Złota kaczka
Złota kaczka, kaczka dziwaczka, głęboko pod ziemią leży.
Jedenaście jajek pod sobą trzyma, gdy się wyklują, co z nich wylezie?
Tak jej się ładnie rymowało, a jako, że w głębokiej i ciemnej studni studziōło jej się niemiłosiernie, to powtarzała sobie te wesołe rymy. Co innego jej też pozostało? Ponad dwieście lat tu siedziała. Po dwusetnym roku przestała już liczyć. Metalowe jajka cisnęły ją momentami niemiłosiernie w jej szanowne siedzenie i gdyby nie to, że sama była cała z złota, pewnie miałaby już jakieś mało przyjemne odleżyny. Raz po raz próbowała wyczuć, czy złotych jajek nadal jest jedenaście, ale niezbyt dobrze jej to szło. Czasem próbowała oczyścić swoje złote pierza, ale w ciemności nie potrafiła sprawdzić, na ile to cokolwiek dawało, czy kurz nie zakrył tego blasku, który wiele lat temu stał się przyczyną tragedii tej biednej kobiety, która teraz tam do góry błądziła i jej szukała.
Kaczka pogrzebana głęboko pod ziemią nawet tam wyczuwała chłód, który roztaczał się wokoło spacerującej po ruinach swojego zamku hrabiny Gizeli von Gaschin. Gdy tylko złota ptaszyna o tym myślała, krajało jej się serce. Ciało kobiety, dla której tak wiele znaczyła, martwe, porzucone na zimnej ziemi. Na tle szalejących płomieni białe widmo, które niedowierzając rozgląda się wokoło, nie mogąc uwierzyć, że tak właśnie dobiegło końca te życie, które tak wiele miało jeszcze przynieść. Zdumienie pogłębiło się, gdy widmo zrozumiało, że nie potrafi ulecieć tam, gdzie ulatywali inni, których zdążył już pochłonąć ogień. Biała postać zanosi się rozpaczliwym krzykiem, ulatuje na tyle wzwyż, na ile potrafi i zaczyna nawoływać złotej kaczki, ostatniej nici, która łączyła widmo z życiem. Ostatniego przedmiotu, którego dotykały wciąż żywe dłonie. Może gdy ją odnajdzie i zrozumie, co się stało, będzie mogła ulecieć tam, gdzie pozostali.
-Feuer! Wartko! Pōdźcie! Wody!- krzyczą wciąż żywi. Przestają krzyczeć, gdy z zamku pozostają zgliszcza, a ktoś odnajduje porzucone na skraju tajemnego tunelu ciało kobiety.
Zjawa nawołuje przez kolejne lata. Śnieg i słońce naprzemienne przywłaszczają sobie krajobraz, a kaczka, porzucona w ciemnych czeluściach, nie może odpowiedzieć. A chciałaby. Wystarczyłoby jedne otrzepanie się, jeden dźwięk, ale metalowa gardziel nie potrafi wydawać żadnego głosu. Siedzi więc, ukryta, poszukiwana przez wielu śmiałków, przeświadczona o prawdziwości legendy, podług której jej odnalezienie ma przywrócić smutnym, nawiedzanym ruinom zamku dawną świetność. Smutno jej i samotnie, osadzający się brud uderza w jej dumę, jedyną rzecz, którą udaje jej się przez te wszystkie lata utrzymać. Duma i jedenaście jajek.
Złota kaczka, kaczka porzucona, czarny pył pokrywa lśniące pierza.
Szukaj jej, śmiałku, póki odwagi nie braknie, gdy biała dłoń się z ciemności wynurza.