Rok 1920 według wspomnień gen. Hoefera
Karl Hoefer Generalleutnant.a.D.:
Oberschlesien in der Aufstandszeit 1918-21; Erinnerungen und Dokumente (pol.),
Górny Śląsk pod obcym panowaniem i drugie powstanie 1920
Kim był Karl Hoefer?
Generał Karl Hoefer (1862-1939) był pochodzącym z Górnego Śląska pruskim wojskowym. Urodzony w Pszczynie zawodowy żołnierz służył na Śląsku, Nadrenii i w Grudziądzu. Tuż po wybuchu 1.WŚ osiągnął rangę pułkownika. W sierpniu 1915 stracił na Froncie Zachodnim prawe ramię, ale mimo to już rok później zgłosił się do służby czynnej. Do pełnej rekonwalescencji służył jako szkoleniowiec, zanim tuż przed końcem wojny przejął w lutym 1918 komando 117 zapasowej dywizji piechoty, wraz z którą wsławił się podczas 4. Bitwy Flandryjskiej w kwietniu 1918, za co został odznaczony krzyżem walecznych Pour-Le-Merite. Po wojnie jego jednostka została przeniesiona na Śląsk tworząc trzon 32. Brygady Piechoty, której zadaniem była ochrona granic Górnego Śląska. Był on tutaj zatem szefem tzw. “Grenzschutzu” i w tej funkcji spacyfikował zarówno komunistyczne rozruchy jak i tzw. “pierwsze powstanie” 1919 roku. Na mocy Traktatu Wersalskiego musiał opuścić rodzinne strony w styczniu 1920, po czym, przeniesiony w stan spoczynku, zamieszkał w Coburgu, gdzie założył rodzinę. Jako cywil wziął udział w plebiscycie, ale już w maju 1921 – na skutek wybuchu “3. Powstania” – został reaktywowany i mianowany na dowódcę Górnośląskiej Samoobrony (SSOS). Jego ostrożne działania przysporzyły mu sporo krytyki. Dopiero krótko przed śmiercią został doceniony przez faszystowskie już wówczas władze. Wtedy to napisał on swoje wspomnienia, których przytoczony tu skrócony fragment opisuje tzw. “2. Powstanie”. Zmarł w 1939 roku, przed wybuchem 2WŚ, zaś z jego wspomnień przebija przekonanie, że pokojowe współżycie Niemców i Polaków na Śląsku jest nie tylko możliwe ale i konieczne.
Aczkolwiek nie był on naocznym świadkiem wydarzeń 2. Powstania, lecz śledził je z zainteresowaniem na podstawie doniesień prasy i prywatnej korespondencji. Później miał jednak sporo styczności z naocznymi świadkami. Niemniej jednak fragment ten odzwierciedla doskonale subiektywne uczucia patriotycznych Niemców i pro-niemieckich mieszkańców Śląska w tych burzliwych i trudnych czasach.
Wspomnienia generała Hoefera:
Górny Śląsk pod okupacją
Pod koniec stycznia 1920 roku, kiedy w końcu wersalski dyktat został ratyfikowany przez wszystkie uczestniczące w rokowaniach mocarstwa, rozpoczęto ewakuować strefami wojska niemieckie (tj. Reichswehra, Straż Graniczna, Freikorpsy oraz brygady marynarki). Sukcesywnie opuszczały one Górny Śląsk, a ich miejsce zajmowały jednostki aliantów (Francuzów, Anglików i Włochów).
Na podstawie Art. 88 Traktatu Wersalskiego z początkiem stycznia 1920 roku górnośląski teren plebiscytowy przeszedł pod kontrolę “Międzysojuszniczej Komisji Rządowej i Plebiscytowej” (MKR) z siedzibą w Opolu, która składała się z trzech członków: Przewodniczącym komisji był francuski generał Le Rond, który jeszcze podczas rokowań pokojowych w Wersalu zajmował się sprawami Górnego Śląska. Był on wyjątkowo obrotnym dyplomatom i świetnie potrafił manipulować ludźmi dla swych celów. Członkowie jego sztabu mówili o nim: “Le Rond kłamie z taką gracją, że trudno mu się oprzeć”. Bezwzględnie wspierał on Polaków, ponieważ odpowiadało to interesom jego ojczyzny. Miał on przy boku dwóch komisarzy: pułkownika Percivala – jako przedstawiciela Anglii oraz generała De Marinisa – jako przedstawiciela Włoch. Wobec wybitnej osobowości Le Ronda mieli oni jednak bardzo mały wpływ na pracę komisji, która stała ponad następującymi departamentami: dyrektorem departamentu wojskowego był pułkownik Caput, szefem departamentu administracyjnego był przebiegły Francuz Anjubeault, szefem departamentu zewnętrznego był Francuz Ponsot, szefem departamentu sądowego był Włoch Galli, szefem departamentu gospodarczego był Anglik Clark, szefem departamentu finansów był Francuz Dayras, a szefem departamentu komunikacyjnego był Anglik Hammond. Wśród międzysojuszniczych prawników toczył się spór, czy mandat MKR jest rodzaju administracyjnego według prawa międzynarodowego czy jest to raczej rodzaj okupacji wojennej. Alianccy oficerowie sprawowali również nadzór nad 21 powiatami miejskimi i wiejskimi, z czego 11 przypadło Francuzom, 5 Anglikom i 5 Włochom.
Najwyższą władzę policyjną trzymali w swych rękach Francuzi, a francuski generał hr. Jules Victor Gratier (1863-1956) był głównodowodzącym “sił międzysojuszniczych”. Dowodził on również 46 Dywizją Jegrów Alpejskich. Jego szefem sztabu był płk. de Reyniés. Dowództwo naczelne ściśle współpracowało z departamentem wojskowym MKR, do którego należeli obok Francuzów również Anglicy i Włosi. Nie był on jednak równocześnie sztabem komendy głównej. Do tej 46. Dywizji Jegrów Alpejskich należały bataliony jegrów: 6, 7, 13, 18, 24, 27 i 29, do których przyłączono po jednej kompanii karabinów maszynowych oraz miotaczy min, ponadto 23 regiment jegrów, 12 regiment huzarów, 218 i 418 regimenty artylerii polowej, cztery kompanie pionierów stworzone z batalionów nr. 3, 8 i 11, grupa wozów bojowych składająca się z 26 czołgów i 18 samochodów opancerzonych oraz kilka jednostek specjalnych. Francuskiemu głównodowodzącemu stały również do dyspozycji jednostki włoskie: Alpini-Regiment nr 135 pod dowództwem pułkownika Salvinioniego oraz dwa oddziały zmotoryzowanej artylerii nr 3 i 9. (…) Do końca marca 1921 roku nie stacjonowały na Górnym Śląsku (prawie) żadne jednostki angielskie. (Początkowo) przeciętna liczebność świetnie uzbrojonych sprzymierzonych wojsk okupacyjnych wynosiła ok. 16.000 żołnierzy .
Zadaniem MKR oraz międzysojuszniczych wojsk była ochrona kraju przed zamieszkami oraz zapobiec indoktrynacji ludności przed głosowaniem. MKR przedstawiła się obwieszczeniem, gdzie Górnoślązakom obiecano m.in. “erę wolności i sprawiedliwości” i równocześnie grożono “bezwzględnie prześladować wszystkich wichrzycieli, obojętnie kim by nie byli”. Obwieszczenie to zawierało w załączniku 1. wzorce znaczków pocztowych z gołębiem pokoju i gałązką oliwną, jako uzmysłowienie tej uwlekającej obietnicy.
Na stanowisko polskiego komisarza plebiscytowego na teren górnośląskiego plebiscytu rząd Polski powołał urodzonego Górnoślązaka, ale zagorzałego polskiego nacjonalistę i byłego posła do Reichstagu, Wojciecha Korfantego. Miał on urzędować w Bytomiu. Mimo że już od przełomu wieku należał on do przywódców polskiego ruchu narodowego na Górnym Śląsku, cieszył się on niezrozumiale dużym zaufaniem niemieckich kół rządowych. Teraz jednak otwarcie pokazał się jako separatysta. Krążyły pogłoski, że już podczas pertraktacji pokojowych w Wersalu fatalnie nam zaszkodził, oraz że jest dobrym znajomym generała Le Ronda. Ten ostatni zresztą zawsze podejrzanie pobłażliwie oceniał późniejsze akty przemocy i łamanie umów ze strony Korfantego.
Niemieckim komisarzem plebiscytowym z siedzibą w Katowicach został dr. Kurt Urbanek (1884-1973), po tym jak na życzenie Polaków MKR odrzuciła kandydaturę dr. Georga Brüninga (1851-1932) na stanowisko pełnomocnika Niemiec przy MKR w Opolu, został komisarycznie od marca 1920 książę Hermann von Hatzfeld. Był on łącznikiem MKR z urzędami niemieckimi z poza terenu plebiscytowego.
Niestety, te jakże piękne obietnice MKR okazały się szyderczą kpiną. Dla pro-niemieckich Górnoślązaków rządy te były okresem cierpień, strachu i anarchii. Doprowadziły one do spustoszenia kwitnącego niegdyś kraju. Niemieccy mieszkańcy Górnego Śląska dochodzili stopniowo do przekonania, że gen. Le Rond i inni Francuzi próbują przybawić ich kraj Polsce. Niemcy czuli się pod każdym względem szykanowani i uciskani przez Francuzów. Zwolennikom Polski zaś pozostawiono jak najbardziej wolną rękę. Zakaz posiadania broni palnej wyegzekwowano w stosunku do Niemców niezwykle surowo, tak że praktycznie ich rozbrojono, podczas gdy następne powstania udowodniły, iż Polacy – mimo zakazu – nadal posiadali spore zapasy broni. Wskrzeszono również zlikwidowany wcześniej przez nas “Komisariat Polskiej Rady Ludowej” w Bytomiu (czytaj: “Polski Komitet Plebiscytowy”). Wzmożył on teraz niezmiernie swoją działalność wywrotową. Podczas gdy głosowania plebiscytowe na innych terenach odbyły się już latem 1919 roku, w wypadku Górnego Śląska przesunięto je na następny rok. Wielu tłumaczyło sobie tą decyzję w ten sposób, że chciano dać polskiej propagandzie więcej czasu do działania. Oficjalnie MKR uzasadniła jednak, że ludność powinna się wpierw uspokoić po wcześniejszym powstaniu. Granica do nieokupowanych Niemiec została zamknięta, podczas gdy granica z Polską pozostawała prawie otwarta. Przyjazdy i wyjazdy zostały Niemcom bardzo utrudnione, Polakom zaś ułatwiono je. Niemieckim urlopowiczom zakazano wjazdu na teren Górnego Śląska w uniformach, podczas gdy polskich żołnierzy i Hallerczyków widywano wszędzie nie tylko w mundurach, a nawet i z bronią. Niemcom zabroniono manifestacji a nawet używania flag, podczas gdy Polakom pozostawiono w tej kwestii wolną rękę. MKR ingerowała bezprawnie w sądownictwo i administrację, co doprowadziło do przejściowego wstrzymania pracy przez urzędników tych sektorów. Niemiecka prasa była kneblowana. Wielu Niemców uwięziono nawet z najbardziej błahych powodów lub karano ich w inny sposób, a kilkuset z nich wydalono nawet z terenu plebiscytowego. Cała armia szpicli podsłuchiwała każdą publiczną, a nawet prywatną wypowiedź. Takie i inne szykany cały czas budziły gniew niemieckiej społeczności, gdyż uwidaczniały one faworyzowanie zwolenników Polski.
Zaraz po objęciu stanowiska komisarza plebiscytowego, Korfanty wygłosił odezwę, w której nawoływał do walki przeciw wszystkiemu co niemieckie. Wobec tego ton polskiej prasy stał się tak podżegający i pełen nienawiści, jak tylko to było możliwe. Mimo wielokrotnych niemieckich protestów MKR nic przeciw temu nie uczyniła, pozostawiając polskiej propagandzie wolne pole do popisu. Niemiecka propaganda była za to utrudniana i uciskana jak tylko się dało. Wojsko francuskie stało prawie bez wyjątku po stronie Polaków, co niezmiernie wzmocniło zarozumiałość polskich agitatorów. Niezliczeni polscy agenci siali całkiem otwarcie nienawiść i nawoływali do przemocy na niesłychaną dotychczas skalę. Wszystkimi środkami, wielkimi obietnicami, przekupstwem, groźbami i przez maltretowanie starano się oderwać Górny Śląsk od Niemiec. Bardzo skuteczne w tym sensie okazały się obietnice, dać biednym parobkom i spragnionym ziemi drobnym chłopom własny kawałek ziemi z parcelizacji obszarniczych majątków na wypadek przejęcia Górnego Śląska przez Polskę, co potwierdzano opieczętowanymi certyfikatami. Bezbronni byli ci pro-niemieccy Górnoślązacy, którzy rozsądnymi wyjaśnieniami chcieli złagodzić rozjątrzone wśród ludności konflikty. Polskim zachciankom towarzyszyła francuska chęć zniszczenia Niemiec. Tym siłom nie mogła sprostać rozsądna niemiecka argumentacja, zwłaszcza że związany wersalskim dyktatem i zagrożony przemocą Rząd Niemiec był bezsilny. Głęboka obustronna nienawiść zaistniała między francuskim okupantem i pro-niemieckimi Górnoślązakami, których bulwersowało nierycerskie traktowanie mężnych pokonanych. Nienawiść była ostatnim atutem naszego uciemiężonego narodu.
Polska nienawiść wobec Niemców miała swój początek w rozbiorach ich kraju, który niegdyś został podzielony między trzy obce narody. Niestety, popełniono również i ten błąd, że używający śląskiej mowy Górnoślązacy nader często byli traktowani przez Niemców jako ludzie niepełnowartościowi. Strach i niechęć przed polską władzą, okrucieństwa powstańców oraz ich powiązania z niesprawiedliwymi Francuzami wywołały wśród Niemców również nienawiść i do nich. Jest przecież zrozumiałe, że tę niezmiernie ważną, życiową walkę, jaką było głosowanie o przynależność państwową, obie strony będą prowadzić z maksymalną namiętnością. Ale to już dawno minęło i należy sobie w końcu nawzajem wybaczyć, a powstałe resentymenty politycznie i psychicznie pokonać.
Wówczas więc atmosfera polityczna na Górnym Śląsku była wyjątkowo napięta i niebezpieczna. Prowokujące zachowanie Francuzów wobec wszystkiego co niemieckie często doprowadzało do starć. Niemiecka policja była szczególnie źle traktowana przez nową władzę, szczególnie gdy obowiązek zmuszał ją do podjęcia kroków wymierzonych przeciw Polakom. Anglicy i Włosi próbowali co prawda wymierzać sprawiedliwość, trudno im było jednak sprostać wobec przewagi Francuzów. Celem francuskiego rządu było, przysporzyć Górny Śląsk Polsce. To było również celem wszystkich ich poczynań na Górnym Śląsku, przy czym postawili swe interesy narodowe ponad zasady moralności.
Dzięki przesunięciu terminu głosowania, Polacy zyskali dodatkowy czas, by pod osłoną francuskich bagnetów tym dłużej siać swoją agitację. Polski komisarz plebiscytowy, Korfanty, potrafił z wielkim sprytem połączyć przygotowania do plebiscytu z przygotowaniami do kolejnego puczu. Istniejąca od wiosny 1919 roku Polska Organizacja Wojskowa (POW) mogła nie tylko skrycie się odbudować, lecz nawet z pomocą kilku Francuzów znacznie udoskonalić.
Dowództwo wojskowe znajdowało się w rękach najwyższej komendy głównej znajdującej się w Sosnowcu (wówczas zwanego jeszcze Sosnowice), 4 km od granicy na polskiej stronie. Działała ona podobnie jak niemiecki sztab armii: Był tam głównodowodzący wraz z szefem sztabu. Sam zaś sztab liczył ponoć 243 członków. Podporządkowane mu polskie struktury wojskowe na Górnym Śląsku dzieliły się na trzy rodzaje:
- Z ogólnej tajnej organizacji do walki lokalnej: Cały teren plebiscytowy podzielono na 9 okręgów. Każdy okręg zawierał 1 do 3 z 17 powiatów administracyjnych. Każdy okręg dzielił się na 4 do 13 rejonów, a w każdym rejonie znajdowała się pewna ilość placówek, które organizowały aktywności pozostałych dziesiątek, kryjówki na broń oraz ćwiczenia wojskowe. W tych placówkach znajdował się też trzon grup szturmowych oraz dziesiątki z karabinami maszynowymi. Każde 15 dziesiątek wchodziło w skład jednej kompanii, kilka kompanii tworzyło batalion, te zaś tworzyły regimenty.
- Z ruchomych formacji do zajmowania terenu wroga, które podlegały bezpośrednio komendzie głównej. Składały się one przeważnie z żołnierzy Hallera, legionistów i innych polskich wojskowych na przepustce lub z demobilu.
- Z jednostek samoobrony kopalń, hut, kolei i innych zakładów przemysłowych, a więc jednostek mniejszej wartości bojowej. Ich zadaniem było przejąć kontrolę i utrzymać te zakłady we własnych rękach.
W tych trzech grupach zorganizowana była wojskowo prawie cała pro-polska ludność w ten sposób, że na wypadek akcji każdy mógł znaleźć sobie właściwe miejsce, odpowiednie dla wieku i zdolności. Również kobiety i dziewczyny miały własne zadania. Wiele tysięcy byłych lub urlopowanych żołnierzy Wojska Polskiego, a szczególnie Hallerczyków, przybyło na teren plebiscytowy rzekomo w poszukiwaniu pracy, faktycznie jednak otrzymywali oni nadal swój dotychczasowy polski żołd wraz z dodatkami za pośrednictwem placówki Polskiego Czerwonego Krzyża w Bytomiu. Zaraz za granicą stały silne rezerwy, a w Częstochowie sformowano regiment “Strzelców Bytomskich”. W wielu polskich miejscowościach szkolono w użyciu broni młodzież, która jeszcze nie miała doświadczeń w tej dziedzinie. Broń wraz amunicją znajdowała się częściowo w rękach użytkowników, częściowo zaś w tajnych kryjówkach albo w bliskich granicy magazynach, ale już na polskiej ziemi, np. w Sosnowcu, Częstochowie czy Czeladzi. Szkolenia i narady przed poszczególnymi akcjami odbywały się w warunkach konspiracyjnych, w prywatnych mieszkaniach. Rozkazy i meldunki przekazywano prawie wyłącznie ustnie, by lepiej zachować tajemnicę. Komenda główna w Sosnowcu rozpracowała wraz z Korfantym dokładny plan operacyjny dla nadchodzącego powstania, który dokładnie nakreślał plan działania wszystkich jednostek. Wspólna organizacja powstańczo-plebiscytowa ułatwiała przepływ rozkazów i informacji.

Nie ma wątpliwości, że francuskie kierownictwo MKR wiedziało o planowanym przez Polaków powstaniu i znało też wiele jego szczegółów, ponieważ już w maju 1920 roku zostało ostrzeżone przez stronę niemiecką, która przedłożyła wiele potwierdzających to dokumentów. MKR mogła więc przeciw temu energicznie wystąpić, gdyby tylko chciała. Również rządy w Paryżu, Londynie i Rzymie nie mogły się tłumaczyć niewiedzą, gdyż rząd Niemiec je szczegółowo poinformował przedkładając tajne dokumenty, które ujawniały zarówno istnienie polskiej organizacji spiskowej jak i zamiar Polaków, rozwiązać kwestię Górnego Śląska przemocą.
Mimo wielkiej dyskrecji polskich kół konspiracyjnych, zdarzały się jednak przecieki. Aczkolwiek wobec cichego zezwolenia wielu francuskich dowódców Polacy nie musieli obawiać się przeszkód. Nie tylko Górny Śląsk, ale nawet Wrocław i wschodniopruska wyspa zostały określone przez Polaków jako cele, które chciano opanować przez stworzenie faktów dokonanych.
Niemcy nie są zdatni do walki w podziemiu. Niemiecka obrona była ogólnie w trudnej sytuacji: Wobec stronniczego nastawienia ówczesnej władzy (MKR) nie było możliwe kierować nią z terenu plebiscytowego, jak to czynił Korfanty (na rzecz Polski), ale z dalekiego Wrocławia. Zaopatrzenie w broń i amunicję było ekstremalnie utrudnione, ponieważ granica z resztą Niemiec – w przeciwieństwie do tej z Polską – była ostro kontrolowana przez międzysojusznicze wojska okupacyjne: Wobec Niemców egzekwowano zakaz broni bardzo skrupulatnie. Wszystkie niemieckie posunięcia wymierzone przeciw Polakom były maksymalnie blokowane przez władze MKR, o ile się o nich dowiedziały, podczas gdy polskie przygotowania do kolejnego powstania szły pełną parą, ponieważ Francuzi, ignorując nasze ostrzeżenia, nie chcieli ich widzieć. Wobec tego niemiecka samoobrona nie mogła działać tak skutecznie jak jej polski przeciwnik.
Wiosną i latem 1920 w wielu miejscowościach doszło do krwawych starć. 3 maja, dla uczczenia polskiego święta narodowego, Polacy bez przeszkód zorganizowali wielkie pochody wraz z polskimi flagami, które – częściowo przy użyciu przemocy – wieszali również na budynkach publicznych. Wszędzie wisiały drażliwe plakaty, a z trybun brzmiały hasła “połączenia z (rzekomą) macierzą”. Ponieważ Niemcy nie chcieli tego na własnym terenie cierpieć, doszło w Opolu do zniszczenia budynku redakcji krzykliwych polskich szmatławców. Francuzi stanęli po stronie Polaków i zawiesili ostre sankcje wobec Niemców. Gdy zaś na Zielone Świątki demonstrowała licznie oburzona niemiecka społeczność, Francuzi otworzyli ogień do bezbronnych. W podobnych przypadkach Polakom ani włos z głowy nie spadł.
Wedle polskich danych tajna polska organizacja bojowa liczyła 1 lipca 1920 roku 11.736 członków. Ponadto panoszyło się wówczas na Górnym Śląsku 1000 do 2000 Hallerczyków i kilkakrotnie więcej stało w pogotowiu po polskiej stronie granicy. Jako bazę operacyjną wyznaczono wschodnią część terenu plebiscytowego. Tę część miała wpierw przejąć pod kontrolę tajna polska organizacja bojowa, zanim wkroczą stojące w pogotowiu na granicy siły, by zająć resztę terenu plebiscytowego. 18 sierpnia 1920, a więc w rocznicę wybuchu pierwszego powstania, była już zawczasu przewidzianym terminem wybuchu drugiej insurekcji. Ponadto Polakom zagrał na rękę jeszcze jeden incydent, nadający ich powstaniu pozorów zrywu ludowego przeciw “złym Niemcom “:
W Polsce trwała akurat wojna przeciw Sowietom. Istniało więc nader realne zagrożenie, że i Górny Śląsk stanie się areną walk. Strona Niemiecka, która wobec tego konfliktu ogłosiła neutralność, zasugerowała MKR, ogłosić również Górny Śląsk strefą neutralną, co Rząd Niemiec poparł odpowiednią notą dyplomatyczną. Górnośląscy Niemcy chcieli poprzeć tę propozycję i w wielu miastach zorganizowali demonstracje. Głupio, że taki wiec, który zaplanowano w Katowicach, został zabroniony przez francuskiego komisarza powiatowego, płk. Blancharda. Gdy ten wiec mimo zakazu się odbył, Francuzi postanowili rozgonić demonstrantów przy pomocy kawalerii i karabinów maszynowych. Demonstranci jednak nie dali za wygraną i część szturmujących z wyciągniętymi szablami jeźdźców została ściągnięta z koni lub spadła, tak, że musieli się wycofać pod gradem kamieni itp. W tym to zamieszaniu wybuchł jeden granat. Ludziom wydawało się oczywiste, że ów granat został został rzucony z okna domu przy Myslowitzer Chaussee 10 (dzisiejszej ulicy Warszawskiej 10, wówczas), który należał do znanego polskiego agitatora, doktora Andrzeja Mielęckiego. Wściekły tłum wywlekł dr. Mielęckiego z domu na ulicę, gdzie mimo prób interwencji policji oraz niektórych rozsądnych Niemców został pobity na śmierć. Prawie jednocześnie Francuzi oddali kilka salw z karabinów maszynowych do ludzi zebranych przed francuską komendanturą; 26 rannych i 9 zabitych.
Demonstranci uciekli w panice, ale część z nich zaczęła plądrować polskie sklepy, w tym dwa sklepy z bronią, po czym uzbrojeni w broń palną próbowali wziąć szturmem główną wartownię Francuzów przy dzisiejszej ulicy Stawowej, co im się jednak nie udało, ponieważ ci zostali w międzyczasie wzmocnieni.
W Katowicach ogłoszono stan wyjątkowy. Mimo to, 18 sierpnia po południu, ludzie spontanicznie zaczęli się zbierać na ulicach Katowic. Wtedy to, jednoznacznie z budynku Polskiej Komisji Plebiscytowej, padł strzał raniący jednego mężczyznę. Zbulwersowani ludzie podpalili ten dom. Niestety, wieczorem znowu splądrowano kilka polskich sklepów. Wtedy to Francuzi wezwali znaczne posiłki. Rankiem 19 sierpnia francuskie samochody opancerzone patrolowały główne ulice miasta strzelając bez pardonu do przechodniów z karabinów maszynowych, pozostawiając zabitych i rannych. Za nimi podążały dwa włoskie bataliony pod dowództwem francuskiego głównodowodzącego, gen. hr. Gratiera. On to wysłał na ulice silne patrole, a zebranym naczelnikom urzędów oraz związków zawodowych oświadczył, że będą jego zakładnikami na wypadek dalszych zamieszek w mieście. Te jednak nie nastąpiły i w Katowicach zapanował odtąd spokój.
Ten nieszczęsny katowicki incydent był w zasadzie konfliktem czysto lokalnym, wywołanym dopiero przez zakaz pokojowej demonstracji, mającej rozsądne cele. Dopiero po zrabowaniu broni z dwóch sklepów rusznikarskich, część demonstrantów została uzbrojona. Nie ma tu mowy o zbrojnym powstaniu niemieckich mieszkańców Górnego Śląska, jak to sugerują nasi przeciwnicy!
Niemniej jednak, ten konflikt między niemieckimi mieszkańcami Katowic oraz międzysojuszniczymi wojskami okupacyjnymi dał Korfantemu dogodny pretekst, by rzucić jego dobrze uzbrojoną i przygotowaną organizację bojową na bezbronnych i nie spodziewających się złego Niemców całego Górnego Śląska. Zainscenizował on więc wielki strajk dla zakamuflowania wybuchu drugiego powstania.
Powstanie roku 1920
Rozkaz dowództwa powstania nakreślił jego cele następująco:
- Rozbić uzbrojone niemieckie organizacje. (Takich nie było zbyt wiele.)
- Wykorzystać obecne rozruchy, by na zawsze zdyskredytować policję bezpieczeństwa i rozbroić ją.
- Na miejsce policji bezpieczeństwa POW natychmiast stworzy “polską milicję”, która będzie podstawą przyszłej policji plebiscytowej.
Zamierzonym, ale nie wypowiedzianym celem tych poczynań było naturalnie, przez terror złamać wolę pro-niemieckich wyborców, skruszyć ich i zastraszyć. Korfanty bowiem oświadczył MKR, iż próbował wszystkich środków, by powstrzymać swoich ludzi, ale wobec wściekłości ludu na niemieckich ciemiężców było to niemożliwe. Naprawdę jednak uświadomił on sobie, że spokojny lud górnośląski nie da się zwieść ani przez jego materialistyczne obietnice i pokusy, jak reforma rolna, przydziały bydła, zwolnienie ze służby wojskowej i podatków, a także różne inne socjalne polepszenia. Dlatego chciał ich na przemian przemocą zastraszyć i zmiękczyć. Później chwalił się, że przez wezwanie do strajku generalnego zainicjował powstanie.
19 sierpnia po południu zaczęły się rozruchy. Miały one swój początek między Nowym Bieruniem i Siemianowicami. W tej to okolicy najpierw nawoływano do broni, potem rozdano broń i amunicję. Liczne bandy napływające z Polski dążyły na zachód pędząc przed sobą nieliczną policję bezpieczeństwa. W następnych dniach powstanie ogarnęło całą wschodnią część obszaru plebiscytowego, gdyż rozbrojeni Niemcy nie mogli stawiać żadnego poważnego oporu. Powstańcy powstrzymywali się tylko w przeważnie niemieckich miastach, jak Katowice, Chorzów, Zabrze, Bytom, Tarnowskie Góry, Rybnik i Pszczyna, ponieważ miały one międzyalianckie garnizony, przeciw którym powstańcy nie chcieli występować. Do tych miast napływał szeroki strumień uchodźców. Gdy francuska załoga wycofała się z Mikołowa, Polacy natychmiast zajęli to miasto bez walki. W Powiecie Raciborskim, dzięki energicznym działaniom Włochów, powstanie szybko zostało zdławione, zaś w powiecie Oleskim przeciw powstańcom stanęli Anglicy. Cały pozostały kraj, łącznie z powiatami Strzeleckim i Kozielskim znalazły się wkrótce w rękach insurgentów. O Opolu, gdzie miała swą siedzibę MKR, puczyści nie odważyli się nawet pomarzyć. Naraz, cały Górny Śląsk jeżył się od broni, nawet tej najnowszej, ale tylko w rękach buntowników. Oni teraz panowali w tym kraju, a terror świętował prawdziwe orgie: Pro-niemieccy naczelnicy gmin i urzędów zostali zwolnieni, pro-niemieccy nauczyciele i kapłani byli maltretowani i wypędzani. Niesłychanych aktów przemocy dokonano wobec bezbronnej ludności niemieckiej. W wielu miejscowościach doszło do mordów, maltretacji i rabunków. Wielu zapłaciło oświadczenie swej niemieckości życiem, wielu uprowadzono do Polski ochydnie się nad nimi po drodze znęcając. 1200 Niemców przepędzono z ich domostw, spośród których wielu znalazło schronienie przed powstańczym terrorem w niemieckich krajach poza Górnym Śląskiem. W Powiecie Pszczyńskim spalono doszczętnie niemiecką wieś ewangelicką o nazwie Anhalt (dziś: Hołdunów, dzielnica Lędzin). (…)
Powstańcy wypędzili z tej wsi mieszkańców, wzbraniając im strzałami z karabinów ratowania swojego dobytku. Wojska okupacyjne, które jeszcze niedawno tak energicznie wystąpiło przeciw niemieckim Katowiczanom, tym razem nawet nie kiwnęło palcem przeciw buntownikom. Zabarykadowali się oni w swych miejskich koszarach i ogłosili je neutralnymi. Działo się to na polecenie prezydenta MKR (gen. Le Rond), który został przecież mianowany na to stanowisko dla ochrony prawa i porządku, a który uroczyście obiecał: “w czasach wolności i sprawiedliwości występować przeciw wichrzycielom bezwzględne i niemiłosiernie.” Ewidentne poparcie ze strony Francuzów dawało Polakom silne poczucie bezkarności. Ciężko uzbrojone bandy przechodziły bez przeszkód obok francuskich patroli i były przez nich nawet przyjaźnie witane.
Górnośląska Policja Bezpieczeństwa (tzw. “SiPo” lub “Zicherka”) pokazała mężną postawę i mimo znacznych strat własnych wielokrotnie stawiała zacięty opór. Jednakże wobec przygniatającej przewagi wroga przeważnie musiała się wycofywać. W niektórych miastach, jak n.p. w Mysłowicach, musiała się po zużyciu amunicji poddać powstańcom. W Katowicach i Bytomiu SiPo musiała wycofać się do koszar na rozkaz MKR. W Powiecie Pszczyńskim natomiast policjanci zostali rozbrojeni na rozkaz Francuzów, po czym Francuzi odeskortowali ich do Katowic. Gdy dowództwo policji chciało wysłać posiłki na najbardziej zagrożone tereny, zabronił tego francuski Departament Wojskowy MKR w Opolu. Na prawie niestrzeżonej i szybkie bezpieczeństwo oferującej granicy z Polską oraz w wielkich lasach Górnego Śląska powstało wiele dobrze uzbrojonych band przestępczych, które dopuszczały się niespotykanych zbrodni: Rabowano banki, kasy oszczędności i domy nielubianych osób (a szczególnie Niemców i Żydów), napadano na transporty bankowe i pocztowe, maltretowano i okradano pojedynczych ludzi.
26 sierpnia 1920 roku wzburzona rażącym bezprawiem na Górnym Śląsku ludność Wrocławia szturmowała konsulaty Polski i Francji. Potem Francja domagała się, ażeby kanclerz Niemiec odwiedził ambasadę Francji w Berlinie i osobiście przeprosił. Faktycznie musieli go zastąpić Minister Spraw Zagranicznych i Minister Spraw Wewnętrznych Prus, ale dodatkowo kompania Reichswehry musiała prezentować broń, gdy we Wrocławiu wieszano francuską tricolore.
Aby zakończyć to powstanie, które kosztowało tyle ofiar materialnych i krwi, do Korfantego zwróciły się bezpośrednio niemieckie partie polityczne i związki zawodowe Górnego Śląska, by wynegocjować zakończenie powstania. Rokowania te zakończyły się 28 sierpnia 1920 tzw. “Porozumieniem Bytomskim” (niem. “Beuthener Abkommen”). Polacy zrezygnowali wówczas z siłowego rozwiązania tzw. “kwestii górnośląskiej”, ale w pełni przeforsowali wobec MKR swe żądania co do rozwiązania niemieckiej Policji Bezpieczeństwa (SiPo) i zwiększenie polskiego wpływu na administrację. Prezydent Le Rond przypisał sobie zasługę zawarcia tego porozumienia między Niemcami i Polakami, a stworzoną przez bytomskie porozumienie Radę Parytetyczną (tzw. “komisję mieszaną”) zadeklarował jako początek pogodzenia narodowych antagonizmów. Le Rond odwiedził tą komisję tylko jeden jedyny raz na przywitanie, choć sam ją zwołał, i to tylko na wielokrotne żądanie strony niemieckiej. Później nie słuchał już więcej jej niemieckich członków.
Prawie wszystkie polskie żądania zostały spełnione, ich zbrodnie zostały amnestionowane, a obcy powstańcy mogli pozostać w kraju. Nielubiana przez Polaków Policja Bezpieczeństwa (Sipo) została rozwiązana i zastąpiona przez mieszaną Policję Plebiscytową – (Apo = Abstimmungspolizei), składającą się wyłącznie z rodowitych Górnoślązaków. Jako podstawę “mieszanego” składu Apo był wynik owych nieszczęsnych wyborów do samorządów lokalnych z listopada 1919, tak że na wsiach oraz w okręgu przemysłowym składała się ona w większości ze stronników Polski. Dowódcą Apo i jego adjutantem byli Francuzi. Niemieccy członkowie Apo byli szykanowani i degradowani, natomiast stanowiska oficerskie zostały przeważnie obsadzone przez Polaków, z których wielu było niemieckimi dezerterami lub zawodowymi przestępcami. Natomiast 1700 sprawdzonyvh niemieckich członków Sipo wydalono nie tylko ze służby ale w ogóle z terenu plebiscytowego, ponieważ nie byli urodzeni na Górnym Śląsku. Zaś sam mieszany skład Apo (5 Niemców na 7 Polaków) umożliwił poniekąd legalizację terroru. W ten sposób łatwiej było złamać kręgosłup niemieckiego oporu, a zatem przechylić wynik głosowania na korzyść Polski. Drugie powstanie okazało się nie tyle aktem przygotowującym plebiscyt, lecz próbną mobilizacją późniejszego głównego wystąpienia, które Korfanty przygotowywał na wypadek, gdyby wynik plebiscytu nie odpowiadał jego oczekiwaniom. Już wówczas głośno groził zarówno on jak i jego towarzysze kolejnym zrywem. Otwarta walka była w tym momencie formalnie zażegnana, faktycznie jednak konflikt trwał nadal, przybierając na sile, im bliżej nadchodził termin plebiscytu. Rozbrojenie powstańców było istną komedią, bowiem nigdy nie udało się Francuzom znaleźć u nich broni. Polska organizacja bojowa, która ujawniła się wraz z wybuchem powstania, pozostała nienaruszona. Korfanty będący organizatorem i przywódcą drugiego powstania pozostał na stanowisku polskiego komisarza plebiscytowego w Bytomiu. Tam też założono jeszcze placówkę szkoleniową Apo, na którą wywierał on silny wpływ. Jego zakłamane nawoływania do spokoju w pełni wystarczyły generałowi Le Rondowi jako dowód alibi, co było znamienne zarówno dla jego stanowiska jak i bezsilności angielskich i włoskich członków MKR. Niektórzy Anglicy i Włosi nie skrywali swego obrzydzenia zachowaniem Francuzów jak i tą narzuconą im przymusem niegodną rolą, która szkodziła również ich reputacji albo nawet prosili o zwolnienie ze swych stanowisk. Ale nawet taki wstręt nie miał dużego wpływu na cele polityki dążącej do osłabienia Niemiec i zapewnienia przyszłości Francji. Paryż co prawda wezwał generała Le Ronda do złożenia raportu, ale i tak wszystko zostało po staremu.
To drugie powstanie jak i zastosowane w nim środki uzmysłowiły Niemcom, że są oni pozbawieni wszelkich praw i ochrony. Polskie ataki oraz podżegające przemowy Korfantego i innych były tolerowane, ale przez aresztowania i wydalenia utrudniano prawowite niemieckie wysiłki informacyjne. I tak MKR zarządziła “wolne i bez obcego wpływu” głosowanie (plebiscyt) i tak samo realizowała je w myśl słów obwieszczenia: “Wszyscy mieszkańcy Górnego Śląska bez względu na ich narodowość, stan majątkowy i religię mogą zaufać jej (MKR) praworządności i szczerej życzliwości.” A więc uciśnienie ludności niemieckiej przez Polaków natężało się. Ci zaś nie musieli obawiać się żadnych prześladowań ze strony swych francuskich przyjaciół. Niemiecki komisarz plebiscytowy, dr. Urbanek, przekazał na ręce MKR wiele materiałów dowodowych o brutalnych czynach powstańców. Wspomnę tu np. telegram z dnia 1.09.1920 roku autorstwa dr. Urbanka do gen. Le Ronda z prośbą o pomoc:
“Polskie powstanie trwa już 14 dni. W tym to czasie Niemcy, którzy mają prawo do zbrojnej samoobrony, takowej nie użyli. Pańska władza, Panie Prezydencie, jest tak wielka, że polski przywódca Czapla nazwał Pana w jednym artykule na łamach Katolika “możniejszym na Górnym Śląsku niż swego car Rosji we własnym kraju”. Proklamował Pan uroczyście nową erę wolności i sprawiedliwości, ale w ciągu ostatnich 14 dni jeden mord następował za drugim: Z premedytacją zamordowano właściciela drukarni Vatera oraz dyrektora generalnego Radlika i wielu innych, w Kozłowicach leży 10 niemieckich trupów zagrzebanych w lesie. Pozostawieni na pastwę polskich bandytów bez ochrony państwowego autorytetu niemieccy przywódcy szukali porozumienia z przywódcami Polaków, aby przez odrobinę nadziei uchronić ludność niemiecką przed desperackimi czynami. W pełnej świadomości swej moralnej pozycji i wzmocnieni przez 14 dni heroicznej cierpliwości wobec przelewu krwi bez odruchu samoobrony, protestujemy przeciw trwającym mordom, żądając, ażeby Korfanty, który jeszcze w odezwie o zakończeniu powstania, miał czelność chwalić mężne i jednogłośne wystąpienie Polaków, został zmuszony przez Międzysojuszniczą Komisję – wobec trwającej fali mordów – publicznie, bez zastrzeżeń i w najostrzejszej formie zaangażował się osobiście na rzecz wstrzymania nawału przemocy. Żądamy stanowczego wystąpienia sił zbrojnych!”
Rząd Niemiec wydał na ten temat kilka dokumentacji, a także o zachowaniu sił okupacyjnych jak i o polskich przygotowaniach do następnego powstania. Jednakże wszystko to było bezskuteczne. Granica z Polską pozostawała praktycznie otwarta, a w okręgach przygranicznych władze niemieckie wcale nie odzyskały kontroli. Około 5000 niemieckich uchodźców straciło swe domy. 150 nauczycieli nie powróciło na swoje stanowiska. Wobec chętnych powrotu Polacy dopuszczali się aktów przemocy. W ramach przygotowań do plebiscytu pojawiła się po polskiej stronie tzw. “Bojówka Polska” i zorganizowane przez nią mobilne grupy do “mokrej roboty”. Działały tam osoby, które już wcześniej prowadziły szaleńczą podziemną walkę z caratem na terenie Kongresówki. Ona właśnie zajmowała się docelowo nielubianymi (przez Polaków) osobami oraz zastraszała pro-niemiecko nastawioną ludność aktami terroru. To ona ponosi odpowiedzialność za liczne ciężkie akty przemocy. Jej celem było pozbawić Niemców odwagi i złamać ich ducha oporu. Obok propagandowej siły polskiej agitacji również strach przed presją gospodarczą Polaków i Francuzów przeciągnął niejednego na polską stronę.
Narodowa polska propaganda, która już w ostatnich dekadach podburzała górnośląski lud podżegając jego nastroje, używała po drugim powstaniu niepohamowanie wszelkich środków i metod, aby szczególnie tych mówiących po śląsku Górnoślązaków na czas plebiscytu wyrwać z ich niemieckości. Wyrządziło to wiele szkód, budząc wrogość rodziców do dzieci, poróżniając sąsiadów i przyjaciół, nie szczędząc do tego ambony, konfesjonału i szkoły. Było to straszliwe spustoszenie dusz i charakterów! Podejrzliwość, nienawiść, podstępność i szowinizm zatruwały atmosferę, podczas gdy wyposażona we wszelkie środki polska bojówka siała terror we wszystkich częściach terenu plebiscytowego. Niemcy byli praktycznie wyjęci spod prawa, podczas gdy międzyalianckie organy sprawiedliwości ewidentnie zawiodły wobec Polaków. (…)
Stało się więc obowiązkiem Niemców, wynikającym z prawa do samozachowania, wystąpić przeciw polskiemu uciskowi, o ile nie chcieli wprost popełnić samobójstwa.
Dobra robota. Ale czuje niedosyt. Figuranci są ale brakuje mi tej niewidzialnej reki sterującą tym wszystkim.