„Nie można być szczęśliwym, gdy nie czujesz wolności w sercu i nie ufasz w pełni osobie obok ciebie”
O tym, co w życiu najważniejsze opowiada Jana Marinowa, bułgarska aktorka, producentka, scenarzystka filmowa. Wywiad został zrealizowany w ramach projektu: Przegląd Kina Bułgarskiego. Sekwencja kobieca (22-26.01.2025 w Poznaniu), który wachtyrz.eu objął patronatem: https://wachtyrz.eu/przeglad-kina-bulgarskiego-sekwencja-kobieca-zapowiedz/
Jana Marinowa to bułgarska aktorka, modelka, scenarzystka i producentka filmowa.
Ukończyła studia ekonomiczne na Uniwersytecie Gospodarki Narodowej i Światowej w Sofii. Aktorstwa uczyła się w Lee Strasberg Theatre and Film Institute w Nowym Jorku, a także w na Nowym Bułgarskim Uniwersytecie w Sofii. Pracowała jako modelka, w 2004 roku zdobyła tytuł Mrs Bulgaria (konkurs piękności dla zamężnych kobiet). Obecnie jest scenarzystką i producentką bułgarskich i międzynarodowych produkcji dla kina, telewizji i teatru. Założyła firmę produkcyjną Spirit Production House.
Jana jest pomysłodawczynią, inicjatorką i producentką filmu “Gra w zaufanie” (prezentowany podczas Przeglądu w Poznaniu). Zostawiła w nim kawał siebie – dosłownie, bo wcieliła się w rolę Danieli, jednej z głównych bohaterek, i przenośnie, bo wplotła w niego epizody z prywatnego życia oraz losów własnej matki. Laureatka Nagrody dla najlepszej aktorki w roli kobiecej za udział w filmie „Gra w zaufanie” na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Castelli Romani 2023!
Klara Musiołowska: Witam, mam na imię Klara. Studiuję bałkanistykę w Poznaniu i dzisiaj przeprowadzę wywiad z Janą Marinovą, która jest aktorką w filmie „Gra w zaufanie”.
Jana Marinowa: Chciałam dodać, że nie jestem tylko aktorką w tym filmie.
KM: Tak, jesteś również producentem wykonawczym.
JM: Tak. Nie znam dokładnie tłumaczenia słowa „producent wykonawczy”, ale to ja finansuję film, jestem producentką, a więc wszystkie te rzeczy są moim dziełem. Właściwie to moja pierwsza taka produkcja, mój pierwszy dramat. Wcześniej wyprodukowałam jedną komedię romantyczną i komedię akcji, które sprzedały się łatwiej, ponieważ są filmami komercyjnymi. Jestem więc dumna, że to właściwie mój projekt i może nawet wybrałabym do swojej roli inną aktorkę, ale to zbyt osobista historia. Gram swoją mamę, a historia filmu, która rozgrywa się w przeszłości, jest moją prawdziwą historią, historią z mamą. Z naprawdę małymi zmianami, tylko po to, aby ułatwić dalszy ciąg fabuły filmu.
KM: Żeby nie pokazywać wszystkiego?
JM: Tak, żeby nie pokazywać wszystkiego i po to, aby uporządkować pewne sprawy w celu łatwiejszego zrozumienia całej historii.
KM: Intryguje mnie, kto lub co zainspirował Cię do kariery aktorskiej?
JM: Oh… Zainspirowały mnie największe nazwiska świata. Zawsze myślałam o najwspanialszych, tych z mojego pokolenia, tych, których znał każdy, Al Pacino, Meryl Streep, Penelope Cruz, reżyserzy. Jest tego za dużo, żeby opowiadać po kolei. Jednak to, co oglądałam w kinach, to mnie zainspirowało, a tak naprawdę to nigdy nie myślałam, że zostanę aktorką, póki pracowałam jako menadżer restauracji w wieku 25 lat i mój dyplom… Nie jestem pewna, po angielsku to licencjat, ale to dyplom bułgarski. Studiowałam ekonomię w wieku dwudziestu kilku lat. Ale to pomogło mi w pracy jako producentka. Byłam wychowywana przez matkę, chodziłyśmy do teatrów, oper, na balet i to był mój świat w dzieciństwie, a potem porzuciłam go na jakiś czas w wieku nastoletnim. Musiałam zarabiać pieniądze, znaleźć pracę, aby móc opłacić rachunki. I na szczęście w końcu obudziłam się z głębokiego snu i w wieku 25 lat zmieniłam zawód, wszystko, po prostu zaczęłam chodzić na castingi. Byłam szczęśliwa, że mi się to udało.
KM: A więc to była duża zmiana. Jednak z tego, co widziałam w filmie „Gra w zaufanie”, mogę stwierdzić, że kariera aktorska była dobrym wyborem.
JM: To moje naturalne środowisko!
KM: A jak przygotowujesz się do nowej roli, czego potrzebujesz, aby stać się osobą, którą grasz?
JM: Uczęszczałam do szkoły Lee Strasberg Theatre & Film Institute w Los Angeles i to dzięki niej stałam się bardziej pewna, że to, co robię, przygotowując się do roli w filmie lub teatrze, jest słuszne. Ponieważ byłam za stara na tutejszą akademię teatralną, mam teraz 46 lat, a kiedy byłam w wieku dwudziestu paru lat, nie było zajęć z kina w naszej akademii teatralnej, więc przez dziesięć lat po prostu robiłam to, co widziałam i to, co słyszałam od największych na świecie, słuchałam, co mówili podczas wywiadów, na castingach, podczas przygotowań. I za każdym razem jest inaczej, to zależy od roli, ale kiedy to dramat i naprawdę musisz zobaczyć postać od środka, zaczynam po prostu od postawienia się w jej sytuacji, od bycia bardziej podatną. Pozwalam zewnętrznemu światu mnie skrzywdzić, być dla mnie szkodliwym, abym była naprawdę inna, nie znam na to słowa, ale być cienkoskórą, mieć cienką skórą, być naprawdę łatwą do skrzywdzenia. Moim wyborem jest zawsze, aby pamiętać moje najciemniejsze chwile i wtopić je w inne osoby i nie oddziaływać tylko na moich przyjaciół, na osobiste historie, ale na historie innych ludzi, których nie znam. Chodzę po ulicach, górach, niektórych krajach, wioskach, po prostu spotykam ludzi i zaczynam z nimi rozmawiać, eksploruję. To nie są łatwe elementy, ale za to bardziej naturalne zdarzenia w fabule filmu jak ten, gdzie wkładam moje własne doświadczenia, ponieważ… Mam bogate doświadczenia w różnych środowiskach i różnych zawodach, po prostu różnych wydarzeniach w moim życiu. Nasze pokolenie przeszło wiele.
KM: Jak radzisz sobie z krytyką lub negatywnymi opiniami na temat twoich występów, jeśli kiedykolwiek tego doświadczyłaś?
JM: Oczywiście! Cały czas! Z biegiem lat nauczyłam się obchodzić z tym chłodno, ale chłodno w znaczeniu nie pozwalania innym na ingerencję w mój pogląd, a na to, co się wydarzyło, ponieważ z czasem zaczęłam sobie ufać i zdawać sprawę, że mam naprawdę ogromne doświadczenie w prawdziwym życiu i naprawdę niewielu ludzi, których spotykam… to znaczy, jest wielu ludzi, którzy wiedzą dużo rzeczy, ale ja ich nie potrzebuję, bardzo rzadko. Ludzie, których spotykam, nie wiedzą wystarczająco dużo. Jest tak mało osób, które mogą mnie czegoś nauczyć. W Lee Starsberg nauczyli mnie wiele, ale nawet przed kamerą, po dwóch pierwszych tygodniach – ponieważ byłam tam tylko na miesiąc, nie mogłam wydawać tak dużo pieniędzy, nie mogłam sobie pozwolić na więcej – w drugim tygodniu chcieli, abym poprowadziła zajęcia z video, z filmu, ponieważ mam tak dużą filmografię. Zdałam sobie sprawę, że to nie tak, że nawet tam dla początkujących jestem naprawdę na poziomie, więc postanowiłam coś zmienić i wybrałam rozwój scenariuszy oraz zostałam na zajęciach z teatru, bo tego mi brakowało w mojej edukacji, tutaj w Bułgarii. A więc radzę sobie z krytyką… jestem tego pewna. Jednak naprawdę słucham, kiedy coś dzwoni mi w głowie, gdy coś może być pomocne, naprawdę słucham, słucham i zmieniam się, jestem po prostu naprawdę otwarta, ale także bardzo wybiórcza, gdy mowa o tym, kogo powinnam słuchać, kogo nie i kogo może. Badam bardzo głęboko, co mają na myśli w swojej krytyce. W przypadku „Gry w zaufanie” spadła na nas krytyka od największych nazwisk w branży w Bułgarii, od krytyków, którzy powiedzieli nam: „Okej, ten film nam się nie podoba, ponieważ nie interesują nas tego typu tematy – bogaci ludzie też płaczą”. I pomyślałam sobie wtedy „Co?!”. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale tutaj w Bułgarii, myślę, że tutaj jest tego najwięcej, więcej niż w twoim kraju. Naprawdę cierpimy z powodu zjawiska, które się nazywa „kultura czałgi”. To jest jak dubajska czałga, wiesz, dubajska kultura muzyczna. I to jest we wszystkim, w teatrach, w kinach, więc mamy tutaj ten problem, szczególnie z młodymi dziewczynami. One są naprawdę… Jeśli są piękne, myślą, że muszą się sprzedawać za wiele więcej… za pieniądze! Powinny sprzedawać swoje zalety, urodę za pieniądze. Nie myślą o rozwoju. I to jest niesamowite, że dziewczyny koło 20, 25, 30 lat są gotowe się sprzedać. To jest naprawdę okropne.
KM: Tak! I również uważam, że ten film otwiera oczy, ponieważ kiedy oglądałam go po raz pierwszy stwierdziłam „jest fajny”, ale potem zaczęłam tłumaczyć napisy, oglądać raz, drugi i wtedy zauważyłam rzeczy, których nie dostrzegłam za pierwszym razem. Zdecydowanie polecę go innym. Powiedz mi jednak, dlaczego ta rola? Jesteś producentką, to historia twojej mamy, chciałaś od początku ją zagrać?
JM: Tak, naprawdę tego chciałam, bardzo chciałam i w pewnym momencie zastanawiałam się, kiedy przyszedł mi do głowy ten pomysł, czy może jednak lepiej by było, aby zaangażować inną aktorkę. Potem nie było to już możliwe, gdyż to ja widziałam, jak moja matka przechodzi przez wszystko, co pokazujemy na ekranie i … Tego potrzebowałam, potrzebowałam tego jako uzdrowienia mojej przeszłości. Pisaliśmy to ze scenarzystą, Borisem Zachariewem, cały czas opowiadałam mu historie, resztę wymyślaliśmy razem i tak to zostało napisane.
KM: Czy była jakaś konkretna scena, która szczególnie sprawiła ci trudność lub była emocjonalna?
JM: Na pewno te z przemocą, znęcaniem się nad nią. A inne? Kiedy przykryłam się moim prawdziwym kocem, pomarańczowym kocem, całym w dziurach od papierosów. Kiedy jej córka zapytała po raz pierwszy „mamo, czy ty zwariowałaś?”, ponieważ zaczęła być naprawdę paranoiczna, uderzała w ściany, wyrywała kable, robiła te rzeczy tylko po to, żeby nas nie obserwowano. Jakby coś było z naszymi mózgami, jakby te kable coś nam robiły. Ona tak myślała i tak naprawdę nie była daleko od prawdy, ponieważ ci ludzie zrobili jej wiele złych rzeczy. Właściwie to może być też nasza wina, ale to dlatego, że jej matka, mój dziadek nie przyjmowali do wiadomości, że ona jest naprawdę chora i próbowali ją zmuszać, leczyć elektrowstrząsami i to było straszne. Tak naprawdę ona chciała przelecieć nad tą skałą w górach w prawdziwym życiu, w filmie to metafora. Po prostu daliśmy jej ten dar uwolnienia, przelecenia nad skałą, co nie było prawdą. W pewnym momencie popchnęłam moją matkę i powiedziałam jej coś w stylu „nienawidzę cię, chcę żebyś przeleciała nad tą skałą”, pamiętam to bardzo wyraźnie. To był czas, kiedy zaczęła naprawdę chorować i … pozwoliła, żeby jej ostatnie 20 lat życia pogrążyło się w paranoidalną psychofrenię. Więc taka była ona, w prawdziwym życiu. Stąd ta metafora. Ludzie, którzy ją zranili, wygrali w tamtym momencie, ponieważ kiedy znalazła jakąś pracę, momentalnie ją zwalniali. I pamiętam, gdy dostała jakieś dziesięć różnych prac, a potem w latach 90., kiedy uwolniliśmy się w końcu od komunizmu, ona faktycznie miała paranoidalną psychofrenię, ale brała tabletki, zastrzyki i było całkiem dobrze. Została nauczycielką bułgarskiej literatury dla dzieci w pierwszej, drugiej i trzeciej klasie. A więc w pewnym momencie, nawet chora, czuła się dobrze, ale potem znowu zaczęło być gorzej i w końcu zmarła na raka płuc, ponieważ cały czas paliła. Jednak tamte słowa zapamiętam na zawsze, kiedy obudziłam się pewnego ranka i na mojej ściany wisiały jej podobizny, obudziłam się i płakałam. Powiedziałam wtedy do niej „proszę, wybacz mi, wybacz mi, że cię nie uratowałam”. I o to w tym wszystkim chodziło. Zadzwoniłam do reżysera i powiedziałam mu, że to jest problem Eli. Eli czuje się winna, bo nie uratowała swojej matki. Reżyser Martin Makariew zapytał mnie: „Czy ty oszalałaś? Naprawdę? Jakby było możliwe, żeby dziesięcioletnia dziewczynka uratowała swoją matkę”. Jakby nie działo się to naprawdę. Wtedy powiedziałam „O to właśnie chodzi!” Nie powinna czuć się winna, nie powinna brać na siebie winy, chociaż tak czuje. To naprawdę rozdziera serce, kiedy zdajesz sobie sprawę, że przez całe życie próbujesz wejść w jej buty, tak po prostu, żeby nie być sama, po prostu trzymać ją za rękę, kiedy jest maltretowana, trzymać ją za rękę tylko po to, żeby jej powiedzieć, że nie jest sama i rozumieć, czego cię uczy, bo nigdy sama nie powiedziała mi, co się z nią dzieje. Zrozumiałam to dopiero, gdy miałam 30 lat, a ona 50. Poszłam do babci, żeby zobaczyć moją matkę i wtedy… zaskoczyłam ją w jej pokoju, ona nie wiedziała, że tam jestem i usłyszałam, jak z kimś rozmawia „Jestem gotowa. Podobam ci się taka?”. Zrozumiałam, że każdego dnia ten mężczyzna znęcał się nad nią w jej umyśle. Tak więc ta historia zaczęła rosnąć w mojej głowie i nie dawała mi spokoju, dopóki jej nie opowiedziałam. Te słowa były dla mnie trudnościami, naprawdę przeszłam przez proces leczenia…

KM: To było dla ciebie jak retrospekcje.
JM: Tak, retrospekcje. I naprawdę pamiętam rzeczy, których wcześniej nie pamiętałam. Nie rozumiałam, dlaczego mi mówiła… dlaczego robiła tę grę zaufania na skale, mówiła „musisz mieć pełne zaufanie do osoby, z którą jesteś na krawędzi skały”, a ja byłam jak „co?!”. Wiesz, to było przerażające, chociaż z drugiej strony nie tak bardzo, ponieważ ona była naprawdę fajna, świetnie wyglądała i podziwiałam ją, a potem się złamała.

KM: Jednak wciąż była twoją matką…
JM: Tak! Tak! Tak! Kocham ją, bardzo ją kocham, ale w pewnym momencie musiałam sobie wybaczyć i zrozumieć, że to nie moja wina. To, co jej zrobili, nie muszę ciągle mieć kłopotów, ponieważ byłam krzywdzona w dzieciństwie, ale nie tak, jak w historii Eli. Ponieważ Eli jest ze swoim mężem. Ja jestem szczęśliwie zamężna, drugi raz. I mam syna, który ma 22 lata. Musiałam po prostu przestać robić sobie krzywdę, gdyż czułam się winna, że jej nie uratowałam, więc te retrospekcje przyszły mi do głowy jak diabli. Planuję drugą część, która będzie czymś zupełnie innym, tym razem z prawdziwą historią… dziewczynka będzie miała 7 lat, 11 lat, 16, 20 lat. Będą trzy dziewczyny i matka jako cień, ale film nie będzie o niej, ponieważ już mamy film o matce, ten ma być o dziewczynce, o perspektywie Eli. Ale może tym razem nazwę ją swoim prawdziwym imieniem, Jana. Współpracujemy z nowymi scenarzystami, pracujemy nad nowym scenariuszem, który rozwijamy i którego naprawdę nie mogę się doczekać.

KM: Jakie są twoje ulubione momenty z planu i jaka była reszta obsady?
JM: Naprawdę uwielbiam pracę z moimi partnerami, jednak nie byłam tak często na planie, ponieważ film był w pewnym sensie dwoma różnymi filmami połączonymi ze sobą. Byłam tak szczęśliwa, że mam takich współpracowników, Płamena Dimowa, który grał mojego ojca i Plamena Manassiew w roli pułkownika. To błogosławieństwo, kiedy pracujesz z takimi aktorami, zwłaszcza mężczyznami, ponieważ w mniejszych krajach, w krajach bałkańskich takich mężczyzn naprawdę trudno spotkać, naprawdę trudno znaleźć dobrych aktorów, a jednocześnie inteligentne osoby, takie w pełni znają się na rzemiośle i nie tylko na rzemiośle kręcenia filmów, ale także na budowaniu relacji. Tak więc właśnie było… Właściwie mam ciekawą historię na ten temat. Uwielbiałam jednego z naszych najlepszych bułgarskich aktorów i przez sześć miesięcy prowadziliśmy rozmowy przez telefon, aż w końcu odmówił przyjęcia roli pułkownika. Na początku byłam smutna, bo miałam przekonanie, że jego nazwisko i jego gra wiele wniosą do filmu. Potem, kiedy Płamen Manassiew zagrał swoją rolę, byłam tak wdzięczna, że ten drugi aktor nie zdecydował się przyjąć roli. A druga obsada… aktorka, Luzia Grigorova Makariewa, jest żoną Martina Makariewa i, jak można się domyślić, zgodziliśmy się napisać ten scenariusz dla nas obu, ale został zmieniony dla niej, zdecydowałam się nie opowiadać swojej prawdziwej historii. Za to jej filmowy partner Władimir Zombori to było ogromne wyzwanie, bo w tym czasie grał w innym filmie tego reżysera, zobaczyłam go na planie i powiedziałam „To jest Kamen. Szukamy Kamena we wszystkich bułgarskich teatrach, a oto on!”. Oni powiedzieli „Nie, nie! On jest za dobry, on jest zbyt dobrą osobą, jest taki słodki”. Na co odpowiedziałam „Czy ty jesteś poważny?! Spójrz na niego. On jest taki okropny! Dlatego, że wygląda na dobrego i czarującego, ale też narcystycznego i potrafi… nawet błyszczy się pod skórą, gdy jest zły i to jest niesamowite. Gra dobrego faceta, ale błyszczy się na czerwono. Czujesz jego wsciekłość…”. To był jeden punkt dla mnie i jeden punkt dla reżysera za męski casting. Jak widzisz, bywały zabawne momenty, inne nie były już aż tak zabawne. Właściwie Luzia Grigorowa bawiła się świetnie na planie, świętowaliśmy jej urodziny, ona… nie wiem, jak ona to robi, ale była całkowicie szczęśliwa na planie, a potem zmieniała się do roli. Ja tak nie umiem, zawsze jestem sama, dużo śpię, jestem sama ze sobą. To było dla mnie trudne, produkcja, cały czas zabiegałam o różne rzeczy, sprawy finansowe i to było trudne… Więc jestem zupełnie inna, wchodzę naprawdę głęboko i staram się odpoczywać, kiedy wracam do domu odpoczywam, nie myślę, naprawdę odpoczywam, ale na planie…
KM: Jakie przesłanie chciałabyś, aby widzowie wynieśli z filmu, po jego obejrzeniu?
JM: Najważniejszy przekaz… chciałam, aby dwie historie zostały ze sobą połączone, wszystko się ze sobą wiąże w następnym życiu, w poprzednim życiu i poprzednim, i poprzednim, i następnym, i następnym. To jest coś w rodzaju… w różnych kulturach nazywali to odradzaniem się, ale tak naprawdę to jest pamięć komórki, DNA. Otrzymałam list w butelce od mojej matki z innego świata. I zaczynam rozumieć, dlaczego tak było, kiedy uczyła mnie o Hadesie, rzece umarłych, bogach i Olimpie, i wszystkiego, co czytałam w wieku siedmiu lat, mitologia grecka; wszystko, co widziałam w kinach. Wychowała mnie na kinie i sprawach, które prawdopodobnie zobaczycie w następnym filmie, kiedy prawdziwa historia, moja historia zostanie opowiedziana. Dostałam od niej wiele wiadomości i w tej otrzymałam kod, jak ją odszukać, wiadomość, której uczyła mnie werbalnie, kiedy wszystko było z nią jeszcze w porządku. Kiedy było z nią źle, mówiła mi różne rzeczy, a ja otrząsałam się: „Co to było?”. Mówiła mi: „Chcę, żebyś poczuła, kiedy zbliża się niebezpieczeństwo. To jak bycie zwierzęciem, instynkt, pamiętasz co powiedział Mark Twain?” A ja odpowiadałam: „Tak, pamiętam Marka Twaina”. Ona na to: „Tak, tak. Ludzie, niektórzy ludzie są po prostu zwierzętami z ludzkimi elementami, nie są ludźmi i czasem musisz być na ich poziomie. Musisz poczuć niebezpieczeństwo, musisz zrównoważyć swój mózg, kiedy możesz zaufać, kiedy możesz walczyć, kiedy musisz uciekać”. I to jest najważniejsza rzecz, którą powiedziała mi na skraju tej skały: „Co czujesz?” Odpowiedziałam: „Czuję wolność. To dobre”. A ona nato: „Tak. To jest najważniejsza rzecz. Nie możesz być szczęśliwa, jeśli nie czujesz się wolna w sercu i nie ufasz w pełni osobie obok ciebie”. Dlatego chciałam, żeby przesłanie było takie, że bez względu na to, co się stanie, czasami możesz to rozwiązać w tym życiu, ale jeśli będziesz dość wytrwały, żeby dotrzeć do końca tego, co próbowałeś zrobić. Bez względu na to, czy coś się stanie, może umrzesz, może nie, są gorsze rzeczy. Musisz wysłać swoją wiadomość bez względu na wszystko, a wtedy twoje dziecko ją otrzyma i zrozumie dokładny sens. Wiele razy w moim życiu chciałam po prostu postawić swoją nogę i przejść przez krawędź skały, po prostu spróbować, może pofrunę, może skoczę i po prostu się zabiję lub nie, ponieważ nie mogłam już tego znieść. I za każdym razem byłam pewna, kiedy mogę pofrunąć, a kiedy muszę się powstrzymać. Pofrunąć możesz, gdy nie masz wątpliwości, to po prostu się wydarza. I cały czas, całe moje życie mam te sny, że latam… W tym samym czasie krzywdziła mnie, znęcała się nade mną tą wiadomością, ale nie chciała mnie celowo krzywdzić, tylko po prostu wysłać mi tę wiadomość, więc moim zadaniem jest zrozumieć, jak ją otrzymać i nie zostać skrzywdzoną. I to jest nasze zadanie, po prostu zmieniać nasze przeznaczenie, kiedy nasze przeznaczenie jest czymś, co nas odrzuca, jak śmierć lub cierpienie. Musimy to zmienić, musimy odpuścić i powiedzieć „okej, przyjmę dobre rzeczy i wyrzucę złe”. To jest najważniejsza wiadomość.
KM: Dziękuję, że się tym dzielisz. Ostatnie pytanie nie dotyczy już Twojego filmu. Czy uważasz, że bułgarska kinematografia powinna być szerzej znana na świecie?
JM: Oczywiście! Właściwie teraz z „Grą w zaufanie” jedziemy na trzeci festiwal we Włoszech. W zeszłym roku, koło Świąt Bożego Narodzenia, wygrałam nagrodę dla najlepszej aktorki, którą dzieliłam z jedną aktorką z bałkańskiego kraju, chorwacką aktorką. Teraz, latem, znów otrzymaliśmy nagrodę za najlepszy film międzynarodowy we Włoszech. Jedziemy też na duży festiwial w Rzymie do Koloseum. Nasza projekcja odbędzie się 18 grudnia i mamy nadzieję, że nas zobaczą, bo uważam, że na to zasługujemy. Jesteśmy tymi kilkoma osobami, które tu zostały. Mój syn jest w Szwajcarii, jest także obywatelem Niemiec. Mamy naprawdę zdolnych Bułgarów, ale niewielu z nich zostało tutaj, w naszym kraju, bo mentalnie jesteśmy nadal naprawdę blisko komunizmu, tylko teraz z pewnymi zmianami. W pewnym momencie może nam zabraknąć równowagi w kraju, nie wiem, co się stanie, ale to naprawdę nie jest trudne, jak wcześniej, możemy podróżować. Więc ci nieliczni, którzy pozostali, którzy są odważni, aby swobodnie rozmawiać, cierpią, czasem sami sobie przysparzamy cierpień. I musimy mówić o tym, co pomocne dla ciebie, dla innej osoby i wołać o pomoc, po prostu, aby nas wysłuchano… Nie chcemy niczego więcej, jak tylko być wysłuchanymi i może to dlatego Maria Bakałowa[1] jest teraz jedną z najbardziej popularnych nowych postaci w Hollywood, może to nasz czas, naprawdę mam taką nadzieję.


[1] Maria Bakałowa to odtwórczymi roli głównej w filmie „Kobiety naprawdę płaczą” – zob. https://wachtyrz.eu/bulgarskie-rezyserki-ucza-jak-przestac-zamiatac-sprawy-pod-dywan/