Piotr Zdanowicz: Leśna „Magdalenka” – zwyczajne, niezwykłe miejsce

Jadąc samochodem z Gliwic do Kędzierzyna-Koźla drogą krajową 408, niemal przez cały czas jesteśmy w lesie. Nie powinno nas to dziwić, bo właśnie w tej okolicy znajdują się Lasy Rudzkie – jeden z największych górnośląskich kompleksów leśnych. Skrywają one tereny z cenną przyrodą, a także historyczne pamiątki związane z bytnością rudzkich cystersów oraz raciborskich i sławięcickich władców. Są też doskonałym środowiskiem do uprawiania turystyki pieszej i rowerowej, obfitując w szlaki krajoznawcze oraz infrastrukturę potrzebną cyklistom i spacerowiczom. Jednak tym razem, przedmiotem naszego zainteresowania nie będą: turystyka, przyroda, ani też historia rudzkich cystersów, ale pewien niepozorny leśny świątek.

 

Historia z nieznanym początkiem

Aby rozpocząć opowieść musimy się cofnąć do czasów, kiedy głównym szlakiem komunikacyjnym tej okolicy nie była „krajówka” o numerze 408, lecz zupełnie inne trakty, wiodące poprzez przepastną wówczas puszczę śląską. Właśnie przy jednym z leśnych rozstai, opodal miejsca, gdzie stykają się tereny historycznych ziem: raciborskiej, kozielskiej, gliwickiej i sławięcickiej, a dzisiaj przebiega granica województw: śląskiego i opolskiego – zbudowano kapliczkę zwaną „Magdalenką”. Kiedy to było? No cóż, tutaj mamy pewien kłopot, bo żadne źródło konkretnej daty nie podaje.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Wprawdzie na belkach drewnianej wiaty przykrywającej pierwotny (starszy) świątek, widnieje rok 1784 i taki czas powstania kaplicy podają niektóre publikacje. Jednak kapliczkę zaznaczył już Christian von Wrede na swej wojskowej mapie pochodzącej z roku 1749, zaś pewien dokument z 1729 r. informuje nas, że „od niepamiętnych czasów” gromadzili się tam pielgrzymi.

Doroczne obchody na „Magdalence” we wrześniu 2015

Legendy, podania, opowiastki…

Ze świątkiem związana jest też cała masa mniej lub bardziej prawdopodobnych opowiastek. Jest opowieść o zaginionej kilkaset lat temu, córce pana na Rudach – i tę możemy od razu „włożyć między bajki”, bowiem do 1810 r. rudzki zamek był cysterskim klasztorem. Miała też być kapliczka aktem pokuty za popełnioną w tym miejscu zbrodnię lub też przebłagalnym votum jakiejś dziedziczki Sławięcic, za wcześniejsze grzeszne życie (stąd patronka, św. Magdalena, zwana „świętą grzesznicą”). Są też opowieści o nawróconym grzeszniku oraz wędrowcu, który zabłąkał się w okolicy i ledwo uszedł z życiem.

Jedna z bardziej prawdopodobnych opowieści wiąże historię powstania „Magdalenki” z bytnością króla Jana III Sobieskiego, podążającego w 1683 r. ku wiedeńskiej wiktorii. Rzeczywiście, wojska Sobieskiego szły od Gliwic w stronę Raciborza przez rudzkie lasy, a biorąc pod uwagę ilość przemieszczającego się wojska, z pewnością jakaś jego część obok kapliczki przechodziła (zakładając, że świątek już wówczas istniał).

Z domniemaną bytnością króla Sobieskiego w okolicach „Magdalenki” wiąże się też pewna mroczna legenda. Otóż przy znajdującym się opodal rozstaju dróg, leżał do niedawna spory głaz. Na kamieniu tym miał król osobiście pozbawić życia żołnierzy, którzy dopuścili się „gwałtu” na miejscowej ludności i odtąd pojawiać się miały w okolicy upiorne zjawy nieszczęsnych wojaków. Epilog tej historii jest jednak dość prozaiczny – kilka lat temu głaz zniknął „w niewyjaśnionych okolicznościach” i być może zdobi jakąś posesję. Należy mieć nadzieję, że duchy wojaków zmieniły „rewir straszenia” wraz z kamieniem… w każdym razie byłaby to dla nowych właścicieli głazu okoliczność niezwykle… „pouczająca”.

Wracając zaś do spraw bardziej empirycznych, warto też wspomnieć, że kaplica bywa wspominana w miejscowych podaniach jako miejsce, gdzie chroniła się okoliczna ludność w czasie okrutnej wojny trzydziestoletniej (1618-48). Bardzo prawdopodobne wydaje się też podanie, jakoby świątek zbudowali cystersi z Rud jako „pobożne miejsce” dla mieszkańców okolicznych wiosek oraz pracowników leśnych. Trzeba nam bowiem wiedzieć, że jeszcze w początku XVIII w., na obszarze od Rud do Sławięcic nie było żadnego kościoła, a przecież właśnie w tym czasie, w okolicach Goszyc, Trachów, Ortowic i Kotlarni, czyli wzdłuż doliny rzeki Bierawki, płynącej opodal kapliczki, powstawały leśne huty tworzące największe wówczas górnośląskie zagłębie metalurgiczne (wraz z zakładami istniejącymi wzdłuż nurtu Kłodnicy). Były też już wcześniej w okolicznych lasach osady smolŏrzy, siōngŏrzy i kurzokŏw, czyli ludzi trudniących się wytwarzaniem smoły i węgla drzewnego.

Pierwotna kapliczka wewnątrz dobudowanej później drewnianej wiaty

Opowieść najbardziej nieprawdopodobna jest… prawdziwa

Tak się jednak składa, że najbardziej nieprawdopodobna historia związana z „Magdalenką” zdarzyła się całkiem niedawno. Zaczęło się wiosną 1992 r., od kradzieży z kaplicy obrazu z wizerunkiem Marii Magdaleny, przestrzelonego już w 1945 r. sowieckimi kulami. Społeczność pobliskiego Tworoga opiekująca się kapliczką, ufundowała nowy obraz i w lipcu, jak co roku, odbyły się uroczystości odpustowe. Dokładnie miesiąc później – 26 sierpnia 1992 r., w rudzkich lasach rozszalał się największy wówczas leśny pożar w nowożytnej historii Europy.

Przez 19 dni walczyło z nim 10 tys. ludzi, 1100 samochodów strażackich, samoloty, śmigłowce, 50 cystern kolejowych i 6 lokomotyw, czołgi, pługi i inny ciężki sprzęt. Mimo to spłonęło 9 tys. hektarów, czyli 90 km2 lasu, a więc umowny prostokąt o wymiarach 10 x 9 km. Tymczasem „Magdalenka” wciąż stoi nietknięta żywiołem… No dobrze, pewnie pożar po prostu przeszedł bokiem. Otóż nie… nawałnica zbliżała się do świątka dwa razy. Strażacy zdołali pokryć pianą gontowy dach i musieli się wycofać. Od 2 tygodni nie było deszczu, a temperatura sięgała 300C, więc szansa na uratowanie drewnianej budowli była niemal zerowa. Tymczasem płomienie strzelały na kilkanaście metrów, na dach sypały się iskry, ale „Magdalenka” nie zajęła się ogniem. Zresztą ślady tego, co wówczas działo się w tym miejscu widać jeszcze dzisiaj. Tylko przy samej kaplicy stoją wiekowe wiązy i dęby, a dookoła rozpościera się młody las, posadzony już po pożarze.

Ocalała więc „Magdalenka”, dopisując kolejny wątek do swej bogatej historii. Odtąd bowiem jawi się okolicznym mieszkańcom, także jako symbol walki z żywiołem. Właśnie dlatego, w każdą pierwszą niedzielę września jest w tej okolicy tłoczno. Przybywają biskupi z niedalekich Gliwic, jest orkiestra, wozy strażackie oraz delegacje strażaków i leśników w galowych strojach… To wówczas odbywają się „na Magdalence” uroczystości wraz z mszą św. w intencji poległych strażaków oraz wszystkich, którzy walczyli z żywiołem w sierpniu 1992 r.

SONY DSC

Niepozorny świadek leśnej historii

Pewnie dla jednych już zawsze będzie oczywistym, że „Magdalenkę” ochronił cud, a dla innych będzie to tylko wyjątkowe zrządzenie losu. Nie dowiemy się też zapewne w jakich okolicznościach „przybyła” w górnośląskie knieje Maria z palestyńskiej Magdalii, stając się patronką leśnego świątka. Kapliczkę mógł bowiem wystawić ktokolwiek, a powód mógł być niesamowity albo zupełnie prozaiczny.

Jednak w wypadku takich miejsc, nie to co zdołamy dostrzec z pomocą owego „szkiełka mędrca” wydaje się najbardziej istotne. Ważniejsza jest bowiem otaczająca kapliczkę aura tajemniczości i swoisty mistycyzm tego leśnego uroczyska. To one powodowały, że świątek stawał się przez stulecia częścią tradycji i leśnego etosu tutejszych Górnoślązaków, będąc dla nich źródłem nadziei i otuchy, ale zapewne także miejscem pełnym tajemnic i niedopowiedzeń.

Zatem pomimo tylu dziejowych kataklizmów, to urokliwe miejsce wciąż żyje swym leśnym życiem. Jak przed wiekami strudzeni wędrowcy przemierzający puszczę śląską, znajdowali na „Magdalence” bezpieczną przystań, tak współcześni turyści i spacerowicze odnajdują tam chwilę na wytchnienie, okazję do refleksji i zadumy…

I jeszcze jedno: warto odwiedzić „Magdalenkę” również dlatego, ponieważ to jedno z tych miejsc, gdzie wsłuchani w ciszę leśnego sacrum, możemy doświadczyć tego bezcennego uczucia, że cały ten szalony „świat”, który co dnia pogania nas coraz bardziej, jest teraz gdzieś tam… bardzo daleko…

 

Tekst i fotografie: Piotr Zdanowicz – pasjonat oraz badacz historii, kultury i przyrody Górnego Śląska. Dziennikarz, autor lub współautor książek i reportaży, a także kilkunastu prelekcji, kilkudziesięciu artykułów prasowych oraz kilkuset tysięcy fotografii o tematyce śląskiej. Pomysłodawca rowerowych i pieszych szlaków krajoznawczych na terenie Katowic, Mysłowic i Tychów oraz powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego. Poeta, muzyk i plastyk-amator. Z zawodu elektronik, budowlaniec oraz magister teologii.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Piotr Zdanowicz – pasjonat oraz badacz historii, kultury i przyrody Górnego Śląska. Dziennikarz, autor lub współautor książek i reportaży, a także kilkunastu prelekcji, kilkudziesięciu artykułów prasowych oraz kilkuset tysięcy fotografii o tematyce śląskiej. Pomysłodawca rowerowych i pieszych szlaków krajoznawczych na terenie Katowic, Mysłowic i Tychów oraz powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego. Poeta, muzyk i plastyk-amator. Z zawodu elektronik, budowlaniec oraz magister teologii.

Śledź autora:

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza