Orzesze 1939 r – Fakty znane i (lub) nieznane…

Orzeska historia II Wojny jest naznaczona opowieścią o dramacie na Pasternioku 1939 r. Przypomnijmy na początek – 4 wrzesnia 1939 r w tej małej miejscowości niemiecki Freikorps rozstrzelał 23 osoby w lesie Pasterniok ,które pochowano we wspólnej mogile. W 1946 r władze PRLowskie zarządziły ekshumację i zdecydowały że na miejscu egzekucji powstanie wspólny grobowiec – pomnik ku pamięci tej tragedii.W 1946 r jak wynika z dokumentów i rozmów z ludzmi nie wszystkie rodziny były w tej kwestii jednomyslne.Kilka rodzin chciało przenieśc swoich zabitych bliskich na kościelny cmentarz.  Ostatecznie zrealizowano projekt wspólnego grobowca.

poniżej na foto grobowiec – pomnik na Pasternioku i obchody rocznicowe :

Od czasów PRL do dziś w tym miejscu chętnie pokazują się politycy i działacze wszelkiej maści , nakreślając zgodnie swój historyczny przekaz na temat Września 1939 r w Orzeszu  . Przekaz ten brzmi “..na jednomyślnie polskie Orzesze 4 września 1939 r napadł niemiecki Wehrmacht,Freikorps i SS…”. Nikt nie docieka co działo się przed 4 września ,skąd wziął się tutaj tak liczny oddział Freikorpsu  , czy całe Orzesze było tak jednomyśne ? Sporo wydarzeń z września 1939 w Orzeszu do dziś otacza mgiełka tajemnicy , która jest całkiem wygodna dla politykierów i fachowców od “polityki historycznej”. Trzeba tę mgiełkę rozproszyć i rozjasnić atmosferę wokół ważnych tematów naszej lokalnej historii. Do wydarzeń na Pasternioku za chwilę powrócimy. Cofnijmy się teraz do 1 września 1939 r . Niemiecka armia przekracza granicę z Polską , jeden z oddziałów z Gliwic rusza na Knurów.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Dowodzi nim Erich Mende, autor książki ” Das verdammente Gewissen.Zeuge der Zeit 1921-1945″ (Przeklete sumienie. Świadek zdarzeń 1921-1945) wydanej w 1982 r w RFN.

na foto okładka ww.książki

Już 1 września autor książki ze swoim oddziałem dochodzi do Ornontowic i rusza na Orzesze.W tym momencie dostaje się pod ciężki ostrzał artyleryjski . Oddajmy głos autorowi.Poniżej zacytuję  fragmenty książki przetłumaczone przez p.Aleksandrę Broję ze Stowarzyszenia Miłośników Miasta Orzesze :

“…..Wymarsz w Gliwic. Tym razem wyglądało to zupełnie inaczej niż w relacjach z 1914 r! Bez marszowej muzyki, bez wiwatów

Ludzie, bez demonstracyjnego entuzjazmu, ale w głębokim, wręcz paraliżującym niepokoju stali po obu stronach trasy naszego marszu. Ponieważ bardzo szybko robiło się ciemno, trudno było dostrzec twarze. Grupy ludzi poruszały się w cieniu obok naszej kolumny marszowej, dopóki im również nie uniemożliwiły poruszania się barierki na obrzeżach Gleiwitz. Dowódcy  prowadzili kompanie w kierunku  pola bitwy. Na wyznaczonych  polach, łąkach i pastwiskach, poszczególnym oddziałom przydzielono miejsca postojowe. Zabroniono rozmawiać , pomijano głośne komendy, panowała niepokojąca cisza w ciemności, która właśnie zapadła. Fortyfikacje polowe i schrony, które zbudowaliśmy tygodniami pracy, były prawie nieużywane. Leżeliśmy na otwartym polu i zaczęliśmy marznąć; bo była jasna, chłodna noc.

1 września 1939 roku przy temperaturach tylko kilka stopni powyżej zera. Nasze mundury przesiąkły gęstą rosą. Rozmieszczono nas w nast. szyku : 1. pluton po prawej, 2. pluton po lewej, 3. pluton rozstawiony jako rezerwa tyłów,

 Naszą  2. kompanię rozlokowano na szerokości 100 m ,w odległości 100 m przed posterunkami granicznymi. W 1. kompanii zmienił się dowódca kompanii. Oberleutnant Schlabitz zajął miejsce kapitana Gacha, który został przeniesiony do innej kompanii. Dowódca batalionu, ppłk Pisarski, został przydzielony do innej formacji, batalionu dowodzonego przez majora Heinriciego, 50 letniego oficera z czasów I Wojny Światowej.

O godz.4.30– jak na manewrach – trębacz dał sygnał do ataku. Był wczesny świt, bo ledwie widać było na  kilkaset metrów. Żołnierze ruszyli, tu i ówdzie słychać było grupowe “Hurra”,wtem  ostrzelało nas kilka polskich karabinów maszynowych. W jednej chwili piechurzy rzucili się z powrotem na ziemię. Polskie forpoczty z przygranicznej polskiej miejscowości Knurów otworzyły ogień do nacierających kompanii z kilku ogrodów i domów. Po kilku seriach ognia z naszych karabinów maszynowych walki ucichły i Polacy wycofali się z Knurowa.Najpierw przeszukiwaliśmy dom po domu w Knurowie – wkrótce dotarliśmy do linii kolejowej w kierunku Ornontowic. Po obu stronach nasypu, z ubezpieczeniem po prawej i lewej stronie, bez kontaktu z wrogiem  przeniknęliśmy się na terytorium Polski na około 12 km. Teren stawał się coraz bardziej trudny, silnie porośnięty lasem liściastym i iglastym ,pełen pagórków. Pierwszych ludzi spotkaliśmy  na stacji kolejowej Ornontowitz. Dwóch umundurowanych urzędników kolejowych wyszło ze stacji i podniosło ręce. Powiedzieli nam, że w okolicy nie ma polskich żołnierzy, ale nadal utrzymywali łączność telefoniczną. Przecięliśmy linię telefoniczną, wyrwaliśmy aparaty telefoniczne ze ścian i poprosiliśmy ich dwoje o pozostanie na dworcu trochę dłużej. Nie mogliśmy się zgodzić na ich chęć powrotu do domu, gdyż obawiano się, że przedostaną się między linie walk. Kiedy dotarliśmy do wiejskiej drogi  w Ornontowicach, rozpoczął się ogień polskiej artylerii.Trafiali w nasze linie. Ostrzelano też sąsiednią kompanię porucznika Schlabitza. Co najmniej trzy baterie, artylerii 105 i 150 mm ostrzelały nasz batalion. W tym samym czasie nad naszymi liniami na małej wysokości przeleciał pierwszy polski samolot rozpoznawczy. Po kilku seriach ognia z naszego podwójnego karabinu maszynowego musiał awaryjnie lądować. Pilot, polski porucznik, nie odniósł obrażeń.

Poniżej opisywany zestrzelony samolot, wylądował w okolicach Bujakowa oraz link do filmu o tym zdarzeniu :

https://www.youtube.com/watch?v=6DI3Q1HK9qI

Ostrzał artyleryjski przybierał na sile. Kiedy szliśmy przez wioskę Ornontowice, to właśnie we wsi płonęły pierwsze domy. Ogień artylerii stawał się coraz silniejszy. Kiedy mijaliśmy wieś, paliły się pierwsze domy. Ze względu na efekt tego ostrzału artyleryjskiego, który miał miejsce dokładnie na drodze wiejskiej i na wzniesieniach wokół Ornontowic, spiesznie opuszczaliśmy wieś i zbiegliśmy w dół po zboczu w stronę kopalni w Orzeszu, w kierunku południowo-wschodnim. Natrafiliśmy na pierwsze opuszczone okopy i umocnienia Polaków.

Poniżej mapka z 1933 r z opisaną trasą przemarszu oddziału i miejsce bitwy

Mapa szczegolowa Polski 1:25 000

Nasza artyleria nie była jeszcze w stanie zająć pozycji. Leżeliśmy dosłownie w salwach polskiej artylerii, tylko gdzieniegdzie szukając osłony w dziurach w ziemi i opuszczonym dole piaskowym. Było południe. Słońce prażyło, byliśmy spragnieni i coraz bardziej się wściekli, bo żadna ciężka broń nie nas nie wspomagała. Nie rozpoznaliśmy jeszcze piechoty wroga, ale polska artyleria oddała doskonałe trafienia. Leżeliśmy dosłownie w salwach polskiej artylerii, tylko gdzieniegdzie poszukując schronienia w dołach w ziemi i starym zagłębieniu po wydobyciu piasku.Na szczęście podczas ostrzału artyleryjskiego odnotowano stosunkowo dużą liczbę niewypałów. Dotarłem z moim oddziałem do otwartego pola na obszarze między Ornontowicami i Orzeszem .Nagle oddział został ostrzelany.Pierwszą śmiertelną ofiarą w kompanii był strzelec Mendla.Zasnął z wyczerpania na skraju swojego okopu w piaskowni. Odprysk granatu ugodził go w szyję w czasie snu. Znaleźliśmy do go dopiero kilkaminut później, ponieważ jego grupa już odeszła, jakby śpiącego z twarzą zwróconą do ziemi.Okrzyki, że strzelec Mendla nie żyje wywołały pewne zamieszanie, ponieważ z powodu akustycznego podobieństwa naszych nazwisk po chwili zrobiło się z tego moje nazwisko i rozeszła się pogłoska, że nie żyję.W luźniejszej formacji, aby uniknąć strat artyleryjskich, kontynuowaliśmy ataki w kierunku południowo-wschodnim,  teraz jednak otrzymaliśmy również ostrzał od nieprzyjacielskiej piechoty. Zaskakująco, ale nie z przodu, ale z tyłu od domów w Ornontowicach i z boku spomiędzy drzew i ścieżek. Sierżant Richter upadł nagle na plecy. Był drugim poległym w naszej oddziale. Z karabinów maszynowych i karabinów strzelano do naszej nacierającej kompanii ze wszystkich stron. Pierwszy raz zetknęliśmy się  ze snajperami, co przyniosło nam stosunkowo duże i niepotrzebne straty w ciągu pierwszych kilku dni. W końcu starliśmy się z polską piechotą.

Dej pozōr tyż:  Trefy We Ślonsku

Na znanym im obszarze, w koronach drzew, poddaszach budynków i innych kryjówkach, ukryli się miejscowi strzelcy, którzy strzelali do naszych nadciągających żołnierzy z lekkich karabinów maszynowych od tyłu, po tym jak nasza nacierająca piechota szła do przodu. Teren stawał się coraz bardziej trudny z powodu ostrych dolin i pagórków. Coraz trudniej było utrzymywać kontakt z sąsiednimi kompaniami i unikać ostrzału z flanki przez własne wojska. O zmroku batalion znajdował się bezpośrednio przed Orzeszem. Ostrzał artyleryjski nadal trwał.My piechurzy byliśmy już blisko polskich umocnień polowych, które były dobrze zakamuflowane i trudne do dostrzeżenia w ciężkim terenie. Kiedy się ściemniło, wycofałem oddział  do przydrożnego rowu. Inne jednostki również wycofały się do tyłu, w okolicy ustawiono czujki. Pierwszej nocy wojny ogólna nerwowość i niepewność przygnębiła wszystkich. Odbywało się dzikie strzelanie na lewo i na prawo, oczywiście, aby się uspokoić, ponieważ w ciemności ledwo można było dostrzec cel. Nasza własna artyleria nadal milczała, co doprowadziło do pasji nas piechurów.

 Spodziewaliśmy się, że najpóźniej wieczorem nasza artyleria znajdzie się na pozycji. Niestety tak się nie stało. Okazało się, że robiła powolne postępy naprzód. Przecież jako artyleria konna, tak jak my jako piechota, była zależna od kilkuset wozów konnych, których marszowa prędkość, utrudniona przez blokady na wąskich ścieżkach, uniemożliwiała szybsze manewry. Dopiero późną nocą pierwsze niemieckie pociski spadły wreszcie nad naszymi głowami na polskie pozycje w okolicach Orzesza. Zmarzliśmy tej nocy żałośnie. Rozstawiono kuchnie polowe, podano grochówkę i gorącą herbatę. Na wschód od nas słychać było sporo artylerii. Dudniło przez całą noc, częściowo po naszej lewej flance. . Wydawało mi się raczej, że jest to nasz oddział pancerny posuwający się na lewo od nas, który był odpowiedzialny za hałas artyleryjski oddalony o 50 lub 60 km. 2 września 1939 r. zaczął się tak słonecznie przy błękitnym niebie jak 1 września. Kompania otrzymała rozkaz ataku  na Mikołów-Tychy ,przez hałdy kopalni w pobliżu Orzesze i posunięcia się w kierunku Tych.

poniżej ostatnie pozostałe do dziś hołdy po orzeskiej kopalni :

Nasza artyleria znowu ostrzelała polskie pozycje przy Orzeszu. Pierwszy pluton poprowadziłem na jeden z pagórków  w ochronie ogniowej naszych karabinów maszynowych.Po mojej lewej stronie miałem 38 Pułkiem Piechoty , po prawej 1 kompanię porucznika Schlabitza. Bez strat dotarliśmy do wzniesień i zabudowań Orzesza.Zgodnie z rozkazem rozlokowałem pluton  na lewo od domów Orzesza, aby najpierw obserwować teren przede mną.Kompania na prawo od nas, już weszła do Orzesza, potwierdził to hałas bitwy..  Po zajęciu wzgórza atak należało kontynuować na sygnał flary. Było około godziny 10 rano, kiedy wstaliśmy po wydaniu komendy: Wszyscy na wzgórzu, kontynuujcie atak w kierunku hałd kopalni przed wami . Nagle uderzył nas z bliskiej odległości – około 50-100m ostrzał z ciężkiego karabinu maszynowego. Nie wiedząc o tym, podeszliśmy bezpośrednio przed dobrze zakamuflowane umocnienia polowe polskiej piechoty, które nieustannie zasypywały nas nowymi seriami ognia z kilku karabinów maszynowych. Dalszy szturm nie wchodził w grę. Kilka kroków i zostałeś trafiony. W mgnieniu oka straciłem kilku piechurów z mojego plutonu, którzy zostali trafieni obok mnie. Słyszałem krzyk : – Sanitariusz, sanitariusz !. Kiedy dwóch ratowników medycznych chciało udać się do rannych, oni również zostali ostrzelani, pomimo widocznej z daleka opaski Czerwonego Krzyża. Jacyś podoficerowie krzyczeli do mnie: „Musimy się stąd wydostać, leżymy jak na talerzu, wszystkich nas zastrzelą!” Wydawało mi się  lepsze, aby wycofać  się ostrożnie i ostrzelać polskie fortyfikacje  granatnikami i ogniem artyleryjskim. Ponieważ byliśmy zbyt blisko, powinniśmy cofnąć się co najmniej 200m. Nawet próbując się poruszyć, każdy z nas zostawał ostrzelany. Nie można nawet wyjąć łopaty z futerału i okopać się bez natychmiastowego narażenia się na ostrzał.. Krzyknąłem więc: „Połóż się, udawaj martwego!” Wokół mnie leżeli pierwsi zmarli, którzy już się nie ruszali. Porucznik Fiedler, który próbował przez lornetkę dostrzec umocnienia polowe na małej stronie, został trafiony z lewej strony serią z karabinu maszynowego. Nie można było się ruszyć, rękami poszerzyłem  bruzdę w kartoflisku; ponieważ każde małe zagłębienie w ziemi dawało osłonę, i chroniło od ognia od karabinu maszynowego.Ziemia i ziemniaki fruwały dookoła! Cała jednostka została przygwożdżona do wysokiego ,rozległego pagórka. Podczas gdy oddział mojego sąsiada, porucznika M., próbował wyrwać się w lewo, pluton rezerwowy naszej kompanii dotarł do pierwszych domów po prawej stronie i był w stanie strzelać do gniazd karabinów maszynowych Polaków. Kiedy ostrożnie wyszliśmy z kartofliska o zmroku, mieliśmy 14 zabitych na wzgórzu, 8 z mojego oddziału. Porucznik Fiedler również zginął,lornetkę nadal trzymał w ręce. Staraliśmy się zmieścić go na brezencie,było to trudne ponieważ jego ręce i nogi były sztywne. Jego widok był dla nas szokiem. Przypomniałem sobie twarze jego matki i żony, na które patrzyłem 48 godzin temu, kiedy wyruszaliśmy Śmierć była wśród nas po raz pierwszy i w stopniu, którego można było uniknąć. Robiłem sobie wyrzuty, moi podoficerowie narzekali: Dlaczego pozwolono nam atakować umocnienia polowe  bez ciężkiej broni, dlaczego nie poinformowano nas o tych fortyfikacjach polowych przed naszym atakiem? Z pewnością musiały to być zdjęcia lotnicze? Nasza kompania była głęboko przygnębiona, gdy rozłożyliśmy się na noc w kilku okopach i wyrobiskach piasku w pobliżu miejscowości Orzesche. Hałas bitwy ucichł. Jedynie polska artyleria strzelała ogniem rozproszonym. Przejąłem kompanie dla poległego porucznika Fiedlera i poszedłem do dowództwa jednostki, aby uzyskać ogólne informacje. Z małego dołu piaskowego osłoniętego płótnem korzystaliśmy żeby się zdrzemnąć i czekać na poranek . Oczywiście nasz ruch w okolicy musiał być lepiej widoczny o świcie. W każdym razie ostrzał artyleryjski zaczął trafiać w naszą kompanię. Atak ognia spowodował osunięcie całej ściany piasku, kamienie, rośliny i kawałki brezentu  fruwały wokół nas. Znowu ten przeszywający krzyk: „Pomocy, sanitariusz, pomocy!” Dwóch moich żołnierzy zostało ciężko rannych od odłamków artyleryjskich. Ja sam również miałem kilka odłamków w ramieniu i w prawej ręce i doznałem zmiażdżenia klatki piersiowej przez masy piasku. Gdy zostałem położony na płachcie namiotu, moja pierwszą myślą było: “Najwyraźniej jesteśmy kompanią pechową, wczoraj oberwał porucznik, dzisiaj ty!”

Fragment pocztówki z Orzesza 1939 r , na jednym ze zdjęć ” groby bohaterów poległych w walce z Polakami” .Cmentarz przy kościele św.Wawrzyńca

Z nadejściem dnia, to była niedziela, 3 września, przekazałem jeszcze dowództwo kompanii adiutantowi batalionu, porucznikowi Schroekerowi i zostałem przeniesiony do punktu opatrunkowego pułku. Tam po udzieleniu mi pierwszej pomocy zasnąłem.

Oficer medyczny dr Jüttner obudził mnie gdy słońce było już wysoko na niebie. ”Poruczniku Mende, zostanie Pan teraz przewieziony do głównego punktu opatrunkowego, dla Pana wojna na razie się skończyła. To nie jest groźne, proszę się uspokoić, inni gorzej oberwali! Za kilka tygodni z pewnością znów się zobaczymy!”

Cztery nosze z dołączoną notatką zawierającą nazwisko, numer poczty polowej i rodzaj obrażeń zostały załadowane do karetki, cięższe przypadki na dole, a lżejsze na górze. Miałem zakratowane miejsce przy oknie, przez które widziałem ulicę. Ruszyliśmy, najpierw przy jękach moich rannych towarzyszy, do głównego punktu opatrunkowego dywizji, do dużego namiotu w zalesionym terenie pod Orzeszem. Tam słyszałem jeszcze, że pułk podążał w szybkim ataku na Tychy. Polacy opuścili w nocy umocnienia pod Mikołowem. Pułk dotarł jeszcze w niedzielne popołudnie do Tych.W głównym punkcie opatrunkowym od razu byłem operowany. Usunięto mi odłamek zprawej łopatki. Konsekwencją była głęboka i długa na 10 cm rana mięśnia. Dzięki Bogu odłamek granatu zatrzymał się w łopatce. Na zmiażdżonej klatce piersiowej robiono mi wilgotne okłady, tak że byłem od szyi do brzucha owinięty jak mumia. Po krótkiej przerwie późnym popołudniem znów zostałem przewieziony karetką przez Gliwice do Zabrza. Przez górne okna widziałem, że ludzie stali w grupach na ulicach, uroczyście ubrani, bo to była w końcu niedziela. Podczas powolnego przejazdu wąskimi ulicami,na pojazd oznaczony znakiem Czerwonego Krzyża rzucano kwiaty i owoce.. Kilka pomarańczy odbiło się od szyby.Widocznie już wiele samochodów było w podobny sposób witanych tej niedzieli, ponieważ na chodniku leżały kwiaty i owoce.Po około godzinie jazdy zatrzymaliśmy się w Zabrzu przed szpitalem Knappschaftu (związekgórników), dużym, szarym szpitalem dla górników. Także tu wzruszająca troska, grupy ludzi stały przed wejściem głównym, niektóre kobiety wybuchły płaczem, gdy nas wyładowano.Po dwóch pielęgniarzy umieszczało każdego z nas ostrożnie na noszach i przetransportowali nas do łazienki. Ranni zostaliśmy umyci i zbadani przez lekarzy. Kto już został operowany w głównym punkcie opatrunkowym, był od razu umieszczany na sali chorych,pozostali na salach operacyjnych. Pomimo niedzieli panowało ożywienie i ruch, lekarze,pielęgniarki i pomocnicy przychodzili i odchodzili. Wszędzie panował smutny ale opanowany nastrój. Mówiono cicho, szeptano w kątach. Także polscy ranni jeńcy leżeli na tych samych salach. Byli traktowani i opatrywani tak samo jak my…”

To fragment książki który opisuje walki w rejonie Orzesza , reszta ksiązki opisuje pozostałe wojenne losy autora, we Francji i na Froncie Wschodnim.Warto napisać kilka słów o autorze książki .

Dej pozōr tyż:  Trefy We Ślonsku

Erich Mende z z pochodzenia Ślązak ,przytoczmy jego oficjalny zyciorys :

“Erich Mende urodził się 28 października 1916 roku w Groß Strehlitz w ówczesnym państwie niemieckim . Dziś są to Strzelce Opolskie , część województwa opolskiego w Polsce. Był trzecim z czwórki dzieci nauczyciela Maxa Mende (1885–1943) i jego żony Anny (1889–1968) z domu Krawietz rdzennego ,śląskiego pochodzenia. Po ukończeniu gimnazjum Königliches Johanneum Gymnasium w Groß Strehlitz w 1936 roku zdecydował się zostać żołnierzem zawodowym i zaciągnął się do 84. pułku piechoty Wehrmachtu , podlegającego wówczas 8. Dywizji Piechoty w Gliwicach , na granicy niemiecko-polskiej
Jako porucznik piechoty został ciężko ranny trzeciego dnia niemieckiej inwazji na Polskę w 1939 r. Został ranny jeszcze dwukrotnie. W styczniu 1945 roku jako major został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Żelaznego Krzyża ( Ritterkreuz des Eisernen Kreuzes ) za utrzymanie frontu i pomoc w ucieczce przed nacierającą Armią Czerwoną 10 000 cywilów i rannych z Prus Wschodnich . Nieco później udało mu się przeprowadzić ocalałych ze 102. Dywizji Piechoty Śląskiej (102. Dywizji Piechoty), liczącej około 4000 ludzi, we względne bezpieczeństwo bycia jeńcami wojennymi Brytyjczyków.
Według jego własnej relacji Mende pozostawał w bardzo zaufanych stosunkach z dowódcą 102. Dywizji Piechoty, Wernerem von Berckenem . W kwietniu 1944 r. Von Bercken przedstawił go generałowi majorowi Henningowi von Tresckowowi , który zorganizował niemiecki ruch oporu przeciwko Adolfowi Hitlerowi. Podczas tego krótkiego spotkania Von Bercken zachęcił Mende do otwartego podzielenia się swoim pesymistycznym poglądem na wynik wojny. W tej relacji Mende wyraził Von Berckenowi i Von Tresckowowi swój pogląd, że niemieccy przywódcy muszą znaleźć rozwiązanie polityczne, negocjując pokój, ponieważ wojny nie da się wygrać środkami militarnymi.
Po zwolnieniu z brytyjskiej niewoli Mende podjął studia z zakresu prawa i nauk politycznych na Uniwersytecie w Kolonii , uzyskując doktorat w 1949 r. Pomógł także założyć Wolną Partię Demokratyczną (FDP) w 1945 r.Pod rządami Erharda Mende pełnił funkcję wicekanclerza (wiceszefa rządu) i ministra spraw ogólnoniemieckich. Jego zadaniem była min naprawa stosunków z komunistycznymi Niemcami Wschodnimi, Niemiecką Republiką Demokratyczną , nieuznawaną wówczas przez Niemcy Zachodnie. .W następnym roku FDP została mniejszym partnerem w koalicji SPD-FDP Brandta. W proteście przeciwko nowej Ostpolitik Brandta i uznaniu linii Odry i Nysy Mende w 1970 r. opuścił FDP i dołączył do opozycji chadeków. Jego odejscie nie miało większego wpływu na losy koalicji i partii. W latach 1972-1980 ponownie zasiadał w Bundestagu jako członek CDU.”

Poniżej Erich Mende jako zołnierz w 1938 r i jako polityk w RFN

 

Fragment nt.walk w okolicach Orzesza nie był do tej pory wspomniany w żadnej polskiej pracy historycznej , chociaż jest żródłem wiedzy z “pierwszej ręki” ,od bezposredniego uczestnika zdarzeń. Szczegóły zawarte w relacji Ericha Mende mają potwierdzenie w znanych zdarzeniach z tych dni – np.zestrzelenie polskiego samolotu który ostatecznie wylądował w okolicach Bujakowa oraz topografii- np.opisy dawnych dołów piaskowych czy hałd kopalni w Orzeszu.Warto dociekać kto ostrzeliwał oddział Ericha Mende ? Polacy z Mikołowa /Łazisk czy był to niemiecki samoostrzał ?

Te zdarzenia opisane w książce mogą wyjaśniać dlaczego do małego Orzesza 3 września pospiesznie sciągnięto oddział Freikorpsu aż z Rudy Śląskiej. Pierwotnie użycie takich sił Freikorpsu w Orzeszu nie było planowane.Być może ostrzał na jaki natrafił Wehrmacht w okolicach Orzesza ,także ze strony cywilów z formacji paramilitarnych spowodował takie decyzje ze strony niemieckiego dowództwa ? Warto ten temat dalej badać , to wyzwanie także dla pasjonatów lokalnej historii.

3 września do Orzesza zostaje sciągnięty Freikorps Ebbinghus,na miejscu dowodził osobiscie dowódca jednostki Otto Ramdohr.

Na foto Freikorps Ebbinghaus w Orzeszu w 1939 r oraz jego dowóca Otto Ramdohr -po środku (foto z 1938 r)

Do freikorzystów dołączyło sporo mieszkańców Orzesza i okolic. Wskazywali byłych powstanców oraz osoby o nastawieniu propolskim . 4 września rozstrzelano 23 Orzeszan na Pasternioku, zostali oni upamietnieni grobowcem-pomnikiem. Z akt katowickiego IPN wynika że po egzekucji przez ok.7 dni nie pozwolono pochować zabitych na Pasternioku, o zgodę na pochówek do niemieckiego dowództwa wystapił min.miejscowy nauczyciel Tlatlik.Zgodę wydano i wyznaczono ludzi do pochówku.Okazało się że podczas pochówku zabici zostali okradzeni z cennych przedmiotów ,min.zegarków.Wg.akt IPN już w 1939 r za tę kradzież winni zostali skazani przez niemiecką administrację na 1 rok więzienia, kolejne wyroki otrzymali od władz polskich po 1945 r.

W samym Orzeszu zastrzelono też żydowską rodzinę Kubanek (ojciec i córka) . Wg. nagranej przeze mnie w 2018 r  relacji wiekowej Orzeszanki pragnącej zachować anonimowość  “…..Piotr Kubanek z okna oddał strzał z małego pistoletu do żołnierzy niemieckich,ludzie dziwili się i mówili “co chciał osiągnąć?”…Po schwytaniu przez Freikorps dokonano egzekucji na Piotrze Kubanku i jego córce Elżbiecie…” . Miejsce ich śmierci i pierwotnego pochówku na dawnym górniczym cmentarzu długo nie było upamiętnione. Dopiero kilka lat temu Stowarzyszenie Miłośników Miasta Orzesze uprzątnęło,zagospodarowało i upamiętniło teren dawnego cmentarza.

poniżej na foto tablica z górniczego cmentarza w Orzeszu

Czy Orzesze tak jak w propagandzie ” w 1939 r było jednolicie propolskie ” ? Skąd miejscowi pomagierzy Freikorpsu ? Odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy w rocznicowych przemowach i publikacjach miejscowych decydentów i aktywistów .

Ale już np. prof  Grzegorz Bębnik w świetnej publikacji “ Sokoły kapitana Ebbinghausa” 

Dej pozōr tyż:  Trefy We Ślonsku

szczegółowo opisuje skąd pochodzili bojownicy Freikorpsow i ich pomocnicy.Byli to Ślązacy ,także z Orzesza i okolic głęboko zawiedzeni polskimi rządami na Górnym Śląsku .  Po przejęciu w Niemczech władzy przez nazistów przechodzili przez granicę na niemiecka częśc Śląska i wstepowali to tworzonych tam Freikorpsów.Orzeskie społeczeństwo było podzielone na zwolenników Polski , Niemiec i chyba największą grupę która identyfikowała się jako “tutejsi” – Ślązacy.Sympatie te były zresztą płynne. O ile w Plebiscycie w 1921 większośc Orzeszan głosowała za Polską to juz kolejne wybory samorządowe do 1926 r dawały sukcesy pro niemieckim kandydatom.Po 1926 r ,po Przewrocie Majowym w Warszawie sanacja unieważniała niewygodne dla nich wyniki wyborów i mianowała w samorządach swoich komisarzy.Napięcie wśród radykalnych grup propolskich i proniemieckich istniało w Orzeszu już od  XIX wieku.Wspomina o tym min.dyrektor orzeskiej kopalni Karl Sachse. Gdy zmarła jego żona ,została pochowana na cmentarzu obok koscioła pw.Sw.Wawrzyńca.Fanatyczna grupa polsko-katolicka zagroziła że wykopie ją z grobu. Tutaj nałozył sie konflikt narodowosciowy i religijny . Dyrektor musiał założyć osobny cmentarz dla ewangelickich pracownikow kopalni,huty i kolei w Orzeszu .

Więcej na ten temat tutaj :

https://wachtyrz.eu/zagadka-cmentarza-w-orzeszu-rozwiazana/

Pamiętajmy że już w XIX wieku do Orzesza przybyło sporo robotników z Polski do min. okolicznych kopalń i hut.

W okresie międzywojennym , w latach 1922 -1939 również opisywane sa napięcia i spory polsko-niemieckie w Orzeszu. Propolska grupa mieszkańców dążyła min . do usunięcia z Orzesza powszechnie szanowanego proboszcza Kuliga , donosiła na furmanów z niemieckimi tabliczkami na furach, blokowała utworzenie w Orzeszu szkoły dla mniejszości niemieckiej.Jeden z rozstrzelanych na Pasternioku był słynny ze scigania biednych ludzi kopiących w lasach biedaszyby. Wywoływało to spory i napięcia.A w złej godzinie wyzwalało chęć zemsty i donosów.

Więcej o tym w linku :

https://wachtyrz.eu/ks-jozef-kulig-orzesze-kaplan-niepokorny-i-niezlomny-richtig-nasz-slonski-farorz/?fbclid=IwAR3vShX04EMc2CMehY_2XHPw1nzmFqhKal5BGeH2Ca-F4Ugx8fTeLPCschY

Sploty tych wydarzeń i sympatii powodował  że w 1939 r nie wszyscy Orzeszanie patrzyli na wkraczające wojska niemieckie wrogo.

Jak pisze lokalny kronikarz z Zawiśći Józef Urbaniec w książce ” Z minionych dni .Autobiografia” str.21 :

“…Byliśmy nielicznym domem w Zawiści z którego nie powiewała hitlerowska flaga ze swastyką .Baliśmy się konsekwencji . W związku z tym przydarzyły nam się głupie historie.Mama i ciotka Lojzka uznały że niemiecką flagą w dawniejszych czasach była również flaga “schwarz-weiss-rot” czyli czarne -białe-czerwone.Doszliśmy do wniosku że taką flagę mozna by prowizorycznie zrobić.Wzięlismy z ukrycia polską chorągiew i z braku kawałka czarnego płótna wycięliśmy karton (słuzył do zaciemniania okien) i jedna z sióstr przyszyła go do polskiej choragwi….”. W innym fragmencie czytamy że ta rodzina powiesiła nawet na ścianie talerz z wizerunkiem marszałka von Hindenburga. Myślano że po prostu wracają Niemcy. Z czasem wszyscy przekonali się że te Niemcy są inne…

Na foto dawna flaga niemiecka o której wspomina autor:

W tej samej książce  czytamy :

“…W drugiej połowie sierpnia ,w zwiazku z ogłoszoną powszechną mobilizacją,niektórzy mieszkańcy Zawiści zostali powołani do służby wojskowej .Niektórzy zaś o przekonaniach proniemieckich uciekli przez “zieloną granicę” do Niemiec ,by tam wstapić w szeregi militarnej organizacji Freikorps….” 

“..Często w ” wyłuskiwaniu” z tłumu “groźnych” Polaków pomagali miejscowi Niemcy ,którzy uciekli za granicę i teraz przymaszerowali wraz z Wehrmachtem jako funkcjonariusze “Freikorpsu”..”

“…Strona polska wzmocniła swoje posterunki graniczne formacjami powstańców śląskich , młodzieżą zrzeszoną w O.M.P, oraz uczniami wyższych klas szkół średnich…”

na innej stronie autor wspomina “…Szosą od strony Orzesza ciągnęły kolumny uciekinierów .Byli wśród nich umundurowani powstańcy sląscy,policjanci ,pocztowcy i duże grupy ludności cywilnej.Wszyscy byli objuczeni plecakami ,walizkami i torbami.Niektórzy prowadzili obok siebie rowery,inni ciągnęli wózki załadowane dobytkiem…”.

Autor również wspomina o ostrzale artyrelyjskim który zaskoczył niemieckich żołnierzy – “…Około południa ( 1 września) poszliśmy z całą rodziną do sąsiadów Kiełkowskich .Jakoś w tych trudnych chwilach ludzie lgnęli do siebie i bezpieczniej się czuli w większej gromadzie.Gdy tam przebywaliśmy rozpoczeła się kanonada artyrelyjska.Pociski spadały po południowej stronie naszego domu.(…) Trwało to może pięć minut .Prawie wszyscy płakali ,krzyczeli i odmawiali modlitwy .Kiedy to wszystko się uspokoiło że sąsiadującymi z nami polami i drózkami przyjeżdżają samochody sanitarne i kryte wozy konne z dużymi znakami Czerwonego Krzyża.To niemieccy sanitariusze zabierali swoich rannych żołnierzy.Po około dwóch godzinach ,gdy wszystko się uspokoiło poszlismy zobaczyć potężne leje po wybuchach pocisków artyrelyjskich.Zobaczylismy również że na skraju łąki leży ułożonych obok siebie siedmiu poległych żołnierzy niemieckich przykrytych płachtą brezentową. Ponadto leżało tam kilka zabitych koni…”

 

Poniżej okładka książki Józefa Urbańca z Zawiści.

A

Wojsko Polskie praktycznie wycofało się z Górnego  Śląska , przeciwko regularnej armii niemieckiej rzucono uzbrojonych cywilów z Samoobrony Powstańczej , OMP – Organizacja Młodzieży Powstańczej i harcerzy.

Poniżej foto z 1939 r – uzbrojeni cywile – powstańcy na granicy w poblizu Knurowa – ze Sląska Biblioteka Cyfrowa.

 

.Ślązaków opuściły też cywilne władze wojewódzkie  i tzw. inteligencja złożone głównie z ludności napływowej po 1922 r. Wszyscy oni ewakuowali się z Górnego Sląska w pierwszych godzinach wojny. Pisze o tym Bronisława Spyra z rodziny powstańczej w książce “Dzieje Orzesza” str .179.Takie obrazki też wpływały na morale miejscowej ludności.

Historyk Damian Fierla w ksiązce ” Sląsk 1939″ tak podsumowuje ówczesne nastroje na Górnym Sląsku  “...Z jednej strony mamy do czynienia z niemal obsesją dowództwa polskiego widzącego w każdym Ślązaku niemieckiego dywersanta, która doprowadziła do egzekucji na cywilach za posiadanie przy sobie aparatu fotograficznego ,z drugiej -zwierzęcą nienawiść Niemców do wszystkiego co na Sląsku miało związek z Polską..”

książka Damian Fierla “Wrzesień 1939”

 

– –  – – – – – – – – – – – — – – – —  – – – – – – – – – —  – – – —

 

Kolejne spotkanie nt. lokalnej historii w Orzeszu , tym razem w Miejskim Osrodku Kultury.Dyskutujemy o śląskiej historii.Zawiłej i skomplikowanej .Rodzina Urbańskich prezentuje rodzinne pamiątki – przestrzelony na Pasternioku futerał okularów od jednego z przodków który tam zginął i kilka rubli z ZSRR od innego przodka wywiezionego do sowieckiego łagru w 1945 r. Mają też w domu dokumenty ,listy z frontu i poświadczenie otrzymania Żelaznego Krzyża – to inny krewny tej samej rodziny wezwany do Wehmachtu w czasie II Wojny.Niedawno odkrylismy wspólnie gdzie jest pochowany w Rosji.Przekrój ślaskiej historii 1939-1945 w jednej orzeskiej rodzinie.

wspomniane przestrzelone okulary na Pasternioku i ruble pamiątka po sowieckim łagrze

Po skończonym spotkaniu wychodzimy z ciepłego budynku na zmrożone Orzesze . Patrzę na wyłaniajace się z ciemności budynki. Otacza je jakaś mgiełka .Czy to wspomniana na początku “mgiełka tajemnic historycznych ” ? Nie..To tylko smog. W Orzeszu jest jeszcze sporo do zrobienia, nie tylko w temacie historii.

Orzesze nocą – fotografia Artur Hrubesz Orzesze w obiektywie /Facebook

 

 

Adam Kopczyński ,styczeń 2024 r

Żródła :

1.Erich Mende  ” Das verdammente Gewissen.Zeuge der Zeit 1921-1945″ (Przeklete sumienie. Świadek zdarzeń 1921-1945)  w 1982 r / RFN.

2. Józef Urbaniec  ” Z minionych dni .Autobiografia” 2019 r

3. Damian Fierla ”  Sląsk 1939 ” 2013 r

4.Grzegorz Bębnik ” Sokoły kapitana Ebbinghausa” 2014

5.Materiały IPN Katowice

6. Materiały własne

Fotografie: Tomek Na Straży Czasu , Artur Hrubesz, Oberschlesische Wanderer,Fotopolska, strona Sląska Policja,materiały własne.

 

 

 

 

 

 

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza