Bartodziej&Soika: Polityka na manowcach
W piątym roku rządów PiS nadal nie wiemy dokąd zmierza polska polityka, jakie państwo buduje. Deklaracje polityczne i czyny rządzących są rozbieżne. Niektóre instytucje państwa zmieniły swoje funkcjonowanie i znaczenie. Media publiczne, Krajowa Rada Sądownictwa, Trybunał Konstytucyjny, Prokuratura, zostały zagarnięte przez „dobrą zmianę” i stały się agendami PiS. Unię Europejską przedstawia się nam jako obcy i wrogi organ, który chce zniszczyć polską suwerenność. Deklaruje się bezwzględną nadrzędność prawa polskiego nad unijnym. Prezydent nawet nie udaje, że jest prezydentem wszystkich Polaków, a wielu polityków w obozie rządzącym, po dorwaniu się do władzy zgłupiało z radości i zaczęło toczyć wojnę przeciwko polskiej i europejskiej samorządności. Zachowują się jak bolszewicy, którzy w „Międzynarodówce” oznajmili światu: „ Dziś niczym – jutro wszystkim my”. Mamy wrażenie, że rządzącym obca jest filozofia Arystotelesa, który politykę rozumiał jako rodzaj sztuki rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne. Zamiast tego, mamy do czynienia z polityką partyjną, prowadzoną w imieniu jedynie słusznej partii, reprezentującej mitycznego suwerena. Prezydent, wysocy rangą urzędnicy państwowi oraz część parlamentu, nie uznają wyroków sądowych, uchwał SN i Traktatów z UE. Nosi to znamiona dokonującego się zamachu stanu i sprowadza polską politykę krajową i zagraniczną na manowce.
Państwo gniewu
Nadal pogłębiają się podziały społeczne. Jako kuriozum, które mamy nadzieję więcej się w Polsce nie powtórzy, przyjęliśmy wezwanie Prezydenta skierowane do śląskich górników i hutników, aby pomogli mu w reformowaniu sądownictwa. Wyraził się, że „czarne owce muszą być eliminowane”. Ze strony górniczej Solidarności zabrakło reakcji na te słowa, więc mamy pytanie: Jakich to narzędzi mieliby użyć górnicy aby pomóc Prezydentowi? Bo chyba nie rozumu. Polska nie może być narzędziem służącym realizacji jego chorych i rozdętych ambicji. Nie on, a trójpodział władzy oraz panowanie prawa jest prawdziwą gwarancją wolności w państwie, przy czym prawo to rozum ludzki zastosowany do rządzenia. Polska była w miarę racjonalnie zarządzana do momentu katastrofy smoleńskiej. Od tego czasu emocje wzięły górę nad rozumem. W kraju pojawiły się grupy społeczne, coraz bardziej ze sobą skłócone, nie szukające porozumienia, mimo deklarowania wielkiego przywiązania do wartości chrześcijańskich. Zrodziło się państwo gniewu. Część wiecznie niezadowolonych, agresywnych ludzi, stało się więźniami nienawiści. Zapanowała powszechna nieufność i wrogość, kwitnie ideologia pogardy. Wcześniej złego języka – parchy, szwaby, kacapy – używano najczęściej wobec innych nacji, obecnie nie wychodzi on z użytku wobec siebie. I tak mamy w ciągłym obiegu – komunistów, złodziei, zdradzieckie mordy, gorszy sort, czy zarazy różnych kolorów – wszystko to często okraszane narodowym przerywnikiem. Andrzej Duda ogłosił się prezydentem wszystkich Polaków, odwiedza każdy powiat i walczy o zwycięstwo, nie tyko swoje, lecz przede wszystkim PiS. Mówi wyłącznie podniesionym głosem, a nawet krzyczy i uprawia przy tym dziwną pantomimę. Jego miny są szczególnie srogie, gdy walczy z komunistycznymi sędziami, zapominając, że osobiście takich mianował i z takimi przestaje. Prezydent nie godzi się na pouczanie w obcych językach, zwłaszcza przez Komisję Wenecką. Mamy bowiem swoich magistrów od prawa, którzy potrafią wystawiać oceny niedostateczne nie tylko swoim Profesorom, ale także najlepszym prawnikom Europy. Dowodzi to faktu, że już wstaliśmy z kolan.
Osioł i słowik
Wstaliśmy, ale nadal nie jesteśmy państwem samorządnym, takim w którym organy państwa przestrzegają prawa. Od niepamiętnych czasów wielu różnych warchołów było silniejszych od prawa. Już upadek I Rzeczpospolitej miał swoje źródła w braku praworządności. Za źrenicę wolności uważano wówczas liberum veto, które w rzeczywistości było synonimem warcholstwa polskiej szlachty. Nie było praworządności w II Rzeczpospolitej, był za to zamach majowy. W okresie Polski Ludowej władza sterowała organami państwa. Starała się jednak nie czynić tego na rympał, tak jak czynią to obecne władze III Rzeczpospolitej. Mamy uzasadnione obawy, że obecna reforma Sądownictwa, a zwłaszcza „ustawa kagańcowa”, zmierza do podporządkowania sądów władzy politycznej. Oznacza to koniec elementarnej praworządności w Polsce. Dotychczas myśleliśmy, że Polska to przede wszystkim Prezes. Niestety chory Prezes skapcaniał, a młode wilki pokazują samodzielnie swoje siły i możliwości w psuciu władzy sądowniczej. Niedobrymi manierami w tym względzie popisują się opolskie „orły” polskiej polityki. Patryk Jaki w PE skrytykował niemieckich kolegów za to, że śmią zwracać uwagę na upolitycznianie polskiego wymiaru sprawiedliwości, gdy w tym czasie u nich posła Bundestagu mianuje się sędzią. Kiedy u nas króluje filozofia rodem ze „Samych swoich”, w Niemczech od stuleci sprawiedliwość jest kategorią obiektywną. W polskich publikacjach Jaki może znaleźć wypowiedź młynarza z Sans-Souci, któremu Sąd przyznał rację w sporze z królem Fryderykiem II. Brzmi ona: „Są jeszcze sędziowie w Berlinie”, co w przenośni oznacza, że jeszcze prawo góruje nad samowolą władców.
Drugi opolski orzeł polskiej polityki – Janusz Kowalski potraktował w sposób obrzydliwy Sędziów Sądu Najwyższego, który w niespotykanym dotąd składzie 60-ciu sędziów, uznał uchwałą Sędziów wybranych przez nową Krajową Radę Sądownictwa za nieuprawnionych do orzekania. Kowalski, będący przedstawicielem Rządu, osądził ich słowami – „Mam w nosie tych 60 profesorów, bo ja jestem za Polakami”. Czyżby oni nie byli Polakami? Dyrdymały Kowalskiego pozwalamy sobie skwitować cytatem z bajki Kryłowa „ Osioł i słowik”- „Zachowaj nas Boże od takich ( jak Kowalski) sędziów”. Przypominamy, że w bajce osioł oceniał śpiew słowika.
Nie bądźcie obojętni
Bez praworządności nie ma wolności, sprawiedliwości i demokracji. Bez zwykłej praworządności nie będzie miejsca dla Polski w Unii Europejskiej. Partyjna praworządność oznacza partiokrację, albo dyktaturę jednej partii. Wolność i sprawiedliwość są wtedy dostępne dla zwolenników tej partii, podobnie jak stołki w instytucjach i państwowych przedsiębiorstwach. Opozycja jest wtedy drugim sortem, zupełnie niepotrzebnym. To wszystko już było w czasach Polski Ludowej. Polacy mogą stracić wszystko to, co po latach zniewolenia umysłów z trudem odzyskało nasze pokolenie, dokonując pokojowej rewolucji Solidarności. Czy naprawdę musimy ponownie popełniać stare błędy? Sceptycy uważają, ze historia niczego nie uczy, szczególnie wtedy, gdy nie jest powszechnie znana. I to należy zmienić, mając na uwadze iż historia jest długim procesem prowadzącym do współczesności. Jakże ciekawie było słuchać przejmujących słów ocalałego więźnia obozu Auschwitz – Birkenau, Mariana Turskiego wygłoszonych z okazji 75. Rocznicy wyzwolenia tego obozu. Przedstawił nam wynikające z doświadczeń Holokaustu XI przykazanie – „Nie bądźcie obojętni”. Rozwijając je, przestrzegał przed obojętnością wobec władzy, która „narusza umowy społeczne”. Mówił iż nasza obojętność może doprowadzić do tego, że „jakiś Auschwitz nagle spadnie z nieba”. Jeszcze nie „Auschwitz”, ale wiele nieszczęść, takich jak inflacja, demontaż państwa prawa, czy konflikt z UE, już spadło nam na głowę. Dlatego nie wolno nam być obojętnymi, bo się nie spostrzeżemy kiedy bezwzględnie przywiązani do władzy PiSowcy, wyprowadzą nas z Europejskiej Wspólnoty. Wkrótce, z okazji wyborów prezydenckich po raz kolejny staniemy przed dylematem : Praworządna Polska, albo folwark Kaczyńskiego. Inaczej, Europa albo PiS. Wybór należy do nas.
Gerhard Bartodziej Bernhard Soika
