A mój tata dalej sika, czyli mity o historii i historykach Śląska
Śmiało można powiedzieć, że przeżywamy obecnie modę na śląskość. Propagujemy godka, odwołujemy się do dziedzictwa, poszukujemy nowego oblicza naszej tożsamości, w czym niewątpliwie pomocna jest historia. Jednak gdy przyjrzymy się bliżej temu, kto kształtuje naszą wiedzę historyczną o Śląsku szybko zorientujemy się, że jest nim w głównej mierze Internet. Na ogół wpisy na Facebooku, czasem doczytamy sobie na Wikipedii, a ci bardziej zaangażowani korzystają z książek popularnonaukowych – wszystko to, w głównej mierze pisane przez pasjonatów-niehistoryków. Spotkałem się na swojej drodze z wyrazami żalu, że na Uniwersytecie Śląskim historia Śląska nie jest przedstawiana, a jeśli już to w wydaniu rodem z poprzedniego ustroju. To wszystko przecież rzutuje na jakości wiedzy historyków Śląska. No bo skoro kształcą się w klimacie haseł typu „Śląsk był pod zaborami” to raczej nie wzbudzają oni autorytetu. W dyskusjach na facebookowych grupach wprost spotkałem się z hejtem o podobnej argumentacji. Przy okazji jak to możliwe, że jeden historyk po UŚ uważa, że Śląsk wrócił do Macierzy a drugi kategorycznie się z nim nie zgadza?
Czas zacząć obalać mity!
- Na Uniwersytecie Śląskim historycy nie uczą się w ogóle o historii Śląska / uczą się, ale bzdur rodem z komuny
Obecnie studenci historii w swym programie na studiach II stopnia (magisterskich) odbywają obowiązkowy kurs historii Śląska, który trwa trzy semestry. Kurs można określić intensywnym, a egzaminy po każdym etapie są określane mianem „trudnych”. Warto to napisać dużymi literami – NA LICENCJACIE NIE MA HISTORII ŚLĄSKA, JEST TYLKO NA MAGISTERCE. Piszę to, bo ze względu na historię Śląska poszedłem na studia i po pierwszym stopniu byłem mocno zawiedziony jej brakiem.
Powróćmy jednak do kursu na magisterce – Pierwszy semestr poświęcony jest historii średniowiecznej Śląska, na której przedstawione są różnorakie teorie dotyczące pochodzenia nazwy Śląska, samych Ślązaków, ich przynależność państwowa (oraz hipotezy na ten temat) a dalej skomplikowane losy Piastów śląskich i ich zapatrywania polityczne. Historia to przedmiot na którym ciężko o prawdy objawione, czego zapewne nie wiecie. Większość tego, co uznajecie za „fakty” to jedynie hipotezy, jak np. że Ślązacy na 100% pochodzą od Silingów albo, że zostali ochrzczeni razem z państwem Wielkomorawskim – to wszystko podlega ciągłej dyskusji.
Interesujący, bo zupełnie niepopularny wśród pasjonatów historii Śląska jest semestr poświęcony nowożytności Śląska, wnikliwie omawiający nasz region w kontekście wojny 30-letniej, pretensje Hohenzollernów do ziemi śląskiej (Jerzy Hohenzollern Ansbach miał niebagatelny wpływ na rozwój górnictwa kruszcowego) aż po wojny śląskie. Ostatni semestr jest najtrudniejszy ze względu na to, że dotyka on tematyki pierwszej połowy XX wieku. Ani razu nie pada hasło „powrót do macierzy”, bez wybielania przedstawiona jest trudna i niejednoznaczna historia regionu. Nie zostają pominięte kwestie mniejszości religijnych, czy tak często pomijanego Śląska Cieszyńskiego. Faktem jest, że wedle zasady 3xZ – zakuć, zdać, zapomnieć, wielu studentów kończy studia ignorując nabytą wiedzę i powielając poglądy, jakie wyznawali przed rozpoczęciem studiów.
Historii Śląska jest więc zatem dużo, choć zajęcia odbywają się niestety co dwa tygodnie i dopiero po ukończeniu licencjatu. Zauważmy także, że studia nie polegają wyłącznie na chodzeniu na wykłady/ćwiczenia, lecz wymagają czytania sporej ilości książek – obecnie zaś wykładowcy kładą nacisk na zapoznawanie się z nowym stanem badań i wystrzeganiu książek o ugruntowanych poglądach politycznych.
- Każdy historyk Śląska MUSI umieć biegle język niemiecki.
Historia Śląska nie zaczęła się wraz z przyłączeniem go do Prus w 1742 roku. Wcześniej językami dokumentów były: łacina, czeski i polski. Opracowując dzieje nowożytne miast śląskich znajdziemy w ogromnej ilości dokumenty pisane w tych trzech językach. Niemiecki oczywiście przydaje się, a kurs dawnego neogotyckiego pisma niemieckiego również odbywa się na studiach (ale na licencjacie).
Historyk to zawód w którym trzeba być elastycznym językowo. Powinni oni zatem czytać i tłumaczyć (oczywiście ze słownikiem) historyczne języki nie koniecznie potrafiąc w nich mówić – najczęściej jest tak w przypadku łaciny. Na studiach oprócz kursu neografii gotyckiej odbywa się również kurs paleografii łacińskiej (czyli średniowiecznego języka łacińskiego). Z moich doświadczeń wynika, że podczas zajęć poświęconych pismu łacińskiemu i staroniemieckiemu odczytywane są kopie interesujących historycznych dokumentów i ksiąg związanych ściśle z historią Śląska.
Podsumowując: nie należy deprecjonować wiedzy historyka Śląska, który nie mówi biegle po niemiecku, gdyż, być może zajmuje się on taką epoką i dziedziną, że używa raczej łaciny lub czeskiego. Trzeba dodać, że w pracy nad niemal każdym tematem należy sięgnąć po literaturę obcojęzyczną, która niekoniecznie jest w języku, który znamy, mimo to, korzystamy z niej, a w trakcie opracowywania uczymy się.
- Nie wszystko złoto co się świeci – nie róbmy autorytetu z największych krzykaczy
Zapewne gdybym przedstawił tutaj nazwiska Zakładu Archiwistyki i Historii Śląska Uniwersytetu Śląskiego, to większości z nich nie skojarzylibyście. Ci ludzie zaangażowani są bowiem wyłącznie w pracę naukową i odcięci od polityki. Działa to też na niekorzyść wyników ich badań. Nie docierają one bowiem do zainteresowanych. Na domiar złego naukowcy nie są nadmiernie medialni, aczkolwiek ich praca jest pasjonująca i ważna. Spod pióra pracowników Zakładu Archiwistyki i Historii Śląska UŚ wyszły bowiem dzieła poświęcone szlachcie górnośląskiej, elitom NSDAP na Śląsku, elitom władzy w okresie Cesarstwa Niemieckiego, Żydom górnośląskim i wielu innym kwestiom wymagającym wieloletnich podróży po europejskich archiwach. Czasem gdy widzę, jak z tego rodzaju stanem wiedzy usiłują polemizować czytelnicy Wikipedii, to robi mi się słabo. Zastanawiam się wtedy, czy ich praca naukowa jest tylko „sztuką dla sztuki”. Śmiało wskażę grupę osób, których określiłbym mianem ujka Gintera, elektryka, inżyniera, spawacza, czy nawet profesora fizyki, kogoś kto zna historię od babki i wie lepiej. Profesor nie ma racji, bo Ginter pamiynto jak to zawdy na Ślonsku było.
- A mój tata dalej sika
Czyli tworzenie mitu historycznego, którego podłożem jest nieustanna rywalizacja z Polską. Nasz chrzest był wcześniej, my byliśmy lepsi, należeliśmy do kręgu kultury zachodu itd. Przypomina mi to nastoletni „satanizm”, którego główną doktryną jest antykościelność i nie posiada on de facto żadnych indywidualnych cech. Czymś takim niestety w opinii wielu Ślązaków staje się historia naszego regionu. Bytom był starszy niż Kraków, mieliśmy więcej noblistów itp. I chociaż w przypadku Bytomia to fakt, to przecież w żaden sposób nie sprawiło to, że teraz do nas przyjeżdżają turyści z całego świata oglądać piwnice Gorywodów czy gotycki obraz cudami słynący Matki Boskiej Bytomskiej. Śląscy nobliści zapewne nie byli zbyt związani emocjonalnie ze Śląskiem, skoro wyjechali i wydaje się to być tak naciągane jak Maria Skłodowska-Curie i inni, którzy wyemigrowali ze swego kraju w niemocy zrobienia w nim kariery. Przypomina mi się mem, że skoro matka Kopernika była Niemką a ojciec Polakiem to Kopernik był Polakiem, a skoro matka Chopina była Polką a ojciec Francuzem to Chopin też był Polakiem. Wszystko to jest grubymi nićmi szyte i nie na tym zmyślonym micie powinniśmy kształtować naszą tożsamość. Skoro wiemy o istnieniu innych narodów na Śląsku to czemu podejrzewamy, że śląscy nobliści poczuwali się do bycia Ślązakami, a nie akurat Niemcami? Myśląc w ten sposób powielamy nie dość przekonywające schematy polskie – mówił po Polsku = był Polakiem, urodził się w obecnie polskim mieście = był Polakiem itd. Gorzej dla Polaków, gdy się dowiedzą, że np. Paweł Stalmach wielka postać nacjonalizmu polskiego w Cieszynie, nauczył się języka polskiego będąc nastolatkiem, skądinąd bardzo słabo mu szło mówienie po polsku, za co przez środowiska galicyjskie uważany był za kogoś, kto udaje Polaka. To samo można powiedzieć, gdy ktoś nie wystarczająco dobrze włada „ślōnskōm godkōm”. Przez innych Ślązaków nie jest to zbytnio akceptowane. Niejednoznaczność naszej historii jest moim zdaniem największym atutem Śląska i powinna nas uczyć pokory. Pokory i zrozumienia.
Czy każdy dzisiaj może być historykiem Śląska? Napiszcie w komentarzach co o tym myślicie!
O.S. (autor znany redakcji)