Słodko gorzkie oblicza Bułgarii
Z Sylwią Siedlecką, autorką książki „Złote Piachy”, rozmawia Bartłomiej Świderek.
Bartłomiej Świderek: Może trochę przewrotnie jak na początek rozmowy, ale chciałbym zacząć z „pieprzem”. Jaka jest Bułgaria – słodka czy gorzka? Bułgaria skąpana słońcem, urlopowa, wakacyjna? Czy może jednak coś kryje się pod warstwą marketingowych zabiegów biur podróży?
Sylwia Siedlecka: Im dłużej poznaję Bułgarię, a poznaję od 20 lat, tym trudniej odpowiedzieć mi na to pytanie. Sama raczej nie podróżuję po najbardziej znanych kurortach bułgarskich, wybieram inne miejscowości i szlaki niż proponuje większość polskich biur podróży. Wielu Polaków zna Bułgarię głównie z hoteli, kurortów, w których można odpocząć w wersji all inclusive i gdzie jest taniej niż w Hiszpanii czy we Włoszech. A czasem wyruszają tam, bo kiedyś, jako dzieci, zabrali ich tam rodzice i teraz wracają, na fali nostalgii, niekiedy ze swoimi rodzinami, partnerami.
Zrozumiałe, że jeżeli wyjdzie się poza to doświadczenie wakacyjne, to jak wszędzie, zostaje rzeczywistość codzienna, z jej wielowymiarowością. Będzie ona gorzka, kiedy weźmie się pod uwagę wyjazdy młodych ludzi z Bułgarii, oczywiście jeśli rozumieć je, a przynajmniej część z nich, jako decyzję, którą powoduje brak odnalezienia siebie w bułgarskich realiach. To jest taka wyraźna narracja – o Bułgarii pustoszejącej w wyniku kryzysu demograficznego i w wyniku wyjazdów młodych ludzi.

B.Ś: Wyjeżdża cała Europa Środkowa, migrujemy w różnych kierunkach. Rozumiem, że fala emigracji to dla Bułgarii jednak problem?
Sylwia Siedlecka: Trzeba pamiętać, że ci, którzy wyjechali to też kapitał, bo zdarza się, że to oni właśnie stają się potem wizytówką Bułgarii na świecie. Niektórzy z nich też wracają do Bułgarii, na stałe albo na jakiś czas, i robią ciekawe rzeczy. Ten aktywizm i poczucie sprawczości widzę jako ważną opowieść w ostatnich latach, zwłaszcza wśród młodych ludzi, decydujących się działać na rzecz wspólnot. Ludzi, którzy czują się odpowiedzialni za innych i za miejsce, gdzie żyją.
Ale bardzo ciekawe jest też zjawisko, które widać w bułgarskim kinie. Najciekawsze filmy, te najczęściej nagradzane na świecie, są robione przez kobiety, a czasem również o kobietach. To są filmy pesymistyczne w swojej wymowie. Reżyserki, w tym dzisiejsze emigrantki, które wyjechały z Bułgarii, mówią, że w Bułgarii niewiele się zmieniło na lepsze przez ostatnie dekady, że nierówności, korupcja, brak więzi społecznych i ubóstwo to nadal dotkliwy problem. O tym zrobiła swój film „List do Ameryki” Iglika Trifonova w 2001 roku. W podobny sposób kilka lat temu pokazała Bułgarię Ralitsa Petrova w filmie „Bez Boga”, który opowiada o Ganie, młodej kobiecie, opiekującej się starszymi ludźmi. Dziewczyna w pewnym momencie uwikłała się w przestępcze działania. Film Petrovej jest bardzo dobry, ale też niesamowicie przygnębiający, wielu Bułgarów zarzucało jej, że pokazuje tę brzydką, mroczną Bułgarię, przeżartą korupcją i rozpadem więzi. Na ten aspekt pesymizmu we współczesnym kinie bułgarskim zwrócili też uwagę moi studenci, którzy oglądają wiele filmów. Uderzyło ich, że prawie każdy ma tragiczne zakończenie, a wcześniej opowiada jakąś dramatyczną, ciemną historię.
B.Ś : Czy zatem Bułgarzy dostrzegają coś w swojej współczesności, co stanowiłoby dla nich powód do dumy porównywalnej z tą, kiedy przywołują swoich przodków?
Sylwia Siedlecka: Maria Todorova na początku swojej książki „Bałkany wyobrażone” pisze, że dziękuje rodzicom za to, że nie musi się czuć ani dumna, ani wstydzić Bałkanów. To prawda, że Bułgarzy często mówią o swoich historycznych osiągnięciach. Nawet jadąc taksówką, często słyszę od kierowcy o zasługach Cyryla i Metodego, o ośrodkach piśmiennictwa, których wpływy promieniowały na całą Europę i dalej, o starożytnym dziedzictwie Bułgarów. Z kolei współczesność jest w tym potocznym odbiorze raczej widziana jako coś dużo mniej optymistycznego. Ale chyba tak jest, że częściej widzimy w uporządkowanych obrazach przeszłości coś dobrego, zazwyczaj to wzmacnia jeszcze filtr nostalgii, a trudniej dobre zobaczyć w migotliwych, dziejących się na naszych oczach procesach. Nawet w swojej książce piszę, że to, z czego Bułgarzy czują się zadowoleni czy dumni, to często dotyczy dziedzictwa przeszłości, ale stanowi jednocześnie żywą tkankę współczesności – alfabet, folklor, który jest ciągle żywy i okazuje się wartościową ofertą tożsamości dla młodych pokoleń.

B.Ś: … ale to jednak cały czas przeszłość, trochę jakby wczoraj?
Sylwia Siedlecka: Ludzie reaktualizują te tradycje i sprawiają, że są żywe. A co do dzisiejszych powodów do zadowolenia, to chyba ogromnym potencjałem Bułgarii są, o czym już mówiłam, młodzi ludzie, wykształceni, odważni, uczestniczący w światowym obiegu informacji. Część z nich mieszka poza Bułgarią. Niektórzy wracają i robią różne rzeczy w lokalnym środowisku. Są świetni, zaangażowani nauczyciele, którzy mimo niskich pensji nauczycielskich wykonują wspaniałą robotę. Są działacze na szczeblu lokalnym, aktywiści miejscy, artyści, ale też na przykład znani na świecie bułgarscy specjaliści IT, wybitni naukowcy. O tych młodych Bułgarach, działających na różnych szczeblach, lokalnym i szerszym, powstała niedawno książka innego młodego Bułgara, Daniela Genewa. Przeprowadził on rozmowy ze współrodakami, którzy postanowili robić coś ciekawego, często dla innych. Książka nosi znaczący tytuł – „Ludzie, którzy zmieniają Bułgarię”. No i jeśli chodzi o dumę, o którą Pan pyta, to oczywiście niezmiennie są też wymawiane jednym tchem fenomeny: piłkarz Christo Stoiczkow i zespół „Misterium Głosów Bułgarskich”.
B.Ś: Czy Bułgarów można nazwać „sierotami po komunizmie”? Czy nostalgia za dawnym systemem jest bardzo rozpowszechniona? Czy to tylko taka narracja, być może usprawiedliwiająca pewne niedoskonałości, jakie towarzyszą Bułgarom na co dzień?
Niektórzy tęsknią za komunizmem – zwłaszcza ci, którzy pamiętają dawne czasy i są rozczarowani kierunkiem zmian w kraju po 1989 roku. Na zbocza wzgórza Hadżi Dimityr, gdzie sto lat temu założona została partia socjalistyczna, co roku zjeżdżają się z całego kraju jej zwolennicy, czyli entuzjaści dawnej partii komunistycznej. Są liderzy, pikniki, sprzedawane na stoiskach magnesy na lodówkę z Todorem Żiwkowem, różne komunistyczne pamiątki. Organizuje się koncerty i przemówienia polityków, grille skwierczą, ludzie śpiewają wspólnie, wszyscy ubrani w koszulki tego samego, czerwonego koloru.
Ale jest też wielu ludzi, którym komunizm z niczym się nie kojarzy, bo są za młodzi. I to są już ludzie świetnie mówiący w kilku językach, świadomi własnych potrzeb i planów, podróżujący po świecie, często wybierający studia za granicą. Byłam ostatnio na konferencji o komunizmie, zresztą w hotelu Moskwa w centrum Sofii. Większość ludzi, których przyciągnął ten temat, była po 40 roku życia i starszych. Wygląda na to, że – przynajmniej w nauce – ten temat jakoś specjalnie nie przyciąga młodych.
B.Ś: Bułgarska tożsamość wyrasta na kilku mitach założycielskich, m.in. świetności Imperium Bułgarii w IX i X wieku czy zmagań z tureckimi najeźdźcami. Czy mitologia narodowa jest w Bułgarii istotnym czynnikiem życia społeczno-politycznego, czy tendencje nacjonalistyczne stanowią silny rys we współczesnej Bułgarii?
Sylwia Siedlecka: Kilkanaście lat temu w polityce wybił się charyzmatyczny lider Wolen Siderow, który założył prawicową partię Ataka, strasząc ludzi przed poturczeniem i cyganizacją Bułgarii. Dostrzegał w mniejszościach przyczynę słabości gospodarki kraju. Wystartował w wyborach, poparło go w pierwszej turze ponad 20 procent wyborców. Natomiast w wyborach parlamentarnych 2017 roku nacjonaliści, Ataka i dwie inne partie, dostali prawie 10 procent głosów. Mówi się, że karierę Siderowa napędza rozczarowanie wielu ludzi tym, co stało się w Bułgarii po 1989 roku, poczuli się wyrzuceni na boczny tor i zlekceważeni, a retoryka Ataki ma tę godność odzyskać, wskazując winnych stanu rzeczy.
Warto też wspomnieć o drugiej postaci, biznesmenie z Warny, Weselinie Mareszkim. To właściciel firm farmaceutycznych, sieci aptek w całym kraju, ostatnio też działający w branży paliwowej i mieszkaniowej. Mareszki jest liderem partii Wolia, która dostała się do Zgromadzenia Narodowego i uzyskała 12 mandatów. Ten człowiek ma silną pozycję zwłaszcza w nadmorskiej Warnie. Mówi o walce z korupcją, jest przeciw Unii Europejskiej, chętnie podkreśla konieczność uszczelnienia granic przed imigrantami, więc dzieli tę wizję z Siderowem. Uruchamia też retorykę „oczyszczenia” klasy politycznej z korupcji. No i coś jeszcze – mówi też o konieczności wzmocnienia relacji Bułgarii z Rosją.

B.Ś: Mówi się często, że każdy kraj i każde społeczeństwo ma swojego „chłopca do bicia”. W Bułgarii rolę tę pełnią Turcy i Romowie – na ile obawy lub niechęć wobec tych dwu grup definiują życie polityczne w kraju?
Sylwia Siedlecka: Jeśli chodzi o Turków, uczestniczących w życiu politycznym, to powszechnie wiadomo, że wielu przedstawicieli głównej partii tureckiej – Ruchu na Rzecz Praw i Wolności, która wyłoniła się po 1989 roku i od kilku dekad utrzymuje stabilne miejsce w bułgarskim życiu politycznym – należało do tajnych służb w okresie komunizmu. Czyli ta partia, mianująca się głosem bułgarskich Turków, była złożona z ludzi, kolaborujących w minionym systemie z komunistami, na czele z jej wieloletnim liderem Achmedem Doganem. Są też mniejsze partie, liberałowie, demokraci, którzy jednak nie zyskali większego wpływu w polityce.
Jeśli chodzi o Romów, to ciągle powracający temat, w którym powtarzają się jak refren te same trudne do rozwiązania problemy. Ale na przykład widzę, że w sofijskich taksówkach coraz częściej Romowie pracują jako kierowcy, co jest stosunkowo nowym zjawiskiem. Przybywa wykształconych Romów, którzy skończyli studia, bo przez lata powtarzana była recepta, że edukacja jest lekiem na wszystko. Ale nawet ci wykształceni podkreślają, że czują się odgrodzeni niewidzialną szybą od reszty społeczeństwa – bo są Romami. Nie należy jednak zapominać, że bułgarscy Romowie to grupa bardzo wewnętrznie zróżnicowana, pod względem kulturowym, ekonomicznych, społecznym, religijnym – ma swoje wewnętrzne hierarchie, reguły, a to często umyka naszej uwadze.
Bariery, o których mówię w kontekście Romów czy Turków są nie tylko instytucjonalne, ale leżą też w głowach ludzkich, w trwałości stereotypów. A rozmontowanie tych ostatnich trwa chyba długo.
B.Ś: Bułgarzy są społeczeństwem o korzeniach chłopskich. Czy swojskość rozumiana jako bunt wobec elit jest ważnym wyznacznikiem tożsamości współczesnych Bułgarów?
Trzeba zapytać, czym są te obecne elity. Elity polityczne moim zdaniem można, a nawet trzeba krytykować – to ludzie zatrudnieni przez społeczeństwo, wybrani przez to społeczeństwo, więc muszą być przygotowani na krytykę. Elity intelektualne – nie przeceniałabym ich roli współcześnie, mają silną konkurencję w rozproszonych źródłach informacji, wiedzy, są jednym z wielu głosów w tej ekspansywnej polifonii medialnej.
Inną sprawą jest, że politycy potrafią skutecznie grać na antyelitarystycznych nastrojach, jak choćby Borisow, który przyjął autowizerunek „swojego chłopa”, dystansującego się od tzw. elit, definiowanych przez niego samego na różne sposoby, zależnie od sytuacji. Jeśli coś widzę jako nawiązanie do chłopskich korzeni, to przyznawanie się do swojego pochodzenia przez Bułgarów…
B.Ś: … inaczej niż w Polsce …
Sylwia Siedlecka: W Polsce jest ono często uznawane za coś wstydliwego, stąd te dworki na mazowieckich przedmieściach, stąd te poszukiwania szlacheckich przodków, drzew genealogicznych. Dziś bułgarska wieś zanika z powodu migracji do miast i emigracji z kraju. Ale ta znajomość własnych korzeni objawia się na przykład w nawiązaniach do tradycji, kultywowanych też w miastach. Zresztą, jest taki fenomen w ostatnich latach, że na całym świecie, gdzie jest emigracja bułgarska, istnieje mnóstwo klubów tańca i śpiewu ludowego, tendencja do rekonstruowania strojów ludowych, organizowania ślubów i innych uroczystości w tradycyjnych strojach itd. I jeszcze jeden pozytyw łączności z korzeniami, choć nie wiem, czy to z tego właśnie wynika – zamiłowanie Bułgarów do krajoznawczych wycieczek, eksploracja gór, niezależnie od statusu i wieku. To jest bardzo silnie zakorzenione. W mediach społecznościowych w każdy weekend widzę na przykład zdjęcia znajomych Bułgarów z kolejnej górskiej wyprawy, z jakiegoś schroniska na górskim szczycie albo w miasteczku czy wiosce, które pojechali odwiedzić z rodziną, z grupą znajomych. Zresztą, bułgarski krajobraz temu sprzyja, wystarczy wyjechać za granicę Sofii i można już jeździć na nartach albo zacząć górską wspinaczkę, nie trzeba jechać daleko.
B.Ś: Niejako wracając do pierwszego pytania. Na co zwrócić szczególną uwagę w Bułgarii? O co pytać, gdzie pojechać, co zobaczyć, aby mieć poczucie, że choć trochę poznaliśmy kraj i kulturę Bułgarów?
Odpowiedzi na to pytanie o Bułgarię można szukać w książkach, których w Polsce ostatnio wyszło kilka i które pokazują, że jest zainteresowanie Bułgarią i ze strony autorów, i wydawnictw, i samych czytelników. W ubiegłym roku ukazała się książka Magdaleny Genow „Bułgaria. Złoto i rakija”, kilka lat wcześniej „Hostel Nomadów” Artura Nowaczewskiego. W 2019 roku Wydawnictwo Czarne wydało też książkę Kapki Kassabovej „Granica” o pograniczu bułgarsko-turecko-greckim. Jest z czego wybierać.
A jeśli chodzi o miejsca w Bułgarii, które chętnie bym poleciła, to na pewno przepiękne i nadal nieprzeludnione plaże w Czernomorcu. I pobliską Strandżę – dziki i nadal nieodkryty do końca region w południowo-wschodniej Bułgarii, pulsujący dawnymi archaicznymi tradycjami. Wielbiciele gór znajdą dla siebie dużo: Rodopy, Stara Płanina, Riła. Warto zobaczyć klasztory bułgarskie, które za panowania osmańskiego pełniły ważną rolę centrów kulturowych. Polecam Płowdiw. W minionym roku był Europejską Stolicą Kultury i słynie z ruin teatru antycznego i… świetnych knajp, w których dużo się dzieje pod względem kulturalnym. Studenci bułgarystyki na UW, z którymi mam zajęcia, lubią na przykład Macedonię Pirinską, to bułgarsko-grecko-macedońskie pogranicze ma wśród studentów wielu zwolenników, ze względu na niepowtarzalne widoki i duchowe dziedzictwo tego obszaru – kulturowo-religijne drogi, które się tu krzyżują.
A jeśli ktoś chciałby odwiedzić jeszcze mniej oczywistą Bułgarię, to polecam na przykład północno-zachodnią Bułgarię, piękną pod względem przyrodniczym, o której fenomenalnie pisał wybitny pisarz bułgarski Jordan Radiczkow. Wystarczy się też oddalić kilkadziesiąt kilometrów od Sofii, na zachód, czyli w stronę granicy z Serbią, a zaczyna się dzika, fascynująca przyroda. Dzikszego miejsca w Bułgarii nie znajdziesz – powiedział mi ostatnio znajomy Bułgar. Koleżanka, która ma dom w jednej z tamtejszych wiosek, ostatnio opowiedziała mi wspaniałą historię o miejscowej społeczności. Okazało się, że mieszkańcy rejonu wokół miasta Tryn dowiedzieli się, że w ziemi znajdują się złoża złota. Gdyby zacząć je wydobywać, mieszkańcy tego – jednego z uboższych regionów w kraju – mogliby się wzbogacić, jednak kosztem degradacji tamtejszej przyrody. I zorganizowano referendum, które pokazało, że mieszkańcy nie chcą wydobywać złota, a wolą uchronić region przed zniszczeniem.
B.Ś. A co Panią najbardziej urzekło w bułgarskiej kulturze? To pytanie trochę osobiste, ale myślę, że taka opinia znawcy bułgarskich realiów będzie szczególnie cenna. A zatem, co dla Pani jest najsympatyczniejszym wyznacznikiem bułgarskości?
Sylwia Siedlecka: Chyba otwartość wielu ludzi, których spotkałam na swojej drodze. I umiejętność dobrej zabawy, cała ta kultura bycia razem, czerpania z tego radości, siedzenia przy stole, jedzenia, picia, tańca. Kiedyś koleżanka z Bułgarii powiedziała do mnie: wy Polacy jesteście zimni. Chodziło chyba o ten dystans, że w Bułgarii on jest mniejszy, nie ma tych konwencji, obudowania komunikacji różnymi rytuałami – często jest to naprawdę wyzwalające.
Sylwia Siedlecka – doktor kulturoznawstwa, pisarka i badaczka kultury bułgarskiej oraz czeskiej. Pracuje w Instytucie Slawistyki Zachodniej i Południowej Uniwersytetu Warszawskiego. Zbiór reportaży i esejów „Złote piachy” o współczesnej Bułgarii ukazał się w 2019 roku nakładem Wydawnictwa „Czarne”.