Monika Neumann: Smak ôstrangōwki

Biegła za swoją mamą przez duże, zalane słońcem podwórko. Widziała, jak pod jej krokami kurz podnosi się z ziemi i wiruje leniwie w nagrzanym przez upał późnego letniego popołudnia powietrzu. Jej małe stópki nie nadążały, kroki były zbyt krótkie, by wyprzedzić kobietę, którą widziała przed sobą, a z nieznanej jej przyczyny, niczego w tym momencie bardziej nie pragnęła, niż dotrzeć do tej dużej niebieskiej bramy jako pierwsza.

-Mama, pocekej. Mama, kaj idzies?

-A tyś skōnd sie tukej wziōnła? Pōdź, idymy do ôgrōdka po pietruska do zupy. Oma pedziała, ze rośnie blank na zadku.

Kobieta przystanęła i z uśmiechem spojrzała na dziecko. Jasne oczy lśniły dziecięcym zaciekawieniem, gdy jej drobne rączki próbowały otworzyć niewielką furtkę, która dziecku wydawała się być bramą do zupełnie innej krainy. Gdy w końcu udało się jej wygrać mocowanie z furtką, uśmiechnęła się szeroko do swojej matki:

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Ale to bōła upartŏ ulicka. Jŏ sie musiała richtig fest dołozyć.

-No ja, tyś jus jes blank silnŏ – odpowiedziała kobieta z uśmiechem i pogłaskała dziewczynkę po głowie. Ta jednak była już pochłonięta ogrodem, który ujrzała przed sobą. Powolutku i ostrożnie stawiała kroki, próbując zachować przy tym jak największą ciszę. Wyglądała, jakby weszła do jakieś świątyni, gdy przyglądała się roślinom dojrzewającym wokoło niej.

Dej pozōr tyż:  Ożywienie We Ślōnsku

Mama, mama, co to jes?– zapytała pokazując na dużą dynię, która pod codzienną opieką promieni słonecznych zaczęła się mienić jaskrawym odcieniem pomarańczy.

To sōm banie. Oma z nich robi kōmpot, pamiyntŏs, jak rok tymu, jak juz sło ku jesiyni, zyś do omy pojechała na pŏra dni i potyn w dōma zejś durch yno mankolicōła, ze mōm ci zrobić tyn kōmpocik ôd omy.

-Mama, mama, a to?– zapytała dziewczynka, która zapominając o wcześniej zadanym pytaniu zwróciła swoją uwagę już na coś innego i oglądając się za siebie na matkę, podążyła za obranym przez siebie kierunkiem. Kobieta szybko złapała dziecko za rękę i delikatnie do sobie przyciągnęła.

Oj, dziousko. Jesce dwa kroki i hned byś omie w tomaty wlazła i krzŏki połōmała. Musis dać pozōr kaj idzies- powiedziała i znów rozluźniła uchwyt dłoni, pozwalając dziecku samodzielnie wędrować pomiędzy grządkami dojrzewających warzyw.

Dziewczynka była zafascynowana roślinami, które widziała. W jednym momencie próbowała złapać motyle wesoło wirujące nad modrą kapustą, by za chwilę zwrócić uwagę na fasolki szparagowe przekornie zwisające z pnących się wzwyż roślin. Ukradkiem wróciła do pomidorów i zerwała jeden malutki koktajlowy, który wydawał się jej tak ślicznie czerwony. Szybko włożyła go do buzi i zjadła, by mama, która udawała, że nic nie widzi, nie zwróciła jej uwagi.

Po chwili spaceru zauważyła, że jej mama schyla się nad ziemią i coś zrywa. Zaciekawiona podbiegła do niej i poczuła charakterystyczny aromat naci pietruszki i selera. Jej wzrok jednak padł na krzak, który wił się wokoło ogrodzenia.

Dej pozōr tyż:  Henryk Herud (1895–1955) – człowiek Załęża

Gałązki pokryte były kolcami, a liście przypominały jej dłonie, chroniące ukryty skarb. Gdy podeszła bliżej, zauważyła małe, czarne owoce, lśniące w ukryciu. Dziewczynce bardzo się spodobały, przypominały te świecidełka, które mama trzymała w szkatułce obok łóżka, tej , do której nie wolno było jej zaglądać, a ona i tak ukradkiem ją otwierała, by bawić się migoczącymi naszyjnikami. Tak właśnie wyglądał dla niej owoc i powolutku, krok za kroczkiem, zaczęła się do niego zbliżać.

Wyciągnęła swoją rączkę, by złapać owoc, ale w tym momencie poczuła ukłucie i gdy spojrzała na dłoń, zauważyła zadrapanie.

Mamaa…– zawołała głosem, który starał się o powagę, a pomimo tego, wybrzmiewała w nim nuta rozżalenia.

-Z ciebie to jednak jes wrajzitko. Ôstrangōwki zyś chciała sie narwać i zyś sie pociōnła. Pokŏs rōncka- powiedziała kobieta i gdy dziewczynka podała jej dłoń, ostrożnie podmuchała- Lepiyj?

-Yhym. Mama, co to jes?

-Ôstrangōwka.

-Ôstranōwka? –zapytało dziecko i spojrzało na owoc całkiem innym wzrokiem. Teraz, gdy posiadał już nazwę, wydawał się jej nieco mniej tajemniczy.

Kobieta uklękła, delikatnie zerwała jeden owoc i trzymając go przed oczami dziecka, powiedziała:

-Ô-stran-gōw-ka. Powiydz jesce rŏs- dziewczynka jednak obrała inny plan. Szybko rozdziawiła małe usteczki i nie czekając na nic, zjadła owoc jeżyny trzymany w dłoniach matki. W ustach rozpłynął jej się aromatyczny smak jeżyny. Słodycz mieszała się z nutką kwasoty, przyprawiając dziewczynkę o uśmiech.

Dej pozōr tyż:  Wspomnienie o Stanisławie Firszcie (1955–2025)

Ôstramniam- odpowiedziała, zachichotała i złapawszy dłoń matki, podążyła za nią w kierunku domu.

Monika Neumann – Te ôpolske dziołchy, wielkie paradnice, kŏzały se posyć cerwone spōdnice… Monika Neumann czerwonej spódnicy jeszcze nie posiada, ale ôpolskōm dziołchōm jest z krwi i kości. Jest studentką Instytutu Filologii Germańskiej w Opolu i już za bajtla odkryła w sobie szczególne upodobanie do historii o tym, jak na jej małym skrawku Ślōnska bōło piyrwej.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Jedyn kōmyntŏrz ô „Monika Neumann: Smak ôstrangōwki

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza