii Politechniki Śląskiej zawsze znajdowała czas.
Następnie dowiadywałem się, ile polecanych przeze mnie nauczycielek wyjedzie na nieodpłatne kursy języka niemieckiego. (W tym czasie Kuratorium Oświaty oczekiwało od „przekwalifikowanych” pedagożek zdania egzaminów w Instytucie Goethego.) Przekwalifikowywane pani Schikora wysyłała na krajowe i zagraniczne seminaria doskonalące, uczniów na wyjazdy edukacyjne.
Zapotrzebowanie na nauczycielki języka niemieckiego w województwie katowickim było tak olbrzymie, że trudno je było zaspokoić li tylko dziesiątkami pań z wykształceniem pedagogicznym i znajomością niemieckiego często przewyższającą kompetencji językowych absolwentek germanistyki – co zresztą drażniło absolwentki germanistyki, które wybierały ten kierunek studiów jako język wroga. Więć Sikrowie wspierali powstające kolegia nauczycielskie.
W pierwszy dzień wiosny nie składałem państwu Sikorom wizyty, bo tego dnia ich dom przy biernej postawie służb porządkowych obrzucano plastikowymi workami z farbą. To czasy kiedy na murach nierzadko pojawiały się napisy: Szwaby do Łaby.
Upodobanie do bryzgania farbą poznał także odbudowany w 1994 pomnik Eichendorffa w Raciborzu, a 25 rocznicę odbudowy uczczono w sieci wpisami: V kolumna…
Od roku 1992 kawą witali w zarządzie wojewódzkim TSKN W Raciborzu nieocenieni panowie Blasius Hanczuch i dr Joseph Gonschior, kiedy wspomagali organizację języka niemieckiego w województwie katowickim.
To oni także przyczynili się do budowy/utworzenia centrum Eichendorffa w Łubowicach.
W dniu 03. kwietnia 1998 podano fundatorów do wniosku o rejestrację Fundacji, a 16. kwietnia 1998 założono wniosek do Sądu Rejestrowego w Warszawie . W dniu 18. maja 1998 wniosek został odrzucony i 18. września 1998 złożono odwołanie , które też zostało odrzucone . W dniu 22. lutego 1999, w proces rejestracji, włączono kancelarię adwokacką z Wrocławia pana Romana Wieledziego, która ponownie opracowała wniosek, który w dniu 13.czerwca 2000 został pozytywnie rozpatrzony, co skutkowało zarejestrowaniem Fundacji.
Na spotkaniu w centrum dostałem dla każdego ucznia egzemplarz:
Aus dem Leben eines Taugenichts
Deutsch-polnische Ausgabe
Autor: Joseph von Eichendorff
Mit Scherenschnitten von: Luise Neupert
Nachwort von: Peter Horst Neumann
Ins Polnische übertragen von: Jacek St. Buras
Ausstattung: 224 Seiten, Format 13,9 x 21,4cm, fester Einband
Bergstadtverlag Wilhelm Gottlieb Korn
Tekst przerobiliśmy w ramach korelacji międzyprzedmiotowej.
Uczniowie startowali w konkursach w Centrum – recytatorskich i innych, których jest sporo. Tam też ogląda się wystawienia Eichendorffa i śpiewa jego pieśni.
Acha, kawę piłem jeszcze z Albertem Ciupke, wikarym wypędzonych, proboszczem Maximaliana Kolbe w Stuttgarcie-Vaihingen, który fundował tygodniowy pobyt uczniom, wagrywającym konkursy recytatorskie, śpiewacze, wiedzy o niemieckim obszarze językowym oraz językowe.
Ja dziś na emeryturze z filiżanki French Garden odziedziczonej po mojej ligockiej babce popijam kawę przysłaną córce z RFN (Niemiec) przez jej przyjaciółkę z czasów liceum dwujęzycznego.
Serwis zachował się, przetrwał wyzwolenie od hitleryzmu oraz powojnie zakopany jesienią 1944 na polu w Ligocie – jedynie po jakimś donosie zabrali mojego dziadka Antona. Ale wrócił…
Popijam sobie kawę i oddaję się czytaniu wielkiej literatury w językach oryginału.
Tak sobie postanowiłem w dniu moich 65 urodzin.
Dzięki Projekt Gutenberg docieram do oryginałów i posiłkując się narzędziami sieci kawałek po kawałku miłuję literaturę w czas epidemii.
Za jakiś czas napiszę pozostałych pięć obiecanych listów, a to o:
– o języku mniejszości;
– o bryloku Scholtissa;
– relacji Eichendorff – Chopin;
– relacji Eichendorff – Krasiński i Norwid;
– o atrybutyzacji.
„Zazwyczaj ckliwie a płaczliwie o Eichendorffie górnośląscy ludkowie sentymentalni sobie rozprawiali jako o poecie swoim, najbardziej swoim oraz swojskim i oswojonym. Aczkolwiek zapomnianym. Zapominanym usilnie. Wybijanym z głowy przez władze, dawniej i nie tak dawno. Kafyju napili się w Łubowicach amatorzy późnoromantycznego wieszcza i było po rocznicach.
Poezji, słowo po słowie, nie recytowało się. Nie wiadomo czemu. A raczej wiadomo, dobrze wiadomo: Eichendorff jest tak znany, tak znany, że nie ma sensu najmniejszego go cytować, recytować, śpiewać, czytać, imitować, interpretować. Najlepiej oprawionego w pozłacaną okładkę do szafy śląskiej schować. I dalej narzekać, jak to ten Eichendorff wielki jest, lasym wōnio i hajmatym, a mało mu się czasu poświęciło, tak mało czasu i uwagi.
Z Cygaro Eichendorffa – posłowie Zbigniewa Kadłubka
Książce pani Korzeniewicz poświęcę uwagę tak nebenbei/ au fait/ by the way chyba w marcu 2021.
Chociaż niewątpliwie spróbuję dociec, cóż takiego autorka miała na myśli, obiecując, że to o Josephie Eichendorffie INACZEJ.
‘Nen schönen Schreibstil beherrschen Sie Herr Lubina! Würde es Ihnen auch gelingen im Deutschen die Gedanken so zu verfassen? Es verlangt förmlich danach…