Bartodziej & Sojka: POPiS kłamstwa i chamstwa wyborczego
W ramach nieustającej wojny polsko – polskiej czekają nas kolejne bitwy, tym razem wyborcze. Już rozpoczęła się pierwsza, najważniejsza dla nas bitwa o władzę w samorządach, której wyniki poznamy na przełomie października i listopada. W maju przyszłego roku czekają nas wybory do Europarlamentu. Będą one wyścigiem tych, którzy na równo kochają ojczyznę i mamonę, głównie eurosceptyków z matką Polką z Brzeszcz na czele, po pieniądze, które im się należą. Kilka miesięcy później, jesienią przyszłego roku odbędą się wybory parlamentarne, które dla PiS będą sprawą życia i śmierci – nagrodą albo karą za trud włożony w dobrą zmianę. Wynik tych wyborów będzie zależeć od tego, czy pisowskiej propagandzie uda się utrzymać przy sobie mniej rozgarniętą, głównie wiejską część ludu, wspomagającą niezmiennie tych, którzy nawet stadninami koni pokierować nie potrafią. Ludu w części jeszcze mniej rozgarniętego, niż się rządzącym wydaje, któremu przeszkadzały kiczowate ośmiorniczki po 30 zł. za kilogram, a nie przeszkadza „dojna zmiana” pisowskich kamratów zgarniających miliony gdzie się tylko da. Nie przeszkadza też ewentualny powrót na wysokie stanowisko 70-cio letniego historyka, który zdążył rozbabrać „Smoleńsk” i armię. Maraton wyborczy powinien zakończyć się w pierwszej połowie 2020. roku wyborami prezydenckimi, które wyznaczą kolejnego notariusza będącego stale na podorędziu i usługach jego macierzystej partii. Z obecnym prezydentem mamy skaranie boskie, bo nie chroni Konstytucji, zachowuje się jak faryzeusz, obraża oponentów i wygłasza różne dziwne oracje.
Polityczna sceneria wyborcza
Prezydent musi nadrabiać miną, kiedy opowiada dyrdymały i robić dobrą minę do złej gry, kiedy kłamie, łamie przepisy Konstytucji lub się zapomina. Ostatnio zdarzyło mu się wygłosić polityczne „kazanie” do wiernych w gdańskim kościele i do młodzieży w gdyńskim liceum. Przy każdej okazji dzieli się z nami swoimi złotymi myślami, takimi jak – Z Polską się nie walczy – Polskę się kocha. Sami stanowimy o sobie i niech nikt nie waży się niczego nam dyktować. Dodajmy, oprócz Ameryki i Izraela. I jeszcze – Budujemy państwo, które wyleczy wszystkie swoje choroby wyniesione z czasów zniewolenia komunistycznego. Jakie? Prezes odnosząc się do imigrantów, którzy Polsce są takim samym podejrzanym „nasieniem” jak komuniści, jasno powiedział, że mogą przywlec różne choroby: pasożyty, pierwotniaki, są już objawy cholery. Tylko do jasnej cholery, czy rzesze naszych bezdomnych emigrantów przebywających mi. na dworcach Berlina, Londynu czy Rzymu, są dobrym przykładem czystości i higieny. Jeżeli Prezydent chce budować zdrowe państwo, to może „ leczenie” należałoby rozpocząć od siebie, natomiast jeżeli chce konkurować z premierem Morawieckim o schedę po Prezesie, to może sobie odpuścić, bo Premier już został prawą ręką Prezesa.
Jak już wspomnieliśmy, najważniejsze dla nas będą wyniki wyborów samorządowych. Samorządowe tradycje sięgają Konstytucji 3 maja. Należy to uszanować i nie oddawać dorobku przodków współczesnym partyjnym watażkom, dlatego z uwagą obejrzeliśmy samorządową konwencję PiS i scenerię w jakiej się odbyła. Wybory to poważna sprawa, więc nie dziwiła nas bizantyjska oprawa, kolory i reflektory, obecne na sali wszelakie władze i kamikadze – Patryk Jaki, Małgorzata Wassermann, Kacper Płażyński, ci którzy mają dla partii zdobyć władzę w największych polskich miastach.
Chory człowiek Europy
Konwencja rozpoczęła się od gorącego powitania Suwerena – Jarosława Kaczyńskiego. Żeby sprawa była jasna, to chcemy powiedzieć, że nazywanie wyborców suwerenem jest nieuprawnionym przedstawieniem ich jako jednomyślnej całości, dającej władzy prawo do rządzenia w imieniu nas wszystkich. Jest to narzucanie jednomyślności na wzór dawnego komunistycznego FJN. Tymczasem od zarania dziejów suwerenem był panujący władca – w II RP był to marszałek Piłsudski, a w III RP jest nim Prezes Kaczyński. Atmosfera Konwencji odbiegała od wcześniejszego POPiSywania się głównych partii na billboardach kłamstwami i chamstwem, gdzie jedni wykorzystywali wizerunek schorowanego człowieka, a drudzy wizerunek dziecka. Skupiono się na składaniu obietnic wyborczych, głównie takich o których śląskie przysłowie mówi: „Obietnica niepewnica a głupiemu radość”. Prezes na wstępie oświadczył, że nie wychodzimy z Unii i że „Idziemy ku temu, by za 15 do 20 lat w Polsce było tak, jak na zachód od naszych granic”. Piękna bajka dla ciemnego ludu, który mentalnie nijak nie potrafi się dopasować do Europy i nie zrozumie, że wymagałoby to bardzo wielkiego wysiłku a nie skracania wieku emerytalnego. Na razie Polska staje się chorym człowiekiem Europy, bo jak nazwać kraj, który łamie kanony zachodniej demokracji, kraj w którym poniewiera się osobą I Prezesa Sądu Najwyższego. Kraj, w którym demokracja wśród ludu ogranicza się do stawiania krzyżyków na karcie wyborczej, często pod dyktando, gdzie służbę zdrowia zastępują szarlatani od aminokwasów i lewoskrętnej witaminy C. Na Konwencji dominowało przekonanie – Jesteśmy silni, mądrzy i pracowici. Jeżeli można by dyskutować o pisowskiej mądrości i pracowitości, to w porównaniu z PO, N i innymi „patałachami”, PiS wyraźnie dominuje siłą swoich poczynań. Dlatego na zakończenie swego wystąpienia, zasadne było zawołanie Prezesa – Zwyciężymy!
Obiecał Pan kożuch
PiSowska Konwencja pokazała, że walkę o samorządy poprowadzi osobiście premier Morawiecki, który już wcześniej powiedział: „Pokazaliśmy naszą wiarygodność w rządzie i pokażemy, że również będziemy wiarygodni w samorządzie”. PiSowi marzy się podporządkowanie sobie samorządów i przyjęcie części uprawnień po to, by móc chwalić się ich osiągnięciami. Liderzy tej partii nie chcą pamiętać, że od wieków w życiu społecznym i nauce Kościoła istnieje zasada subsydiarności. Premier wiedząc, że nie da się otumanić elektoratu wielkomiejskiego, skupił się na „kupowaniu” wsi, bezwzględnie atakując dotychczas panujący tam PSL. Przekonuje, że to co na wsi zniszczył PSL trzeba sklejać i scalać, oczywiście po to, aby jak śpiewa Jan Pietrzak; „Żeby Polska, żeby Polska. Żeby Polska była Polską”. Po raz kolejny.
Z pięciopunktowego planu obietnic pana Premiera, najbardziej rozbawił nas punkt 1. „ ciepły dom”. Natychmiast przypomniało się nam staropolskie przysłowie: „Obiecał Pan kożuch, ciepłe słowo jego”. Tylko od ubiegłego roku koszt ogrzewania już ocieplonego domu jednorodzinnego wzrósł o dwa tysiące zł. Czy „Pan” potrafi zapanować nad wzrostem kosztów ogrzewania, czy szczególnie mieszkającym na wsi emerytom ma wystarczyć jego ciepłe słowo. Ciepłe słowa nie są jedynie domeną PiS i nie dotyczą tylko szczebla krajowego. Koalicja PO i N w stolicy naszego regionu – Opolu ma już drugiego kandydata na prezydenta Opola – Barbarę Kamińską, która zaczęła swoją kampanię taką wypowiedzią: „Jeżeli (Opolanie) nie wybiorą programu KO, to będzie oznaczało, że wybrali inny, gorszy program. To nie będzie nasza porażka, tylko porażka Opola”. Dlaczego inny program ma być zaraz gorszy? Od siebie kandydatka dodała, że utworzy jeszcze jeden park (na prywatnych polach) w Opolu i obiecała darmowe autobusy i darmowe obiady w szkołach. Z sympatii podpowiadamy, aby wygrać należy jeszcze Opolanom obiecać darmowe tankowanie paliwa. Lud opolski zapewne uwierzy i postawi wyborczy krzyżyk we właściwym miejscu.
Gerhard Bartodziej Bernhard Soika

