Incydent graniczny w Bibieli
Mało co przez wieki całe tak zajmowało ludzi jak wymyślanie, wytyczanie i strzeżenie granic! Władcy absolutni (jak również później rządy państw mieniących się demokratycznymi) z olbrzymim zaangażowaniem próbowali się odgrodzić od sąsiadów. A jest rzeczą wiadomą, że żeby skutecznie się odgrodzić trzeba najpierw jak najszczelniej się ogrodzić…
Wiec ogradzano się (i ogradza w dalszym ciągu, z różną skutecznością) czy to chińskim murem, czy też rzymską Limes, aż po czasy współczesne i granice prawie doskonałe jak na przykład ta wewnątrz niemiecka (choć doskonała to jednak „padła”) czy też wewnątrz koreańska (ta jeszcze się trzyma).
W roku 1885 granica w Bibieli w żaden sposób nie była doskonała. Wręcz przeciwnie, jak donosiła ówczesna prasa, była to jakaś namiastka, by nie powiedzieć wręcz „parodia” granicy! A nie była to byle jaka granica. W górnośląskiej kolonii Bibiela, dziś części Miasteczka Śląskiego, Królestwo Prus graniczyło bowiem z Cesarstwem Rosyjskim. O przyczynach i genezie tego bezpośredniego sąsiedztwa, kiedy to Górnoślązacy mogli do Rosji dosłownie „kamiyniym dociepać”, uczyła nas i uczy dalej polska szkoła. Tak więc nie trzeba tematu rozszerzać.
Według Berliner Tageblatt (z powołaniem na Kattowitzer Zeitung) granicę stanowił rów wykopany w poprzek łąki. Do tego wykopany bardzo krzywo… Latem roku 1885 rosyjscy chłopi (czy na pewno rosyjscy?) pewnej nocy wykopali nowy, prosty rów i tym sposobem dokonali samowolnej korekty granic. Jak przyznaje gazeta, dotychczasowy (krzywy) rów graniczny wcinał się w terytorium Rosji. Ale korekta spowodowała nie tyko straty we włościach Grafa Hugo Henckel von Donnersmarck (niecałe dwie morgi, można powiedzieć że na biednego nie trafiło) ale była równoznaczna z zamachem na integralne interesy Królestwa Prus!
Przez kilka miesięcy nic się jednak więcej nie wydarzyło. Grunty górnośląskiego magnata (a tym samym powierzchnia całkowita Królestwa Prus) stały się o niecałe dwie morgi mniejsze, ale wydaje się że nikt oprócz kilku prowincjonalnych (i nie tylko) gazet tego nie zauważył.
Ale już w grudniu tegoż roku doszło w Bibieli do wydarzeń które rozpaliły namiętności nie tylko na Górnym Śląsku ale i w całym pruskim królestwie, więcej nawet – w całej Rzeszy!
Leipziger Tageblatt und Anzeiger , powołując się doniesienia Niemieckiej Agencji Prasowej, donosił o incydencie granicznym mającym miejsce 18 grudnia 1885 roku. Do incydentu doszło podczas polowania (z nagonką) na terenie Siemianowitzer Forst w Amtsbezirk Woischnik oraz w lasach znajdujących się już w Tarnowitzer Kreis. Polowanie prowadził doświadczony nadleśniczy Tannhäuser z leśniczówki w Bibieli. Postrzelony jeleń, uciekając przed myśliwymi, nagle znalazł się w pasie „ziemi niczyjej” czyli pomiędzy krzywym i prostym rowem. Dokładnie pomiędzy słupami granicznymi o numerach 160 i 161.
Wraz z rannym jeleniem znalazło się tam dwu myśliwych, niejaki Schöppe z Bibielli i Eichelt z Polnischwald. Oraz grupka rosyjskich żołnierzy (czy na pewno rosyjskich?) pod dowództwem podoficera. Jeden z uzbrojonych w karabiny z bagnetami Rosjan rzucił się na myśliwego Schöppe. Nie wiadomo jak dla tego ostatniego skończyło by się spotkanie z ostrym bagnetem Rosjanina, gdyby nie szczęśliwy przypadek. Schöppe podczas próby ratowania się ucieczką wpadł bowiem do jednego z opisywanych powyżej rowów i w ten sposób uniknął pchnięcia bagnetem! Gazeta nie podaje co prawda do którego ale idąc logicznym tokiem myślenia był to prawdopodobnie ów później wykopany, prosty rów!
W międzyczasie cala grupa myśliwych oraz ludzie z nagonki pospieszyli swym towarzyszom na ratunek. Wywiązała się regularna potyczka w której cudem nikt nie został ciężej poszkodowany. Rosyjscy żołnierze, wśród których według gazety „znajdowali się Azjaci” (aha!), użyli broni palnej. Rosyjski podoficer próbował wciągnąć nadleśniczego z Bibieli na własne terytorium, czyli za któryś (ale który?) z rowów. Zranił przy tym szablą jednego z myśliwych oraz członka nagonki, którzy usiłowali przeciągnąć nadleśniczego na swoja stronę. Po jakimś czasie Prusakom jednak udało się przedostać na zbawienną stronę granicy. Wraz z łupami zdobytymi na Rosjanach czyli szablą i karabinem (później rzecz jasna zdeponowanych przez nadleśniczego Tannhäusera w odpowiednim urzędzie powiatowym w Tarnowitz). Oraz oczywiście naszym, górnośląskim jeleniem!
Lipska gazeta sugeruje, iż nie tyle naruszenie granicy ale właśnie ów dorodny jeleń był przyczyną rosyjskiego ataku.
O ile powyższą historię można potraktować anegdotycznie, to faktem jest ze w Bibieli zdarzały się i poważniejsze incydenty. Tak jak w roku 1898, kiedy to „rosyjscy pogranicznicy z niewiadomych przyczyn zastrzelili pruskiego poddanego” (Dresdner Zeitung).
Ale bywały tez przykłady budujące. W roku 1910 rosyjskiej policji z komendy w Sosnowcu udało się złapać niejakiego Mitasa, mordercę oberżysty Kotulli z Bibieli. Mitasa wyśledził policyjny pies Bodo, „pracownik” komendy w Zaborzu. Pomimo iż mordercy udało się przekroczyć granicę i ukryć w rodzinnych stronach, współpraca cesarskiej i carskiej policji ukończyła się pełnym sukcesem. Rosyjski Sąd Okręgowy w Będzinie skażał Mitasa na 15 lat ciężkich robot. (Kölnische Zeitung)