Ileana Burdajewicz: Wiersze
Wiersze Ileany Burdajewicz, panewniczanki po ojcu, wiedenki po matce, Górnoślązaczki z Sydney.
In was soll ich meine Sehnsucht kleiden?
In die Ufer der blauen Donau, die wie eine Schleife durch die Wachau fließt.
In die Bauernstube, welche in Oma’s Haus in Wels stand.
In die schneebedeckten Gipfel der tiroler Alpen.
In die Fröhlichkeit der Heurigen in Wien.
In die Schätze des kunsthistorischen Museums.
In die vielen herrlichen Kirchen.
In die Städte und Dörfer
In die prächtigen Paläste und Schlösser mit den Gärten
Und Parkanlagen, die in allen Jahreszeiten schön sind.
In die göttliche Musik Mozarts.
In die Salzburger Festspiele.
Oh, meine Sehnsucht ist so groß wie meine Liebe zur Heimat und Meiner Mutti
– ich kleide beides in kostbare Erinnerungen.

Idylla
w Panewnikach był mały domeczek
w którym mieszkał Erhard z Adelą
z czwórką ich córeczek
domek i ogród był w dolinie
którą do dziś rzeczka płynie
łąki pod górkę się rozciągały
i sosnowego lasu sięgały
latem w stawku żaby koncertowały
dziewczynki na łące kwiaty zbierały
i dostojne bociany podglądały
zimą na zamarzniętym stawie
z dziećmi z sąsiedztwa się ślizgały
kuropatwy koło domu pokarmu szukały
wilczura Rica wcale się nie bały

Raj w Panewnikach
Był kiedyś na ziemi raj
I jak wszystko tu nie był idealny
Rządził Stalin i pan Bóg
Byłam mała raz byłam księżniczką
Potem gubiłam dwa złote
I u Olesia nie mogłam kupić mleka
Słonce przez szpary w sztachetach
Kunsztownie przezierało
Raj był prawdziwy bo nie mieszkała
W nim śmierć
Choć widziałam dziewczynkę w trumnie
Przejechał ją autobus gdy zawracał
Na placu przed Neumanem
Miała strój taki jak królewna
Też taki chciałam
Na jasnych włosach białe różyczki
Jej mama bardzo płakała tak jak i moja
Choć ja nie umarłam
Tak że to naprawdę był raj nikt tam
W Panewnikach nie umierał
Dzwony kościelne często dzwoniły

Arkadia
Moja Arkadia była nad Kłodnicą
Łąki były soczyste przetykane kwieciem
Nieraz kroczył bocian
Czołgałam się w wysokich trawach
Z bliska go oglądałam uwielbiam ptaki
Już wiedziałam co to pradolina
I wyobrażałam sobie las który tu rósł
Gdy skrzypy teraz malutkie były Olbrzymami
I teraz leżą głęboko i są czarnym węglem
Arkadia moja nie długo trwała
Potem już nie podglądałam bociany
Tylko spotykałam się z Filonem
Ponieważ poezje znałam tylko litewską
Wyobrażałam sobie ze śląskie sosny
I stawy bogate w nenufary
Są gdzieś tam gdzie wieszcz podziwiał
Rodzinne strony
I dlatego górnik został nazwany Filonem
