Śląska hebama – matka śląskiego i niemieckiego położnictwa
26 grudnia 1636 r. w Rohnstock (Roztoka) w Księstwie Świdnickim urodziła się Justine, córka pastora Eliasza Dittricha. W 1655 r. wyszła za mąż za księgowego Siegemunda. Pod tym nazwiskiem przeszła do historii Śląska i świata.
Rok po ślubie wezwane do niej położne zdiagnozowały tzw. ciążę urojoną. Dzisiaj przypuszcza się, że było to być może wypadnięcie macicy. Brak własnych dzieci i przykre doświadczenia z niekompetentnymi i agresywnie ją traktującymi położnymi spowodowały, że zainteresowała się położnictwem.
W owych czasach poród był niebezpiecznym, trudnym przeżyciem, skracał nawet wyraźnie średnią długość życia kobiet, dlatego przy najmniejszych oznakach trudnej ciąży lub porodu, wzywano do pomocy położną, aby zwiększyć szanse na przeżycie kobiety i dziecka. Justine nie miała formalnego wykształcenia. Czytać i pisać nauczyła się prawdopodobnie od swojego ojca. Naukę zaczęła od przeczytania kilku dostępnych wówczas tekstów z zakresu położnictwa, jednak praktycznie całość swojej późniejszej wiedzy zdobyła w czasie własnej praktyki. Początkowo bezpłatnie przyjmowała porody biednej ludności wiejskiej i sąsiednich miasteczek. Szybko zdobyła sławę położnej „z dobrą ręką” i specjalistki od trudnych porodów i z czasem coraz częściej zaczęto ją wzywać do domów szlacheckich i bogatych mieszczan. Justine zdawała sobie sprawę, że formalna wiedza o porodzie i możliwych jego komplikacjach była znikoma, dlatego każdy odebrany trudny poród opisywała w swoich notatkach ilustrując je w dodatku szczegółowymi rysunkami.
Około 1671 r. wezwano Justine do pałacu księżnej Ludwiki Anhalckiej – regentki Księstwa Legnicko-Brzeskiego. Lekarze książęcy byli bezradni, nie potrafili pomóc cierpiącej księżnej. Justine zdiagnozowała u niej i szczęśliwie usunęła guz szyjki macicy. Przyniosło jej to sławę także wśród śląskich rodów arystokratycznych i patrycjuszowskich. Z czasem Justine Siegemunding dzięki wyjątkowo bogatej praktyce stała się osobą bardzo zamożną, ciągle jednak bezpłatnie odbierając porody najuboższych. W swojej praktyce nie stosowała modnych wówczas „narzędzi” chirurgicznych i popularnych – aczkolwiek dzisiaj byśmy powiedzieli: podejrzanych, o wątpliwej jakości i skuteczności – lekarstw. Opierała się na posiadanej wiedzy o anatomii kobiety i biologicznych mechanizmach porodu. Jej zamożność i bogata praktyka u najbogatszych śląskich rodów budziła zawiść wśród lekarzy, zawodu całkowicie zdominowanego wówczas przez mężczyzn – absolwentów uczelni medycznych. W 1680 r. została oskarżona przez Martina Kergera – lekarza położnika, któremu praktycznie odebrała wszystkich bogatych klientów – o stosowanie, z chciwości, niebezpiecznych jego zdaniem praktyk przyspieszających poród. Justine uzasadniała je troską o zdrowie matki i dziecka. Wezwane przez sąd konsylium lekarzy – profesorów Wydziału Medycznego Uniwersytetu we Frankfurcie nad Odrą uznało, że Justine, mimo braku formalnego wykształcenia i znajomości terminologii medycznej jest kompetentną położną, a jej praktyczna, imponująca wiedza jest większa, niż wiedza absolwentów tej uczelni i formalnie oczyściło ją od tego zawistnego zarzutu. I tym razem rozgłos związany z procesem i werdyktem uznanych sław medycznych przyniósł jej korzyść – w 1863 r. zyskała stanowisko akuszerki miejskiej Legnicy.
W 1701 r. Wielki Elektor Fryderyk Wilhelm zaprosił ją do Berlina – została nadworną akuszerką domu Hohenzollernów. W tym okresie odebrała porody licznych koronowanych głów – np. Augusta III – przyszłego Elektora Saskiego i Króla Polski.
Prawdopodobnie pod wpływem Marii II Orańskiej – późniejszej królowej Anglii, Szkocji i Irlandii – która również z powodów licznych poronień nie mogła mieć własnych dzieci, na bazie swoich doświadczeń, notatek i rysunków napisała podręcznik dla położnych. Po uzyskaniu przywileju druku od elektorów Brandenburgii i Saksonii oraz od cesarza, po zaaprobowaniu przez Wydział Medyczny Uniwersytetu we Frankfurcie, 28 marca 1690 r. ukazała się „Die Kgl. Preußische und Chur-Brandenburgische Hof- Wehemutter” (Akuszerka Domu Królestwa Pruskiego i Dworu Brandenburskiego). Podręcznik ilustrowany licznymi miedziorytami wykonanymi na podstawie jej rysunków, stał się pierwszym niemieckojęzycznym podręcznikiem uniwersyteckim napisanym przez kobietę. Jako podręcznik akademicki wykorzystywany był aż do przełomu XVIII/XIX wieku. Justine w wielu miejscach tego podręcznika pisze z dużą dozą współczucia dla rodzących. W odróżnieniu od innych tekstów tej epoki – pisanych przez mężczyzn – nie opisuje bólu porodowego jako kary za grzech pierworodny.
Podczas gdy inne ówczesne teksty medyczne koncentrowały się na ratowaniu dziecka w przypadku porodu zagrażającego życiu, ona zawsze starała się uratować matkę. Matki były dla niej najważniejsze. Odmawiała stosowania narzędzi chirurgicznych, w tym wczesnych, prymitywnych wzierników, ponieważ uważała, że powodują one zbyt duży ból i wolała używać dotyku. Zmarła w listopadzie 1705 r.
Justine Siegemundin – hebama biedoty, książąt i królów. Hebama, która odebrała około 6 200
porodów. Hebama samouk – autorka słynnego podręcznika akademickiego. Hebama – zapomniana dzisiaj w swoim hajmacie matka śląskiego położnictwa.
W 2004 roku Niemieckie Towarzystwo Historii Medycyny, Nauki i Technologii ustanowiło nagrodę Justine Siegemund. Nagroda przyznawana jest za pracę młodych uczonych w historii medycyny.
“Justine Siegemund, opening doorways to midwifery” – w “Hektoen International. A Journal of Medical Humanities” (Chicago, Illinois) nr z wiosny 2021 r.
“Who is Justine Siegemund? Know all about the 17th-century Sielsian physician honoured by Google Doodle today” – artykuł, który ukazał sie w “The Economic Times” 28 marca 2023 r.
Dlaczego my nie pamiętamy?
1) łNiewiedzy w dobie IT nie usprawiedliwia kiepska szkoła. Niewiedzę o Śląsku rozpowszechniają w olbrzymiej mierze mieszkańcy tzw. przemysłowej (wschodniej) części Górnego Śląska. 2) Często są to Górnoślązacy i Górnoślązaczki z wybory potomkowie Gastarbeiterów po roku 1863. Znam Niemców zorganizowanych TSKN na Dolnym Śląsku i w Hrabstwie Kłodzkim,Polecam książkę Thomasa Urbana Niemcy w Polsce.
Nie pamiętamy bo była z Dolnego Śląska a my Górnoślązacy kultywujemy głównie pamięć o wydarzeniach i osobach z naszej części regionu. Na Dolnym Śląsku ciągłość kulturowa została przerwana w latach 1945-47 to kto ma o tym pamiętać oprócz garstki zapaleńców historii regionalnej/lokalnej….
Dzieki bogu . Sa jeszcze zapalency.
Ciągłość kulturowa przekazywana z pokolenia na pokolenie sięga na ogół jedynie kilka pokoleń wstecz. Ciągłość kulturowa wynikająca ze znajomości historii swojego hajmatu sięga dalej. Brak wiedzy – na Śląsku – o Justine wynika z wymazywania tej postaci w nauczanej historii, z przemilczania przez oficjalną narrację historyczną nawet najważniejszych osób tworzących historię Śląska, szczególnie osób używających na codzień śląskiego dialektu niemieckiego.
Wstyd wszystkim, którzy określają historię części Śląska – dużej i dawniej zdecydowanie ważniejszej: Dolnego Śląska – od historii Górnego Śląska. To była także historia naszych dawniejszych przodków, za “obcą” uznnana dopiero w PRLu.