Szczepan Twardoch: Nienawidzę tej śmiesznej śląskości!
Odbywający się w weekend festiwal otwarcia nowej siedziby biblioteki w Żorach obfitował w ciekawe wydarzenia literackie. Ostatnim było spotkanie ze Szczepanem Twardochem, które było jednocześnie prapremierą jego najnowszej powieści “Pokora”. Twardoch podzielił się z czytelnikami wieloma celnymi spostrzeżeniami na temat Śląska.
Temat śląskości towarzyszy Szczepanowi Twardochowi od zawsze. Jego powieść “Drach” weszła już do kanonu literatury śląskiej. Czy podobną ścieżką pójdzie “Pokora”, dowiemy się już po premierze, która zaplanowana jest na 16 września. Żorska prapremiera była okazją do pogłębionej rozmowy o śląskości, poprowadził ją literaturoznawca dr Artur Madaliński. Twardoch pytany o swoją tożsamość, przyznał, że jego etniczność jest czymś, co w sobie nieustannie przerabia, przemyśliwuje. Jego wyobraźnia działa w dwóch językach i autor sam nie wie, kiedy się przełącza się z polskiego na śląski i ze śląskiego na polski. Jego wyobraźnia literacka zaś jest jednoznacznie związana z polszczyzną. Twardoch nie potrafiłby napisać książki po śląsku, mógłby ją napisać co najwyżej po polsku, a następnie przełożyć na śląski.
Dwa języki źródłem literatury
Napięcie między tymi dwoma językami jest dla śląskiego powieściopisarza fundamentalnym impulsem do pisania. Dla Twardocha polszczyzna jest językiem, w którym myśli i pisze. Językiem najintymniejszym, rodzinnym i najbliższym i najważniejszym jest zaś dla niego język śląski. To jest język, na który naturalnie przechodzi w stanie wzburzenia emocjonalnego – kiedy jest wściekły albo rozczulony, zaczyna mówić po śląsku. Jak wspomina, ostatnio jego syn uzmysłowił mu, że kiedy razem majsterkują, to zaczyna mówić po śląsku. Twardoch zna tego przyczynę – kiedy jego ojciec z nim majsterkował, to też mówił wyłącznie po śląsku, podobnie robił jego dziadek. Pilchowiczanin przyznał, że nie zna wielu polskich odpowiednich dla śląskich słów, takich jak krajzega (piła tarczowa) czy dible (śruby rozporowe). Ze zetknięcia tych dwóch języków powstaje we mnie napięcie, które chciałbym eksplorować. Gdy struna jest napięta, to mam ochotę ją trącać, by wydała dźwięk. I z tego dźwięku bierze się moje pisanie – mówił Twardoch.
Pokora, zamknięcie, grzebanie w przodkach
Prowadzący spotkanie Artur Madaliński podkreślał, że Ślązacy są pokorni i wskazywał tego skutki. Jego zdaniem bardzo blisko jest od pokory do gniewu i nienawiści. Jesteśmy na Śląsku tak pokorni , że aż reszty kraju nienawidzimy. Śląskość staje się snobizmem, jest figurą zamknięta, a nie otwartą – mówił literaturoznawca z Uniwersytetu Śląskiego.
Twardoch od razu dodał, że szczerze takiej śląskości nienawidzi. To przez nią Ślązacy czynią samych siebie gorszymi i głupszymi, niż są. Następnie opowiedział o zjawisku, które zaobserwował, a które nazwał “śmiesznym śląskim ahnenerbe” [nawiązanie do Deutsches Anhenerbe – nazistowskiego instytutu badającego dziedzictwo przodków – przyp. MM] . Kiedy spotyka się trzech Ślązaków, zaczynają sobie grzebać w biografiach i ścigać się na tę swoją śmieszną śląskość. Tak jakby istniało coś takiego jak “czysta śląskość”! Robi mi się niedobrze, jak coś takiego słyszę. Tak jakby przynależność do zupełnie nieistotnego, małego, labilnego etnosiku, który nawet nie potrafi na swój własny użytek opowiedzieć samego siebie, miałaby być jakimś zaszczytem. Sam się na tym czasem łapię, ale nie lubię tego w sobie – mówił autor z Pilchowic.
Ślązacy wierzą w bajki
Madaliński pytał Twardocha też o to, czy jego zdaniem na Śląsku panuje matriarchat. Powieściopisarz odpowiedział, że nie, że to tylko półerotyczna wizja z filmów Kutza. Według niego Śląsk jest dużo bardziej patriarchalny niż Polska.
Zdaniem Twardocha wszystko, na co stać Ślązaków, to powiedzenie, kim nie są, ale odpowiedzieć na to, kim są, nie potrafią. Zamiast tego uciekają w autotematyczne bajki o tym, że są pracowici i solidni. Według Twardocha to umoralniające i podnoszące na duchu tożsamościowe kłamstwa.
Bardzo popularna jest wśród Ślązaków opowiastka o tym, że na Śląsku nie używano przekleństw aż do momentu, gdy pojawili się na nim gorole. Mnóstwo jest takich autotematycznych bzdur, w które Ślązacy wolą wierzyć, zamiast spróbować zdefiniować siebie w kontakcie z rzeczywistością – przekonywał śląski pisarz.
Śląskość nigdy nie zakwitła
Madaliński zapytał autora o tropy, które mogłyby nam pomóc w budowaniu nowej narracji o Śląsku. Twardoch odparł, że jest tylko pisarzem i takich nie zna. Jednocześnie przyznał, że ma nastawienie pesymistyczne i sentymentalne i to z powodu sentymentu jest do Śląska przywiązany. Śląskość, podobnie jak Kazimierz Kutz, przeżywa w parareligijny sposób. Dla Twardocha śląskość i wszystkie inne etnosy są opowieścią, a ta śląska właśnie się kończy – niedługo się rozpłynie i zniknie. W każdej opowieści etnicznej zawarty jest uniwersalny pierwiastek ludzkiego losu. Twardoch od zawsze próbuje poprzez to, co partykularne, opowiedzieć o tym, co uniwersalne. Etnosy znikają i nic nie można na to poradzić. Autor przywołał historię wymarłego języka wendyjskiego i pastora, ostatniego jego użytkownika. Jego zdaniem śląski prędzej czy później podzieli los wendyjskiego. Razem z nim wymrze śląska opowieść, która się już zwija, a nie wzrasta. Śląskość prawdopodobnie nigdy nie zakwitła, po prostu sobie więdnie jak roślina na niezbyt urodzajnej glebie, która nie miała okazji wydać wielu owoców, tudzież rozkwitnąć z wieloma kwiatami – konstatował.
Dopytywany o to, gdzie w takim razie szukać nadziei dla Śląska, Twardoch odpowiedział żartobliwie, że u farorza na mszy. Jego zdaniem koniec Ślązaków i języka śląskiego jest nieunikniony. Jeśli można go opóźnić, to chętnie się do tego przyczynię, być może robię to też moim pisaniem – zakończył.
Obszerny fragment dyskusji do zobaczenia tutaj:
Prapremiera nowej książki Szczepana Twardocha w Żorach.
Opublikowany przez Marcin Musiał – śląski blog literacko-polityczny “Tylko Burak Nie Czyta” Niedziela, 13 września 2020
fot. Marcin Musiał
Podobnie z chlaniem na umór wśród richtig Ślonzoków, że plaga pijaństwa to wina Goroli, którzy nauczyli tego miejscowych. Bzdura, bo niby czyim pijaństwem walczył ksiądz Ficek w pierwszej połowie XIX wieku???
To mo racja Twardoch. Bo my šlonzoki to w szeregu stojymy. Jak polok albo niemiec nom powiedzom. Tak zawdze bolo. Ale nie Musi tak zostac. Bolaby naszo gotka funktionalniejszo jak polsko albo niemiecko to by wiencyj ludzi jom urzywalo. Ale calymi latami my godac nie mogli. Bo my, albo nasze przodki w szeregu stoli i albo sprechali albo möwili. Ale tak zostac nie musi. Peter Arndt, Sankt Peter Ording
W dużym stopniu z Panem Twardochem się zgadzam. To, że śląskość często jest figurą zamkniętą na pewno jej nie służy i raczej skazuje ją na wyginięcie.
Natomiast obserwując wiele inicjatyw, między innymi portal Wachtyrz, nie podzielałbym tej pewności co do nieuchronności tego wielkiego Ślązaków wymierania. Muszymy ino przestawić wajcha śląskości na większą otwartość i atrakcyjność, nawet dla swoich własnych dzieci.
jo je z łopolskiego u nos duma zawdy gadało se po naszymu czyli po slunsku ale każdych slunski je inszyj a jak my łazilo do szkoły to ino po polsku my mieli godac a tera jak mum już dzieci to łany tysz duma i we szkole godojum po naszymu a najlepszy je to że jak je jakiś konkurs po slunsku to te moje na 1 placu bo łuni poradzum z tyj slunski akcyjna godac a że slunska bydzie tak jak na Kaszebach że te stare omy byśmy potym uczyć tych młodych dodać po swojemu bo tera to jak godosz po swojemu to gańba ale to nie gańba ino naszło historja a potym to już ba za nieskoro pozdrawiam Martin