Konrad Kołakowski: Ożył Kocioł Czarownic. Na długo?
Pod prąd nie znaczy przeciwko #5
Niy byda tukej pisoł ô legyndzie Stadionu Ślōnskigo. Kożdy Ślōnzok, niy ino kibic, zno najważniyjsze do fusbalu, ale i do innych dyscyplin zdarzynia. Niy ino szport sie dzioł tam, na chorzowskij murawie. Wiela ludzi spomino kōncerty, kere tela razy miały tam miejsce? Darymny futer to wszysko spōminać, ksiōnżka ô tym toby było za mało. Te szpile, kaj Cieślik abo Lubański ciśli budy ZSRR abo Anglije, abo niy tak downo jak Smolarek z Portugalijōm. Nawet chopy niy ôd nōs, ze Ślōnska, tu ônaczyli cuda, jak Deyna co prosto z roga wciep jedyn tor. Rekord świata wylotała Szewińsko, Gazda na kole wygroł etap na wyścigu pokoju. Ślōnske mańszafty, Gōrnik i Ruch, i niy ino ône, miały najważniyjsze szpile, jak te z Romōm w Pucharze Zdobywcōw Pucharu. I tak gōdać, spōminać, to idzie dugo.
27 marca gwiazda Śląskiego rozbłysła na nowo. Co prawda stadion teoretycznie otwarty był już od kilku miesięcy, jednak na wydarzenie odpowiedniej dla tego miejsca rangi trzeba było poczekać. No i stało się: mecz reprezentacji Polski z Koreą Południową. Rywal może nie ze szczytu światowej piłki, ale jednak marka solidna. Kto ma wątpliwości, niech przypomni sobie mecz otwarcia Mistrzostw Świata w 2002 roku. Reprezentacja narodowa po dziewięciu latach wraca na najważniejszy dla siebie stadion w obecnych granicach Polski. Atmosfera święta, stadion pełny, ponad 55 tysięcy ludzi siada na wyremontowanych trybunach. Sceneria chwytająca za gardło, co rusz piękne ujęcie stadionu i okolicy z lotu ptaka. Wszystko wygląda fantastycznie. Trybuny słychać prawie w centrum Katowic, fantastyczny doping. Obiekt po długiej renowacji wygląda w całej swojej okazałości naprawdę imponująco. Mōmy w kōńcu na Ślōnsku taki szpilplac, jaki sie nōm należy.
Mecz się skończył, trybuny opustoszały. W mediach, szczególnie regionalnych, wywiązuje się dyskusja na temat samego obiektu. O ile nikt nie ma wątpliwości co do miejsca Śląskiego w historii śląskiego i polskiego sportu i kultury, o tyle bardzo często pojawiają się głosy, że inwestycja nie miała sensu, a remont był reanimacją trupa. Padają czasem oskarżenia o niegospodarność. Faktem jest, że kosztująca ponad dwukrotnie więcej niż było zakładane renowacja ciągnęła się bardzo długo. Pamiętamy zapewne o awarii, jaka się tam przydarzyła, podczas pierwszych prób podnoszenia dachu. Prawdą są ogromne koszty utrzymania obiektu. Z drugiej jednak strony, czy wszystkie tego typu obiekty zawsze muszą od razu na siebie zarabiać? Czy wartość historyczna obiektu, tak duża wartość!, to za mało? Czy stadiony w miastach takich jak Wrocław czy Gdańsk, gdzie na ligowe spotkania przychodzi garstka ludzi, są w pełni opłacalne? Stadion Narodowy musi być niemal sztucznie reklamowany, żeby zarobić odpowiedni przychód. Czy naprawdę nie stać państwa, samorządu na wsparcie tak monumentalnego miejsca jak Stadion Śląski? Ciężko uwierzyć, że przy rozsądnym zarządzaniu obiekt o takim potencjale nie będzie nie tylko inwestycją, która się zwróci, ale i wizytówką regionu, tak jak był kiedyś, za czasów dawnej świetności.
Nawet gdyby z punktu widzenia finansowego kocioł czarownic okazał się niefortunną inwestycją, każdemu zarządcy obiektu powinno zależeć, by Stadion jako pomnik (nie tylko śląskiego) sportu wyglądał tak efektownie, jak podczas wczorajszego „otwarcia”. Jeśli zarządzanie będzie dobre, to taka marka na pewno wydoli i długo będziemy jako Ślązacy dumni z naszego Kotła Czarownic, Stadionu Śląskiego.
