Kino na Śląsku – Śląsk w kinie. Wywiad z Urszulą Biel, autorką książki „Kultura filmowa Prowincji Górnośląskiej”

Kamil Minkner: W 2020 roku ukazała się drukiem Pani nowa książka Kultura filmowa Prowincji Górnośląskiej. Kina, właściciele, widzowie. To pokaźna, licząca 500 stron, wnikliwa analiza kultury filmowej międzywojnia na niemieckim Górnym Śląsku. To zarazem opracowanie bardzo wszechstronne, bowiem film jest tu tylko częścią szerszego układu komunikacji, w który włączeni są dystrybutorzy, kiniarze, dziennikarze, zwykli widzowie. Można więc powiedzieć, że interesował Panią film w szerszym kontekście społecznym, politycznym, kulturowym. Książka ta jest w pewnym sensie kontynuacją Pani wcześniejszej publikacji Śląskie kina między wojnami, czyli przyjemność upolityczniona, która również opowiadała o okresie międzywojennym na Górnym Śląsku, ale na terenach ówczesnej Polski. Obie te książki, mam wrażenie, tworzą rodzaj dyptyku. Łączy je nie tylko czas i szeroko rozumiany Górny Śląsk, ale także metoda badawcza. Proszę opowiedzieć na czym polega specyfika Pani podejścia do pisania o filmach.

Urszula Biel: Metoda naukowa to brzmi groźnie i mam nadzieję, że jest ona jakby ukryta w treści mojej książki, żeby nie odstraszać odbiorców. Jest jednak prawdą, iż bliski mi jest pewien sposób pisania o filmie, który traktuję jako kontrpropozycję do tego jak mnie uczono filmoznawstwa na studiach. A były to tak naprawdę studia bardzo teoretyczne, które na swój sposób ochładzały w nas emocje wobec filmów, a przecież filmy to są emocje. Ja chciałam do nich wrócić. I to do oglądania filmów w kinie. I to właśnie kina i ich funkcjonowanie interesowały mnie najbardziej. Moim głównym celem było napisanie książki praktycznej, pokazującej realne przejawy kultury filmowej, w ramach której kino jest swego rodzaju instytucją społeczną, w którą nieodłącznie wpisani są widzowie ze swoimi sympatiami i preferencjami. Ludzie często myślą, że praca w kinie jest przyjemna, bo my tylko oglądamy filmy i oceniamy je pod względem estetycznym. Tymczasem w obu książkach widać, że polityczne są nie tylko same filmy, ale ich dystrybucja, rozpowszechnianie, czy wręcz oglądanie.

K: Były jakieś spektakularne przykłady tego typu praktyk?

U: Szczególnie słynna była tzw. walka o napisy na polskich ziemiach Górnego Śląska, kiedy to rzekomo widzowie, a tak naprawdę zorganizowane bojówki zrywały seanse, które pokazywały filmy z niemieckimi napisami. Według obowiązującej wówczas Konwencji Górnośląskiej filmy mogły być w obu częściach podzielonego Górnego Śląska prezentowane z podwójnymi napisami – polskimi i niemieckimi. Pomimo tego, wiele było incydentów łamania Konwencji i bojkotowania filmów i to po obu stronach granicy. Niemniej, w Polsce te działania doprowadziły do tego, że w pewnym czasie filmy na polskim Górnym Śląsku były już prezentowane wyłącznie z polskimi napisami. A w przededniu wybuchu wojny, polskie władze wymusiły, żeby niemieckie filmy w ogóle zniknęły z kin.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

K: Kiniarze tak po prostu zgodzili się na to?

U: Nie mieli wyjścia chociaż było to dla nich trudne, bo kinematografia była w tamtym czasie biznesem całkowicie prywatnym, bez dotacji jak dzisiaj. Brak filmów niemieckich w dystrybucji, które były wówczas bardzo popularne, znacząco uszczuplał potencjalne dochody.

K: Bitwa o napisy była szczególnie widoczna w okresie kina niemego. A zmieniło się coś, kiedy nastał dźwięk?

U: Pojawiła się wówczas inna odsłona konfliktu językowego, a więc walka o dubbing. Szczególnie widoczne były starania strony niemieckiej, żeby filmy niemieckie były prezentowane w oryginale, a nie jak działo się to bardzo często (zresztą niemal w całej Europie), z francuskim dubbingiem. Niemców traktowano wówczas nadal jak wrogów (efekt I wojny światowej), a odbijało się to m.in. w kulturze filmowej, w tym także w niechęci do języka niemieckiego w kinie.

Dej pozōr tyż:  Alexis Langer - architekt, budowniczy wizytówki Kattowitz-Katowic

K: Znając Pani wcześniejszą książkę i czytając tę nową można lepiej zrozumieć, że na problemy kultury filmowej Śląska należy spoglądać z obu stron kulturowej i politycznej granicy. To właśnie dlatego ta nowa praca była tak potrzebna?

U: Książka, która niedawno się ukazała wyrosła z chęci dopełnienia tych opowieści, które rozpoczęłam w Przyjemności upolitycznionej. To była naturalna konsekwencja, chociaż nie sądziłam, że przygotowanie tego opracowania zajmie mi tyle lat żmudnej pracy w archiwum. Chciałam dowiedzieć się m.in. jaka była sytuacja polskich widzów na niemieckim Śląsku. Szczególnie interesowała mnie także sytuacja kulturalna w okresie III Rzeszy. Generalnie jednak, chciałam porównać kulturę filmową w obu częściach Śląska. Miałam świadomość, że bez opisu funkcjonowania kin na niemieckim Górnym Śląsku, nasza wiedza na temat kultury filmowej w regionie będzie niepełna.

K: I jak wypadają te porównania?

U: Różnie pod różnym względem. Przykładowo, jeżeli chodzi o polityczne uwikłania różnice często były wyraźne. W przypadku rejencji opolskiej, kultura filmowa była dużo mniej upolityczniona, ponieważ region ten pozostał w Niemczech po plebiscycie. Tymczasem, w tej części Górnego Śląska, która przypadła Polsce pojawił się postulat, szczególnie w czasach sanacji, silnej polonizacji regionu. A w filmach widziano możliwość wykonania narodowościowej roboty propagandowej.

K: Niemcy nie upolityczniali seansów filmowych?

U: Sprawa jest niejednoznaczna. W moich badaniach opierałam się na dokumentach źródłowych. A luki w materiałach sprawiły, że niestety nie udało mi się odpowiedzieć na wszystkie pytania, które sobie postawiłam. Niektóre wnioski były bardzo jasne, ponieważ wynikały z ogólnodostępnych danych statystycznych. Na przykład w porównaniu z polskim Śląskiem, w jego niemieckiej części niewielu było polskich właścicieli kin, dużo mniej było też właścicieli żydowskich. Trudniej jednak było ustalić sympatie narodowe właścicieli kin. Od 1928 na polskim Śląsku kina stały się obiektem daleko idącej inwigilacji, a agenci dostarczali bogatego materiału faktograficznego w tym zakresie, który zachował się w archiwach. Dzięki temu wiemy, w jakim języku właściciel kina mówił, jaki personel zatrudniał itp. Chociaż oceny te były często subiektywne. Znany jest przypadek Rumuna, któremu jeden agent przypisał sympatie niemieckie, a drugi polskie. Z kolei, po niemieckiej stronie nie ma tego typu dokumentów. Ciężko powiedzieć, czy zostały zniszczone, czy też w ogóle ich nie było.

K: Czy pomimo tych trudności udało się Pani poczynić jakieś odkrycia dzięki pracy archiwistycznej?

U: Tak. Znalazłam np. bardzo interesujący wykaz zajazdów i gospód rozsianych w regionie, które posiadały aparaturę do prezentowania filmów. Okazało się, że było ich ponad 200! Jest to o tyle zaskakujące, że kino uchodzi za sztukę miejską. Tymczasem w najlepszym okresie, chwilę przed wojną, było w miastach niemieckiego Górnego Śląska ok. 80 kin. Dlatego ta duża ilość miejsc na prowincji robi wrażenie. To pokazuje, że kultura filmowa była wtedy realnie rozwinięta, a filmy rzeczywiście docierały do widzów w całym regionie. Jasne jest, że filmy nie były pokazywane w prowincjonalnych zajazdach codziennie; było to raczej kino objazdowe. Część z tych miejsc nie weszło nawet w erę dźwiękową (chociażby dlatego, że trzeba było zakupić drogą aparaturę), ale wiele jednak zostało i potem korzystali z nich propagandyści już w okresie III Rzeszy. Mając tym samym szerszy dostęp do społeczeństwa.

K: Wróćmy do samej książki. Traktowanie kina jak instytucji może brzmieć nie tylko dość poważnie, ale i nieco nudno dla zwyczajnego odbiorcy. Tymczasem Pani książka jest niezwykle żywo napisana, pomimo tego, że nie opowiada wyłącznie o filmach.

Dej pozōr tyż:  Na gōrnoślōnskich szportplacach, 16.03.2025

U: Zależało mi na tym, żeby korzystając ze stosunkowo nudnych danych statystycznych, czy umów handlowych przerobić je na ciekawą opowieść o kulturze i społeczeństwie. Dodatkowo, gdzie się dało umieszczałam anegdoty o właścicielach kin, opisy wyglądu danego kina, omówienia ówczesnych reklam filmowych w prasie albo ukazywałam preferencje widzów wraz z charakterystyką widowni. Starałam się wpisać funkcjonowanie kin w szerszy kontekst historii regionalnej. Chciałam, żeby to była możliwie barwna opowieść i o kinie, ale i o niemieckim Górnym Śląsku sprzed wojny.

K: To jak w związku z tym wyglądało kino w Prowincji Górnośląskiej, szczególnie przed nastaniem III Rzeszy, kiedy panowała powszechna swoboda i demokracja. Czy mając na uwadze złożoną sytuację narodowościową, religijną i etniczną kultura filmowa odzwierciedlała wielonarodowościowy charakter regionu, czy był to raczej przekaz jednowymiarowy?

U: Nie ma wątpliwości, że w prowincji dominowały niemieckie filmy. Co więcej, widzowie chętnie je oglądali także na polskim Górnym Śląsku, gdzie wielu mieszkańców znało przecież dobrze język niemiecki. Nawet polscy właścicieli uważali, że filmy niemieckie są dla polskich Górnoślązaków ciekawsze bo są dla nich bliższe kulturowo. Szczególnie, że mogli je rozumieć. Kiedy nastała era dźwięku to początkowo filmy zagraniczne – francuskie, czy amerykańskie leciały po prostu w oryginale i widzowie ich nie rozumieli. Analogiczna sytuacja była zresztą także z polskimi filmami. Jak aktorzy przemawiali czystym językiem polskim to dla widowni śląskiej, żargon warszawski wydawał się egzotyczny.

Należy także pamiętać, że niemiecka kinematografia była w latach 20. XX wieku jedną z najlepszych na świecie. A poza tym filmy gatunkowe rodem z Hollywood nie były jeszcze tak rozpowszechnione. Nawet jednak później, kiedy filmy amerykańskie stawały się bardziej popularne, to właśnie kino niemieckie okazywało się realną przeciwwagą dla rodzącej się dominacji USA. Tym samym mieliśmy do czynienia z dwudźwiękiem. W Warszawie nawet chciano zwiększyć obecność niemieckich filmów na polskim rynku, ale protestowała przeciwko temu lokalna, górnośląska sanacja, bo psuło im to szyki w polonizowaniu regionu.

K: Do kina pierwszych 20 lat przylgnęła etykietka sztuki jarmarcznej, dla prostych ludzi. Jak to wyglądało na Górnym Śląsku?

U: Zdecydowanie nie można się zgodzić z tym stwierdzeniem. Kino bardzo szybko zaczęło walczyć o gusta klasy średniej i bardzo szybko stało się podstawową gałęzią popkultury. Z tego powodu, kina powstawały w dużych miastach, zajmowały w nich reprezentacyjne miejsce, a ich konstrukcja odzwierciedlała strukturę społeczną. Co ciekawe, niektóre kina stawiano jako pałace kinowe. To piętnowanie kina jako sztuki jarmarcznej częściowo wiązało się z niezrozumieniem kultury jarmarku. W zasadzie do ery kina dźwiękowego, widzowie oglądali najpierw numery sceniczne (teatralne, operetkowe, taneczne), znamienne dla variete oraz popisy typowe dla kultury jarmarku, a całość pobytu wieńczył pokaz filmów. Kino oferowało więc różnorodność form, treści i gatunków, żeby przyciągnąć jak najwięcej widzów o różnym portfelu. Kiniarze liczyli zarówno na widownię zamożną, której oferowano zarazem lepsze i droższe miejsca do siedzenia (loże), jak również słabiej sytuowaną, która płaciła mniej, ale również mogła coś dla siebie znaleźć w ofercie. W tym sensie, kino było bardzo demokratyczną instytucją.

K: Czy w związku z tym filmy były w tamtym czasie intratnym źródłem zarabiania?

U: Zdecydowanie tak, kino było dobrym biznesem już w latach 20 XX w. Widownie były pełne każdego dnia, a właściciel dostawał do ręki szybkie pieniądze. Z tego powodu, biznesem filmowym bardzo szybko zajęli się też ludzie, którzy wykonywali zawody społecznie poważane. Przykładowo właścicielem kina Metropol w Opolu był architekt. W innym przypadku, kina Piastowskiego w Opolu jego szefem był dyrektor teatru, który porzucił ostatecznie teatr dla kina. Tak, na marginesie, ciekawa jest tu zarówno nazwa (odwołanie do Piastów na niemieckim Śląsku), jak i lokalizacja. Po wojnie bowiem, w tym samym miejscu zaczęło prosperować kino Odra, które przetrwało do lat 90. XX wieku.

Dej pozōr tyż:  Gdzie szumi Opawa… cz. 3 (ostatnia)

K: Rozmawiamy do tej pory przede wszystkim o otoczeniu filmów – ich dystrybucji albo wyświetlaniu. Czy jednak można wskazać jakieś konkretne przykłady filmowe, które z punktu widzenia Górnego Śląska – polskiego i niemieckiego odegrały jakąś szczególną rolę?

U: Warto przypomnieć tutaj o pewnym nurcie filmowym, który określany był jako Kulturfilm. Chodzi tu o filmy postrzegane jako narzędzia walki o kulturę. Należy pamiętać, że Górny Śląsk był wówczas regionem rozbitym i szczególnie ważne okazywały się filmy, które wzmacniały poczucie wspólnoty i tożsamości regionalnej. Do takich filmów należał osławiony Kraj pod krzyżem, który powstał z okazji 5 rocznicy plebiscytu. Miał on pokazać piękno Górnego Śląska – pracę na roli, ale i rozwijające się miasta, a przy tym był on zapisem tradycji i obrzędowości, które cały czas panowały w regionie. To na pewno najbardziej znany górnośląski film z tego okresu.

K: Jaki charakter miały tego typu dzieła?

U: To nie były jakieś toporne i schematyczne reportaże. Były to przede wszystkim poetyckie dokumenty, nawet z elementami animacji, które jednocześnie wyraziście przemycały treści ideologiczne związane z niemieckością, czy germańskim charakterem Górnego Śląska. W przypadku Kraju pod krzyżem, można mówić nie tylko o proniemieckim charakterze filmu, ale wręcz o czytelnym przekazie antypolskim. Chodziło przede wszystkim o to, żeby pokazać, jak niesprawiedliwe było podzielenie regionu. Tym samym, tak jak Śląsk był instrumentalizowany w Polsce, dokładnie to samo robiono w Niemczech. Zresztą film miał oddziaływać zarówno na niemieckich, jak i polskich Ślązaków. Kulturfilmy były krytykowane przez Polaków za to, że nie łączyły, tylko dzieliły śląską społeczność. Doszło nawet do chwilowego odwołania uroczystej premiery Kraju pod krzyżem w Berlinie w wyniku protestu dyplomacji polskiej.

K: Czy powodzenie Kraju pod krzyżem w Niemczech spowodowało pojawienie się nowych filmów górnośląskich.

U: Nie. Jest to przykład wprawdzie spektakularny, to jednak na swój sposób odosobniony. Górnym Śląskiem w Niemczech mało się interesowano jako tematem filmowym, nie powstawały tu też wytwórnie filmowe. Brakuje filmów pokazujących chociażby rozwój miejscowego przemysłu. Z jednej strony, Śląsk więc chciano politycznie rozgrywać, ale poza jakimiś rocznicowymi potrzebami, rzadko go dowartościowywano. O Śląsku przypomniano sobie ponownie dopiero chwilę przed nastaniem III Rzeszy, aby wyartykułować propagandowo tezę, że Niemcom na polskim Śląsku dzieje się źle i są prześladowani.

Co ciekawe, to w Polsce powstało dużo więcej interesujących filmów o Śląsku, ponieważ Polska była dumna z nowego regionu i dostrzegała strategiczne korzyści z włączenia śląskich ziem. Dlatego chciano Śląsk pokazywać. Powstawała nawet polska odpowiedź na Kraj pod krzyżem, czyli Śląsk źrenica Polski. Niestety film ten nie zachował się, chociaż dysponujemy na szczęście dokładnymi opisami.

Wywiad przeprowadził Kamil Minkner.

Foto: archiwum własne.

8 października 2024 roku o 17:00 w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Opolu odbędzie się spotkanie z Urszulą Biel w ramach 22. Festiwalu Filmowego Opolskie Lamy.

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza