Prośliccy, ślōnske spōmniynie z 1887 roku, p. 3
We 1887 roku Hermann Koelling ôpublikowoł swoja krōtko ksiōnżeczka ô swojim bracie, wanielickim pastorze we Proślicach we krysie kluczborskim. Niy bōł by to fakt do ôdnotowanio, jakby niy to, iże cołki tekst je napisany po ślōnsku. Je to kluczborsko godka, ôna sie wyrōżnio we familiji ślōnskich gwar. Proślice sōm na samyj granicy z Wielkopolskōm, tōż moc widać wpływy wielkopolske, chocioż mowa kluczborka i ôkolic mo natura blank ślōnsko. Prezyntujymy tōż tyn tekst we zopisie ôryginalnym.
Rozdzioł 5.
Jakim byli nauczycielem.
O tem juz było pedzano, ze Oni w nauce dzieci bardzo pilnowali, a było ich wsystkich 316, co Oni je tu w Proślicach za te lata do spowiedzi przyjeni; w tę niedzielę, jak były przyjmowane, to u Nich były wsytkie na kafeju. Ale Oni jesce insą mieli naukę. Bo chnet w jedno mieli jakiego kozielca przy sobie, co go ucyli pisać i rachować, i po łacinie i po grecku. Ucyły się u Nich syny od Oberfestra z Komorzna, Rettrzok z Jakubowic, roz były u Nich dwa bardzo sykowne kozoki z Bycyny od Wolfa, ucył się u Nich Pon Holenz a Strauss, co się za jarganistów dostali; ucył się Jeich braciniec Jaerisch u Nich, co tak poradził śpyrlać, zeby jaki stolorz abo cieśla, co się poten dostoł za pasterza do Grabowa, a ze się tak13 okropnie musioł dokłodać, a som siebie utrzymać, bo mu ojca brachło; to jak był porę niedziel na farze, to się rozchorowoł a długo stękoł; a choć tez patrzoł, co mu jeno zywnie kto radził i tez róznych doktorów potrzebował, to mu się jednak we Wrocławiu w nazarecie zmarło. Był tez u Nich od Kuty Magdeburskiego z Bycyny syn, co mu było Hans, ten się wyucył a jest tero wele Wrocławia w Psiem Polu za księdza. To jak sobie tak cłowiek rozwozy, to Oni by byli mógli obstoć i za skolnego, kiedy tak poradzili kozdego wyucyć, bali i ślachcica jednego mieli u siebie komorą, co go tez pilnowali i ćwicyli. Za nich to jesce nikt tak nie cisł na tę miemiecką gwarę, jak tero; bo jesce i we skole po polsku ucyli; ale Oni, co prowda, jak stary Schneider na Bronach zaniemógł, to we skole u niego ucyli te wsytkie rzecy o świecie, a jeno po miemiecku. Dyć Oni wiedzieli, jak to dobrze cłowiekowi, kiedy po miemiecku umie. Cy na sądzie, juz to nie musi cekać, ozby mu sekretorz tłómacył, cy na policyi, wsędy się poradzi swoją włosną gębą zamówić, a nie musi się spuścić na cyją łaskę; moze się puścić we świat, dzie jeno zywnie chce; a jakby nie umioł jeno po polsku, to go sobie kazdy mo za nic. Tak Oni tez swoich skół bardzo pilnowali, a dojezdzali do Pana Tinzmanna i na Brony, a do Proślickiej skoły to jak mógli, to wleźli.
Rozdzioł 6.
Jak Oni w Proślicach gospodarzyli.
Poki samotni byli, to mieli jak zwycajnie gospodynią. A poten, jak się ozenili z córką nieboscyka Superdenta z Kluzborka, to oni sioli całą rolę; ale wtedy farno rolo14 jesce była przy Miechowskiej drodze, a siągała oze bez Komorzyńską drogę. Gnoić to Oni za ućzciwością mocno gnoili, a zboze Im się tez darzyło, a o zniwa to Oni siedzieli na gumnie, co jedna fura przyjechała, to Oni kazdy snopek policyli, a wiedzieli tez, wiela się przynolezy wysioć na kazdy dzioł. Ale w tej rzecy to Oni byli kojndek za dobrzy, bo Ich tez i okrodali. Roz nakładli całą furę kapusty, co ją chcieli w Bycynie na targu przedać, a były porządne srogie główki, a byli by mógli tego gotowego grosa doś kęs za to ściągnąć; ale jak rano otworzyli do gumna, to juz fura było prózno, to juz nie trza było do miasta jechać. Oni halt kazdemu wierzyli, a nieboscyk Beitner jarganista to prawie pedzieli o Nich tak: Nasi Pon ksiądz to na kozaniu prawie ucą i uznowają, ze kazdy cłowiek jest wielki grześnik, a dlo grzechów swoich stracony – ale tak to kazdego mają za wiernego i poćzciwego. W sadzie to Oni mieli wielką uciechę a rózne ziele cygowali z Bóg wie kąd, a cebula to Im się bardzo nadała, ale nie roz tez Oni posadzili, a złodziej pozniwował. Stare kobiety to się u nich miały bardzo dobrze: staro Więckowo, jak odjezdzali, to oze klękała; bo Oni tych kobiet zaprosili do siebie wierzę z piętnoście, niz się wybrali a kozali im nagotować świńskiej pieconki a klózek z knuli, a piwa im się tez dali napić. Roz to Ich jaki wędruś obtargany, co mu gołe ciało wyłaziło bez kłaki, prosił o jakie stare portki. A Oni nie mieli wiela casu, to wartko grafli do śręku i dali mu swoje niedzielne fajne sukienne portki, co je sobie nie downo byli sprawili, a ten dalej z niemi do kacmy. Sceście, ze je zydka poznała a dała Im hasło, to Oni je zaś dostali – ale wtedy, co prowda, to Jeich pani Ich pogodali. Końmi jeździć to Oni nie poradzili. Bydłu15 to zaś dowali bardzo śmieszne miona, Bóg wie, jakie to mógły być: jednej jałówce było Bucefalus, drugiej Latopus, a kobyle to Lorma. Celodka się u Nich bardzo długo bawiła. No dłuzej Gottlieb Gromadków; ten był i kawoł gatnera, a Beata Więcconka, ta tam słuzyła dziesięć lot, noprzód za pasterkę, a poten za kucharkę. Jak Im pani umarli, to z panią Peschliną z Bycyny gospodarzyli. Zbogacić to Oni się nie zbogacili u nos, bo chto Im nie chcioł zapłacić, to nie musioł, bo by Oni nikogo nie byli obskarzyli, a ludzie tez są rozmaici.
Foto na wiyrchu: Kościōł w Proślicach, Robert Niedźwiedzki / Wikimedia Commons