Leszek Drong: LGBTŚ+

Od razu rozszyfruję: „Ś” odnosi się do mniejszości śląskiej, chociaż absolutnie nie stawiam znaku równości między poszczególnymi składowymi swojego akronimu. Wcale też nie zamierzam udowadniać, że każdego Ślązaka cechuje orientacja nieheteronormatywna, a więc odmienna od dominującej w naszym otoczeniu społeczno-kulturowym.

Wielu Ślązaków być może obruszy się i powie: jak śmiesz ustawiać mnie w jednym szeregu z „pedałami”! W pierwszym odruchu chciałoby się odrzec, cytując Dawida Podsiadło, jednego z najbardziej znanych mieszkańców województwa śląskiego: szanuję!

Ale nie, ja nie szanuję tego rodzaju ludzi – nawet jeśli tymi ludźmi są Ślązacy – którzy doborem jadowitych słów świadomie krzywdzą innych, w dodatku zwykle słabszych. A teraz jest dobry moment, żeby ich czegoś nauczyć, bo wszystkich Ślązaków spotyka w związku z ogniskami COVID-19 w kopalniach podobny hejt i dyskryminacja, co homoseksualistów czy osoby transseksualne.

Dzisiaj można więc śmiało dopisać śląskie „Ś” do skrótu: LGBT+. Szykany spotykają teraz wszystkie mniejszości, każdą odmienność od toruńsko-żoliborskiej normy. Dlatego (nie pierwszy raz i nie tylko dzisiaj) ściskam dłoń wykluczonym, by ruszyć do wspólnego marszu przeciwko dyskryminacji i prześladowaniom opartym na stereotypach i ignorancji. Niech to będzie symboliczny marsz: LGBTŚ+!

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Oglądałem godzinę temu mecz Bayernu Monachium z Freiburgiem. Kapitan drużyny z Freiburga miał na ramieniu opaskę kapitańską – w barwach tęczy. Na trybunach olbrzymia flaga pokazująca, że miejscowi kibice solidaryzują się z ofiarami rasizmu, nie tylko w USA. Kiedy taką flagę zobaczę na polskim stadionie? Kiedy polski piłkarz dojrzeje do tego, by zachować się jak przysłowiowy prawdziwy mężczyzna i publicznie okazać swoje wsparcie upokarzanemu koledze o odmiennej orientacji seksualnej? A może to śląski stadion i śląski klub dadzą dobry przykład?

Nie każda mniejszość i nie każde odstępstwo od normy zasługują na szacunek i równe prawa z pozostałymi obywatelami demokratycznego państwa. Na pewno nie poszedłbym we wspólnym marszu, ściskając dłoń na przykład pedofilom, przestępcom umyślnym, osobnikom otwarcie dążącym do obalenia ładu prawnego i społecznego zdefiniowanego w polskiej Konstytucji.

Nie podam dłoni ludziom, którzy ostentacyjnie kłamią i publicznie wypierają się własnej tożsamości lub orientacji jak księża pomstujący na „tęczową zarazę”, a w mrokach plebani modlący się na kolanach do przywódców „lawendowej mafii”.

Zdaję sobie też sprawę z tego, że być może wielu śląskich górników ma negatywny stosunek do praw człowieka podnoszonych przez organizacje wspierające ruch LGBT+. Ci górnicy najwyraźniej nie rozumieją, że oni sami też są pogardzaną mniejszością, znienawidzoną poza Górnym Śląskiem ze względu na fałszywy, zmanipulowany przez władzę i media publiczne wizerunek zbiorowy.

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Czas przełomu

Obecna władza karmi się konfliktem i podjudza Polaka na Polaka, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że Górny Śląsk to prawdziwy tygiel tożsamości etnoreligijnych i lojalności ideologicznych. Chociażby dlatego, że jest tu wielu Polaków postrzegających własny, śląski dom jako wygnanie – wygnanie z  wyidealizowanego „raju” na Kresach; ze swojskiej, kojarzonej z prochami przodków wioski pod Białymstokiem czy Przemyślem, z ogarniętych biedą i bezrobociem rejonów kraju, gdzie najłatwiej było dokonać naboru do katorżniczej roboty w kopalniach po drugiej wojnie.

Na Górny Śląsk przez ostatnie kilkadziesiąt lat przybyli rozmaici, przywiązani do swoich rodzimych regionów i tożsamości lokalnych emigranci, którzy do dzisiaj patrzą z dystansem na autochtonów. A tzw. śląscy autochtoni to swoją drogą często – jak ja – „krojcoki”, dzieci z rodzin o dosyć skomplikowanej genealogii, w której Górny Śląsk stanowi zaledwie część korony drzewa. Tacy ludzie mają niejednokrotnie poczucie przynależności do wielu mniejszości naraz. Ale rzadko, naprawdę rzadko, utożsamiają się z władzą centralną i wszechpolską ideologią.

Ideologia to chyba za duże słowo – tu chodzi raczej o wspólnotowe poczucie zagrożenia. Dlaczego tak wielu ludzi w Polsce (ale też w innych krajach, także europejskich; po raz kolejny okazuje się, że nie jesteśmy wcale tacy nadzwyczajni) postrzega gejów, lesbijki, Żydów, Ślązaków czy uchodźców i wszelkie inne mniejszości oraz inności jako zagrożenie? Czemu cudza odmienność tak boli i doskwiera?

Bo w samym środku tego hejtu i nakręcającej się spirali agresji siedzi egzystencjalne przerażenie. A czasem tylko lęk, niepokój przeszywający własne poczucie tożsamości, które jest tak słabe i wiotkie, że każda konfrontacja z innością zagraża jego stabilności.

Narodowiec z przysłowiowego serca Polski panicznie boi się geja lub Ślązaka (także w sobie?), dlatego reaguje gniewem, wściekłością i agresją. A pomaga mu aparat władzy, manipulując tym gniewem tak, by skierować go na kolejnego kozła ofiarnego. Bo jeżeli zabraknie kozła, to gniew ludu zwraca się przeciwko władzy…

Ksenofobia (dosł. strach przed obcym) wszechpolska to w istocie nieuświadomione wotum nieufności wobec tego, co mogłoby spajać i dawać poczucie stabilności – wobec wszystkim narzucanego jako wzorzec polskiego miazmatu bogoojczyźnianego.

Napiszę śmiało to, co jest oczywiste dla tych historyków i socjologów, którzy nie muszą oglądać się na rozkazy polityczne lub kościelne: taka powszechnie obowiązująca polskość po prostu nie istnieje. Ale jej miazmaty – czyli dosłownie chorobotwórcze wyziewy gnilne powstające podczas rozkładu organizmu – wpływają na lęki i postawy wielu Polaków. Tych samych, którzy z obrzydzeniem reagują na homoseksualistów, a Ślązaków jako zagrożenie epidemiologiczne dla „prawdziwych patriotów” chcieliby unicestwić przy pomocy ładunków bombowych zrzucanych na cały region, nie tylko na kopalnie (autentyk z wpisów internautów w komentarzach pod artykułem o dramatycznej sytuacji epidemiologicznej na Górnym Śląsku). Albo przynajmniej otoczyć kordonem sanitarnym i pilnować z bronią ręku, jak w Zgodzie czy Jaworznie w 1945 roku. Cóż, są gorsze zarazy od koronawirusa, zarazy toczące serca i umysły.

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Czas przełomu

Czesław Miłosz, urodzony na Litwie wybitny polski poeta i wieloletni emigrant, mądrze pisał o umyśle zniewolonym przez ideologię. Akurat dzisiaj „ideologia” to słowo-młot (i sierp) używane do stygmatyzowania pozbawionych znaczącej politycznej reprezentacji mniejszości. Za taką agresją retoryczną kryje się jednak spójna choć zwykle bezrefleksyjna emocja – ludzki, a właściwie zwierzęcy strach.

Hipokryzja środowisk narodowych w Polsce byłaby nawet zabawna, gdyby nie realne skutki siania nienawiści. Biologia uczy nas (nie wszystkich, bo niektórych nie sposób nauczyć czegokolwiek poza klepanym z pamięci pacierzem), że strach skłania do ucieczki. Ale jest też druga typowa reakcja – strach motywuje do działania ofensywnego, jeżeli ma się poczucie przynależności do dużej, silnej grupy oraz realnego wpływu na otoczenie.

Najlepiej widać to w Narodowe Święto Niepodległości, kiedy tłumy pozbawionych własnego, indywidualnego zdania młodzieńców kipią wściekłością na zastany świat. Ta wściekłość maskuje obawę, że za hasłami i sloganami nie ma żadnej treści – że nie mają one pokrycia w rzeczywistości. Że bez wsparcia silnych, męskich ramion współplemieńców ich samych po prostu nie ma: zanika to, co jest dla nich gwarantem stabilnego osadzenia w świecie, a mówiąc w uproszczeniu: gwarantem poczucia tożsamości.

Wmówiono im dumę z przynależności do siły, władzy i większości. Nauczono oportunizmu przebranego dla niepoznaki w wyszywany złotą nicią (ale skromną) religijny płaszcz aksjologiczny, tymczasem tzw. wartości chrześcijańskie wielu Polakom kojarzą się z pazernością, podważaniem ładu konstytucyjnego w imię ponadnarodowego prawa bożego, a także z dwulicowością oraz rozwiązłością licznych kapłanów).

Ja przeciwnie: jestem dumny z mojej jednostkowej słabości i wrażliwości, ale i z poczucia przynależności do rozmaitych mniejszości jako bezdzietny, leworęczny agnostyk, w dodatku po europejsku myślący wykształciuch najgorszego sortu, bo zawsze sceptyczny wobec vox populi. Dlatego jestem dzisiaj też Gejem, Ślązakiem, Żydem, Transem, Uchodźcą i Emigrantem, a nawet… byłbym skłonny w nieodległej przyszłości, przełamując rozmaite lęki, zagłosować w wyborach na warszawiaka – pod warunkiem, że będzie słuchać śląskiej żony.

Dej pozōr tyż:  Bartodziej & Soika: Czas przełomu

Leszek Drong jest anglistą; na co dzień zajmuje się kulturą, historią i literaturą Irlandii, a także retoryką, komunikacją językową i dydaktyką języka angielskiego, bo oprócz pisania artykułów i książek po angielsku (a czasem też po polsku) pozostaje przede wszystkim nauczycielem.

W wolnych chwilach organizuje działalność zespołu naukowego (Centrum Badań nad Kulturami Mniejszymi), który na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego powstał między innymi po to, by zajmować się językiem i kulturą śląską.

W trakcie służbowych wyjazdów zagranicznych, odwiedzając z wykładami uczelnie w różnych miejscach na świecie (m.in. w Paryżu na Sorbonie czy w Belfaście), chętnie opowiada po angielsku o historii, kulturze i współczesnym życiu na Górnym Śląsku.

Póki co chcą go słuchać, bo porusza problemy, z jakimi borykają się wspólnoty narodowe i etniczne w wielu innych zakątkach globu. Od dziecka związany z Tychami, urodził się zaraz po założeniu klubu sportowego GKS Tychy. Do dzisiaj trzymają się razem na dobre i na złe.

W Tychach jest ordnung i osiedla mają swojej litery – jako dziecko mieszkał na C, potem na D, a teraz dobrze mu na E. Ale trudno powiedzieć, czy to postęp (C-D-E) czy wręcz przeciwnie, bo jednak człowiek zbliża się do nieuchronnego końca. Członek KTG Karasol.

Leszek Drong specializes in literary studies, Irish studies (especially Northern Irish studies), rhetoric and cultural memory. He is Director of the Centre for the Study of Minor Cultures at the University of Silesia. He has worked in the Institute of English Cultures and Literatures since its inception in 1995. His major publications include: Tropy konfliktu. Retoryka pamięci kulturowej we współczesnej powieści północnoirlandzkiej [Troping the Troubles: The Rhetoric of Cultural Memory in Recent Northern Irish Fiction]; Disciplining the New Pragmatism: Theory, Rhetoric, and the Ends of Literary Study (Peter Lang, 2006) and Masks and Icons: Subjectivity in Post-Nietzschean Autobiography (Peter Lang, 2001). He is a member of the International Association for the Study of Irish Literatures.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Jedyn kōmyntŏrz ô „Leszek Drong: LGBTŚ+

  • 26 czyrwnia 2020 ô 11:57
    Permalink

    Bolesne, mocno powiedziane.
    Czasem trzeba nawet przejaskrawienia, żeby zwrócić uwagę na prawdziwe problemy.
    Ale #11: nie można pozostać obojętnym.

    Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza