Jan Hahn: Śląski Blues
Kolebką i centrum światowego bluesa jest dorzecze Missisipi, stolicą bluesa w Polsce jest Górny Śląsk, dorzecze Rawy i Czarnej Przemszy. Przez dziesięciolecia setki muzyków rozwijało ten charakterystyczny rodzaj muzyki, począwszy od Silesian Blues Band (który przekształcił się w słynny SBB), Dżem, Krzak, Gang Olsena, Cree (założony w Tychach przez trzech 16 – latków z Sebastianem Riedlem), do Śląskiej Grupy Bluesowej. Tacy muzycy, jak Józef Skrzek, Ryszard Riedel i jego syn Sebastian, Ireneusz Dudek, Jerzy Kawalec, Andrzej Urny, Leszek Winder stworzyli i ugruntowali śląskie brzmienie bluesa, o którym Zbigniew Hołdys powiedział, że rozpoznaje je po pierwszym akordzie gitary.
Śląski blues doczekał się imprezy o światowym wręcz znaczeniu, przyciągającej największe sławy – „Rawy Blues”. Jest to największa na świecie impreza bluesowa odbywająca się pod dachem (in – door) corocznie od 1981 roku, wyróżniana najwyższymi muzycznymi nagrodami i ściągająca do katowickiego Spodka gwiazdy światowego bluesa i fanów tej muzyki z całego świata. Niedawno otwarto Szlak Śląskiego Bluesa upamiętniający postaci i miejsca go tworzące. Docelowo na szlaku ma się znaleźć 46 miejsc, przeważnie związanych z legendarnymi, w większości już nieistniejącymi klubami (jak ekskluzywny „Puls” w Katowicach, do którego trudno było wejść, czy „Pyrlik” w Bytomiu lub „Leśniczówka” w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku). Wszystko lub prawie wszystko na temat tego interesującego i unikalnego w skali europejskiej zjawiska znaleźć zaś można w książce Leszka Windera „Śląski Blues”, która ukazała się pod koniec 2018 roku.
W czym tkwi tajemnica popularności tego specyficznego gatunku muzyki właśnie na naszej ziemi? Czyżby „Czarny Śląsk” odpowiadał specyfiką amerykańskiemu królestwu czarnego bluesa? Na pewno śląskich i amerykańskich bluesmanów łączyło jedno podobieństwo: amerykańskie środowisko miejskie urban bluesa i liczba miejsc na Górnym Śląsku, gdzie można było spotkać się z przyjaciółmi i ze słuchaczami. Takiej liczby (wymieniłem ją wyżej) nie uświadczysz w Polsce, trudno też spotkać inny kraj w Europie dysponujący na niewielkiej przestrzeni (konurbacja, dziś Metropolia, śląska) taką bazą muzyczną i tak licznym gronem odbiorców muzyki blues, rythm and blues, rock and roll, hip – hop. A pomuzykować jeszcze można było na festiwalach, festynach i niezliczonych imprezach muzycznych. Co jeszcze mogło zadecydować, że śląski blues stał się zjawiskiem muzycznym i kulturowym do tego stopnia, że o „Dżemie” i jego liderze – Ryszardzie Riedlu, o katowickiej „Paktofonice” nakręcono filmy fabularne, a wspomniana „Rawa Blues” jest swoistą manifestacją i pokazem siły i piękna bluesa?
Gitara wszak nigdy nie była ulubionym instrumentem Ślązaków (harmonijka ustna owszem, jak najbardziej). Czyżby życie na Górnym Śląsku stało się tak nie do zniesienia, odczucia i myśli mieszkańców tej, tak długo eksploatowanej, wykorzystywanej i degradowanej dzielnicy były tak przygnębiające (blues to z angielskiego smutek, rozpacz), że Ślązacy sięgnęli po ten gatunek muzyczny, by wyrazić swe uczucia i odczucia? Być może, szczególnie, że harmonijka ustna (organki) to najpopularniejszy od pokoleń instrument Górnoślązaków. Takie zespoły, jak „Con Brio”, koncertujący od 1970 roku prawie w każdym kraju Europy, zdobywający najwyższe miejsca w międzynarodowych konkursach (np. I miejsce w Międzynarodowym Konkursie Gry na Harmonijkach Ustnych w Detroit, USA, w 1991 roku), jako jedyny polski zespół biorący udział w koncertach galowych Światowych Konkursach Gry na Harmonijkach Ustnych odbywających się w Trossingen (Niemcy), reprezentują najwyższy: „filharmoniczny”, zawodowy nurt organkowego koncertowania Ślązaków. Wirtuozami harmonijki ustnej byli też bluesmani: bracia Skrzekowie, Ryszard Riedel, Ireneusz Dudek.
Spróbujmy jednak odpowiedzieć na pytanie trochę wcześniej postawione: czy w śląskim bluesie brzmi bunt, czy jego nuty wyrażają sprzeciw wobec obserwowanej i przeżywanej rzeczywistości, czy śląscy bluesmani w swych utworach odnoszą się jakoś do otaczającego ich świata? Odpowiedź, jak zawsze na pytanie dotyczące złożonego zjawiska, jest niejednoznaczna. Większość zespołów granie bluesa traktowała jak muzyczną odskocznię, czas, w którym można osiągnąć szczęście w gronie przyjaciół i w charakterystycznym brzmieniu. Często też blues był formą świetnej zabawy, jak na przykład w wykonaniu Starego Dobrego Małżeństwa („Śląski blues”), czy tarnogórskiego zespołu „Koala band” („Piwo”, „Obalili halba”), nie mówiąc już o repertuarze zespołu Shakin Dudi Irka Dudka. Owszem, odniesienia do Górnego Śląska i życia w tym regionie widoczne były w wielu utworach śląskich zespołów bluesowych, nie były jednak dominujące, tak wyraziste. Bardziej dotyczyły one trudów życia i pułapek, jakie ono na człowieka zastawia (wódka, narkotyki) i problemów egzystencjalnych. Weltschmerz, ból istnienia przebija z wielu piosenek Dżemu, z głosu Ryszarda Riedla.
Górny Śląsk i problemy z nim związane stały się dominujące wraz z pojawieniem się bluesmanów śpiewających po śląsku. Już sam fakt użycia tego najważniejszego czynnika identyfikującego tożsamość wpływa na wymowę i oddziaływanie muzycznej wypowiedzi. Jan „Kyjks” Skrzek, Marek „Makaron” Motyka śpiewają o Śląsku po śląsku, nic więc dziwnego, że ich muzyka jest tak autentyczna, poruszająca i zapada głęboko w pamięć.
Identyfikację środowiskową najdalej posuniętą, zastosował nieodżałowany Andrzej „Toluś” Skupiński w swym „Gelynder blues”, i cytatem z tej ballady bluesowej zakończę rozważania o śląskim bluesie:
Jo sie miyszkōm na krojcoku
Wele gruby Boży kōnt,
W trzisztokowym familoku
Mōj rodzinny dōm.
Szanowny Panie Janie !
Myślę że trochę powierzchownie Pan potraktował Śląski Blues. Jestem Ślązakiem 50% (moja matka pochodziła z Wielkopolski i dlatego choć uwielbiam śląską godkę to posługuję się nią słabo. Mój dziadek i ojciec byli Ślązakami z krwi i kości. Dziadek za swoją “Polską Śląskość” zapłacił swoim życiem. Był żołnierzem Armii Hallera, uczestnikiem 1, 2,3 Powstania Śląskiego, walczył o Lwów z Ukraińcami, uczestniczył w odzyskaniu Pomorza, walczył z Bolszewikami w 1920 a w 1939roku został pojmany przez hitlerowców i rozstrzelany wraz z 45 innymi powstańcami pod Rawiczem. Z pamiątek jakie posiadam wynika że muzyka dla Ślązaków była zawsze czymś bardzo ważnym. Dziadek jeszcze kiedy były Prusy zakładał grupy śpiewacze, grał na skrzypcach. Ojciec grał na skrzypcach i mandolinie. Mnie i moich braci starał się zarazić muzyką i posyłał nas na naukę gry na fortepianie. Mój brat Zdzisław opanował ten instrument doskonale (niestety już nie żyje) Ja z kolei bardziej zainteresowałem się gitarą na której gram do dzisiaj (bluesa i jazz). Wydaje mi się że ponieważ Ślązacy byli przez lata gnębieni przez Prusaków, potem po Powstaniach Śląskich ich wymarzona Polska nie spełniła oczekiwanych nadziei (zarządzający niemieccy zostali zastąpieni zarządzającymi polskimi z pominięciem Ślązaków). Również po wojnie Ślązacy byli traktowani jako tania siła robocza (Uniwersytet Śląski został utworzony dopiero w latach 60 tych jak również i politechnika Gliwicka powstała późno a więc kadry były nie ze Śląska). Dlatego Ślązacy czują się do tej pory oszukani (tym bardziej że próby uzyskania dla Śląska jakiejś autonomii na początku lat 21 wieku spełzy na niczym) podobnie jak murzyni z Mississipi w latach początku 20 wieku. I dlatego Ślązacy czują bluesa jak nikt inny z społeczności polskiej. Wydaje mi się że to jest szczególnie widoczne w twórczości gliwickiej grupy KSW.
P.S. Pominął Pan w swojej wypowiedzi bardzo ważny zespół śląski “KWADRAT” . W zespole tym między innymi grali moi koledzy szkolni (z którymi miałem okazję wspólnie grać jak również z Jurkiem Kawalcem który był z sąsiedniej klasy czy też Michałem Gieruszkiewiczem który mieszkał 100 m ode mnie) a mianowicie Rysiek Węgrzyn (gitara) oraz Wiesiek Susfał (skrzypce, altówka). To dopiero po rozpadzie Kwadratu w stanie wojennym (Rysiek zdecydował się na emigrację) i przejściu Michała Giercuszkiewicza i Otręby do zespołu Dżem ten dopiero wypłynął na szerokie wody.