„Cebulowŏ ksiynga umartych” – recenzja Henryka Jaroszewicza
Wydany u schyłku ubiegłego roku w wydawnictwie SilesiaProgress debiutancki tom wierszy Mirosława Syniawy zatytułowany „Cebulowǒ ksiynga umartych” to dzieło wybitne. Zachwycające formą i treścią, imponujące sprawnością rzemiosła literackiego, olśniewające barwnością przedstawionych postaci, zaskakujące zarówno wyobraźnią autora, jak i detektywistyczną wręcz umiejętnością rekonstrukcji zdarzeń. To dzieło wyjątkowe, bo z jednej strony mowa o tomiku wierszy bardzo prywatnych i osobistych, wręcz intymnych – ich bohaterami są bowiem przodkowie, krewni autora. Równocześnie jednak mowa o zbiorze wierszy dotykającym kwestii uniwersalnych, niosącym przesłanie zrozumiałe w każdym zakątku świata.
Syniawę znamy jako utalentowanego tłumacza, powieściopisarza, ale i znawcę języka śląskiego. Dał się przed kilkoma laty poznać z kapitalnych przekładów światowej poezji zebranej w tomiku „Dante i inksi” oraz wydanych nieco później translacji wierszy szkockiego poety narodowego Roberta Burnsa „Spōmnijcie se Tamowã klaczkã”. Chorzowski twórca jest też autorem udanego, erudycyjnego kryminału „Nunquam Otiosus”, którego akcja toczy się w okresie baroku, na Śląsku. Syniawa ma również na swoim koncie zbiór (stojących na bardzo wysokim poziomie naukowym) lingwistycznych esejów zatytułowany „Ślabikŏrz niy dlŏ bajtli” oraz lwią część fundamentalnego dla standaryzacji śląszczyzny elementarza „Gōrnoślōnski ślabikŏrz”.
Tym razem mamy okazję poznać Syniawę z innej strony – jako poetę. „Cebulowǒ ksiynga umartych” nie jest jednak zwyczajnym tomem zawierającym garść debiutanckich liryków. Jak już wcześniej powiedziano, mowa raczej o sfabularyzowanym i zrekonstruowanym wycinku własnego drzewa genealogicznego, któremu autor nadał formę liryków. W czterdziestu pięciu wierszach składających się na tomik autor snuje bowiem barwne opowieści o autentycznych postaciach, swoich przodkach, sięgając aż dziesięć pokoleń wstecz i cofając się w czasie do XVII w. Na podstawie szczątkowych informacji, wyszperanych zapewne w zakurzonych archiwach, Syniawa rekonstruuje pojedyncze wydarzenia z życia przodków, przedstawiając je zarówno w śląskim, jak i szerszym – europejskim – kontekście historycznym i społecznym. Każdy z wierszy staje się więc swoistego rodzaju barwną, konkretną inkrustracją w szarym, jednostajnym ciągu dekad i wieków, które upłynęły pochłaniając z sobą miliony szarych, niezapamiętanych ludzkich istnień.
Warto zauważyć, że niektórym wierszom z „Cebulowyj ksiyndze umartych” towarzyszą umieszczone na końcu tomiku Kōmyntŏrze. Zwykle opisują one kontekst wydarzeń przedstawionych w wierszu, niekiedy pełnią funkcję faktograficznego uzupełnienia, przeradzającym się nieraz w zaskakującą puentą. Zbliżoną funkcję spełnia także zestawienie niemal trzystu przodków Mirosława Syniawy, umieszczone tuż za Kōmyntŏrzami. Interakcja istniejąca między wierszami a towarzyszącymi im komentarzami bardzo często uatrakcyjnia lekturę wierszy, dodaje lirykom Syniawy wielowymiarowości. Weźmy jako przykład dość ponury wiersz Coż ma robić dziołcha, opowiadający o rozpaczy młodej dziewczyny, która została wydana za starego i bogatego kowala, mimo że w glębi serca kochała Wandelina, chłopca ze swojej wsi. Odbiór tego liryku, opowiadającego o dość prozaicznej praktyce wydawania młodej i ubogiej dziewczyny za starego i bogatego wdowca, będzie zupełnie inny, jeśli zerkniemy do komentarzy. Dowiemy się z nich, że kowalowa, Johanna Godziek, w trzy lata po ślubie pochowała swojego starego i niekochanego małżonka, a rok później wyszła ponownie za mąż za niejakiego… Wandelina Ociepkę. W liryku Pyjter odnajdujemy poruszające w swojej prostocie wyznania mężczyzny utyskującego nad żołnierską tułaczką i cierpiącego wskutek rozłąki z dziećmi i żoną. Ślązak w mundurze Wehrmachtu marzy o szczęśliwym powrocie do domu z wojny, która – jak wskazują wszystkie znaki na niebie i ziemi – zbliża się na szczęście ku końcowi. Wystarczy jednak zerknąć do spisu przodków, aby się przekonać, że dająca nadzieję i budząca optymizm wymowa wiersza oszukała zarówno nas, czytelników, jak i samego Pyjtra. Peter Szprycha nigdy bowiem nie wrócił z wojny, nigdy nie zobaczył swojej rodziny – zginął bowiem na froncie w 1945 r., tuż przed zakończeniem walk.
Interakcja zachodząca pomiędzy przedstawionymi wierszami a uzupełniającym ich lekturę komentarzami oraz spisem ascendentów nie jest jedynym ciekawym zabiegiem zastosowanym przez Syniawę. Niektóre wiersze z tomiku „Cebulowǒ ksiynga umartych” tworzą bowiem swoistego rodzaju dublety, pokazujące powtarzalność koła historii. Związek taki dostrzec można między wierszem Sesselpuper, którego bohaterka z oburzeniem komentuje to, że w urzędzie wymagano od niej użycia niemieckiego – „hier ist Deutschland, du musst deutsch sprechen” – oraz wierszem Rzicie w kraglach, gdzie narratorka utyskuje nad faktem, że jakaś nowo przybyła urzędniczka domaga się od niej posługiwania się czystą polszczyzną, taką „z tym ę, ą”. Para obu tych liryków zręcznie, w skrótowy sposób rysuje los Ślązaków, których odrębność – także językowa – przynajmniej od XIX w. była solą w oku tych, którzy sprawowali nad Śląskiem władzę. Inne wiersze, będące swoistego rodzaju dubletami, zwyczajnie opowiadają tę samą sytuację z kilku różnych punktów widzenia. Historię dojrzałego mężczyzny, opętanego miłością do młodziutkiej córki ‘zowitki’, którą chce wbrew wszystkim i wszystkiemu poślubić poznajemy w liryku Szymōnōw Szymōn. Następny wiersz (Trudka ôd Kôniczki) przedstawia nam rozpacz świeżo wydanej za mąż czternastoletniej dziewczyny, która nie chce zrozumieć tego, że jej ślub ze starszym i bogatym kawalerem pozwoli zrzucić z siebie poniżające odium nieślubnego dziecka.
Syniawa w swoim tomiku dał się poznać jako sprawny i wszechstronny technicznie poeta. Ze swobodą i zręcznością nadaje swoim wierszom formę sonetu (Johan), służy się dystychem (Aneta), tercetem (Matuszōw śnik), jedenastozgłoskowcem o rymach krzyżowych, (Walek i panōczek), klasycznym trzynastozgłoskowcem (Ściyrnisko). Potrafi napisać wzruszający tren (Starzikōw lament), nakreślić białym szesnastozgłoskowcem imponującą scenę batalistyczną (Śmierć muszketera). Nie sprawia mu też żadnego problemu stworzenie udanego liryku, będącego rubaszną (weselną?) przyśpiewką (Powiadajōm synki). Spod pióra Syniawy bez trudu wypływają strofy zarówno z rymami żeńskimi, (Lyjna), jak i wiersze zbudowane na asonansach (Francka). Techniczej zręczności i pomysłowości Syniawy dowodzi fakt, że potrafił przekształcić w formę liryczną nawet tekst przysięgi składanej przez urzędnika obsługującego wagę miejską (Przisiynga torszrajbera)!
Chorzowski poeta nie jest jednak nudnym kuglarzem, który różnorodnością użytych form i stylów tuszuje nieumiejętność budowania opowieści i dostrzegania czegoś wyjątkowego w tym, co innym wydaje się niewarte uwagi. Czytając „Cebulowõ ksiyngã umartych” często jesteśmy urzeczeni użytymi alegoriami, metaforami, epitetami. Wiersz Ściyrnisko otwiera obraz błotnistej wiejskiej drogi i jadącego nim wozu. Koleiny, w których zagłębiają się koła stają się symbolem mozołu życia i niemożności zmiany swojego losu. W Trudce Jymiołkowyj pojawia się piorunująco trafna alegoria – o nic nie znaczącym życiu zwyczajnej wieśniaczki Syniawa pisze „przeleciało te życie jeji jak mysz polnŏ / postrzōd kempek trŏwy, / tak, co ani żŏdyn, / iże cojś tam przesmykło wartko, niy zmiarkowoł”. Kamieniarz, zwyczajny rzemieślnik trudniący się wyrobem nagrobków, staje się w wierszu Marmurowy anioł cierpliwym magiem, który długo wpatruje się w różne bryły marmuru, aby odkryć „w keryj siedzi anioł”. Kiedy już bryła kryjąca nagrobkowego anioła zostanie odnaleziona, przychodzi pora na łatwiejszą część pracy: „terŏz już jyno musi dostać się dō niego, / ôpaternie ôdklupać marmurowo skałã, co w niyj sie ta figōra przed światym schowała”. Jeden z najlepszych wierszy zebranych w tomiku, wyróżniający się formalnie i tematycznie na tle pozostałych, to Wachtyrz ôgnia – utwór oniryczny, tryskający alegoriami, otwierający tuzin interpretacyjnych ścieżek. Ten wiersz Syniawy to z jednej strony poetycki opis pracy kowala, ale też odległy refleks ludowych baśni o rusałkach zwodzących na manowce, być może próba reinterpretacji mitu o Tezeuszu i labiryncie. Wiersz można jednak postrzegać także jako zmaterializowany do postaci krótkiego liryku moralny imperatyw, nakazujący podążanie własną drogą i dochowanie wierności swoim ideałom.
Wielką sztuką, której udało się dokonać Syniawie jest to, że choć bohaterami niemal wszystkich jego wierszy są prości ludzie, umieszczeni w kontekście codziennego, banalnego życia, każdy wiersz czyta się z wielkim zainteresowaniem. Postaci z tych wierszy stają się nam bliskie, niezależnie od tego, czy utwór opowiada o rozpaczy matki, która straciła dzieci, o utrapieniach żony nieznającej losu męża, który poszedł na wojnę, o górniku, który stracił rozum po wypadku na kopalni, o żołnierzu świadomym zbliżającej się śmierci, czy w końcu o pijaku, którzy żebrze pod kościołem. Autorowi udało się przyciągnąć uwagę czytelnika tym, że nie próbował roztaczać wizji arkadyjskiej przeszłości, szkicować romantycznego obrazu śląskiej „wsi spokojnej, wsi wesołej”, sprzedawać pruderyjnego i zafałszowanego obrazu codziennego życia zwyczajnych Ślązaków. Dzięki temu stają nam przed oczami postaci z krwi i kości, autentyczni, wyraziści ludzie. Czasem są to ludzie nieświadomi tego, że współuczestniczą w historycznych wydarzeniach, tak jak tytułowy muszkieter ze Śmierci muszketera¸ biorący udział w wojnie, która kiedyś przejdzie do podręczników historii pod nazwą „wojny trzydziestoletniej”. Zwykle jednak są to postaci zupełnie zatopione w banalnej, nieważnej egzystencji, podobnej do egzystencji setek i tysięcy innych chłopów, robotników, kowali, kamieniarzy, ogrodników, nauczycieli, górników, domowych gospodyń. To ludzie, którzy łakną jakiegokolwiek potwierdzenia tego, że ich życie ma sens. Tego, że cokolwiek po nich pozostanie. Miotają nimi różne pragnienia – pożądają kobiet, mężczyzn, władzy, pieniędzy, czasem odrobiny godności. Są łamani przez tragizm życia, przez biedę i ubóstwo. Próbują – zwykle bezskutecznie – wytoczyć się z kolein swojego losu i móc samodzielnie decydować o własnym życiu.
Z jednej strony nie można zapominać, że we wszystkich wierszach „Cebulowyj ksiyngi umartych” mowa o prawdziwych postaciach, przodkach Mirosława Syniawy, który łaskawie pozwolił nam zajrzeć do fascynującej i fascynująco opowiedzianej historii swojej rodziny. Fakt ten sprawia, że „Cebulowŏ ksiynga umartych” to bardzo prywatny i intymny zbiór. Z drugiej jednak strony każdy z nas może odnaleźć w swojej rodzinie kogoś podobnego do wielu postaci, które szkicuje Syniawa – a może nawet odnaleźć samego siebie? Wiersze Syniawy podejmując takie tematy jak śmierć, samotność, pożądanie, zmaganie się z przeznaczeniem, odwołując się również do archetypicznych postaci wdowy, sieroty, szaleńca, żołnierza, przenoszą „Cebulowõ ksingã umartych” do przestrzeni uniwersalnej, ogólnej. Zrozumiałej dla ludzi żyjących w każdej epoce, w każdym zakątku świata. Połączenie tej intymności i uniwersalizmu to bez wątpienia jeden z największych walorów, jaki posiada tom wierszy Syniawy.
Ostatecznie trzeba zauważyć, że zbiór liryków Syniawy, pomimo całej swej uniwersalności, z pewnością będzie szczególnie bliski Ślązakom. Wynika to z dwóch powodów. „Cebulowǒ ksiynga umartych” została napisana nie po polsku, ale po śląsku. Co ważne, jest to śląszczyzna najwyższych lotów – soczysta, barwna, pełna wyrazu, niemal wzorcowa. Sam tomik zaś, pomimo całej swojej uniwersalności i równocześnie prywatności, wykorzystuje niemal wyłącznie sztafaż śląskich realiów. Syniawa w wielu miejscach nawiązuje do tragicznego losu Ślązaków, którzy tak często w historii stawali się zwyczajnym, tanim mięsem armatnim – zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej światowej wojny (Ludzkie zboże, Pejter). Pojawia się w jego wierszach temat plebiscytu na Górnym Śląsku i śląskie przekleństwo konieczności narodowego samookreślenia (Terror w errorlańdzie). Mamy wśród bohaterów wierszy Syniawy górników, zwykle takich, których ciężka praca zepchnęła na dno – jeden z nich oszalał (Niy bier ty se dzioucho), drugi stał się pijakiem i żebrakiem (Dziŏd pod hołdōm). Odnaleźć można w „Cebulowyj ksiyndze umartych” nawet poetycko ujęte wątki ekologiczne. Dla tytułowego dziada, degradacja środowiska, zatrucie rzek, cuchnące hałdy to kara, jaką śląska ziemia wymierzyła tym, którzy ośmielili się z jej trzewi wydobywać czarne złoto. Ostatecznie nietrudno doszukać się wierszy o metajęzykowym charakterze, opowiadających o losie śląskiej mowy – dla Polaków ciągle zbyt mało polskiej i zbyt niemieckiej, a dla Niemców zbyt mało niemieckiej i nazbyt polskiej (Rzicie w kraglach).
Omawiany tom wierszy Mirosława Syniawy to czarna perła, bez wątpienia najdoskonalsze śląskie dokonanie literackie. Choć w ostatnich latach ukazało się wiele udanych, śląskojęzycznych pozycji – tłumaczenie „Dracha” Grzegorza Kulika, tom opowiadań „Leanderka” Rafała Szymy, cykle powieściowe Alojzego Lyski i Marcina Melona – to jednak „Cebulowõ ksiyngã umartych” należy ocenić najwyżej. To dzieło formalnie najbardziej dopracowane, tematycznie najbardziej intymne i prywatne a zarazem najbardziej śląskie i równocześnie najbardziej uniwersalne i powszechne. Trzeba też szczególnie zaakcentować pewną istotną kwestię – tak wysokie wartościowanie tomiku Syniawy znajduje zastosowanie również poza kontekstem literatury śląskiej. To obiektywnie rzecz biorąc wyjątkowo cenne osiągnięcie liryczne, niezależnie od tego, że zostało napisane po śląsku. Podobną recenzję wypadałoby napisać, gdyby ktoś taki zbiór zdecydował się wydać po niemiecku, francusku, rosyjsku czy nawet po polsku. Niemieckojęzyczna, czy polskojęzyczna, „Cebulowo ksiynga umartym” dalej byłaby wybitnym dziełem współczesnej liryki, cechowałaby ją tylko jedna rysa – użyty język nie byłby prawdziwym językiem ziemi i ludzi, o których pisze się w wierszach Syniawy. Pozostaje się więc jedynie cieszyć, że chorzowski poeta potrafił – i odważył się – nakreślić tak piękne i poruszające obrazy i postaci językiem śląskim.