Pośmiertnie w służbie polskości. Burmistrz Gruzelka i jego żona
Miasto Tarnowskie Góry w swej blisko 500-letniej historii zarządzane było przez około siedemdziesięciu burmistrzów. Piszę “około”, bo dokumentacja nie jest pełna i nie o wszystkich burmistrzach wiemy. Nasza wiedza o tych pięćdziesięciu dwóch jest zresztą też bardzo zróżnicowana – w przypadku niektórych znamy wyłącznie nazwisko, o innych mamy dodatkowo jakieś strzępy informacji, o jeszcze innych wiemy całkiem sporo. W czasach przynależności do Królestwa Czech (czyli od początku istnienia miasta do 1763 r.) burmistrzów było 32, w Królestwie Prus (od 1763 do 1922) – 20. Do tego dodać możemy jeszcze trzech burmistrzów z okresu międzywojnia 1922-1939. Wymienionego w wikipedii Emila Gajdasa nie wliczamy, bo to de facto komendant mianowany bezprawnie przez szefa zbrojnej rebelii przeciw państwu, którego częścią było wówczas miasto, dodajmy: rebelii nieakceptowanej przez przytłaczającą większość obywateli miasta, o czym świadczą wyniki górnośląskiego plebiscytu z 1921 r. Następnie mamy jeszcze dwóch burmistrzów zainstalowanych przez hitlerowską dyktaturę w latach 1939-1945, potem kilku za czasów dyktatury komunistycznej i wreszcie trzech z okresu po 1989 r., w tym pełniącego urząd od 2006 aktualnego burmistrza Arkadiusza Czecha.
Z całego owego dość pokaźnego, nieco mniej niż siedemdziesięcioosobowego grona, miasto upamiętnia obecnie jako patrona ulicy jednego tylko burmistrza – urzędującego w latach 1608-1612 Jakuba nazwanego Gruzełką. Co ciekawe, znana z ulicznych tablic forma nazwiska, tj. “GRUZEŁKO” – z jednoznacznie polskim “ł” oraz z “o” na końcu – pierwszy raz w dziejach pojawia się dopiero w monografii Piernikarczyka z 1926 r., a rok później w “Kronice miasta i powiatu Tarnowskie Góry” Jana Nowaka. W tekstach wcześniejszych forma “Gruzełko” nie występuje ani razu, burmistrz wspomniany jest natomiast jako Jakob Grüssel przez Friedricha Zimmermanna w publikacji z 1783 r., ale to raczej efekt swoistego słowiańsko-niemieckiego “głuchego telefonu”. Sam burmistrz na dokumentach miejskich podpisywał się jako Jacob Gruzelka Burgermeister (burmistrz). Wniosek z tego taki, że i Piernikarczyk, i Nowak zrobili z faceta o nazwisku “Gruzelka”, kogoś o nazwisku “Gruzełko”, bo takie brzmienie potrzebne było im do snucia nacjonalistycznej, ahistorycznej baśni. Burmistrz “dostał” swą ulicę jeszcze w okresie międzywojennym, utrzymał ją w PRL-u i zachował do dziś. Szczególne potraktowanie przez polską administrację tego akurat burmistrza jest o tyle niezwykłe, że o Jakubie wiemy naprawdę niewiele. Z rzeczy całkowicie pewnych: wiemy kiedy pełnił urząd, wiemy że miał żonę z domu Ianiczek (Janiček?) i że podjął się dokończenia z własnej kieszeni ważnej inwestycji – budowy kościółka/kaplicy na cmentarzu za Bramą Wrocławską, który nazwano na jego pamiątkę Jakobkirche i w którym spoczął po śmierci. Stąd – ale nie tylko stąd – wiemy też, że był ewangelikiem. Reszta z tego co mamy, to tylko mniej lub bardziej prawdopodobne przypuszczenia.
Dlaczego więc akurat Jakub? Znając nacjonalistyczne zacięcie ówczesnych decydentów, to z dwóch powodów. Po pierwsze – z uwagi na brzmienie nazwiska, dodatkowo podrasowane literą/głoską “ł”. Po drugie – przez cudem zachowaną do dzisiejszych czasów płytę nagrobną małżonki Jakuba – Magdaleny, zawierającą inskrypcję, którą sobie propagandysta Jan Nowak, autor wspomnianej już “Kroniki miasta i powiatu Tarnowskie Góry” z 1927, zinterpretował po swojemu, czyli w duchu odwiecznej polskości wszystkiego wokół.
Treść inskrypcji:
A[NN]O 1614 25 DNE OCTOBR. UCZTIWA MAGDALENA IANICZKOWNA Ż MIESTA BOGKOWICZ SLAWNEHO PANA IAKUBA GRUZELKI BURMISTRZA MIASTA GOR TARNOWSKICH MANŻELKA ŻYWOTU WIECZNEMU POWOLANA GEGIZ DUSZY RACZ PAN BOG MILOSCIW BYC KTOREY CIALO POD TYM KAMIENIEM ODPOCZYWA
Dla Nowaka tablica nagrobna burmistrzowej jest “najcenniejszym zabytkiem kultury polskiej, bowiem w całej Polsce nie ma starszego pomnika kamiennego z napisem polskim”, zaś wspomniane na niej miasto rodzinne Magdaleny “miesto Bogkowicz” to w opinii autora “Kroniki” Budkowice w powiecie opolskim (z pewnym wahaniem zasygnalizowanym pytajnikiem). Zatem – Magdalena Janiczkowa z Budkowic pod Opolem – i już polskość aż bije po oczach. Co ciekawe, tę nowakową interpretację, z owym “najcenniejszym, bo świadczącym o polskości miasta” i z opolskimi Budkowicami, spotykam zaadaptowaną żywcem – że się tak wyrażę – także u niektórych współczesnych autorów opisujących temat.
Ale czy rzeczywiście inskrypcja jest w języku polskim? Na pewno w słowiańskim, ale czy polskim? Z pewnością nie jest to polszczyzna Kochanowskiego i Reja, kto ma wątpliwości niech zajrzy do dzieł jednego lub drugiego. Szczęśliwym zrządzeniem losu napis na kamieniu jest wciąż widoczny, dlatego będąc w kościele św. św. Piotra i Pawła w Tarnowskich Górach, możemy przekonać się na własne oczy, że Nowak w swej publikacji poważnie spolszczył napis: z “Ianiczkowny” zrobił “Janiczkową”, z “ucztiwej” – “uczciwą”, ze “slawneho” – “sławnego”, z “miesta” – “miasto”, z “25 dne Octobr[a]” – “25 Oktobra”, a także powstawiał “ł” i “ó” gdzie ich nie było. Co ciekawe, zagadkowe “gegiż” (równie dobrze: “gegiž”) odszyfrował Nowak prawidłowo – jako “jejiż”. Albowiem głoskę “j” w średnioczeskim zapisywano właśnie literą “g”. Niestety nie pociągnęło to za sobą refleksji Nowaka, że może by posłużyć się tym samym schematem do prawidłowego odczytania nazwy miasta urodzenia pani burmistrzowej. Zastosowawszy ten zabieg, zamiast dość językołamliwego “z miesta Bogkowicz” otrzymujemy przyjemniejsze dla ucha i oka “z miesta Bojkowicz”, a tak to w owym czasie wymawiano. Bojkowicz zaś, to – jak wynika z kontekstu – dopełniaczowa forma nazwy Bojkowicze. I takie oto miesto Bojkowicze (miestečzko Bogkowicze) znajdowało się nawet nie tak całkiem daleko od Gor Tarnowskich, w tym samym co i one Królestwie Czech, jakieś 200 km w linii prostej na południowy zachód. Bliżej niż stolica państwa Praha, a w podobnej odległości co stolica Śląska Wrocław, acz w innym kierunku oczywiście. Bogkowicze, potem Boykowicze, teraz Bojkovice to obecnie kilkutysięczne miasteczko w regionie Slovácko na Morawach, niedaleko Zlína, w powiecie Uherské Hradiště (po polsku: Węgierske Grodzisko albo Zamczysko, żeby było jeszcze bardziej międzynarodowo). Miasteczko, jako część majątku Nowý Swětlow (znajduje się tam piękny zamek, którego nazwę współcześnie zapisuje się jako Nový Světlov) ujęto w morawskim urbarzu z 1598 r. Od najmłodszych lat Gór Tarnowskich związki miasta i ogólnie całego Górnego Śląska z Morawami były bardzo silne. Nie byłaby więc obecność Morawianki Magdaleny na Śląsku absolutnie niczym niezwykłym.
Mimo najszczerszych pragnień Nowaka i jego późniejszych ideowych bratnich dusz, napis na płycie nagrobnej manželki burmistrza Jakuba NIE JEST PO POLSKU. W istocie nie jest to w pełni ani XVII-wieczna polszczyzna, czyli średniopolski, ani w pełni język średnioczeski. Posiada elementy charakterystyczne dla obu języków, ale też niezbyt poważne byłoby roztrząsanie, czy więcej w tym czeskiego czy polskiego. Przykładowo: manželka nie występowała w polszczyźnie, ale i burmistrza nie było w czeszczyźnie. Nie zaryzykowałbym jednak stwierdzenia sformułowanego przez jednego z autorów, że inskrypcja jest “częściowo w języku polskim”. Równie dobrze można powiedzieć, że np. zdanie: “Názvy obce v jej historii” jest częściowo po polsku. A przecież ono jest całkowicie po słowacku, mimo że nie ma w nim ani jednego słowa, które nie występowałoby również w języku polskim. Przeczytane na głos, również brzmi jak zdanie po polsku. I tak jak w przykładzie, mimo identycznego brzmienia i prawie identycznego zapisu “názvy obce” to nie to samo, co “nazwy obce” (bo “názvy obce” to “nazwy miejscowości”), tak na nagrobku: “slawneho pana” to nie to samo, co “sławnego pana”. W czeskim “slawneho pana” oznaczało “szlachetnego pana”, a więc osobę znamienitą, względnie drobnego szlachcica, niekoniecznie szeroko znanego w kraju i na świecie. Gruzelka znamienity był z samego faktu piastowania ważnego urzędu i posiadania przyzwoitych środków finansowych, jednak szeroko znany chyba nie, na co wskazuje wyjątkowo skromna ilość wzmianek o tej postaci we współczesnych jej źródłach. Magdalena natomiast – jak głosi napis nagrobny – była “ucztiwa”, co jednak wbrew pozorom nie niesie ze sobą informacji o walorach moralnych burmistrzowej, a oznacza iż była stanu mieszczańskiego, z niewielkiego miasteczka, rodzina prawdopodobnie częściowo utrzymywała się z uprawy roli. Obecność dwuznaku “cz” o niczym nie przesądza, bo stosowano go w obu językach, dopiero później Czesi zrezygnowali z “cz” na rzecz “č”, podobnie z “w” na rzecz “v”.
Język inskrypcji wydaje się być po prostu uformowaną na styku wielu wpływów mową pogranicza. Nie braknie zapewne aktywistów gotowych bronić polskości napisu do upadłego, mówiących np. że to dialekt języka polskiego posiadający naleciałości czeskie. Ale czemu nie miałoby by być na odwrót, tj. dialekt języka czeskiego z polskimi naleciałościami? A może jest to po prostu język miejscowy – mowa śląska, ślōnskŏ gŏdka z przełomu wieków XVI/XVII?
Autor pragnie serdecznie podziękować osobom, których obszerna i imponująca wiedza istotnie wpłynęła na treść artykułu, pomogła również ustrzec się wielu błędów i nieścisłości. Są to: Marek Wojcik, Jan Lubos, Alicja Kosiba-Lesiak, Mieczysław Filak, Andrzej Roczniok i Roman Balczarek.
Arkadiusz Poźniak-Podgórski – gebürtiger wie auch überzeugter Tarnowitzer, letzter Untertan Seiner Majestät Kaiser Wilhelms. Ingenieur, Unternehmer, Schlesier, Deutscher, Pole, Böhme, und beim intensiveren Nachforschen sogar Ruthene. Ein Mensch des Grenzlandes.
Polecamy także inne teksty autora na blogu „Na krańcu królestwa”.