„Gwary śląskie”, czyli polska nauka na dnie
Warszawski miesięcznik „Wnet” opublikował w swoim lipcowym numerze artykuł pod tytułem „Gwary śląskie” autorstwa Iwony Nowakowskiej-Kempnej z Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego im. Jana Długosza w Częstochowie.
Tekst kuriozum. Brzmiący jakby pseudonaukowe dziełka propagandowe połowy XX wieku ktoś nafaszerował sterydami. Autorka zaczyna od razu z wysokiego C:
„Nazwa ‚śląsko godka’, a dokładniej: ‚śląskie godki’ przypomina nam wspaniałe polskie dziedzictwo narodowe, jakie jest zawarte w tym określeniu. Równocześnie nie powinno być ono wiązane z jakimś językiem regionalnym, bo byłaby to nieuprawniona interpretacja.”
Określeniami wspaniały, przepiękny, piękno, polskie dziedzictwo narodowe, wiano, symbol polskości, macierz sypie Autorka jak z rękawa, więc zastanawia to, że tuż pod tekstem można przeczytać informację, że jest ona „profesorem zwyczajnym, językoznawcą […]”. A ciekawe jest to dlatego, że żadne wymienionych określeń nie jest terminem naukowym. Zastanawiające jest więc wykorzystywanie swojego stanowiska i dorobku naukowego do pisania zwykłej propagandy. To nie jest artykuł naukowy, to nie jest popularnonaukowe przyjrzenie się śląskiemu językowi. To jest zlepek kilkunastu haseł propagandowych, które autorka traktuje jak ewangelię.
„Gwary śląskie mają bowiem charakter archaiczny i zachowują przepiękne polskie formy z XIV i XV wieku […]” – pisze Autorka. Językoznawstwo to nie matematyka, więc możemy to odwrócić: współczesna polszczyzna posługuje się zdegradowanymi formami śląskimi, które zaczęły się zmieniać w okolicy XIV i XV wieku. Można? Można. Dlaczego nie?
„Niepokój budzi fakt, że ostatnia konferencja poświęcona gwarom śląskim miała tytuł Śląsko godka – już język czy jeszcze gwara?, gdyż zakłada się w nim istnienie jednej ‚śląskiej godki’ czy wręcz języka śląskiego, podczas gdy jest dwanaście (12) równoprawnych śląskich gwar. Możemy więc powiedzieć: Śląskie godki – gwary pełne piękna.”
Według Autorki nie mamy nawet prawa określać śląskiego języka w liczbie pojedynczej, bo nie ma jednej godki. Jest wiele. Dalej jednak czytamy:
„Określenia ‚język’ używa się w zaproszeniu na konferencję, z pomijaniem określeń unijnych oraz polskich, gdyż w preambule europejskich ustaw dotyczących języków regionalnych czytamy „NIE JEST JĘZYKIEM REGIONALNYM DIALEKT DANEGO JĘZYKA”. Zatem według Autorki sam śląski nie jest językiem ani nawet godką, tylko zbiorem gwar, ale jak dołoży się do niego kolejne dziesiątki gwar polskich, to one wszystkie już są jednym językiem. Polskim.
Trochę śmieszy też fakt, że gdy dokładnie ten cytat wpisze się w Google, otrzymujemy pięć wyników, a wszystkie prowadzą właśnie do tekstu Nowakowskiej-Kempnej. Chodzi jej zapewne o Europejską kartę języków regionalnych lub mniejszościowych, a nie o „europejskie ustawy”. Chodzi jej zapewne też nie o preambułę, a o artykuł pierwszy, gdzie czytamy, że „nie obejmuje to ani dialektów oficjalnego języka (języków) tego państwa, ani języków migrantów.” Autorka opatruje cudzysłowem zdanie, które napisała z głowy i podaje je za fakt.
Autorka nie bierze też pod uwagę tego, że status danej mowy się zmienia na przestrzeni lat. Przecież nawet nie trzeba daleko patrzeć. Kaszubski był przez lata uznawany za dialekt języka polskiego, ale nie przeszkodziło to uznać go za język regionalny. Fakt, że tylko polscy naukowcy upierali się przy takim statusie kaszubskiego, ale nie będę tutaj opisywał jakiegoś bardziej odległego przypadku, bo podejrzewam, że Autorka nie ma pojęcia, jak wygląda językoznawstwo poza jego polską częścią. Ale nawet hermetycznie polski językoznawca powinien doskonale wiedzieć, że „dialekt” i „język” to określenia, które się właściwie pokrywają i kwestią umowy jest to, czy coś się określa językiem, czy dialektem.
„Termin ‚język’ przysługuje bowiem mowie narodu lub narodowości. […] Czyżby Ślązacy byli mniejszością narodową we własnej Ojczyźnie?” – pyta Autorka.
Nie, język nie przysługuje mowie narodu lub narodowości. Jest język neapolitański, choć nie ma narodu neapolitańskiego. Jest galisyjski, choć nie ma narodu galisyjskiego. Jest sardyński, czuwaski, awarski, waloński, jidysz, mari, oksytański, bretoński, aromański, nieniecki, kornijski, łużycki, retoromański. W samej Europie. I to nie jest pełna lista. No i sami Kaszubi ucieszą się pewnie, że Autorka ich nazywa narodem.
Ale to wciąż nie największy absurd, jaki możemy znaleźć w tym przyprawiającym o zażenowanie artykule. Autorka posługując się cytatem z pięćdziesięcioośmioletniej książki (K. Nitsch „Wybór polskich tekstów gwarowych”, PIW, Warszawa 1960) stawia pytanie:
„‚Na obszarze Śląska występuje także gwara południowokresowa (dawne woj. lwowskie), której nosicielami są repatrianci z kresów południowych […]’ Dlaczego więc używać określenia ‚śląsko godka’ skoro gwar jest dwanaście, a z kresową – 13?”
Dobrze, załóżmy, że jest rok 1960, nie minęły trzy pokolenia od tego czasu i gwara południowokresowa jest wciąż używana. Jakim cudem można pytać, dlaczego gwara imigrantów nie jest zaliczana do jakiegoś języka miejscowego? O czym ona mówi? To język polskich imigrantów w Anglii ma być dialektem angielskiego? Bo jest na terenie Anglii? Od kiedy tak się klasyfikuje języki i dialekty?
Kolejny popis Autorka serwuje nam kawałek dalej (pisownia oryginalna):
„Tworzenie języka||języka regionalnego z jednej gwary z pominięciem pozostałych jedenastu lub konglomeratu gwar w typie esperanto jest sprawą polityczną. Określenia ‚śląsko godka’, ‚język’ oraz ‚kodyfikacja’ w informacji o konferencji wskazują, że mamy naprawdę do czynienia z tworzeniem jakiegoś nowego, sztucznego języka regionalnego, gdyż kodyfikacja normy językowej przysługuje językowi ogólnonarodowemu, w naszym przypadku polskiemu językowi narodowemu, zwanemu językiem narodowym lub ogólnym, a nie – jego odmianą terytorialnym, czyli gwarom.”
Esperanto nie zostało stworzone z konglomeratu gwar. Esperanto jest językiem sztucznym, a nie naturalnym. Z konglomeratu gwar został stworzony za to polski język literacki, o czym Autorka powinna wiedzieć jako językoznawca. Jako językoznawca powinna też wiedzieć, że skodyfikowany polski język literacki jest też na wskroś sztucznym zlepkiem dziesiątek, jeśli nie setek gwar. I naprawdę… „odmianą terytorialnym”? Tak pisze językoznawca?
Artykuł kończy akapit, który nawet nie mówi o językoznawstwie. Jest w nim Macierz, Korfanty, „powstania” śląskie, jest też Ostaszków, żeby już całkiem pokazać absolutny, bezmyślny psychopatriotyzm.
Nie dziwię się, że stan polskiej nauki jest na tak żenującym poziomie, że najlepsze uczelnie w Polsce nie mieszczą się nawet w pierwszej pięćsetce rankingów. Tak wygląda warsztat ludzi, którzy udają, że uczą. Wymyślone cytaty, kompletny brak umiejętności spojrzenia z innej perspektywy, nacjonalizm, niebranie pod uwagę upływu czasu, brak podstawowej wiedzy językoznawczej, nieumiejętność stosowania reguł kodyfikacji języka polskiego, któremu Autorka tak arogancko przyznaje wyłączne do niej prawo, wreszcie brak ciekawości, jaka powinna towarzyszyć naukowcowi. „Jest tak, jak ja mówię i koniec.” Jak to świadczy o jej dorobku naukowym? Jakim cudem ona została profesorem?
Będę do bólu szczery. Ta osoba jest w wieku emerytalnym (rocznik 1949) i nazywa się naukowcem z dorobkiem. Skoro ona pisze wypracowania na poziomie liceum, z których wylewa się kompletny brak podstawowych kompetencji, to znaczy, że udając naukowca przebimbała sobie życie na koszt współobywateli, czyli nas.
A najgorsze jest w tym wszystkim to, że Nowakowska-Kempna nie jest odosobniona w tych swoich zadziwiających twierdzeniach rodem z głębokiego PRL-u. Całe szczęście, że w większości tacy ludzie powoli odchodzą już na emeryturę. Niezbyt zasłużoną.
Im się wydaje że są takim ‘ludkiem’ wybranym na terenie Polski. Paru z nich nawet tak dalece odjechało, że publicznie głoszą iż nie są Polakami jeno Ślązakami — https://silesia-silesia-silesia.blogspot.com/p/katowicka-prowokacja.html
Nie lubię ‘kaczucha’ ale trafił określeniem ‘opcja niemiecka’. Pełno tu tego. Tęskno im do wszystkiego co niemieckie. Mieszkam tu ponad 50 lat i na własnej skórze odczuwam max-dyskryminację pod nazwą „gorol” – czyli taki co to przybył na polski Śląsk jakby nie miał prawa czy co … No a przecież takich jak ja jest tu ze 4 miliony a ich jakieś 700 tysi. Większość Ślązaków mówi czysto po polsku i nie używa tutejszej gwary bo i po co ?? Są jednak i tacy co gwarą specjalnie szpanują albo nie nauczyli się przez kilkanaście lat polskiego w szkole. Tworzą sztuczny problem w ramach państwa polskiego zapominając że Powstańcy Śląscy trzy razy się zrywali i ginęli za dążenie powrotu do Polski z kilkuset-letniej zaboru / niewoli niemieckiej !!
Oraz — https://silesia-silesia-silesia.blogspot.com/p/komu-i-po-co-dzisiaj-autonomia-slaska.html
Janek Pawu – Ślązak narodowości polskiej
Ptŏk musi furgać a polakowiec fandzolić… W sumie to srŏsz tym komyntŏrzym do polskigo gniŏzda, ejźli wiynkszŏść Polŏkōw baje miała cie barzij rŏd kuli tego hassu, wōntpia. Niy wszsyke na sicher ônake sōm. W sumie, to lieferujesz ino kolejny argument, co ślōnskŏ myjśl nacjonalistycznŏ ze polskōm niy jako sie do kupy moge mieć. Zaglōndōm bez ôknŏ, ptŏki furgajōm, fandzolyne polakowcōw tyż widzã na bildschirmie, światu ejś niy zmiyniōł, mojij postnarodowyj identität nie erfassowała ciã na radarze.
Panie Grzegorzu, jak dbamy tak mamy. To tyle w temacie, albo aż tyle!
Dobry artykuł.
Fandzŏlyniy polcke je fest veraltet. Sam piyrszŏ fraga do tyj polckij frau profysor ze Czynstochōwy – wiyla gŏdkōw ôna poradzi aktiv rzōndzić? Ejli znyjdzie se sam tysz słōwacki, czysko-morawski a deutsch? A tak richtich, poradzi ôna aby po naszymu?
Niy ma se sam co aufrejgōwać. Jak nie poradzi, to ôna bezpodstawnie se wypowiadŏ ô czymś co je do ônyj cudzōm gŏdkōm, a takij perspektivy nōm tak richtich ô rzić rozczajś trza…
Niech ôna se po małopolcko-czynstochowsku ônaczy, że swojymi ziōmkōma, a nōm dŏ pokōj, bo nie trza nōm polckygo fandzŏlyniŏ rodym z PRLu.
Wstyd. Tak obrażać osobę wykształconą z tytułem profesora doktora habilitowanego. Można się z kimś nie zgadzać, ale takie teksty to wstyd.
Proszę podać cytaty, gdzie jest obrażana, oraz uzasadnić, dlaczego tytuł naukowy miałby być zabezpieczeniem przed krytyką.
Bycie osobą “wykształconą z tytułem profesora doktora habilitowanego” w żaden sposób nie zwalnia od odpowiedzialności za głoszone słowa, nie daje też gwarancji na bycie nieomylnym czy nietykalnym. Poza tym, artykuł autorstwa tej pani nie ma cech artykułu naukowego ( co wcale nie tłumaczy jego “hura patriotycznych” treści nie mających wiele wspólnego z językiem śląskim, o którym w tym tekście rzekomo jest mowa ).
A najgorsze jest to, że jakiś czas ten pseudonaukowy bełkot pani profesor będzie z lubością cytowany przez pisowskich (i nie tylko) “językoznawców” w stylu Glińskiego.
Długo nie wiedziałam po co nam “instytut myśli polskiej” nie mając jasności , co to takiego jest “myśl polska” – teraz, po zapoznaniu się ze światłymi wywodami pani Iwony Nowakowskiej-Kempnej z Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego im. Jana Długosza w Częstochowie, już wiem… Tak jak w swym niedouczeniu ( od słowa uczona ) przypuszczałam, chodzi o to, by systematycznie w majestacie prawa ( czyt. bezprawia) jednoznacznie wskazać nam Ślązakom gdzie nasze miejsce. Mysia nora , na rubieżach najsłuszniejszej, w którą nasz naród z kulturą , językiem wepchnięto jest już zbyt ciasna. Pora nam wyjść …