Monika Neumann: Dzieciōntka nie byndzie
Szmatka ocierając się o krawędź szklanej miski wydzielała charakterystyczny pisk świadczący o czystości naczynia. Kobieta odkładała je na swoje miejsce i wyciągała z zlewozmywaka kolejne naczynie. Stół udekorowany był lukrem i kolorową posypką, która pomyliła drogę i zamiast wylądować na pierniku, prosto z dziecięcej rączki poleciała na blat stołu. Posypka w swojej podróży powędrowała nieco dalej niż lukier, udało jej się przyozdobić nie tylko stół, a dotrzeć aż do drewnianej podłogi, zaś roztopiona czekolada odznaczyła się śladem dziecięcych rączek na białych drzwiach i klamce. Kobieta obejrzała się wokoło siebie, pokręciła głową i opłukała opróżniony już z naczyń zlew. Gdy chwytała do ręki ścierkę usłyszała nagle rozpaczliwy płacz dziecka.
–Mamaaaaaa- charakterystycznie rozciągnięty okrzyk rozniósł się w domu i odbił echem po korytarzu- Mamaaaaaa!- zawtórował drugi, nieco wyższy od poprzedniego, dziecięcy głosik.
W drzwiach kuchni stanęły dwie dziewczynki, duże jasne oczy lśniły łzami, które już zdążyły pokulać się po okrągłych policzkach.
–Mamaaaa- zawołała większa dziewczynka- Mamaa… w telewizorze… ôni pedzieli tam… mama… ôni pedzieli, że nie be Dzieciōntka!-dokończyła, dolna warga trzęsła się ostrzegawczo. Młodsza dziewczynka, które pewnie niewiele z tego wszystkiego rozumiała, truchtała za siostrą i widząc, że ona płacze, płakała razem z nią do towarzystwa.
–Ale jak ôni mōgli pedzieć, że nie be Dzieciōntka, Dzieciōntko nie podlegŏ zŏdnymu gupielŏkowi z telewizora. Co ôni fandzŏlōm… A kaj to pedzieli?
-No… bo papa ôglōndoł wiadomości i jŏ chciała z nim ôglōndać i tak siedza u papy na klinie i ôni narŏs padajōm, że nie be Dzieciōntka i jŏ… i jŏ zarŏs do Ciebie poleciała… Mamaaaa…
-Ale jak ôni to pedzieli? Camu nie be Dzieciōntka?
-No bo ôni pedzieli, że w Wigilio Gwiazdor prziniesie geszynki. Mama co to jes za gupi Gwiazdor? Camu nie be Dzieciōntka? A banie choinka? Bo jak nie be Dzieciōntka… Mama, to banōm Świynta?- zapytała dziewczynka z przerażeniem, jej młodsza siostra skuliła się obok niej, uczepiła drobnymi rączkami sweterka i wyczekująco spojrzała oczami dużymi jak pięciozłotówki na swoją matkę.
Kobieta z trudem powstrzymała śmiech i z całą powagą, na jaką było ją w tej chwili stać, odpowiedziała:
–Dzieciōntko za sicher dō nŏs przidzie – po czym kucnęła i przygarnęła do siebie swoje dwie córki- Dzieciōntko zawse przichodzi w Świynta i zŏdyn pan z telewizji…
-Ale to padała pani- przerwało z powagą, ale widoczną ulgą, rozpłakane dziecko.
–I zŏdnŏ pani z telewizji tego nie zmiyni. Kajś indziej moze przichodzić Gwiazdor, Gwiazdka, Aniołek, jŏ nie wia fto jesce, ale do nŏs przijdzie Dzieciōntko i nie musis sie nicym martwić, yno musis sie dobrze śtalować, co Dzieciōntko be widziało, żejś jes blank grzecznōm dziołskōm, to w Wigilia, jak bymy siedzieć do kupy przi stole, ône cichutko ôtworzy do gōry ôkna i wniesie geszynki.
-Na pewno mama?
-Ja, na pewno- odpowiedziała zachęcająco kobieta i jeszcze raz uścisnęła swoje córki, które zaczęły się znowu uśmiechać.
–Mamaaaa… To moze jŏ ci pomoga tukej wszysjko skludzić, to pōdymy potyn do kupy siedzieć do gōry…
-Jak pomoges mi tukej posprzōntać, to potyn pōdymy sie umyć i spać- odpowiedziała kobieta.
–Mamaa… A camu Dzieciōnto yno dō nŏs przichodzi?
-Nie yno dō nŏs, przichodzi do wszystkich dzieci tukej na Ślōnsku.
-To yno na Ślōnsku miyskajōm grzeczne dzieci?- spytała po chwili namysłu dziewczynka. Kobieta ponownie musiała stłumić śmiech.
-Kŏzde grzeczne dziecko dostanie geszynk, ale yno u nŏs przinosi je Dzieciōntko.
-To dobrze, że my tukej miyskumy, bo jŏ lubia Dzieciōntko- odpowiedziała dziewczynka, zajęta zbieraniem kolorowej posypki z podłogi.
Monika Neumann – Te ôpolske dziołchy, wielkie paradnice, kŏzały se posyć cerwone spōdnice… Monika Neumann czerwonej spódnicy jeszcze nie posiada, ale ôpolskōm dziołchōm jest z krwi i kości. Jest studentką Instytutu Filologii Germańskiej w Opolu i już za bajtla odkryła w sobie szczególne upodobanie do historii o tym, jak na jej małym skrawku Ślōnska bōło piyrwej.