Wielki Janja w Teatrze Korez

15. maja 2023 o godz. 18.00 spotykamy się w Teatrze Korez, żeby porozmawiać o katowickiej powieści Arnolda Ulitza Wielki Janja z roku 1953 w przekładzie Aleksandra Lubiny.

Nie sposób rozmawiać o książce bez przeczytania choćby fragmentów.

Książka w Silesii Progress. Trafiła już do Biblioteki Śląskiej, Biblioteki Jagiellońskiej oraz Biblioteki Kongresu USA.

Jesienią ukaże się wydanie poprawione.

Dalszŏ tajla artykułu niżyj

Oto drugi z fragmentów:

„W odnowionej restauracji Retzlaffa z nowym oknem i w całkiem nowym lokalu Gustava Trupke, który przeprowadził się z Breslau i stąd zachwalane piwo sprowadził do Kattowitz, spotykali się bez uprzedniego umawiania wielcy, średni i najmniejsi budowniczowie Kattowitz. Odważył się tu przychodzić masarz Ogrysek ze swymi wiecznie mrugającymi oczami, który siedział kilka tygodni za fałszowanie żywności, ale go nie zauważano. Do Gustava Trupke szybko dotarło, że Górnoślązacy lubią partię kart. Więc kiedy mieli ochotę zagrać, znajdowali u niego przytulne salki, gdzie kwitł wspaniały skat – droga gra, bo punkt kosztował feniga, ale to i tak taniej niż zbójeckie rozdania u Tannhäusera czy Rappaporta. Czasami wpadały im  do głowy ryzykowniejsze gry hazardowy. Brali się za oczko, za Polski Bank, za mauscheln, za pokera.

Ogrodnik Seidel, ze swymi dwoma nowymi domami, gruby Wrobel, który za miastem miał te swoje ‘Wyżyny Wrobla’, naturalnie Kokott, nadal bez zgody na nazwisko ‘Hahn”, Kustosch i Mazuga oraz pan Knorr z nowej spedycji meblowej, mający niewiarygodnie liczne zlecenia z Breslau, który rozzuchwalony przegrywał mnóstwo u Rappaporta i przychodził odetchnąć u Kruppkego. Szklarz Trapp, mistrz malarski Sauer. Wszyscy, którzy potrafili się schylić po złoto, po pieniądze leżące na ulicach Kattowitz. Oczywiście także szczęśliwy pan Jeschke z Fabryki Cementu i jego włoski kompan bez południowego temperamentu. Wszyscy, wszyscy tu zaglądali. No i, zrozumiałe samo przez się, Pan Stockfisch, ulubiony Sekretarz Miasta na emeryturze.

Odesłanie go na przedwczesną emeryturę – liczył sobie dopiero czterdzieści cztery lata – miało konkretną przyczynę. Mówiono, że jakoby był przyjął łapówkę od grubego Wrobla. Tolerowano go, bo był wyjątkowym gawędziarzem, który cudownie ‘fanzolił’, czyli fantazjował. Tak poza tym nie siadywał tu nikt, kto by już kiedyś nie był zaprosił jakiegoś urzędnika na maleńką pohulankę, albo celowo nie przegrał partyjki, celem pozyskania przychylności dla planowanych przedsięwzięć albo wyważonej opinii na temat  większej dostawy. O Jezu, tak nachalnie pruskim jak w pozostałej rzeszy  w Kattowitz naturalnie się nie było. Bo przecież kiedy nie chodziło jedynie  o jakieś  oszustwo, a wyłącznie o maleńki interesik, który trzeba było sprzątnąć sprzed nosa konkurenta… A co zrobiłby ktoś inny? To dlaczego nie być tym kimś innym? Człowiek jak Stockfisch! O Jezu, siedzenie z nim przy jednym stole z pewnością nie było hańbą. Poza tym emerytowany Stockfisch był ze wszech miar użyteczny. Znał tajemnicze zasady obowiązujące w świecie urzędników, których przestrzeganie czyniło cuda w urzędach i u przełożonych. Znał się na marginesach i czołobitnym odstępie między ostatnim zdaniem tekstu a podpisem. Najmniejszych  trudności nie sprawiała mu niemiecka  ortografia, w której przedsiębiorcy z Kattowitz nie byli specjalnie biegli. Z radosną pewnością wstawiał przecinki i kropki, o zastosowaniu których zazwyczaj mędrkujący Wrobel nie miał najmniejszego pojęcia. Jedyne, co stawiał, to kropkę na końcu pisma. Mistrzem nad mistrzami był Stockfisch w kreśleniu pierwszych liter zdania – pisane z rozmachem, z zakrętasami, wielkie to były litery, które sam Stockfisch nazywał arcydziełami. Janja tylko od czasu do czasu siadywał przy sztamtiszu nowego Kattowitz. Nie kusiły go karty, partyjki rozgrywał rozsądnie i to wyłącznie dla towarzystwa. Mało pociągało go picie. Najsilniej przyciągał go Stockfisch swym cudownym darem fanzolenia. Gadanie i szemranie o dawniejszych grzeszkach byłego Sekretarza Miasta nie ruszało go. Bo i on sam łapówek nie oceniał zbyt ‘pedantycznie’. Zdarzało mu się dawać prezenty bożonarodzeniowe zarządcom kantyn zakładowych – temu biurko na kółkach, tamtemu nowoczesny fonograf z olbrzymim. lakierowanym lejkiem, jeszcze innemu całą skrzynkę tokaju.  Czyż obdarowani byli wyzbyci honoru? Czyż podarunkom bożonarodzeniowym nie zawdzięczano, że stołownicy tych kantyn nie jedli najlepszego chleba i najsmaczniejszych bułek i to po niskiej cenie? Czyżby zleceń nie otrzymał ktoś niegodny, a nie ten najgodniejszy, którego bułki ważyły 10 gramów więcej od innych w regionie przemysłowym?! O Jezu. Kto tu gada o łapownictwie?! Skorumpowanych urzędników to można znaleźć o dwie godziny drogi stąd – za granicą, w Rosji.

Dej pozōr tyż:  30 wyjątkowych prac dyplomowych w Zamku Cieszyn

Janja przychodził dla pana Stockfischa, a ponieważ ten gry losowe nazywał tępotą umysłu, co odbierano jako kolejne dowcipasne fanzolenie, znalazł bratnią dusze w Janji, który myślał podobnie. Tak zawiązała się najosobliwsza przyjaźń. Obaj unikali tykania, a na Górnym Śląsku przechodzenie na ty odbywało się bez ceregieli przy pierwszym zakrapianym spotkaniu. Mówili do siebie per Pan, a nawet Proszę Szanownego Pana.

Stockfisch był fanatykiem planowania i złotoustym heroldem swego miasta. Tytułował się Prakattowitzer’em, ponieważ urodził się, kiedy Kattowitz było jeszcze wsią. Kiedy w młodości pełnił funkcję pisarza magistratu, zalanymi łzami szczęścia oczyma wejrzał w Rozporządzenie Gabinetu Królewskiego z dnia 11 września 1865, mocą którego Gminie Wiejskiej nadano prawa miejskie i przez króciutką chwilkę głaskał je z nabożną czcią. Jak nikt inny zdawał sobie sprawę z obowiązku wychwalania nieśmiertelnych zasług Kommissionsrata Grundmanna i Sanitätsrata Holtzego, którym żałosna wioska Kattowitz zawdzięcza to królewskie rozporządzenie. Trudno byłoby zaprzeczyć, że wiele obiecywał sobie po Dyrekcji w Kattowitz, kiedy ten pomysł jeszcze nawet nie zaświtał w głowach dalekowzrocznych  panów w Berlinie. Posiadał mały dwupiętrowy dom na Beatestraße, i dochody z niego, oraz zasłużenie otrzymywane datki  za kunsztowne pisma, gwarantowały mu stosunkowo zasobne życie.

Stockfisch był fanatykiem przewidywania, Janja wręcz uzależniony od nasłuchiwania i uczenia się – pasowali do siebie. Ci inni, ci hazardziści, pytali wyłącznie z przyzwoitości, albo czy dla żartu: „Czy panowie nie zechcieliby zainwestować talarka w partyjkę?” Usłyszawszy odpowiedź, że panowie dyskutują o interesach, odpuszczali sobie, nawet jeśli geszefty były wyłącznie  fantasmagoriami Stockfischa.

Dej pozōr tyż:  Ślązacy od czasów najdawniejszych do współczesności Fundacji prof. Joanny Rostropowicz

Przesiadywali w tym samym kącie. Janja przez wieczór wypijał dwie szklanki piwa, najwyżej trzy i wypalał jedno cygaro. Stockfisch zmógł osiem albo dziewięć piw i nie robiły na nim wrażenia, jak mówił, a wypalał pięć, sześć cygar. Najczęściej Janja podejmował gościa, Stockfisch rzadko odmawiał. Jeszcze rzadziej nalegał na uregulowanie rachunku, wynoszącego góra osiemdziesiąt fenigów. Janja nie był małego serca, płacił chętnie. Piwo i cygara były tu taniutkie niczym nasiona, a umysł Stockfischa był żyzną glebą, która dawała plony stokroć bogatsze. Rozmowa toczyła się prawie zawsze wokół wzrostu miasta.

„Ludzie w przeważającej większości, nie mają bladego pojęcia o tym, czym właściwie jest miasto. Także nasz Pan Burmistrz, z pełnym poszanowaniem dla jego pracowitości, moim zdaniem nie pojmuje tego w pełni. Jest prawnikiem,  a tych panów nie cenię sobie. Jak jurysta ma być zdolny do wielkich uczuć? Niemożliwe! Powiem Panu, Janja, czym jest miasto. Miasto jest drzewem. Wieś też jest drzewem, ale dziko rosnącym, rozumie Pan? Miasto jest drzewem hodowanym, pielęgnowanym, wspieranym.”

Z powagą na twarzy namalował w powietrzu poziomą kreską. To był pień. Rozwarł ramiona, rozszerzył dziesięć palców, zawirował nimi, przybrał uduchowiony wyraz twarzy, spoglądającej ku wyżynom – co oznaczało statecznie wzrastający ku niebu wierzchołek z silnymi gałęziami o niezliczonych gałązkach obsypanych listowiem poruszanym wiatrem. „Czym jest drzewo? Jak rośnie drzewo?” zapytał, a Janja przypomniał sobie noc po świętowaniu zawieszenia wiechy, kiedy całym ciałem odczuwał szepty i trzaski Kattowitz rosnącego ku światłu. Naturalnie wstydził się mówić o tym, bo nie potrafił się wysłowić.

Dej pozōr tyż:  Ślōnske Wordle abo bez szpas ku wiedzy – nowe norzyńdzie do nauki ślōnskigo jynzyka

„Krótko i węzłowato: Kattowitz jest drzewem wyjątkowym. Drzewem chlebowym, sekwoją, jak nazywają te giganty, w których cieniu mógłby obozować batalion piechoty. Kattowitz ma ziemię odżywiającą korzenie węglem i rudą. Ma też szczególny klimat bogaty sąsiedztwem dwóch Cesarstw. Mówię Panu, Kattowitz nie rozwija się, nie rośnie – Kattowitz wyrasta, wzrasta  ku  niebu. Mamy tu do czynienia z wydarzeniem o rozmachu amerykańskim! Na zdrowie. Prosit, Panie Janja!”

 

Wielki Janja jest już w Silesii Progress

https://www.silesiaprogress.com/pl/p/Wielki-Janja-Arnold-Ulitz-oprawa-twarda/1574
https://www.silesiaprogress.com/pl/p/Wielki-Janja-Arnold-Ulitz-oprawa-miekka/1573

Społym budujymy nowo ślōnsko kultura. Je żeś z nami? Spōmōż Wachtyrza

Górnoślązak/Oberschlesier, germanista, andragog, tłumacz przysięgły; publicysta, pisarz, moderator procesów grupowych, edukator MEN, ekspert MEN, egzaminator MEN, doradca i konsultant oraz dyrektor w państwowych, samorządowych i prywatnych placówkach oświatowych; pracował w szkołach wyższych, średnich, w gimnazjach i w szkołach podstawowych. Współzałożyciel KTG Karasol.

Śledź autora:

Jedyn kōmyntŏrz ô „Wielki Janja w Teatrze Korez

  • 1 mŏja 2023 ô 12:03
    Permalink

    Stamitiszu nowego Kattowitz…, eine Zeitmaschine haben wir zwar nicht, dennoch laden wir gerne zum gegenwärtigen Kattowitzer (Deutsch) Stammtisch am Montag ein!

    Ôdpowiydz

Ôstŏw ôdpowiydź

Twoja adresa email niy bydzie ôpublikowanŏ. Wymŏgane pola sōm ôznŏczōne *

Jakeście sam sōm, to mōmy małõ prośbã. Budujymy plac, co mŏ reszpekt do Ślōnska, naszyj mŏwy i naszyj kultury. Chcymy nim prōmować to niymaterialne bogajstwo nŏs i naszyj ziymie, ale to biere czas i siyły.

Mōgliby my zawrzić artykuły i dŏwać płatny dostymp, ale kultura powinna być darmowŏ do wszyjskich. Wierzymy w to, iże nasze wejzdrzynie może być tyż Waszym wejzdrzyniym i niy chcymy kŏzać Wōm za to płacić.

Ale mōgymy poprosić. Wachtyrz je za darmo, ale jak podobajōm Wōm sie nasze teksty, jak chcecie, żeby było ich wiyncyj i wiyncyj, to pōmyślcie ô finansowym spōmożyniu serwisu. Z Waszōm pōmocōm bydymy mōgli bez przikłŏd:

  • pisać wiyncyj tekstōw
  • ôbsztalować teksty u autorōw
  • rychtować relacyje ze zdarzyń w terynie
  • kupić profesjōnalny sprzynt do nagrowaniŏ wideo

Piyńć złotych, dziesiyńć abo piyńćdziesiōnt, to je jedno. Bydymy tak samo wdziynczni za spiyranie naszego serwisu. Nawet nojmyńszŏ kwota pōmoże, a dyć przekŏzanie jij to ino chwila. Dziynkujymy.

Spōmōż Wachtyrza