Grano nas w Brazylii, w Stanach… a w Polsce nie. Wywiad z katowickim zespołem Memocrasher
Katowicki Memocrasher to jeden z najciekawszych młodych zespołów światowej sceny metalowej. W październiku ukazał się ich podwójny album „HUMANITY”/”REVENANT” zaliczany do czołówki najlepszych heavymetalowych płyt minionego roku. Specjalnie dla Wachtyrza z muzykami rozmawia Adrian Katroshi.
Wywiad dostępny jest także w serwisie Youtube:
Ile czasu zajął i jak przebiegał proces nagrywania „Humanity” i „Revenant”?
Hubert Malicki (gitara) – Płyta “Humanity” zaczęła powstawać w ostatnim kwartale 2016 roku, więc łącznie wyszło to, w latach, cztery, może niecałe. Ale produkcja zajęła prawie trzy lata. Całkiem szeroko rozumiana produkcja, bo najpierw nagraliśmy trochę gitar, potem było chwilę przerwy, potem zaczęliśmy robić wokale i był okres robienia tylko wokali. Potem były poprawki gitar. Potem nagle uznaliśmy, że to będzie podwójny album, więc zrobiliśmy poprawki w “Revenancie”, żeby wyrównać standardy między jednym a drugim nagraniem. Ale nie były to trzy lata takiej codziennej pracy, tylko bardziej ogólnej nad koncepcją podwójnego albumu.
Dave Andrew (wokal, gitara) – Ja bym powiedział, że tak naprawdę piosenki, których jest około siedemdziesiąt, powstawały na przestrzeni dziesięciu lat. Potem przez pierwsze lata to była grzebanina za tym, co jest najlepsze wśród tych, które do tej pory mamy. Potem jak już byliśmy gotowi, żeby coś nagrać, to docierało do nas, że chyba w sumie tam się da coś jeszcze dodać, a poprzednia wersja brzmiała za słabo, więc zróbmy to jeszcze raz. I jak już wydaliśmy pierwszy raz “Revenant’a w 2016 roku, to potem było nam szkoda, że jest nagrany w słabszej jakości. Stwierdziliśmy więc, że nagramy go drugi raz. Ale głupio było zrobić tylko to, co już było, więc dodaliśmy drugie tyle materiału. Potem były problemy z wokalem, bo nie wszystko wychodziło. jak powinno być. Ja nie domagałem w tamtym czasie, żeby w ogóle zaśpiewać niektóre kawałki. Więc tak naprawdę to gitary nagrywaliśmy jakiś tydzień, a reszta to było takie dłubanie. Bo my tak mamy, że piosenka nie jest gotowa od razu, tylko jeszcze za miesiąc po “pierwszym czytaniu”, jest jeszcze raz przetrawiana, a za trzy miesiące kolejny raz i dopiero wtedy pojawiają się jakieś wnioski, jak nadać ogłady tym piosenkom, żeby nie trąciły taką surówką.
Adrian Katroshi – To jest dość powszechna praktyka, że muzycy produkują płyty młodych, początkujących zespołów. Może kiedyś ci się to przyda.
HM – Ale jest to strasznie absorbująca rzecz i w tym czasie po prostu nie ma się już siły grać na gitarze. A to jest rzecz, która sprawia mi więcej przyjemności niż siedzenie przed komputerem przez trzy godziny i słuchanie w kółko tego samego.
DA – Lepiej dać to w ręce ludzi, którzy to robią zawodowo.
AK – Czy chłopaki, którzy doszli do Dave’a i Huberta nagrywali z wami cały materiał? Jak to wyglądało?
Tomek Jarno (bas) – Na “Humanity” postanowiliśmy nagrać jeszcze raz ścieżki basu, bo przesiadłem się z gry kostką na grę palcami i uznaliśmy po prostu, że ten dźwięk ma dużo więcej “punchu”. Ułożyliśmy wszystkie ścieżki, chyba osiem z dziesięciu, na nowo i trwało to z miesiąc.
HM – Ale to też było tak, że mieliśmy nagrany ten bas przez nas dwóch. Jak się pojawił basista to nagle jest to pytanie, że w sumie jeszcze nie dodaliśmy ścieżek do mixu, może je podmienimy. Kolejny miesiąc produkcji spędziliśmy na tym, że po pracy przychodził Tomek i nagrywał piosenki jednocześnie ich się ucząc.
AK – Mogliście zawsze zrobić tak jak Metallica na “…And Justice for All”, że basu nie słychać.
TJ – Tego byśmy nie chcieli, a przynajmniej ja. Za dwadzieścia lat będzie remaster.
DA – To był ciężki, bardzo ciężki, upierdliwy czas pod kątem technicznym. Cała frajda twórcza była niesamowitym procesem i bardzo nas rozwinęła, natomiast jak już przyszły te drzazgi i wióry to… dobrze, że już jest po wszystkim.
Maciej Lenartowicz (perkusja) – Ja dołączyłem do zespołu w momencie, kiedy etap nagrywania surówki już zmierzał ku końcowi albo był zakończony, więc wszystkie ślady bębnów są w midi. Także ja tam nie dołożyłem niestety od siebie. Trafiłem w zasadzie na gotowy, napisany materiał. Chłopaki tutaj zrobili świetną robotę, bo bębny dodają mnóstwo charakteru do tych piosenek.
HM – No, jesteś zbyt surowy, bo przyszedłeś jak jeszcze “Sold before was born” nie był napisany i tam jest twoja cegiełka.
ML – Tak, to prawda.
AK- No właśnie, czyli na teledysku nie oszukujesz.
ML – [śmiech] Tak, na teledysku daję z siebie wszystkie pokłady, które były wtedy dostępne. Ale fakt, ta piosenka była już napisana przeze mnie. I to była moja mała cegiełka do tego jak brzmi “Humanity”.
DA – Poza tym Maciek teraz dużo rzeczy dodaje do tego jak już ogrywamy materiał do przyszłego grania na żywo. No i dla mnie nie ma porównania na plus oczywiście. Czuć tą ludzką rękę i kolejną głowę, która wie co robi.
ML – Co nie zmienia faktu, że chłopaki napisali naprawdę solidny materiał na bębny. Nauka jego, Tomek uczył się partii basu, ja uczyłem się partii perkusji, jest dużym wyzwaniem.
AK – Szczerze mówiąc, ja się nie zorientowałem, że to nie są prawdziwe bębny.
HM – [śmiech] Dzięki.
DA – Wkładaliśmy całe serce układając te klocki. To nie są gotowe groove’y, to są robione tak werbel po stopie…
HM – Klocek po klocku…
DA – Klocek po klocku, robione tą ręką, dokładnie [śmiech]
Oprawa graficzna płyt
DA – To też jest śmieszna historia adekwatna do trzyletniego okresu powstawania. Najpierw my wymyśliliśmy koncept, jak powinna okładka wyglądać. Pierwszy koncept do “Revenant’a” współtworzył mój dobry przyjaciel Adam Biszewski, który też jest grafikiem koncepcyjnym. Natomiast druga okładka była robiona przez Michała „Xaay” Loranca. Poprosiliśmy go, żeby odświeżył pierwszą okładkę i zrobił ją w jednym koncepcie z drugą. I tak naprawdę te symbole, które są na obu obrazkach, to są dwie strony jednego medalu. To jest jedno pomieszczenie. Zamysł tej okładki to jakby najpierw patrzeć na wejście do pomieszczenia i ktoś do niego wchodził, a potem obrócić kamerę o 180 stopni i to jest to, co on tam widział. Więc to jest jedna osoba, która weszła do tej jaskini, a potem zobaczyła, co w niej jest.
Liryki na „Humanity” i „Revenant”
AK – A jeśli chodzi o warstwę tekstową, to czy teksty są też zbliżone do siebie tematyką na obu płytach, czy niekoniecznie?
DA – Zupełnie nie. Sorry, że tyle gadam [śmiech] …ale ja pisałem teksty. W “Revenancie” jest dużo więcej ducha ideologicznego, bardziej tam w tych tekstach jest zawarte to, co ja uważałem wtedy o świecie, jak według mnie powinno się patrzeć na pewne rzeczy. Bardziej sprzedawało to naszą wizję świata. Natomiast druga warstwa liryczna była już pisana w zupełnie innym miejscu życia i jest dużo bardziej osobista. Jest dużo bardziej moja, “mojsza”. Do tego stopnia zależało mi na napisaniu tych tekstów, że nie spałem cały dzień, nie jadłem nic i siadałem do pisania o drugiej, trzeciej w nocy, żeby być jak najbardziej wymęczonym i wyniszczonym. I patrzyłem co wtedy przyjdzie mi do głowy. Inaczej niż jak po sutym obiedzie siądę sobie do pisania przy kawie i będę pisał o cierpieniu, prawda? [śmiech].
AK – Wyznajesz podobną metodę, jak Christian Bale w filmie “Mechanik”.
DA – No może nie aż tak ekstremalnie, ale chciałem, aby to było autentyczne – autentyczny strumień emocji, bardziej fizjologiczny niż przemyślany. Oczywiście rzeźbiłem jeszcze w tym potem. Ale wydaje mi się, że ten drugi album jest bardziej surowy, jeśli chodzi o lirykę. Mniej marketingowy, a bardziej osobisty.
Teledyski do „Burn” i „Sold Before Was Born”
AK – A powiedzcie, czy jeśli chodzi o teledyski, jest to wasza koncepcja, czy też na pomysł jak je zrealizować, w jaki sposób i co mają przedstawiać, wpadł reżyser Adam Barker?
HM – Może po kolei, bo najpierw mieliśmy nagrać jeden teledysk. I mieliśmy tylko ten jeden na horyzoncie. Mieliśmy faktycznie na niego pomysł, na który się Adam, powiedzmy, zgodził. Posłuchał piosenki, przeczytał liryki i powiedział, że super, super, super i już się zaczynaliśmy dogadywać. I potem się okazało, że po dwóch, trzech tygodniach dostaliśmy maila: “Ale w sumie zmieniłbym to, to i to”. I się okazało, że jest zupełnie inaczej, niż sobie to wyobrażaliśmy. Potem kolejne tygodnie zajęło nam trawienie tego, co nam napisał.
TJ – Mowa o “Burn”.
HM – Tak, mowa o “Burn” oczywiście. Bo początkowo nie chcieliśmy, żeby ten teledysk był aż tak odważny, ale faktycznie stanęło na tym co widać teraz i w większości jest to koncepcja Adama. Drugi teledysk w zasadzie też. Dość szybko doszliśmy do dosyć pokornego wniosku w trakcie kręcenia “Burn’a”, że widać, że to on się zna na pokazywaniu obrazu, a nie my. [śmiech] I że trzeba ufać takim ludziom.
TJ – On też przemyca tu swoje ideologie, koncepcje, widać po prostu, że te obrazy korespondują z tekstem i w przypadku “Burn’a” i w przypadku “Sold’a”. Tak, że naprawdę rewelacyjny efekt.
AK – Słowa są dość mroczne, a wizualnie jest to takie bardzo bogate kolorystycznie, prawda? Dużo się dzieje…
DA – Tak. I pod tym kątem ja byłem w stanie już za drugim razem praktycznie w pełni zaufać Adamowi, bo zobaczyłem jak naiwnie podchodziliśmy do pewnych rzeczy.
Potem odniosłem to sobie w taki sposób, że to by było dokładnie tak, jakby do mnie ktoś przyszedł i najpierw prosił mnie, żebym nagrał dla niego piosenkę, a potem kazał mi zmieniać akordy, zmieniać słowa, bo on nie tego chciał. Nie chciałem wyjść na takiego gwiazdora, który będzie dyktował każdemu, co ma robić i zna się na wszystkim najlepiej. I uważam, że to jest lepszy koncept niż nasz. Jest dużo bardziej profesjonalne. Ja też zawsze staram się pisać teksty tak, żeby one miały wielorakie znaczenie. Żeby to nie była piosenka o jednej konkretnej rzeczy, którą ktoś musi najpierw poznać, żeby zrozumieć o co mi chodzi.
Bardziej staram się używać słów, które dla każdego będą znaczyć coś innego. Więc cieszę się, że ten klip pokazujący zupełnie inne rzeczy i nawet kontrastujący emocjonalnie w pewnych walorach, potrafi znaleźć swoje własne znaczenie. To tylko mi uświadamia, że piosenka jest w jakiś sposób uniwersalna. A też tak jak powiedziałeś, rock n’rollowo rozjaśnia ton tej muzyki. I mi się to podoba.
TJ – To jest kolejna interpretacja jaka tu się podziała z perspektywy trzeciej osoby. My możemy być trochę zamknięci w naszym postrzeganiu kawałka przez pryzmat komponowania.
„Sold Before Was Born” i „Burn” – czy w metalu można „zaprojektować” hit?
AK – Jeśli chodzi o “Sold before was born”, wiedzieliście od razu, że to będzie singiel, jak go tworzyliście? Jest w ogóle taka możliwość, żeby w metalu powstawały „planowe” hity, bo to jest ewidentnie wielki hit? Czy w metalu można taką metodę zastosować: “a teraz stworzymy sobie hit” czy wtedy stajecie się „zdrajcami metalu”?
HM – Nie, chyba nie. Jak pisaliśmy “Sold before was born”, to jeszcze nie kręciliśmy “Burn’a”, więc mając do wyboru pierwszy teledysk padło na “Burn”. A potem pojawiła się taka szansa finansowa, żeby pojechać zrobić jeszcze jeden teledysk, to wtedy wybraliśmy “Sold’a”. Pierwotnie chcieliśmy zrobić drugi teledysk do “Soul so haunted”.
DA – “Burn” powstał tak, że mi się przyśnił. I jak się obudziłem, to miałem już gotową piosenkę, po prostu ją słyszałem. Nie słyszałem jeszcze słów, tylko “la la la la la la la la” i z tyłu w tle słyszałem całą melodię. Siadłem więc do gitary, zapisałem to szybko, żeby nie zapomnieć tego „licku”. Ale to było jasne, że to będzie piosenka, która ma najwięcej dynamiki, najszybciej wpada w ucho.
Co to hitu, ja uważam, że bez względu na gatunek muzyki, da się zaprojektować piosenkę. Są pewne kanony i jeżeli ktoś nie przebrnie przez warsztat koncepcyjny i kompozytorski, to może być świetnym muzykiem w sensie technicznym (i to bardzo często się zdarza niestety moim zdaniem), ale nie potrafi komunikować tego, co robi.
AK – W moim odczuciu zdaliście egzamin celująco, bo ja odbieram to w bardzo emocjonalny sposób i nie zastanawiam się nad tym “kurde, mógłby to troszkę inaczej zagrać” czy coś takiego. Takich myśli w ogóle nie mam.
Inspiracje
AK – Tak jak mówiłem z Dave’em po raz pierwszy, miałem pewne skojarzenia, słuchając was na początku. Najpierw sobie pomyślałem o zespole Soen i jego ubiegłorocznej płycie “Lotus”. Nie wiem czy słyszeliście czy nie, w każdym razie to było moje pierwsze skojarzenie. A później, ewidentnie, ja słyszę w niektórych utworach, a może w większości jakieś takie zauroczenie zespołem Alter Bridge, co mi bardzo pasuje, bo to moja ulubiona kapela. Czy Tremonti – to, co solowo nagrywa. Czy mój odbiór, czy te tropy, jeśli chodzi o wasze inspiracje, są uzasadnione czy raczej fałszywe?
HM – Zaśmialiśmy się przy jednym konkretnym zespole, bo jeden jest trafiony mocno. Rzeczywiście albo wszyscy albo większość z nas, nie wiem czy Maciek, jeśli chodzi o Alter Bridge, no to jesteśmy dość dobrze zaznajomieni z tą muzyką, bo się rzeczywiście podoba. Zdaje się byliśmy nawet na koncercie we dwóch w 2016 roku, tuż przed pisaniem “Humanity”.
DA – Tak, Alter Bridge na pewno, bo to był zespół, który ja poznałem w ten sposób, że jak kończyliśmy “Revenant’a” i jeszcze nie było wokali, bo wokale zawsze były najtrudniejsze, bo nikt z nas się tym nie zajmował. Znaczy ja tam kiedyś śpiewałem jak miałem 15 lat SDM…
AK – W chórze kościelnym czy nie?
DA [śmiech] Prawie, zaraz obok i czasem prawie też. Ale Kaczmarskiego śpiewałem. Natomiast ja zawsze chciałem być gitarzystą i w tym miałem frajdę. Ale po siedmiu czy ośmiu latach szukania dobrego i niezmanierowanego wokalisty stwierdziliśmy “No to dobra, no to jakoś my się za to weźmiemy. To nie jest takie trudne, w końcu kiedyś śpiewałem SDM.” Tak w ogóle my wtedy obracaliśmy się w growl’u, byliśmy bardziej takimi pagan metalami niż rock’n rollową kapelą. Dopiero potem doszliśmy do wniosku, że chyba jednak wokal [śmiech] czysty, bardziej by do nas pasował. Zacząłem szukać zespołów na chybił trafił, które grają cięższy metal ale mają czysty wokal. I wtedy trafiłem na Alter Bridge’a. I jak go pierwszy raz usłyszałem, to stwierdziłem “A, strasznie ten gość wyje” i wyłączyłem [śmiech]. Ale jak trafiłem na “Blackbird’a”, to stwierdziłem “o nie, jednak ten gościu nie wyje, on jest zajebisty”. Zacząłem namiętnie tego słuchać, do tego stopnia, że zacząłem szukać nauczyciela, który uczył śpiewać Mylesa Kennedy’ego i uczę się u niego śpiewu, więc nasz album musi siłą rzeczy odzwierciedlać jakoś tamtą muzykę, ponieważ ten mój nieopierzony jeszcze do końca wokal wychodzi z jednej kuźni.
AK – Jeśłi chodzi o takie emocjonalne śpiewanie no to faktycznie coś w tym jest, jakieś tam punkty zbieżne z Myles’em.
ML – A jeśli chodzi o muzykę samą już pomijając wokal, to będąc tutaj najmłodszym, najświeższym członkiem zespołu…
AK – Najświeższym, czyli ty się dzisiaj kąpałeś, a chłopaki niekoniecznie [śmiech]
ML – Pierwszy numer, który dostałem do przesłuchania, to właśnie “Burn” i momentami skojarzył mi się z taką synergią. Kilka lat temu, zawsze jak szedłem biegać, to słuchałem jednej płyty jednego zespołu. On nazywał się Mercenary, płyta się nazywała “The Hours That Remain”. I to była płyta, która od początku do końca była superenergiczna, miała świetne tempo i właśnie z tym kojarzył mi się “Burn”. I w zasadzie większość piosenek Memocrashera ma świetne tempo, ma świetną energię. Dlatego to jest jeden zespół, który mi się bardzo kojarzył z Memocrasherem. I jest jeszcze stary dobry In Flames, który miał zawsze świetne melodie na gitarze, zawsze był melodyczny, zawsze miał tak samo tę energię i ten drive, który… Piosenka się nim zaczynała i cały czas trzymała twoją uwagę. Więc to są moje dwie największe inspiracje i dwa największe skojarzenia z Memocrasherem.
DA – (…) In Flames tak samo, tak szybko wyciurkam: Opeth, Arch Enemy, Trivium i Megadeth. I na pewno muzycznie i gitarowo to taki zlepek.
TJ – Ale będziemy musieli poczekać do trzeciej płyty, żeby zobaczyć, gdzie jest ta nasza wypadkowa. Bo tak naprawdę ojcami tutaj jest Dawid z Hubertem, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. A dopiero na trzeciej płycie będziemy mogli siąść faktycznie w czwórkę razem i napisać coś nowego.
AK – A twoje inspiracje, Tomek?
TJ – Megadeth. Jestem absolutnym fanem thrash’u, tak że szybsze tempa, czego byś się może nie spodziewał po płytach, bo raczej do stu dwudziestu, stu trzydziestu bpmów (…) Natomiast tak, thrash, lata osiemdziesiąte to jest moja nisza.
HM – A propos tej wypadkowej znowu przypominam, że “Sold before was born” powstał z udziałem nas czterech i to jest taka wypadkowa.
AK – Zrobimy to pogrubioną czcionką.
HM [śmiech] Moim zdaniem czuć różnicę do reszty “Humanity”.
TJ – Zapowiada coś nowego.
HM – Zapowiada trzecią płytę, dokładnie.
Nowy materiał
AK – Powstaje już nowy materiał?
HM – Nie, na razie nie.
DA – Ja nie chciałbym żeby on teraz powstawał, nie chciałbym wpadać w samopowielanie. Myślę, że żeby wydać coś nowego, to najpierw trzeba nazbierać tu (w głowie) coś nowego, bo w palcach siedzi to samo i jak już ktoś ma “swój styl” grania, to bardzo trudno się z niego wyłamać. Łatwo robić trzecią, czwartą, dziesiątą taką samą płytę i tylko gęby się starzeją. Więc ja staram się wykorzystać ten czas, żeby nazbierać po prostu nowych doświadczeń.
Koncerty – gdzie i dla kogo?
AK – Macie jakieś konkretne miejsca, w których chcielibyście zagrać? Może jakieś festiwale letnie?
TJ – Czyżby Wacken? [śmiech]
ML – Pojawia się Wacken często…
DA [śmiech] Śmiejemy się z tego Wacken, taki święty graal. My bardzo chętnie zagramy wszędzie, gdzie będziemy czuć, że jesteśmy mile widziani. Możemy się tylko cieszyć, że nie jesteśmy ograniczeni do jednego rejonu czy kraju, ale będzie to naprawdę duże wyzwanie, żeby to dobrze zrobić. Więc na pewno festiwale będziemy atakować jakie się da, no bo to jest najszybszy sposób dla nowych zespołów, żeby ktoś się dowiedział, że w ogóle jesteśmy. Miejsca już są, każdy je zna, bardziej to jest kwestia wybadania, gdzie są ludzie tacy jak ty, że będzie nam się fajnie rozmawiało i załapiemy od razu wspólny vibe. Od kuchni to będzie nudne jak będziemy ci opowiadać jakie mamy strategie badania rynku, gdzie warto byłoby wystąpić, więc daruję to sobie. Ale na pewno będziemy dążyć żeby grać jak najczęściej i jak najwięcej.
AK – Nie możecie się już doczekać pewnie grania.
DA – Zdecydowanie. Praktycznie nic nas nie ogranicza, nie musimy sprowadzać motorów na scenę, żeby było fajnie, ale do tego też mamy potencjał [śmiech]. Ciesze się, że mamy pozytywny odzew nie tylko ze świata rockowego, ale ogólnie, to miłe.
AK – Graliście już tutaj gdzieś w okolicy na Śląsku koncerty?
DA – W Katowicach nie…
ML – W tym składzie nie.
DA – W obecnym składzie nie mieliśmy okazji. W tym roku chcieliśmy uderzać no i stało się co się stało, więc…
ML – Ja uszkodziłem kolano.
Memocrasher – [śmiech]
DA – Planowaliśmy to zrobić, ale może dobrze się stało, bo mamy więcej czasu na przygotowanie.
TJ – Tak, nie tylko muzycznie ale jeszcze dochodzi do tego choreografia sceniczna i tak dalej. Pewne warstwy, o których się nie myśli na codzień, a warto je przygotować, żeby po prostu dać ludziom jak najlepszy show w momencie jak już będą wygłodniali po całym tym lockdown’ie. Żeby naprawdę im się to spodobało.
DA – Tak, nie chcielibyśmy przez to, że jesteśmy nowi, zaczynać jak nowi. Chcemy to przygotować tak, że jak ktokolwiek trafi na te koncerty, to będzie się dziwił kto to jest, a nie mówił “no, fajne chłopaki, ale może kiedyś”. Więc w to też inwestujemy tyle samo czasu, zasobów i pasji co w muzykę i produkcję clipów. Też chcemy, żeby to było na pewnym poziomie.
Memocrasher, zespół z Katowic
AK – Chciałbym móc powiedzieć o was, że jesteście zespołem z Katowic, ale jednak nie jest to do końca prawda, bo dwóch z was na pewno z tego co wiem pochodzi z Podkarpacia, dobrze mówię?
ML – Nawet trzech.
DA – Tak, nawet trzech [wskazuje Maćka].
AK – A kto jest ze Śląska?
TJ – Ja bardzo lubię mówić o sobie, że jestem z Katowic, ale tak naprawdę jestem z Sosnowca [śmiech].
AK – To po naszymu niy gŏdŏsz?
TJ – [śmiech] Ni chu chu.
AK – A coś żeście sie nauczyli z naszyj gŏdki abo jeszcze niy? Poradzicie sie trocha poôsprawiać abo tak niy za bardzo?
TJ – Klapsznita na przykład? Tak, żeby przeżyć [śmiech].
DA – Akcentu [śmiech].
TJ – O tak. To jest pierwsze co się od razu (…) w głowę, to te zaśpiywki na końcówkach.
DA – Ale ja bym mógł powiedzieć, że trochę pochodzimy z Katowic, bo na tym etapie, na którym jesteśmy, to i ideowo i jeśli chodzi o ludzi, to się stało tu, a nigdzie indziej. I Śląsk też, nie ma co ukrywać, dał nam całą infrastrukturę do tego, co do tej pory osiągnęliśmy. (…) Teledysk był robiony za granicą i muzyka jest anglosaska, ale to by się prawdopodobnie w żadnym innym miejscu w Polsce nie wydarzyło.
AK – Domyślam się, że w takiej aglomeracji jest łatwiej.
DA – Tak. Tu jest już wszystko, co powinno być, żeby móc zrobić zespół i coś z nim próbować.
TJ – Katowice jeszcze mają ten artystyczny „vibe”, który się starają od paru lat wytworzyć. Nie tylko muzyczny, ale każdy możliwy rodzaj sztuki.
HM – Urbanistyczny [śmiech].
TJ – Tak. I to po prostu przyciąga ludzi z podobnym „vibe’em”, jest tu znacznie łatwiej znaleźć muzyków i fanów…
AK – No ale metal na pewno jest tutaj dość głęboko zakorzeniony i popularny, o czym świadczy między innymi, że Metalmania tyle lat była tutaj, prawda?
DA – Tak!
Strony rodzinne
AK – Wy jesteście z Ustrzyk Dolnych, tak, dobrze kojarzę? Co tam było do roboty?
HM – Maciek jest…
ML – Maciek jest z Mielca, to też jest na Podkarpaciu i tam też nic nie było do roboty.
AK – Co tam do roboty było w tych Ustrzykach ciekawego? Jakaś działalność przemytnicza na granicy?
DA [śmiech] Nie. Ja mógłbym „Uszczyków” bronić. Lasy i góry…
ML – Czyli uciekać z Ustrzyk.
DA – … I pod tym kątem ta okolica na pewno we mnie się werżnęła dosyć mocno…
HM – Jest inspirująca, tak…
DA – Jest inspirująca i dała mi miejsce, żeby mały Dawidek sobie tam pośpiewał melodie, a potem nad nimi pomyślał. Coś innego się dzieje w głowie w górach i to wpływa na to jak muzyka brzmi. Zupełnie inną muzykę robi się w mieście i zupełnie inną muzykę robi się na uboczu. Słuchałeś, rozumiem, całej drugiej płyty?
AK – Tak, wiele razy.
DA – Gwizd z “Hiraeth’a” to jest zagwizd prosto ze szczytu Połoniny Caryńskiej [śmiech]
AK – Właśnie chciałem o to zapytać, ze Słowacją mi się skojarzyło, z takimi górskimi klimatami. Chodzi mi o ten zagwizd przede wszystkim.
DA – Najpierw powstała melodia, a potem stwierdziłem, że świetnie by było, jakby to ktoś zagwizdał. A że mamy kolegę, który jest, jak słychać ultrautalentowany jeśli chodzi o gwizd, zwłaszcza jak sobie popije, to go wykorzystaliśmy [śmiech].
Jak trafiliście na Śląsk?
DA – Za pracą. Mnie tu przywiodły najpierw moje studia i jak już je skończyłem no to tak się stało, że jestem tu dalej.
HM – Ja z Ustrzyk sobie pojechałem na studia do Krakowa. Już w trakcie tych studiów razem graliśmy, więc tam się widzieliśmy raz na dwa, trzy tygodnie. Przez rok mieszkaliśmy w Krakowie, Dawid nie mówił że po studiach się na chwilę przeniósł do Krakowa. I jak ja skończyłem studia, to już się po prostu wynieśliśmy we dwóch wiedząc, że chcemy działać zespołem. To była skoordynowana akcja, że ja szukam pracy w Katowicach, a nie zostaję tam, gdzie studiowałem. Wtedy rozstaliśmy się z chłopakami z Podkarpacia, których mieliśmy z poprzedniego składu i po roku, dwóch, jesteśmy w nowym komplecie.
TJ – W Krakowie chyba mieszkaliśmy w tym samym czasie w trójkę przy tej samej ulicy [śmiech].
AK – Ale nie znaliście się.
HM – Tak, mieszkaliśmy w tym samym okresie przy tej samej ulicy, na Radzikowskiego [śmiech].
ML – A u mnie to faktycznie była podróż za pracą, bo szybko z Podkarpacia uciekłem po to, żeby spędzić trzynaście lat we Wrocławiu, gdzie w zasadzie i uczyłem się i pracowałem. A w pewnym momencie naszła mnie ochota na zmianę otoczenia, na zmianę pracy. I właśnie skończyłem w Katowicach, gdzie faktycznie scena muzyczna była dość prężna, ale chłopaki tutaj wygrali konkurs zdecydowanie ze swoim materiałem.
Relacje w zespole
AK – Czyli nie żałujecie, Tomek i Maciek, że dołączyliście do Memocrashera? Nie macie takiej myśli czasem że “kurde, chciałem wejść do innej sali, ale się pomyliłem, a teraz mi głupio powiedzieć”?
ML – Absolutnie nie.
TJ – A mogę pokiwać głową? Absolutnie nie [kiwa twierdząco, śmiech].
DA – Nie, my się bardzo cieszymy. Ja nawet nigdy bym nie powiedział, że chłopaki do nas dołączyli, bo nie lubię takiej narracji autorytarnej…
AK – I siedzi z założonymi rękami “Nie lubię takiej narracji” [śmiech]
DA – [śmiech] Ja i Hubert zresztą też, my mamy dość ciężkie charaktery. Jak się ze sobą żremy to ludzie z boku myślą, czy my się nie pozabijamy, a to jest nasz normalny tryb rozmowy, ale żaden z nas absolutnie się w to nie wczuwa. Wyrzuca się to wszystko, żeby było już po sprawie i idziemy dalej. Więc ja bardzo doceniam to, że chłopaki są w stanie to tolerować. I jeszcze odważnie wnieść swoje pomysły. I sami widzą, że chyba raczej uwzględniamy to, co mówią, więc nie czuję się jakbym pomiatał tu kimś kto dołączył.
AK – No właśnie, a jeżeli się kłócicie to głównie o sprawy dotyczące twórczości, czy nie tylko?
DA – Bardziej światopoglądowe, a muzyka gra.
HM – Nie, no przy produkcji też mieliśmy sporo spięć jak coś rozwiązać. Tak, że jak ja coś podmiksowałem i miałem wnioski, żeby coś zmienić i trzeba było to Dawidowi zakomunikować, to było to takie większe przedsięwzięcie po prostu [śmiech].
DA – Ale potem już do mnie dotarło, że jednak działa, więc dawałem się rozjeżdżać z każdej strony. Dużo mieliśmy takich spięć, ale to są śmieszne rzeczy tak naprawdę jak się je rozwiąże. Ale pamiętam naszą kłótnię o pierwszy teledysk, kiedy padł pomysł od Adama, żeby użyć pentagramu [śmiech]. I pamiętam, że wtedy to naprawdę pożarłem się z Hubertem, ponieważ Hubert uważał, że pewne środowiska mogą uznać, że my promujemy jakąś ideologię…
AK – Satanizm, tak?
DA – Tak. A ja z kolei upierałem się przy tym, że to w ogóle jest tak wyświechtane staroświeckie podejście i na świecie nie ma już takich ludzi, którzy by pentagram z diabłem kojarzyli. Pamiętam, że to była taka dosyć intensywna rozmowa. Już nawet nie czerwoni tylko bladzi rozmawialiśmy, ale jak już każdy z nas powiedział swoje stanowisko, to stwierdziliśmy, że jednak tak, że chyba będzie ten pentagram.
Wolność artystyczna
AK – A propos różnic światopoglądowych, powiedzcie, kojarzycie może taką sprawę ostatnio, koszulka zespołu Marduk “Christraping Black Metal”? Tam jest ukrzyżowany Jezus i przy nim klęczy taka diablica z takimi skrzydłami i z głową na wysokości jego krocza, nie? Jakiś minister czy wiceminister postanowił złożyć zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, no bo twierdzi, że taka koszulka obraża uczucia religijne wielu Polaków. Powiedzcie, czy uważacie, że jest granica, której nie należy przekraczać, jeśli chodzi o dobieranie środków wyrazu w sztuce czy w muzyce w tym przypadku?
HM – Pytanie chyba do każdego z osobna mi się wydaje.
DA – To jedźmy. Tu na pewno się poróżnimy [śmiech], chociaż kto wie?
TJ – To może zacznę. Wydaje mi się, że tej granicy nie ma, jeżeli jest się w stanie logicznie uargumentować to, dlaczego dany obraz wygląda tak, jak wygląda. I jeżeli jest za tym jakiś sens. Jeżeli my użyliśmy pentagramu, to nie po to, żeby zrobić jakąś sztuczną otoczkę i jakby ściągać ludzi na pozory satanizmu, tylko on pije bezpośrednio do tekstu. Natomiast jeżeli jest ukrzyżowany Chrystus i diablica (…) to jeżeli to się jakoś broni ideologicznie, okej, ale wydaje mi się, że może mieć z tym problemy. I to może być zrobione dla samego faktu zrobienia krótkoterminowego szumu tylko i wyłącznie.
ML – Z drugiej strony sądzę, że jeśli ktoś chce wyprodukować taką koszulkę, a ktoś inny chce ją nosić, no to to już jest indywidualna sprawa. I ewentualne żale powinny być skierowane przez osobę, która faktycznie poczuła się urażona do osoby, która taką koszulkę nosi. Więc moim zdaniem w momencie, kiedy zaczniemy stawiać jakieś granice, no to kolejne granice będą się szybko pojawiać.
AK – Cenzura pójdzie coraz dalej, tak? No właśnie, ale widzę że Hubert się niekoniecznie zgadza.
TJ – Chyba że taką koszulkę wypuściłby South Park, to okej.
HM – Powiem tak. Bardzo trudną kwestią jest czy to prawnie powinno być tak jak tu, że do sądu ktoś złożył powiadomienie. Bo to rzeczywiście też ingerowanie w jakąś wolność. Ale nie da się ukryć, że w takim kraju jak Polska, gdzie jest to centralna postać religii, jest to wbijanie kija w mrowisko. Zwłaszcza przez osobę, która wkłada koszulkę, bo rzeczywiście są dwie instancje – ktoś ją robi a ktoś ją zakłada, tak? I to są dwie tak naprawdę trochę różne rzeczy, bo to, że ktoś ją chce wyprodukować, wydaje mi się, że w sumie ma do tego prawo. Może mi się to nie podobać, ale chyba je ma. Natomiast ktoś, kto idzie bezpośrednio już do ludzi, załóżmy do pracy w takiej koszulce, jest w tym coś nie okej. I mówię to ze swojej perspektywy, bo ja na przykład w swojej pracy bardzo mocno muszę polegać na budowaniu relacji. Wydaje mi się, że jest to mocno egoistyczne zachowanie jak ktoś tak robi, że się nie liczy z nikim dookoła. Prawdopodobnie taka osoba musi mieć w jakiejś większej części swojego życia tego typu sytuacje, gdzie się nie liczy z innymi ludźmi. I to już naprawdę nie chodzi o chrześcijaństwo, tylko uważam, że jest coś nie okej, kiedy jesteśmy w grupie ludzi, gdzie panują jakieś powszechne poglądy i część może to wziąć mocno do siebie, a my coś takiego robimy. Jest to dla mnie coś dziwnego (…) Często się w Polsce porównuje, że jeżeli ktoś jest taki odważny, to niech analogiczną koszulkę sobie weźmie z Mahometem i niech pojedzie do Arabii Saudyjskiej i niech będzie cwaniakiem. A tego się też nie robi, bo u nas jest taka kultura, że u nas tylko się płacze, robi zawiadomienie do sądu i nic z tego nie wynika, prawda? Dlatego przez to, że druga strona jest słabsza, to się też tego nadużywa. W innym to by mogło się skończyć dla takiego odważnego gościa trochę gorzej, prawda?
DA – Ja się postaram jak najkrócej. Uważam, że nie powinno być żadnych ograniczeń prawnych w wyrażaniu sztuki. Jeżeli jakakolwiek infrastruktura jest używana do promowania jakiejkolwiek wizji czy obrazu czy ideologii i używa się do tego publicznych pieniędzy, wtedy te prawa powinny być przestrzegane i te procedury powinny być konsekwentnie realizowane. Bo jeżeli mamy tutaj jakieś ustawy i w ogóle ludzką przyzwoitość, że dajemy ludziom wolność wiary, to nie powinniśmy ich nagabywać w przestrzeni publicznej czymś, co ich prowokuje. Ale to tylko, jeżeli używamy do tego nie swoich zasobów. Natomiast, jeżeli to jest nasze prywatne przedsięwzięcie, to uważam, że nie powinno być żadnych ograniczeń w tym jak kto chce się wyrażać. Oczywiście, że można się obrażać. Ja uważam, że sztuka jest jednym z rzadkich miejsc w ogóle, gdzie ludzie mogą się spotkać i popchać w ogóle jakieś dotychczasowe idee do przodu. Nieraz w kłótni, nieraz w kontraście, ale jednak to służy jakiejś bardzo ciekawej wymianie informacji. Tylko, że wielu ludzi używa tego cynicznie do tego, żeby zarobić, żeby narobić po prostu huku dla huku. I uważam, że na przykład takie okładki bardziej żerują nie na tej szlachetnej misji sztuki, która powinna używać nieograniczonej formy do prezentowania idei, które zawsze będą jako nowe odrzucone, zawsze kogoś obrażą. Dlaczego mamy ich zakazywać tylko dlatego, że komuś się to nie podoba? Tu mamy przykład moim zdaniem taki jednak z dolnej półki, ponieważ on ewidentnie wiemy na czym żeruje i do czego pije. Nawet jeśli miałby ukazać jakieś słabe strony chrześcijaństwa, to myślę, że robi to niewspółmiernie do tego, z czym chrześcijaństwo dziś może mieć problem jako jakiś światopogląd. Więc ja uważam, że mimo wszystko ludzie powinni mieć do tego prawo, żeby nawet w prymitywny sposób wyrażać jakąś swoją dezaprobatę. Jeżeli robią to za własne pieniądze, jeżeli robią to, bo tak chcą, to mają do tego prawo. Ich powinna oceniać kultura społeczna, a nie jakieś restrykcje czy kary, ponieważ ja mogę się czuć tak samo obrażony jako twórca takiej okładki, że ktoś pod jakąś ideologią obraża moje wartości a nie mogę go pozwać, bo to jego wierzenie, prawda? Więc uważam, że dobrze, że zrobili tą koszulkę i słabo, że zrobili taką koszulkę. I jeżeli epatowali nią przed grupami społecznymi, gdzie wiadomo było jak one zareagują tylko po to, żeby ktoś o nich powiedział głośniej, uważam to za słaby rodzaj promocji. Jeśli zrobiliby to dla świętych wierzących paganów, którzy chcą zbrukać chrześcijaństwo, mają prawo do takich przekonań. I jeżeli to było dedykowane dla nich i dla nich rozreklamowane, nie widzę w tym problemu. Nie ma tu nic do rzeczy, czy mnie to uraża czy nie, oni mają prawo to robić.
AK – Marduk jest zespołem blackmetalowym, czyli oni w zasadzie cały czas w opozycji do chrześcijaństwa są, więc nie jest to nic dziwnego. Zresztą sama grafika jest dość stara. W każdym razie teraz się sprawa pojawiła z tym ministrem, ale ciekawie jest poznać wasze zdanie na ten temat.
DA – Moim zdaniem jest to pajacowanie ze strony ministra.
ML – Czasami kończą się rzeczy na które można być obrażonym, więc trzeba je wyciągać z przeszłości.
AK – Szczególnie w tym kraju za bardzo chyba się siedzi w przeszłości, niestety.
TJ – Głębokiej…
DA – Głębokiej, tak.
Promocja zespołu w Polsce i na świecie
AK – A propos waszej strategii marketingowej, czy można o takiej mówić w ogóle? Czy macie jakiegoś kreatywnego managera czy wszystko wymyślacie sami? Kto wymyślił, że teledyski będziecie robić w tej, a nie innej firmie? Media społecznościowe właściwie prowadzicie w języku angielskim. Czy to jest jakiś element tej strategii czy niekoniecznie? Czy uważacie rynek polski za zbyt mało pojemny, żeby was tam pomieścił i waszą wizję przyszłości?
TJ – Rynek polski trochę sam się zweryfikował już przy pierwszych próbach promocji “Burn’a”, kiedy Dawid wrzucił swoje zdjęcie z dziewczynami. [śmiech] Post był w języku polskim, w momencie gdy dostaliśmy bana na facebooka, trzeba było to odkręcać. [śmiech] Więc tak, bardzo szybko to zweryfikował, że jednak przechodzimy na angielski, że jednak promocję celujemy na zachód (…) To procentuje, bo mamy coraz szersze zasięgi i w Europie i już za Atlantykiem.
HM – A co do zarządzania to jest powołana taka spółka do tego. Nazywa się Memocrasher sp. z o. o., której prezesem jest Dawid i po prostu zarządza tym [śmiech].
DA – A poważnie, nie. Wszystko jest DIY, tak mówiąc po polsku, robimy to sobie sami. Oczywiście mamy ludzi, którzy nam pomagają (…) Nie mamy managera stricte muzycznego, natomiast w każdej dziedzinie aktywności, którą zespół musi mieć: i social media i produkcję i tak dalej, udało nam się wyrobić kontakty, z których korzystamy rękami i nogami. My za to odpowiadamy, co jest dobre i niedobre, ponieważ musimy tą robotę wykonać od podstaw sami. Nie korzystając z ludzi, którzy mają już wytworzone koneksje i mogą nas gdzieś tam łatwiej zaprezentować. Natomiast ja nigdy nie chciałem rezygnować z polskiego rynku i anglojęzyczny tembr naszych mediów społecznościowych nie jest wyrazem żadnej pogardy dla naszego rynku ani odcinania się od niego. Wręcz przeciwnie, chciałbym, żeby wreszcie (oprócz oczywiście ekstremalnej muzyki i gier, którym należy się hołd za to, co robią, że wychodzą poza granice Polski i dają dowód, że tutaj też ktoś potrafi) po prostu w nowej odsłonie udowodnić to też na takim gruncie. Nas na początku, jak zaczęliśmy się wytwarzać jako zespół, namiętnie namawiano, żebyśmy zaczęli robić muzykę polską. Natomiast to nie było w ogóle spójne z tym, o co nam chodziło. Nam chodziło o to, żebyśmy byli polskim zespołem międzynarodowym, a nie polskim zespołem polskim. Więc to nie jest tak, że my nie używamy polskiego, jak słychać w wywiadzie, tylko po prostu chcemy nas promować szerzej. Żeby potem ludzie mogli powiedzieć, że to jest zespół z Polski, a nie tylko w Polsce. Więc to temu służy, bo nikt polskiego, z tego co wiem, jednak nie zna za granicą w hurtowych ilościach. Używamy po prostu uniwersalnego narzędzia, jakiego się dzisiaj używa. Wszystko, co idzie ogólnoświatowo, jest robione w języku, który jest dominujący ogólnoświatowo. A poza tym ja osobiście uważam, że taka muzyka została stworzona pod język anglosaski. Po prostu dla mnie słabo brzmi muzyka rockowa po polsku, coś tam zgrzyta.
HM – Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, że to nie jest przypadek, że metal i rock powstaly w anglosaskich krajach…
DA – Tak, ale to są zupełnie subiektywne rzeczy. Nie potępiam absolutnie nikogo kto robi muzykę rockową po polsku. Ale, a propos pojemności rynku, to chciałbym zauważyć, że grano nas w Brazylii, w Stanach, w Anglii, w Niemczech, w Portugalii, we Francji, we Włoszech, dali nas tam do mediów, a w Polsce nie. Nie dlatego, że my nie chcieliśmy, tylko dlatego, że każdy nas zlał gęstym moczem [śmiech]. Więc śmiem twierdzić, że nie wynika to z faktu, że nasza muzyka jest tak nijaka i nie warta uwagi, skoro wszędzie ktoś tam na jakimś szczeblu jednak pofatygował się zainteresować, tylko w Polsce nie. Dlatego bardziej w Polsce ja liczę na organiczny, oddolny ruch. My bardzo chętnie chcemy się poznać z ludźmi takimi jak ty na żywo i będziemy dokładać wszelkich starań, żeby w Polsce grać gdzie się tylko da. I tak bardziej chcemy tu zagarnąć ludzi, którzy w takiej muzyce gustują i by nas polubili. A myślę, że w dzisiejszych czasach, jeżeli nawet ktoś nie zna angielskiego, to translator google robi niesamowitą robotę. Ja sam ostatnio się zdziwiłem jak bardzo niesamowitą, jeszcze wcześniej coś tam kaleczył, a teraz to tłumaczy praktycznie nie do poznania.
AK – Zmagacie się z podobnym problemem jak Behemoth, który jest za granicą super popularny…
DA – Tylko że on ze względów ideologicznych, tak, tak. Ale jest to zastanawiające, nie? Że tak bardzo jest głód w polskim kraju, że chcielibyśmy, żeby… Małysz udowodnił, Wiedźmin udowodnił, teraz Cyberpunk udowadnia. Tylko jak ktoś udowodni, to wszyscy się cieszą, a najtrudniej być prorokiem we własnym kraju, co mnie smuci trochę, ale uważam, że to nie jest dlatego, że Polacy się nie znają na muzyce, tylko ktoś w jakichś decyzyjnych… Muszę to powiedzieć, bo co mi tam. W Polsce niestety bardzo dużo mediów jest zabetonowanych po prostu. Tam są już układy i układziki, tam każdy pilnuje swojego kawałka sera do skrobania. I nie dopuszczą takich ludzi póki nie jesteś czyimś kolegą do wódeczki albo komuś nie podpłacisz (ja rozumiem opłacanie promocji, nie o to tu chodzi) to tam nie będziesz, ponieważ nikomu się to nie opłaca i nikt cię nie zna. I mówię to z pełną świadomością, bo doświadczyliśmy już takich zachowań. Już nie będziemy mówić po imieniu i nazwisku, ale ewidentnie jest problem. I ci ludzie sami podcinają gałąź, na której siedzą, bo to dlatego jest taka bieda muzyczna w Polsce i tylko taki plastikowy popik jest promowany. Nie dlatego, że nie ma innych ludzi, tylko w tym ciasnym grajdole próbuje się wypchać z tego kukułczego gniazda wszystkich innych.
AK – Jest stosunkowo łatwiej obecnie niż było to, powiedzmy, w latach dziewięćdziesiątych. Wtedy nie było internetu…
DA – Oczywiście, mamy internet. Bez internetu nie istnielibyśmy dzisiaj w żadnej formie.
Jakie są priorytety?
AK – A czym zajmujecie się poza muzyką?
TJ – Jestem logistykiem.
DA – Jestem lekarzem.
HM – Jestem inżynierem projektu.
ML – Jestem projektantem gier wideo.
AK – A powiedzcie co jest priorytetem, muzyka czy praca? Jesteście w stanie, nie wiem, zrezygnować lub zawiesić to jeśli ta wielka kariera światowa (co do czego nie mam wątpliwości) się wydarzy? Jesteście w stanie to zawiesić, zrezygnować, cokolwiek, czy niekoniecznie? Jakie są priorytety?
ML – Priorytety niestety się nie zmieniają. Trzeba gdzieś mieszkać i coś do gara włożyć (…) Oczywiście byłoby idealnie móc utrzymywać się z tego, co kochasz i robić muzykę i żeby to było twoim głównym źródłem zarobku. Ale przez jakiś czas jeszcze ja na pewno będę musiał dzielić. Trochę jednak wysiłku trzeba będzie włożyć w pracę, żeby zasponsorować tę pasję. W przyszłości, miejmy nadzieję.
HM – Ja nie będę miał problemu. Jedyne z czym będzie problem, z czym się każdy będzie musiał zmierzyć, że ten moment przejściowy, decyzyjny, o którym mówisz, żeby przejść z jednego do drugiego, może się wiązać z początkowym obniżeniem finansów. Bo to też jest w zespole w planie wszystko reinwestować w dalszą promocję i tak dalej. To może być problem, ale na pewno jestem na to przygotowany. Jak tylko się nadarzy okazja, żeby grać, to u mnie w pracy wszyscy wiedzą, w którym kierunku to zmierza [śmiech].
DA – Ja też. Ja w profesjonalnych kręgach jestem znany jako lekarz grajek i wszyscy wiedzą, co u mnie jest priorytetem. Wszystko, co zrobiłem od dziesięciu lat, jest ukierunkowane na to, co można posłuchać i zobaczyć. Natomiast ja mam taki charakter, że jak cokolwiek robię, to staram się to robić na jakimś poziomie. Więc póki pracuję jako lekarz, staram się z tego za co się wezmę zrobić swoje gniazdko i mieć się w tym dobrze. Ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że tak, muzyka.
TJ – Tak, jak wiadomo żaden z nas nie ma jeszcze komfortu życia z muzyki. Mam nadzieję, że to się jak najszybciej zmieni…
AK – Ale ty możesz swój zawód wdrożyć jakoś tutaj, jeśli chodzi o działalność kapeli, prawda? Jako logistyk.
TJ – Na przykład, jakiś tam tour manager i tak dalej…
AK – Dostaniesz dodatkową pensję.
TJ – No to muszę tutaj z panem prezesem… [śmiech]. Wiadomo, że trzeba jakoś tą higienę życiową trzymać, przy czym już szukając zespołu, wybierając tą drogę życia, uznałem że jednak muzyka będzie priorytetem. I to, że trafiłem na chłopaków, jest jakąś szansą dla mnie. (…)
DA – Niewątpliwie każdy z nas poświęcił bardzo dużo życia prywatnego i to już jest znak, czym dla niego jest muzyka i w co celuje. Bo nikt tu z nas nie siedział na zasadzie, że spadło mu z nieba. Każdy z nas już poświęcił dużo, więc chrzest krwi już za nami.
TJ – Tak, że jeśli dostałem jedną szansę na milion robić coś fajnego w życiu, coś, co ma znaczenie, to już się czułem zobligowany, żeby w to iść. A nie wycofywać się i żyć takim, nazwijmy to, przeciętnym życiem.
AK – Mam przeczucie że w waszym przypadku to się wszystko uda.
Na koniec kilka pytań technicznych
AK – Kiedy w sprzedaży fizyczne egzemplarze płyty?
DA – Jak tylko zaczniemy koncertować. Jeszcze myślimy, ja przynajmniej myślę, bo się nie dzieliłem tym z wami. [śmiech] Ale ja się zastanawiam, czy to będą płyty, czy to będą jakieś inne formy przenośnego słuchania muzyki, ponieważ płyty są dzisiaj już totemem, napiwkiem, powiedzmy sobie szczerze (…)
HM – Dawid myśli, żeby pendrive’y sprzedawać.
DA – Jakaś forma fizycznej komunii z ludźmi na pewno zostanie zaproponowana. Natomiast muszę się zastanowić jaka, bo nie chciałbym, żeby to była taka pro forma, bo każdy to robi. I to nie chodzi już o pieniądze, tu chodzi o jakąś naprawdę fizyczną pamiątkę. Czasem lepiej dostać fajną kartkę znad morza niż zimnego loda z gofrem, znaczy roztopionego, o to mi chodziło.
AK – No ale koszulki jakieś muszą być, bo sobie muszę kupić.
DA – Tak, koszulki na pewno będą.
ML – Wilgotne. [śmiech]
AK – Ja sobie tak pomyślałem o tym waszym logo “Memocrasher”. Założę się, że Dawid tego nie stworzył, bo jak ty byś stworzył jako lekarz, to by było deathmetalowe logo.
DA – [śmiech] Nie, to logo też zrobił nam Xaay, ale prototyp zrobił Adam Biszewski. Ta sama historia graficzna. My tylko nazwa.
AK – Wracając jeszcze do muzyki, teraz was można posłuchać na platformach streamingowych, prawda? Ja słucham na Spotify, ale jeszcze na pewno gdzieś jest to dostępne.
DA – Wszystko, co produkuje muzykę, jesteśmy tam, da się nas odgrzebać.
Foto: Materiał zespołu
heavypolo 🙂